Cisza
Między zwidami
i snów plątaniną
Trudno wyrazić
Uczucia, co giną.
Między zwidami
i snów plątaniną
Trudno wyrazić
Uczucia, co giną.
Bądź mą oazą wśród piasków pustyni.
W palącym słońcu bądź mym cieniem.
Bądź źródłem moim, co poranek czyni.
Ukój jak woda me pragnienie.
W ciemnościach sensu
I w strzępkach wiary
Prawdy bezsensu
Obrys zgrzybiały.
Szukam w ciemności Ciebie,
Choć jesteś bardzo blisko.
Jak ptak szybujący po niebie
Wysoko lub całkiem nisko.
Twe ciało w półmroku ukryte
Okrywam oddechu falami.
Snem nasze ciała spowite.
Odcięci od świata sami.
W sferze nicością zamkniętej,
Oknem do pustki będącej,
Dźwięczy ton ciszy zaklętej,
Splatając niebytu końce.
Nad głową nocny księżyc wisi
Drzewa na zewnątrz ciszą ugięte.
W głowie cierpko-słodkawe myśli
Myśli zbłąkane, trudno pojęte.
W pejzażu samotności
Huśtawki porusza wiatr.
Po liściach czerwoności
Spływa niechciany czas.
Motylem chcę być pijącym
Twego ciała rosy.
I wiatrem, co na łące
Potarga Twe włosy.
Czerwono zachodzące słonce.
Szałas na łące wśród lasu.
Ognisko jasno płonące
Z dala miejskiego hałasu.