ZA GÓRAMI ZA LASAMI…
ZA GÓRAMI ZA LASAMI...
Za górami, za lasami, za siedmioma gdzieś rzekami była
sobie gdzieś kraina. Jakich dziś na świecie ni ma.
I wśród owych łanu zbóż, króla tam nie było już. Tylko z kmieci rząd wybrany, dosyć
często wymieniany.
Ludek dawniej bogobojny, kierowany ongiś wiarą, w demokrację się zabawiał, hołubiąc tradycję starą.
Dwie frakcje kmieci były, co władzę przeważnie miały.
Jedni za wszelką cenę postęp by wprowadzali. Co nowe i zagraniczne, to dobre i
bardzo śliczne. I wszystkie takie nowinki. I języki cudne nowe. Do kitu nasze zaścianki.
Jak już to międzynarodowe! Obywatele my świata będziemy. I tego się trzymamy.
Bo lepszy ten z zagranicy, niż ten stary od mamy.
Ta druga frakcja na odmian, innego była zdania. Wszystko co z zagranicy ich
stara wiara zabrania. My tutaj naród dumny, my własne dzieje mamy. I własnych bohaterów,
z kart naszej historii znamy. Tradycja to rzecz święta. Jak święta jest nasza
wiara. A kto się z obcymi się pęta, to niech go Pan Bóg skara!
I owa druga grupa
tam władzę właśnie miała. Choć
zacofana, niemodna, długo krainą władała.
I chociaż opozycja ze światłych osób złożona, psy na nich wieszała często. To tłuszcza
nieuświadomiona, głosowała na nich dość gęsto.
Szczególnie ta część kmiotków, co to ni wiedzy, ni życia sus, dziękczynne modły
wznosiła za ichnie pięćset plus.
Ci światli się dziwili, dlaczego oświaty kaganiec, serwowany w gazetach wielu,
nie zdaje się tu na nic. Dlaczego słowa tak mądre, do tłumu nie docierają i na
przejęcie władzy żadnego wpływu nie mają.
I nagle ich olśniło. Toż to języka wina. Nasza prawda zbyt inteligentna. I ludu
się nie ima. Słownictwo trzeba zmienić i działać tak jak motłoch. Więcej wyzwisk
tu trzeba i większy na błoniach popłoch.
I już najbliższa okazja, od razu się nadarza. Bo kmieci chór z Trybunału, za kapłanami
powtarza. Starą śpiewkę, co białym głowom
racji nie daje. I chędożenia skutkom błogosławieństwo oddaje. Nie wam,
bezbożne dupki, zmieniać ustanowione. Co wiarą i tradycją zostało uświęcone.
Zbierają się więc ci światli w protestach na ulicach. A nowe ich słownictwo zaczyna
ich zachwycać. W cholerę z elokwencją, w cholerę z intelektem. Jak klniemy, to już klniemy. Wulgarność nam
intencją.
Chcecie zabronić chuci? Chcecie zabronić poróbstwa? Każdy już pieprzną piosnkę nuci. Jebiemy
wasze dupska!
W świątyniach nie bądźcie pewni. Tam się też dostaniemy. Bo my, światli i
gniewni, wam głupie modły przerwiemy.
Bo na nic argumenty, logicznie podane racje. Przekleństwa i wandalizm, nie żadne
tam dywagacje.
Gawiedź tylko rozumie język z rynsztoka rodem. I właśnie tym sposobem, złączymy
się z narodem.
Alex Wieseltier
Listopad 2020