SZMALEC
SZMALEC,
czyli dorastanie w żydowskim sąsiedztwie. (W naszym byli wszyscy!)
Rosalind
Levine, Florida
To sięga
dwa pokolenia wstecz, lub trzy, jeśli masz ponad 50 lat. To wyjaśnia również,
dlaczego wielu żydowskich mężczyzn zmarło mając 60 lat z powodu
niefunkcjonującego układu sercowo-naczyniowego i wyglądało jak dzisiejszy
89-latek.
Zanim zaczniemy, trzeba zaznaczyć, że istnieją pewne różnice w składnikach ze
względu na różne typy żydowskiego smaku (polski, litewski, niemiecki i
galicyjski). O sefardyjskim będzie kiedy indziej.
Tak jak my, Żydzi, mamy sześć pór roku (zimę, wiosnę, lato, jesień, okres zastoju
i okres szczytu), tak wszyscy skupimy się na głównym składniku, który niestety
i niezasłużenie zniknął z naszej diety. Mowa oczywiście o SZMALCU (tłuszcz z
kurczaka).
SZMALEC od wieków był głównym składnikiem prawie każdej żydowskiej potrawy i
czuję, że nadszedł czas, aby przywrócić mu należne mu miejsce w naszych domach.
(Mam w planach dystrybucję w zielonej szklanej butelce Gucci z napisem wyraźnie
mówiącym: "niskotłuszczowy, bez cholesterolu, Newman's Choice, extra czysty
SZMALEC". Powodzenie zapewnione!) Następnie są grebenes (skwarki) -
kawałki kurzej skórki, smażone w SZMALCU z cebulą i solą aż do chrupiącej
brązowości (żydowski boczek) to świetna przekąska na kolejny zjazd kardiologów.
Jest też fajny gulasz z kurczaka z sercem, szyjką, pypkiem (żołądek
- świetny przysmak, który się daje ulubionemu dziecku), fliegele
(skrzydełko) lub dwa, trochę ajelech (małe niedonoszone jajeczka) i inne
różne podroby z kurczaka, w szmalcowym sosie z wodą, papryką itp. Będzie też kniszes
(ciasto z nadzieniem) z odwiecznym pytaniem: "Czy ma być z wątróbką, wołowiną,
ziemniakami, czy wszystkie trzy naraz?"
Inne sprawdzone przez wieki faworyty to kiszkech (kiszka) i jej biedny
kuzyn, halc (kurza lub gęsia szyja). Kiszkech to jelito krowy,
kupione przy okazji u koszernego rzeźnika. Wywracamy je na lewą stronę, parzymy
i skrobiemy. Jeden koniec zaszywamy, a mieszankę mąki, SZMALCU, cebuli, jajek,
soli, pieprzu itp. wsypuje się łyżką do otwartego końca i dociska do pełności.
Ten koniec też zaszywamy a całość jest gotowana. Często po ugotowaniu jest
przyrumieniamy go w piekarniku, dzięki czemu skórka staje się chrupiąca.
Przepyszne!
Moim osobistym ulubionym zajęciem wszech czasów było oglądanie mojego Zajde
(dziadka) chrupiącego smażone kurze nóżki. (O nie, to byłam JA!)
Na następne danie zawsze mieliśmy rosół z kawałkami żółto-białej, pomarszczonej
skórki z kurczaka, pływającymi w tłustym morzu lokszen (makaronu), farfelech
(połamane kawałki macy), cibelech (cebuli), mandelech
(migdałów), knejdelech (pierogów), kasze (kaszy), kliszkelech
i marech (szpiku z kości). Danie główne, o ile pamiętam, to był albo
gotowany kurczak, kakleten (kotlety), hakflajsz (siekane mięso), a
czasami żeberka, które podawano dobrze wysmażone, przypalone lub zupełnie
spalone. Czasami mieliśmy grillowaną wątróbkę do perfekcji przypaloną i
stwardniałą z własnego pieca węglowego.
Ponieważ do posiłków mięsnych nie mogliśmy pić mleka, piliśmy tanie napoje
gazowane (Kik, Dominion Dry, seltzer w patentowych butelkach). W Filadelfii był
to zazwyczaj Franks Black Cherry Wishniak (wiśniak).
Łza się w oku kręci.
Polskie tłumaczenie Alex Wieseltier