Święte słowa panie Waldku

2023-04-30

"Święte słowa panie Waldku"

Powyższe słowa, to komentarz jednej z uczestniczek naszego Forum na poniższy komentarz, zamieszczony w dyskusji na temat wywiadu udzielonego przez panią Engelking, a odnoszący się do jej wypowiedzi na temat poczucia zupełnego osamotnienia wałczących w getcie Żydów i atmosfery na warszawskiej ulicy w trakcie powstania w getcie warszawskim:
"A skąd autorka wiedziała, że nieliczni współczuli... ? Czy ci, co ryzykowali życie swoje (2 dorosłych) i 7 dzieci to współczuli, czy coś innego? Życie 9 osób za życie 1 żydowskiej dziewczyny? Sztymuje tu coś...? Dziś wszyscy są tacy mądrzy i wiedzą wszystko najlepiej..."
Tak, dziś wszyscy są tacy mądrzy. Humanizm i empatia kwitnie. I trudno jest dopuścić myśl, że my sami nie bylibyśmy lepsi w sytuacjach, gdzie każda niewłaściwa wypowiedz, czy uczynek mogły mieć poważne konsekwencje, i to nie tylko dla siebie samego, ale i dla całej rodziny.
Czy my ryzykowalibyśmy życie naszej całej rodziny dla jednej żydowskiej dziewczyny? Czy choćby własne życie dla jednej żydowskiej dziewczyny, czy nawet dziesięciu Żydów?
A problem polega na tym, że my możemy te sytuacje przemyśleć siedząc w wygodnym fotelu popijając kawę i zadecydować czy warta byłaby skórka za wyprawkę.
Bo my wiemy, jaką cenę zapłacili ci, których zadenuncjowano za udzielanie takiej pomocy. Bo słyszeliśmy o przypadkach, gdzie ta pomoc i współczucie, były nie tylko niedoceniane, ale i pomijane milczeniem, gdzie więcej było niewdzięczności niż wdzięczności.
I na tym polega różnica między nami, a ludźmi, którzy zetknęli się z tym problem w czasie okupacji. Być może byli oni zbyt optymistyczni, a już na pewno nie znali znanych dzisiaj przypadków niemieckiego bestialstwa w karaniu Polaków pomagających i ukrywających Żydów.
Ci Polacy, podejmując decyzję udzielenia pomocy, kierowali się przede wszystkie swoim sumieniem. Jeżeli podejmowali decyzje o pomocy Żydom, to nie myśleli o wdzięczności czy niewdzięczności ze strony tych, których ratowali. A już na pewno nie robili matematycznych ćwiczeń typu czy życie jednej żydowskiej dziewczyny jest warte mniej czy więcej niż życie swojej własnej rodziny.
Bo gdyby mieli takie myśli, to biorąc pod uwagę fakt, że wystarczyła na ulicy, czy we wsi jedna szuja, żeby wysiłki wielu nie tylko poszły na marne, ale żeby życie wielu ludzi poszło na marne, to wypadki szlachetnego udzielania pomocy byłyby jeszcze rzadsze.
Bo największe niebezpieczeństwo groziło nie ze strony Niemców, którzy mieli bardzo ograniczony wgląd na to, co się działo w mieszkaniach, zagrodach, czy na ulicy.
To szuje, ośmielone niemieckim przyzwoleniem i niemiecką zachętą, dominowały nastrój ulicy. To było to, co się słyszało. Współczujących w duchu nie słyszano. Co mogli czuć osamotnieni Żydzi słysząc takie odgłosy warszawskiej ulicy? Oni byli już odpisani na straty.
Czy nastrój ulicy zmienił się po wypędzeniu Niemców? Jak to odbierali ci nieliczni ocaleni, którym odmówiono prawa do ich przedwojennych mieszkań i dobytku?
Dlaczego ludzie typu rodziców wielkiego przyjaciela Polski, Szewacha Weissa, którzy zostali uratowani przez swoich sąsiadów, opuścili Polskę zaraz po wojnie?
Dlaczego znakomita większość Żydów, którzy po wojnie przewinęli się przez Polskę, zdecydowała się opuścić ziemię swoich dziadków i ojców? Czy znowu czuli się osamotnieni i niezbyt mile widziani?
Dlaczego ci pozostali Żydzi dołączyli się ochoczo do budowania tej znienawidzonej komunistycznej Polski? Bo tylko komunistyczne władze mówiły o wolności, równości i braterstwie wszystkich obywateli bez względu na wyznanie i pochodzenie etniczne.
I niektórym potrzebny był silny kopniak marca 68 roku, żeby zrozumieć, że to tylko propaganda i że norymberskie wyliczanki żydowskiego pochodzenia nie umarły w procesie norymberskim.
Tutaj też można było się usłyszeć glos ulicy. Bo ci współczujący w milczeniu w dalszym ciągu współczuli w milczeniu.
I święte słowa panie Waldku. Mogło ich być dużo. Bardzo dużo. Tyle tylko, że tym wyjeżdżającym z Polski Żydom niewiele to pomogło.
Nikt ich nie chciał mordować. Nikt ich siłą nie wyrzucał z mieszkań. Nikt ich nie wywoził z Polski bydlęcymi wagonami.
Ale, choć takie porównanie wydaje się nie na miejscu, czuli się oni tak samo osamotnieni, jak Żydzi w okupowanej Warszawie.

Alex Wieseltier - Uredte tanker
Alle rettigheder forbeholdes 2019
Drevet af Webnode Cookies
Lav din egen hjemmeside gratis! Dette websted blev lavet med Webnode. Opret dit eget gratis i dag! Kom i gang