POLSCY SPRAWIEDLIWI, GROSS I HAŃBA?
POLSCY SPRAWIEDLIWI, GROSS I HAŃBA?
Na lamach naszego Forum ukazał
się wpis o polskich Sprawiedliwych, który przeczytałem z zainteresowaniem. Bo o
Sprawiedliwych, którzy pokazali najwyższy karat człowieczeństwa, pomagając i ratując
ludzi w potrzebie, bez względu na grożące niebezpieczeństwo śmierci własnej i
swoich najbliższych, trzeba mówić. I nigdy tego nie będzie za dużo.
Czytając jednak cały artykuł miałem wrażenie, ze autorowi nie tylko chodziło o
polskich Sprawiedliwych. Wygląda na to, że autor przy okazji chciał załatwić
kilka innych spraw. A mianowicie sprawę twórczości pana Grossa, który śmie szkalować
dobre imię Polaków, pisząc między innymi książkę o spaleniu przez Polaków
swoich żydowskich sąsiadów, nie wspominając ani słowem o bohaterskich Polakach ratujących
Żydów. I że to haniebne, że Yad Vashem uhonorowało tak małą ilość Polaków. Autor
porusza także sprawę uratowanych przez Polaków żydowskich ubeków, którzy się odwdzięczyli
za to biorąc udział w komunistycznej machinie powojennego terroru. Jak również sprawę
wydawania polskich Sprawiedliwych przez samych ukrywanych Żydów. I swoje
przekonanie, że Żydzi w podobnej sytuacji nie kiwnęliby palcem o palec, żeby ratować
Polaków.
I tu spada przerzutka. Bo autor bezwiednie bawi się w pana Grossa, tylko z
odwrotnym znakiem. Gorzej, bo Gross napisał jednak coś,
co się nazywa „W czterdziestym nas Matko na
Sybir zesłali-”, a o twórczości autora wpisu w odwrotnym kierunki nic mi
nie wiadomo. Można by powiedzieć, że autor artykułu,
wymieniając przykłady bohaterskiego zachowania i martyrologii Polaków, mordowanych
za swoje człowieczeństwo, celowo „zapomina” o odwrotnej stronie medalu.
Bo faktem jest, ze wielu uratowanych w czasie okupacji osób żydowskiego
pochodzenia zawdzięcza swoje życie Polakom. I w wielu przypadkach tylko
dlatego, że Polak, poznawszy Żyda, nie zrobił
nic, by mu zaszkodzić przez przekazanie tej wiadomości innym, którzy mogli mieć
zupełnie inne podejście do Żyda znajdującego się poza gettem.
I właśnie takiego zachowania, a nie pomagania niemieckim mordercom w znajdowaniu
ukrywających się Żydów, można było oczekiwać od ludności w okupowanej przez Niemców
Polsce. Bo nikt nie powinien oczekiwać od człowieka narażania siebie i własnej
rodziny na pewną śmierć. A faktem jest, że znalazło
się tysiące Polaków, dla których moralny obowiązek pomocy skazanym na pewną śmierć
ludziom był ważniejszy niż własne życie. Ale faktem jest również, że większość Polaków, którzy próbowali ratować Żydów i zginęli,
była wydana przez własnych pobratymców. Faktem również jest, że nawet po wojnie ludzie obawiali się przyznać, że ratowali Żydów. I nie bali się nowej, komunistycznej władzy.
Nie. Oni bali się własnych sąsiadów, którzy mogliby się pokusić o zabranie
przynajmniej części tego bogactw, które ci ratujący musieli mieć. Bo kto przy
zdrowych zmysłach przechowywałby Żyda za darmo?
Nie będę się tu zajmował polemiką na temat niewdzięcznych, żydowskich ubeków,
czy jak zostali złapani ci Żydzi, którzy kapowali tych ludzi, którzy udzielili
im mniejszej lub większej pomocy. Nie będę również deliberował nad sprawą kogo było
więcej, tych pomagających czy tych kapujących.
Chciałbym tylko zwrócić uwagę na fakt, ze izraelski Knesset podjął ustawę o
honorowaniu Sprawiedliwych już 1963 roku, a polskie Muzeum Polaków Ratujących Żydów
powstało dopiero w 2016 roku, nie mówiąc już o ustanowieniu w 2017 Dnia Polaków
Ratujących Żydów (24 marca, rocznica śmierci rodziny Ulmów z Markowej).
Alex Wieseltier
Grudzień 2020