OKUPACJA NA POLSKIEJ WSI
OKUPACJA NA POLSKIEJ WSI
Jestem w trakcie czytania książki pani Engelking
„Jest taki piękny słoneczny dzień...”, która pomimo tytułu opisuje czarne
dzieje Żydów ukrywających się w czasie okupacji na polskiej wsi. Po latach
milczenia na ten temat w PRL-owskiej Polsce rozsypał się worek z opowieściami i
mniej lub bardziej naukowymi opracowaniami na ten temat. Autorka bazuje gównie na
materiale wybranym z tysięcy relacji świadków z tego okresu, znajdujących się w
ŻIH. Każdy opis to opis tragedii, w którą zamieszane są pośrednio i
bezpośrednio dziesiątki osób. Jedna z relacji opisuje jeden rok tułaczki
kobiety z małym dzieckiem. W tym okresie szuka ona schronienia u ponad 20
rodzin, które czasami przyjmują ją chętnie, dzieląc się z nią ostatnim
kawałkiem chleba, a czasami odmawiają jej pobytu i każą iść dalej. Kobieta
przezywa również rabunek, ale udaje jej się ujść z życiem. Takich historii
można znaleźć na kopy. Opisy widziane oczami Ocalonych przekazują mroczny obraz
wsi, gdzie ludzie pomagający Żydom są zupełnie przysłonięci tymi, którzy przyczyniają
się do cierpień lub zagłady ukrywających się Żydów. I nawet te opisy nie mówią
całej prawdy o gehennie tych ludzi. Bo nie wszystko się da lub chce
opowiedzieć. Czy ktoś słyszał o wykorzystaniu seksualnym lub gwałtach
ukrywanych Żydówek? Nie. Bo kto to miał opowiedzieć? Sprawcy? Te gwałcone
Żydówki, które chciały przeżyć za wszelką cenę? Takich historii się nie
opowiada. Takie historie się zapomina.
Czytając relacje tych ludzi, odniosłem w pewnym
momencie wrażenie, że w zasadzie nie wiadomo gdzie się to wszystko działo.
Polska wieś i jej mieszkańcy występują w tych relacjach jako tło przeżyć
opowiadających. Z równym powodzeniem można było przenieść akcję na krater
marsjański, bo fizycznej wsi i ludzi tam mieszkających prawie nie widać.
Ludzie, ich życie, ich przeżycia migają tylko w przelocie. Prawie tak samo, jak
Niemcy, którzy są przecież sprawcami tego całego nieszczęścia, a których
zauważamy na samym końcu łańcucha wydarzeń, w których główną rolę grają ci
łapiący i wydający Żydów do zagłady Polacy. Niemcy to prawie „happy end”
doprowadzonego na śmierć Żyda.
Studiując dokładnie relacje Ocalonych można
znaleźć okruchy polskiej wsi i mieszkających tam ludzi. Ale ich historia
brakuje. Wracając do wspomnianej historii kobiety, co się stało z Wincentym Tucznią,
który pomógł jej wydostać się z getta? Co wiemy o ludziach w tej chacie, do
której weszła wieczorem i dostała posiłek? Dlaczego Marysia Tucznia
przechowała ją bez wiedzy ojca? Co wiemy o sołtysie z żoną, którzy dali
jej nocleg i nakarmili, a później trzymali ją przez jakiś czas w ukryciu? Co
z Zelkami, którzy wzięli na przechowanie jej dziecko, ale oddali je po kilku
dniach? Dlaczego Puchnikowie przechowali jej ojca, a jej kazali iść dalej po
tygodniu? Dlaczego stary Brzek nie pozwolił jej zostać w stodole więcej niż
jeden dzień? Dlaczego syn jej dawnej praczki wygonił ją? Co z jej byłą służącą
Rózią, u której zjadła trochę kartofli, bo chleba nie było? Jak to było z tym
Bilem, który pozwolił jej zostać kilka dni? Co z Kondratową, u której
przechowała się przez dwa miesiące? A co z Janikową, u której nędza aż
piszczala, nie było kawałka chleba, ale podzieliła się z nią kartoflami? I z
Mleczkami, u których się przez chwilę poczuła „jak u pana Boga za piecem"? Kto
to był Bieniecha, który ją obrabował i chciał zaprowadzić na posterunek?
I co z Pająkami, którzy odkryli ją w sieczkarni i pomimo tego, że mieli
sześcioro dzieci i nie przelewało im się, dzielili się z nią
wszystkim i zawsze się znalazł kubek mleka dla malej?
To tylko ludzie z jednej z historii opisanych w
książce. A co wiemy o ludziach z tej wioski, którzy zbiorowo ukrywali i
pomagali żydowskiej rodzinie, a która została wydana żandarmom przez chłopa
mieszkającego obok wioski? Co wiemy na temat chłopskiej rodziny, która budzi
się z rana z pustym kurnikiem, bo tułający się niedaleko głodni Żydzi te kury
ukradli? A co z tą rodziną, której te głodomory ukradły jedyną krowę?
Gdzie są historie o tych ludziach? Kim oni byli?
Dlaczego postępowali raz po ludzku, a raz po chamsku? Bohaterowie czy tchórze?
Ofiary czy oprawcy?
Nie można się spodziewać po osobach zajmujących
z zawodową pasją losem ukrywających się polskich Żydów, żeby podjęli ten temat.
Ale wydaje mi się, że polscy specjaliści, zajmujący się historią czasów
okupacji, zamiast tracić czas na krytyczną analizę opracowań pani
Engelking czy innych, powinni się zająć naświetleniem losów i przeżyć ludzi na
polskiej okupacyjnej wsi. To się im należy i to ostatni dzwonek, jeżeli się
chce jeszcze dotrzeć do ludzi pamiętających te czasy.
Alex Wieseltier
Marzec 2019
Published on FZP Portal Marts 2019