Noworoczna Chałka
Noworoczna Chałka
Jak ma świętować Żyd, który
nie jest religijny, ale stara się podtrzymywać żydowskie tradycje? Co może taki
jeden zrobić w przypadku Rosz ha-Szana? Pójść do synagogi? Przy tych
ograniczeniach spowodowanych koronawirusem nawet ci, co mają stale miejsca w synagodze
będą mieli problemy. Wiec dla takiego jak ja to odpada. Zostaje tylko
ewentualne wirtualne uczestniczenie w nabożeństwie i słuchanie baraniego rogu w
Internecie.
Co można jeszcze? No tak. Posiłek świąteczny. Jabłka, miód,
granaty, chałka... No właśnie! Może by tak upiec chałkę we własnym zakresie? Po
próbach z latkies, racuszkami i hamentaszen, sam pomysł nie wydaje się taki
trudny w realizacji.
Wiec do roboty! Najpierw znaleźć przepis. Żaden problem.
Przepisów od groma.
No to popatrzmy. Mąka, mleko, masło... Zaraz, zaraz! Odpada!
To ma przecież być koszerna chałka na żydowski Nowy Rok! O jest! Jakiś Duńczyk
ma wideo na YouTube. Po angielsku! Wygląda ciekawie i bardzo koszernie. I dosyć
prosto, choć te dokładne odważanie każdego składnika... Ale popatrzmy na to
dokładnie. Co to znaczy "challah med surdej"? Surdej? Zakwas? Zaczyn? O! Jest
przepis przygotowania tego zakwasu. Co? Trzeba przygotować dzień wcześniej?
Odpada! Tyle czasu to ja przecież nie mam. Ratunku! Jakiś inny przepis na
koszerną chałkę? Szukaj, szukaj. Jest! Bez tego zakwasu! I bez mleka i masła!
Tylko z drożdżami! No to jedziemy!
Jedno opakowanie drożdży. Kubek letniej wody.
Rozmieszać/rozpuścić drożdże w naczynku. Żaden problem. Cztery i pól szklanki
mąki, dwie łyżeczki cukru, dwie łyżeczki soli, dwie łyżki oliwy, dwa cale
jajka. Wszystko zmieszać razem z rozpuszczonymi drożdżami. Zaraz, zaraz. W
duńskim przepisie nie było cukru, tylko miód! OK. Zamiast dwóch łyżeczek cukru,
dwie łyżki miodu! Gnieć, gnieć. Ta konsystencja trochę nie taka. Więc trochę
wody. Za dużo! No to trochę maki. No trochę lepiej. Co dalej? Aha! Odłożyć pod
przykrywką na godzinę. Dobra. Można trochę odsapnąć. Po godzinie. Nawet
urosła! Co dalej? Trochę pougniatać. Podzielić na trzy równe części. Uformować
wałeczki. Czemu one takie mało gładkie? Nieważne. Teraz zapleść. Nie takie
łatwe, ale nie wygląda najgorzej. Co? Znowu zostawić na wyrośniecie? Ile? 30
minut? Niech będzie! Co dalej? Aha To trzecie jajko! Rozbełtać i posmarować.
Tylko żółtkiem? A niech tam! Całym jajkiem! Zaraz, zaraz. Przecież mam paczkę
sezamu. No to obsypiemy! I wreszcie do piecyka!. Cholera! Zapomniałem podgrzać.
Nie ma sprawy. Dołożymy 6 minut.
Upieczone! Wygląda nieźle, chociaż trochę inaczej niż na
zdjęciu w przepisie. No tak. Oni nie dodali białka i nie posypali sezamem. No
to pstrykamy zdjęcie dla potomności.
Jak smakuje+ To już moja tajemnica. Na następny rok będzie
jeszcze lepsza.
Szana tova!
Alex Wieseltier
Wrzesień 2020