LANY PONIEDZIAŁEK
LANY PONIEDZIAŁEK
Tak się składa, że w tym roku w trakcie Pesach chrześcijanie
obchodzą święta Wielkiej Nocy. Co wiem ja, stary Żyd, o obchodach tego
święta i jego historii. Znam oczywiście historię mojego pobratymca, który dał
się uśmiercić na krzyżu, a potem zmartwychwstał.
To pierwsze kojarzy mi się z Monty Pythonowskim filmem "Live
of Brian" ("Żywot Briana"), który oglądaliśmy z moją lepszą polową w każdą
wigilię Bożego Narodzenia. To święto też pamiętam, bo kojarzy mi się z moim pobytem w Zakopanem,
gdzie pojechaliśmy z moim bratem i panią Heleną. Mieszkaliśmy tam u góralki.
Pani Helena, która pochodziła z Podhala i uchowała się tam jako jedyna z
rodziny, zabroniła nam mówić, że jesteśmy Żydami, więc udział w Wigilii był dla
nas ciężkim egzaminem. Na szczęście pani Helena była dobrze oblatana w tym
obrzędzie, a ja byłem obsłuchany z Kolendami. Gorzej było z moim bratem, który
miał wtedy chyba 6 lat. Na szczęście ja i pani Helena śpiewaliśmy głośno "Jezus
się rodzi, nas oswobodzi!" i nikt się nie pokapował, że mój braciszek nie zna
słów.
Wielkanoc to co innego. Dosyć dużo skojarzeń. Choćby ten
dowcip:
Izak odwiedza przed Wielkąnocą dom Mojsiego, który się
przechrzcił i pyta jego zonę "Co robi Mojsie?" "Maluje jajka!" "A od kiedy on taki
elegant?!"
Tak. Obyczaj jajek wielkanocnych był bardzo popularny.
Niektóre dzieci przynosiły malowanki nawet do szkoły, która w tym czasie była
jeszcze 100% świecka.
Wielki Czwartek kojarzy mi się z "Selfą", fabryką, w której pracowałem po tym,
jak mi "podziękowano" za pracę na uczelni. Dyrektorów tej fabryki zmieniano jak
ulęgałki. A wiadomość o zmianie dyrektora przychodziła zawsze w Wielki
Czwartek. Jak tradycja to tradycja. Ja przeżyłem to tylko raz, ale nasłuchałem
się od groma opowieści o tych dyrektorach. Szczególnie o jednym. Przyszedł nowy
dyrektor. I pierwsze co zrobił, to odwiedził wszystkie fabryczne ubikacje! I
zarządził, że wszystkie ubikacje mają mieć wysoki standard higieniczny. Bo
porządek w zakładzie zaczyna się tam, gdzie ludzie załatwiają swoje pierwsze
potrzeby! Jeżeli w ubikacji jest czysto, to ludziom się lepiej i wydajniej
pracuje. Prawie wszystkim się to spodobało. Tylko księgowy, ten z przedwojenną
maturą, powiedział "Każdy zajmuje się tym, na czym się zna. Ten akurat zna się
na gównie!"
Ale z całych świat wielkanocnych najbardziej podobał mi się
Lany Poniedziałek. To było cos! Ludzie zabawiali się bez umiaru! Staliśmy w
oknach i zaśmiewaliśmy się do łez, patrząc na biednych przechodniów, których
oblewano wodą z okien i balkonów. Niektórych tylko kubkiem wody. Ale byli
tacy, co lali wodę wiadrami! Do dziś pamiętam tę fertyczną blondynkę, która po
uraczeniu wiadrem wody wyglądała jak zmokła kura! Albo tego sąsiada, któremu w
ferworze lania wiadro spadło na chodnik i sam został zmoczony od stop do głowy,
kiedy zszedł na dól, żeby je podnieść. Był również sąsiad, który przychodził do
nas i symbolicznie spryskiwał moją mamę flakonikiem z perfumami, ale
to w ogóle nie było śmieszne.
Tak. Lany Poniedziałek na naszej ulicy był rzeczywiście bardzo
mokry!
A naszym polskim przyjaciołom życzę "Wesołego Alleluja!"