KWATERMISTRZ

2020-04-24

KWATERMISTRZ

Dzieci już śpią? No to możemy sobie porozmawiać. Ja u was zatrzymam się tylko na trzy dni. Mam umowę z fabryką butów. Interesuje mnie ich produkcja drewniaków. Byłem w Londynie i odwiedziłem Milę i jej angielskiego męża. Ona doskonale pamięta Tinę z Polski, chociaż to było kupę lat temu. Kiedy przyjechaliście do Danii? Dopiero rok temu? Gierek się przysłużył? No, no! Długo wam zajęło, żeby się z tego raju wynieść.
Ja wyjechałem w połowie lat pięćdziesiątych. Renia, ciocia twojej Tiny, wyjechała w 1958. A Tolek, Tiny wujek, wyjechał na początku lat sześćdziesiątych. To już wiedziałeś? No tak. Przecież Rysiek, twój teść, sprowadził się do Szczecina, bo tam był Tolek. A Tolek się zabrał i wyjechał do Izraela!
Wiesz. Ja tam nigdy nie miałem żadnych złudzeń co do tego ustroju. Renia z mężem i Tolek z Różą obudzili się po 56 roku. Tylko Rysiek pozostał do końca życia polskim patriotą. Nie. Nie to, że się ożenił z Polką. To zrobiło wielu innych. Bo miłość nie wybiera.
I na co ten cały patriotyzm Ryśkowi się przydał? Szlak od Lenino do Berlina. Krzyż Grunwaldu. Order Odrodzenia Polski. Pełny pułkownik od 1947 roku. Dowódca dywizji. W sztabie Okręgu Pomorskiego do zawału serca. Ale miejsca w alei zasłużonych w tej PRL-owskiej Polsce to dla niego nie było!
Ja znalem ich sprzed wojny, bo ich matka to nasza krewna i matkowała mi, jak przyjechałem do Warszawy. Ja zawsze miałem smykałkę do interesów. Jak coś trzeba było załatwić, to ich matka zawsze mówiła "Kuba to załatwi".
Jak przeżyliśmy wojnę? Wiem, że Renia z Heńkiem, swoim mężem, uchowali się na aryjskich papierach. Kiedy Niemcy napadli na Polskę, rząd zalecił ewakuację na wschód. Rysiek, Tolek i Heniek to zrobili i znaleźli się w jakimś miasteczku koło Łucka. Tam dołączyła do nich Renia i tam się ona z Heńkiem pobrała. Renia i Heniek mieli prawie ukończone studia stomatologiczne i dostali w tym miasteczku pracę jako dentyści. Kiedy rozpoczęła się wojna niemiecko-rosyjska, Rysiek i Tolek uciekli z Rosjanami a Renia i Heniek zostali. Niemcy od razu zamknęli wszystkich Żydów z tego miasteczka w getcie. Renię i Heńka uratował szef tej kliniki, w której byli zatrudnieni. Ponieważ Renia była blondynką i nie była podobna do Żydówki, udało jej się zdobyć fałszywe papiery na nazwisko Lesznowolski. Dla bezpieczeństwa przenieśli się z Heńkiem do innej miejscowości, gdzie ona pracowała jako kelnerka, a Heniek był pianistą w kawiarni dla niemieckich oficerów. Nie czuł się tam bezpiecznie i po jakimś czasie, wykorzystując swoje umiejętności gry na akordeonie, dołączył się do wędrownej grupy muzykantów, z którymi dotarł aż do Kijowa. Tam znalazł pracę i Renia się do niego dołączyła. Tam też przeżyli do końca wojny. Po wojnie do Warszawy nie wrócili, bo nie było do czego wracać. I tak znaleźli się w Bytomiu, gdzie było pełno pustych mieszkań po Niemcach. To tam ich znalazłem po wojnie. Rysiek i Tolek uchowali się w Rosji. Rysiek pozostał w wojsku, a Tolek zwolnił się zaraz potem jak wrócił z misji wojskowej w Wietnamie i miał do wyjazdu pracownię dentystyczną w Szczecinie.
Moja historia? Ja też uciekłem do Rosji. Też się znalazłem w wojsku, ale najpierw to robiłem interesy. A tak! Nawet w tym objętym wojną kraju można było robić interesy! Mój ostatni wyczyn, to był transport wagonu z masłem z Gruzji. No i mnie tam złapali. Dziwisz się, że wyszedłem cało? Dużo nie brakowało. Ale w trakcie przesłuchań udało mi się przekupić tego NKWD-zistę! Kosztowało mnie to wszystko, co miałem, ale uszedłem z życiem. Tyle tylko, że od razu wzięli mnie do armii.
A tam wkręciłem się w kwatermistrzostwo. I w Polsce też tak zostało. Byłem dobry do organizowania wszystkiego. Co chciałeś, to mogłem dostarczyć. Kwatermistrzostwo w wojsku to była nie tylko dostawa żywności, butów, mundurów, onuc, broni czy amunicji. To były też kwatery, domy, mieszkania, poniemieckie serwisy porcelanowe, futra, obrazy i dostawy do sklepów za żółtymi firankami. Tak. To dla bonzów partyjnych i państwowych.
Rysiek, jak był dowódcą dywizji, to miał rosyjskiego doradcę, generała Czeremucha. Temu Czeremuchowi też załatwiałem dostawy, a on wysyłał wszystko do swojej rodziny w Sojuzie. Czeremuch miał wpływy i dlatego mogłem się tak długo utrzymać w kwatermistrzostwie. Czeremuch, mimo swojego chłopskiego wyglądu, był dobrze obeznany w polityce. Pewnie mu przypadłem do gustu, bo potrafił być ze mną boleśnie szczery. Z Ryśkiem to on był na przyjacielskiej stopie, ale tylko jak generał z pułkownikiem, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. Ze mną potrafił mówić o rzeczach, które były czasami niebezpieczne. To on mi powiedział, dlaczego wagony z dostawą zboża ze Związku Radzieckiego mają węgierskie listy przewozowe. Według niego to był jedyny przypadek, gdzie polscy komuniści przekonali Rosjan, że bez zapobieżenia klęsce głodowej w powojennej Polsce budowa nowego ustroju będzie niemożliwa. Dlatego część węgierskiego zboża została skierowana do Polski. On mi też wytłumaczył, dlaczego komuniści żydowskiego pochodzenia są preferowani. On mi powiedział: "Jakow Dawidowicz! Polaki eto pany i chamy! Pany, intieligiencziki ludowoj własti nie lubiut, a chamy nie znajut kak ludowoj włast postroit nada. Polskich komunistow mało i oni toże chamy! Tolko jewriejskije komunisty bolsze gramotny, a bolszinstwo s nich idiealisticzeskije duraki!" Mówił także o tych dawnych PPS-owcach, że są za bardzo nacjonalistyczni i dlatego im się nie dowierza. I śmiał się, że ci wszyscy Żydzi, którzy wierzyli w budowę sprawiedliwej, komunistycznej Polski wcześniej czy później dostaną po krzyżu. W Polsce chodziło o wychowanie pokolenia ludzi nadających się do utrzymania sowieckiego systemu władzy. Stąd hasła "Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera!". Rosjanie doskonale zdawali sobie sprawę, że ci, co się masowo zapisywali do partii, to w większości nie byli żadni ideowcy, tylko przydupasy chcący zrobić łatwą karierę. I że to ta grupa, razem ze starymi polskimi komunistami zacznie wygryzać ze stanowisk swoich żydowskich towarzyszy.
Ci idealistyczni żydowscy komuniści byli najgorsi. Znałem takiego jednego. Cała rodzina wymordowana. Znaczna część przez Niemców a reszta przez NSZ-etowskich partyzantów. Odludek, bez babskich znajomości. Był śledczym w UB. Nazywali go po cichu "Czarna Śmierć". On był polskim patriotą. Ale nawet nazwiska sobie nie spolszczył, bo twierdził, że Polska, o którą walczy, nie będzie robić różnicy z powodu nazwiska czy pochodzenia. Nie. On nikogo nie katował. Od tego miał polskich chłopaków, którzy zawsze się chcieli wykazać.
Kiedyś opowiedział mi o jednym przypadku. Człowiek był przed wojna znanym działaczem polskim na Śląsku. Dobrze usytuowany, własny dom, wyższe wykształcenie. Ale w czasie okupacji pracował w niemieckiej administracji i nikt się go nie czepiał za jego przedwojenna działalność. Podejrzane. Zaraz po wojnie został prezesem spółdzielni wyrobniczej. No i przyszedł donos. Donosów w tym czasie było na kopy. Jedni donosili, bo mieli na pieńku z tymi, na których donosili. Drudzy donosili, żeby się przypodobać nowej władzy. Jeszcze inni, żeby robić kariery. W UB dobrze o tym wiedziano, ale to ułatwiało im pracę. No i statystyki spraw był imponujące. Jak przesłuchiwał tego prezesa pierwszy raz, to ten człowiek patrzył na niego z niesmakiem. Jakby rozmowa z takim jak on, śledczym UB, była poniżej godności pana prezesa. I to go mocno denerwowało. Bo być może ten prezes miał wyższe wykształcenie, ale on zdążył zrobić przed wojna maturę! Gdyby ten zakichany prezes nie zadzierał nosa, to porozmawialiby jak jeden inteligentny człowiek z drugim inteligentnym człowiekiem i sprawa byłaby zamknięta. Ale ten osobnik cedził słowa, jakby przebywanie w tym samym lokalu ze śledczym sprawiało mu fizyczne katusze! Po dwóch takich przesłuchaniach miał dosyć i wziął się za tych, co na prezesa donieśli. Nawet nie musiał ich oddać chłopakom. Sami obciążyli prezesa na tyle, że sprawa nabrała wagi i została zaraportowana wyżej. Tam podjęto decyzję zrobienia z tego pokazówki i zażądano, żeby do zarzutów o malwersacje dołożyć oskarżenie o wrogą działalność. Jednak ten prezes okazał się twardym orzechem do zgryzienia. Na szczęście chłopaki "wyciągnęli" z donosicieli, że pan prezes osobiście nakazał im opóźnianie dostaw państwowych, gdzie można było określić straty państwa na ponad 100 tysięcy złotych, czyli działanie na szkodę państwa z premedytacją. Prezes, pomimo "obróbki" u chłopaków do niczego nie chciał się przyznać. Ale akta z zeznaniami zostały przekazane do prokuratury, a tam znaleziono paragraf, z którego prezesowi wymierzono karę śmierci! Śledczy z wymiarem kary nie miał nic wspólnego. On "tylko" przekazał akta sprawy. Tak to się wtedy odbywało.
Poznałem też drugiego. Komendant obozu. Ten był trochę specjalny. Całą jego rodzinę zamordowali Niemcy. On sam się uchował u znajomego Polaka. Jedyne co mu zostało, to wielka nienawiść do Niemców. A w jego obozie akurat byli więźniowie oskarżeni z paragrafu sierpniowego o kolaboracji! Niemcy, folksdojcze i inni. Za co ich tam wsadzono? Wystarczyła praca w administracji niemieckiej albo donos o niemieckich sympatiach. A dla folksdojczów to nawet i tego nie było potrzeba. Dla niego oni wszyscy to była niemiecka zaraza. I tak ich traktował. Sam nie stronił od fizycznego karania więźniów, a i podwładnym dawał w tym wolną rękę i czasami nawet zachęcał do surowego karania za byle głupstwo. Miał problemy z obsadą lekarską w obozie. Ale tym, że miał tylko jednego felczera na taką ilość więźniów nie bardzo się przejmował. Jak w obozie wybuchła epidemia biegunki, to nawet miał na początku satysfakcję, że wreszcie tych szkopów coś goni. Potem się okazało, że to czerwonka i tyfus i że ludzie zaczynają umierać. Na pismo o przysłanie lekarza i dostarczenie dodatkowych instalacji sanitarnych nie dostał odpowiedzi, ale tym się nie przejął. Dopiero jak liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 100 osób, coś się zaczęło dziać. Ale epidemii nie można już było zatrzymać. Początkowo miał stracha, czy mu się za to nie oberwie, ale władze więziennictwa zdaje się wiedziały, że nie zareagowano na jego pierwsze pismo. Sprawę utopiono, a on dostał awans!
Czy oni to robili jako Żydzi? Nie! Oni to robili dla nowej Polski i polskiego ludu, który jeszcze nie wiedział, że w tych warunkach inna alternatywa nie istniała. Ale nie ulega wątpliwości, że się czuli także Żydami. Ten komendant to był niedouczony głupek i akurat się nadawał do tego co robił. A ten śledczy twierdził, że wszyscy aresztowani, nawet ci, którzy nic nie zrobili, nie byli zwolennikami ludowej Polski. A wiec z definicji byli jej wrogami. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. I to bolszewickie "lepiej ukarać 10 niewinnych, niż żeby jeden wróg uszedł i zaszkodził sprawie".
Co mówisz? Ślązacy? Wtedy to na Śląsku było jeszcze parę milionów Niemców i kupa innych, co się czuli Niemcami. Przymusowe wysiedlenia tych 3 milionów autochtonów zakończyły się dopiero w 1947 roku. A jak otworzono możliwości wyjazdu w ramach łączenia rodzin, to się okazało, że kupa Ślązaków ma rodziny w Niemczech. Rozmawiałem z takim jednym, co przed wjazdem do Izraela pracował w MSW. On twierdził, że te obostrzenia celne dla wyjeżdżających nie były skierowane przeciwko Żydom. Ani pod koniec lat pięćdziesiątych, ani po tym sławetnym Marcu. Żydów, którzy wyjechali w latach 56-59 było około 50 tysięcy. Za to tych ze Śląska wyjechało w tym czasie ponad 250 tysięcy. A do 1970 roku o wyjazd do Niemiec złożono ponad 500 tysięcy podań. I to byli tylko ci, co mieli rodziny w Niemczech!
Po śmierci Stalina i Bieruta to, o czym mówił Czeremuch, zaczęło się sprawdzać. W samej wierchuszce to nie szło tak szybko, ale niżej to żydowskich partyjniaków zaczęto wykopywać stadami. Niektórym to się dawno należało, bo wielu z nich to byli po prostu karierowicze. Sam nawet szyłem sobie potem garnitur u krawca, który po wojnie zapisał się do PZPR-u i był aż do 56 roku dyrektorem małej fabryczki. Wtedy został przez robotników wywieziony na taczce.
Najgorsze było to, że słowny antysemityzm stał się głośny. Nie oficjalnie. Ale wśród zwykłych ludzi. Stary, przedwojenny antysemityzm dostał dodatkową pożywkę - żydokomunę w UB i władzach. 
Tak! Te ileś tam setek komunistów żydowskiego pochodzenia w wierchuszce władz partyjnych, w wojsku, w Bezpiece, w prokuraturze i w sądach oczyściło Polaków od odpowiedzialności za wieloletnie gnojenie własnego narodu. Nareszcie się Żydzi na coś przydali! 
Dlatego Renia z Heńkiem zdecydowali się wyjechać do Izraela. Czeremucha odesłano do Sojuza w 1954, a ja już widziałem co się święci i nie czekałem aż mnie ktoś wygryzie. Sam wyjechałem zanim jeszcze wyciągnęli tego Gomułkę z lamusa. Zresztą moja żona o to mi przez cały czas głowę suszyła. Ona w Izraelu miała jedynych ocalałych krewnych. Więc pojechaliśmy. I to samo zrobił Tolek z rodziną. W Izraelu było na początku ciężko. Ale to jest nasz kraj, gdzie nikt Ci nie powie, że jesteś obcy. Renia i Tolek ze swoimi zawodami nie mieli problemu z dostaniem pracy, a ja z moją smykałką znowu zacząłem robić interesy.
Polska? Do czego mnie Polska potrzebuje? Do czego ja Polskę potrzebuję? Niemcy zadbali żebym nie miał do czego wracać. Mam własny kraj i to mi wystarcza.

Alex Wieseltier
Kwiecień 2020

Alex Wieseltier - Uredte tanker
Alle rettigheder forbeholdes 2019
Drevet af Webnode Cookies
Lav din egen hjemmeside gratis! Dette websted blev lavet med Webnode. Opret dit eget gratis i dag! Kom i gang