Żydowska kolaboracja
Zbrodnia: współpraca z nazistami. Kara: ekskomunika z judaizmu
Czy członek Judenratu był zdrajcą swojego ludu?
Nowe badanie dotyczy mało dyskutowanego rozdziału w historii Holokaustu i
przypomina, jak wczesny system sądowniczy Izraela radził sobie z Żydami, którzy
kolaborowali z nazistami
Ofer Aderet, Haaretz, 24 sierpnia 2019
Kilka lat temu Rivka
Brot czekała na autobus w Tel Awiwie, kiedy jej uwagę zwróciły słowa "Maccabi
Judenrat" nabazgrane dużymi literami na pobliskim płocie. Później ktoś wyjaśnił
Brot, wykładowcy na wydziale prawa Uniwersytetu w Tel Awiwie, że graffiti było
częścią wojny fanów Hapoel Tel Aviv z arcyrywalami - fanami drużyny piłkarskiej
Maccabi. "Jaki jest związek między rywalizacją piłkarską a żydowskimi radami w
okresie Holokaustu? - zastanawiała się Brot, która jest historykiem prawa.
Okazało się, że nie ma tu oczywiście żadnego związku, poza tym, że podobnie jak
"kapo" - termin używany w odniesieniu do więźnia obozu koncentracyjnego, który
został wyznaczony przez SS do nadzorowania pracy przymusowej i wykonywania
innych zadań - "Judenrat" to pejoratyw nawiązujący do zachowań negatywnych, złych
i niemoralnych. Zdaniem dr Brot, graffiti żywo odzwierciedla dyskurs publiczny
w Izraelu dotyczący złożonego zjawiska żydowskiej kolaboracji z nazistami.
"Nie mam wątpliwości, że gdyby poproszono osobę, która napisała graffiti, nie
byłaby ona nawet w stanie wyjaśnić, czym jest "Judenrat", ale wiedziałaby, że
to obraźliwe słowo" - mówi Brot.
Przykładów nie brakuje także poza sferą sportu. W izraelskich sądach wciąż
toczą się pozwy o zniesławienie w związku z używaniem określeń takich jak
"Judenrat" lub "kapo" jako obelgi. Często w konfrontacjach między cywilami a
policją lub żołnierzami te i podobne epitety są rzucane na funkcjonariuszy
organów ścigania. Politycy i osoby publiczne są również czasami celem drwin
czerpiących z tego leksykonu.
Brot, która badała bardzo nabrzmiałe, delikatne i pełne napięcia spotkanie
między Holokaustem a prawem, poświęciła ostatnie kilka lat na pionierskie
badanie sposobu, w jaki żydowski system sądownictwa w obozach dla
przesiedleńców w Niemczech, a później w Izraelu (po jego powstaniu) zajął się
kwestią żydowskiej współpracy/kolaboracji z Niemcami w czasie II wojny światowej.
"Pomimo upływu czasu terminy te są nadal używane jako uwłaczające, zwłaszcza
przez ludzi, którzy nie mają najmniejszego pojęcia o ich pochodzeniu" - zauważa
Brot, która sama jest córką kobiety, która jako jedyna z jej
holendersko-żydowskiej rodziny przeżyła Holokaust. ("Temat był ze mną zawsze",
mówi Brot, "nawet jeśli jego obecność była na ogół cicha, ponieważ moja matka
była jedną z tych, które o nim nie mówiły"). "Niektórzy ludzie używają
niebezpiecznie uproszczonych analogii, opierając się z powodów politycznych na
ignorancji historycznej. I to, co pozostaje z tej delikatnej, skonfliktowanej i
złożonej kwestii, to tylko powierzchowne obrazy i stereotypy".
W przedmowie do swojej nowej książki "In the Gray Zone: The Jewish Kapo on
Trial" (hebr., wyd. Open University) Brot pisze: "Miałam świadomość, że mam do
czynienia z bezprecedensowym żydowskim fenomenem, który nie tylko nie został
rozwiązany do dziś, ale który z biegiem lat stał się szczególnym rodzajem tabu:
wszyscy o tym wiedzą, ale nikt nie chce się do tego zabrać". Brot opisuje to
zjawisko jako "świat cieni okresu Holokaustu". To "świat prawie całkowicie
zamknięty", dodaje, "przynależny do cognoscenti (specjalistów), którym się
badania naukowe prawie nie zajmują, najprawdopodobniej z powodu prawnej
perspektywy".
"In the Gray Zone" rozpoczyna się relacją linczu dokonanego przez Żydów na
innych Żydach bezpośrednio po zakończeniu wojny, kontynuuje przeglądem procesów
przeprowadzonych przez Żydów przeciwko Żydom w obozach dla przesiedleńców w
okupowanych Niemczech i kończy się "procesami kapo", które odbywały się w
Izraelu od lat pięćdziesiątych do lat siedemdziesiątych.
Ten rozdział w historii narodu żydowskiego - zarówno kolaboracja z nazistami,
jak i związane z nią późniejsze procesy - został prawie całkowicie zapomniany.
I możesz być pewny, że nie przez przypadek.
Brot: "Pamięć zbiorowa i jej wyraz w
dialogu publicznym są dziełem ludzi. Społeczeństwo izraelskie, które wyłoniło
się z trudnej walki, która pochłonęła wiele istnień - wojny o niepodległość -
wzmocniło się dzięki heroicznym opowieściom o walce nielicznych przeciwko
wielu. W związku z tym można zrozumieć ówczesny dylemat czy karać, czy
ignorować żydowskich kapo, którzy reprezentowali załamanie moralne, utratę
wartości, fizyczne napaści na innych Żydów, zdradę lub wydawanie innych. Byli
oni postrzegani przez społeczeństwo - zarówno tych ocalałych, jak i sabry -
jako reprezentujących destrukcyjny i niemoralny aspekt niemieckiej okupacji. To
nie był materiał, z którego można było wykuć historie o budowaniu narodu. Ale
to, co było wtedy, jest już dzisiaj nieaktualne. Problem polega na tym, że
bardzo trudno jest zmienić te wyobrażenia i opisy; konieczny jest stały
wysiłek, zwłaszcza w edukacji".
Brot spędziła sześć lat badając ten temat w archiwach w Izraelu i za granicą,
odkrywając w tym czasie nieznaną wcześniej dokumentację. "Wiele osób pytało
mnie, jak radzę sobie z tymi opisami okrucieństw. To było trudne doświadczenie,
ale przyznaję, że nigdy nie przyzwyczaiłam się do przerażających świadectw.
Staram się czytać je oczami badacza, który chce zrozumieć fenomen
ludzko-żydowski".
W toku swoich wszechstronnych badań zapoznała się ona z osobliwym podejściem do
zagadnienia, jakie miały trybunały żydowskie zarówno w obozach dla
przesiedleńców, jak i później w Izraelu, gdzie posługiwano się niezwykłą
terminologią, jak "kompleksowe ofiary" i "szara strefa". Ten ostatni termin
został ukuty przez Primo Levi, włoskiego pisarza i ocalałego z Holokaustu.
Jak mówi Brot: "Termin ten miał charakteryzować układ między ofiarami a
przestępcami, układ, w którym zacierają się granice między dobrem a złem i
rozróżnienie między ofiarą a oprawcą, przestrzeń najeżoną dylematami moralnymi,
w której nie ma absolutnych odpowiedzi - »szarą strefę«".
To w tej "szarej strefie" żyją i działają "kompleksowe ofiary": jednostki,
które są jednocześnie ofiarami i oprawcami. "Rzeczywistość masowych okrucieństw
i przedłużające się rządy terroru zatarły granicę między ofiarą a sprawcą",
mówi Brot, "a tym samym stworzyły odrębny typ ofiary. Były to "ofiary
kompleksowe", czyli osoby, które padły ofiarą systemu ucisku i przemocy, ale
jednocześnie krzywdziły inne ofiary".
Prawo karne ma kłopoty z takimi ludźmi, ponieważ nie pasują do prostego
stwierdzenia winny/niewinny.
"Z prawnego punktu widzenia to dramatyczna trudność. Prawo ma trudności
poradzić sobie z zawiłością sytuacji, w której ofiara staje naprzeciwko ofiary,
co nie pasuje do prostej binarnej struktury niewinnych ofiar i kryminalnych złoczyńców. Wymiarowi sprawiedliwości trudno jest
zająć się postacią kompleksowej ofiary, która nie jest złem absolutnym, ale też
nie jest absolutnym dobrem. Innymi słowy, są to niedoskonałe ofiary: nie jest
łatwo dokonywać regularnego osądu w przypadku tak anormalnej sytuacji. Prawo, z
jego binarnym nastawieniem - winny lub niewinny - musi podjąć decyzję, ale
trudno jest wydać orzeczenie w sprawach, które nie dają jednoznacznej decyzji.
I taki jest właśnie charakter zjawiska kolaboracji: budzi dylematy moralne,
które są trudne do rozwiązania".
Oceniając żydowską kolaborację z Niemcami, należy rozróżnić różne szczeble,
instytucje, okresy i miejsca. Judenrat - czyli Rada Żydowska/Rada Starszych -
był instytucją, która zarządzała i odpowiadała za życie w getcie i wykonywanie
rozkazów Niemców. W większości gett działała także "Żydowska Służba Porządkowa"
(zwykle nazywana "Żydowską Policją"), która była ramieniem wykonawczym rady.
Organ ten był upoważniony do użycia siły w celu wykonania dyrektyw Judenratu,
będących w istocie rozkazami nazistów. Najniżej w kolaboracyjnej hierarchii
byli funkcjonariusze w obozach, wśród nich "starszy obozowy", "kapo" i "starszy
baraku".
Zmiana podejścia
Chociaż autor anty-Makkabi Tel Aviv graffiti w Tel Awiwie użył terminu
"Judenrat" w negatywnym sensie, jako obelgi, w ostatnich dziesięcioleciach
badania na ten temat zmieniły istotnie swoje podejście. Czołowi izraelscy
historycy, jak Yechiam Weitz, Hanna Yablonka, Gideon Greif i Tom Segev,
zajmowali się tym tematem na różnych platformach. W 2015 r. dziennikarz Itamar
Levin ponownie umieścił tę kwestię na porządku dziennym, publikując niezwykłą
książkę "Kapo na Allenby", o Żydach, których sądzono w Izraelu za popieranie
nazistów.
Obecne podejście nie polega na generalizowaniu sprawy "Judenratów", ale na
skupieniu się na Judenracie w konkretnym getcie. Jak opisuje Brot: "Istnieje
tyle różnych Judenratów, ile form ludzkich zachowań w czasach okupacji, terroru
i zagłady. Zdecydowana większość aktorów w tej historii to ludzie tacy jak ty i
ja. Nie byli usłużnymi aniołami, ale nie byli też wcieleniem diabła. Byli to
zwykli ludzie, uwikłani w nadzwyczajne okoliczności i w najbardziej nieludzkich
warunkach, jakie można sobie wyobrazić".
W takich warunkach - dodaje Brot - "człowiek chce przeżyć, chce żyć, a pytanie
brzmi, jak społeczeństwo, które stara się uporać ze swoją przeszłością - w tym
przypadku społeczeństwo izraelskie z Holokaustem - ujmuje i postrzega
współpracę w ekstremalnych warunkach. Czy to społeczeństwo jest zdolne do
pojmowania współpracy jako sposobu na przetrwanie? W pierwszych dekadach
istnienia Izraela było to nie do pojęcia. Przetrwanie bez żadnych śladów
chwycenia za broń, czy fizycznego buntu nie było uważane za warte przetrwania.
Nie jestem pewna, czy to podejście się zmieniło - może zostało tylko zmodyfikowane".
Mimo to niektórzy z tych Żydów zostali osądzeni i skazani za sadystyczne
zachowanie i wymierzanie kar z własnej inicjatywy.
"Mniejszość z nich - podkreślam, mniejszość z nich - była okrutna. Były to
wyjątki. Ludzie, którzy byli bardzo okrutni, stanowili mniejszość w tej
mniejszości".
Czy jest możliwe oszacowanie zakresu kolaboracji?
"To zjawisko istniało w każdym getcie i w każdym obozie w różnych okresach i w
różnej skali. Ani okupant, ani okupowani nie mogą istnieć bez elementu
łączącego, a to są kolaboranci. Kolaboranci działają w sferze między okupantem
a okupowanymi i stanowią łącznik między dwoma stronami".
Kolaboracja Żydów z Niemcami była "bezprecedensowym zjawiskiem" i że żadna inna
rzecz nie wywołała tak emocjonalnego zamieszania wśród Żydów podczas - i po -
Holokauście. Dlaczego tak się stało - w końcu każda ludzka społeczność wykazuje
szeroki zakres indywidualnych zachowań?
"Na przestrzeni wieków współpraca Żydów z tymi, którzy nimi rządzili lub
krajami, w których żyli, była jednym z fundamentów istnienia społeczności,
umożliwiając im zachowanie autonomicznego stylu życia. Ale kolaboracja podczas
Holokaustu to zupełnie inna historia, bo miała miejsce w kontekście morderczego
reżimu, którego celem było wyniszczenie Żydów".
Postępowania sądowe prowadzone przez Żydów przeciwko żydowskim kolaborantom
zostały wszczęte natychmiast po zakończeniu wojny. Odbywały się one w obozach
dla przesiedleńców w amerykańskiej strefie okupowanych Niemiec. Badając je,
Brot znalazła również powiązanie rodzinne. Latem 1945 roku, zanim Zerach
Warthaftig - późniejszy prawnik, członek Knesetu i minister w kilku izraelskich
rządach - wyruszył jako emisariusz światowego żydostwa do obozów dla
przesiedleńców, poprosił on o błogosławieństwo jej dziadka, rabina Shmuel
Halevi Brota, autorytetu w Torze i drogowskaz moralny młodego pokolenia w ruchu
Mizrachi (narodowo-religijnym). "Naszym pierwszym obowiązkiem i działaniem,
teraz, gdy wojna się skończyła, musi być złapanie 200 Żydów kolaborujących z
nazistami lub ich popleczników w obozach pracy przymusowej i osądzenie ich w
pełnym rygorze prawa" - powiedział rabin Brot Warhaftigowi.
Wobec braku państwa lub instytucji wymiaru sprawiedliwości Żydzi w niektórych
obozach dla przesiedleńców stworzyli specjalne "komisje resocjalizacyjne",
swego rodzaju sądy, do sądzenia tam znajdujących się kolaborantów. Sądy te
sądziły oskarżonych tylko z jednego paragrafu: popełnienie "działań szkodzących
narodowi żydowskiemu".
Brot: "Zachowanie kolaborantów było postrzegane jako przestępstwo przeciwko
narodowi żydowskiemu, a nie przeciwko pojedynczej osobie. Były to próby
oczyszczenia społeczno-narodowego, mające na celu ponowne wytyczenie
społecznych i moralnych granic dla żydowskiego narodu".
Na podstawie wysłuchanych zeznań sędziowie próbowali sformułować swego rodzaju
skalę zachowań, dla odróżnienia działań policjanta z getta, blokowego w obozie
koncentracyjnym czy kapo, które uznano "akcję przestępczą wobec narodu
żydowskiego" - oraz zachowań, które w swoim rezultacie można było uznać za
akceptowalne.
Wśród tych spraw zajmowano się zachowaniem wysokich rangą funkcjonariuszy
policji żydowskiej, którzy brali udział w łapaniu Żydów w gettach, by Niemcy
mogli przeprowadzić ich "selekcje", zachowaniem blokowego w obozie podczas
budzenia więźniów lub podczas wydawania żywności oraz sposobem, w jaki kapo
traktował więźniów żydowskich, którzy pracowali w jego grupie.
Brot: "Zeznania podniosły kłopotliwe pytania o zachowaniu Żydów wobec innych
Żydów - gdzie wszyscy oni byli ofiarami".
Jednym z oskarżonych, którzy stanęli przed taką komisją, odkryła Brot podczas
swoich badań, był Dawid Najman z Ostrowca, członek policji żydowskiej w
miejscowym getcie. Postępowanie przeciwko niemu toczyło się odnośnie niemieckiej akcji w styczniu 1943 r.
Najmanowi zarzucono, że jego działania umożliwiły Niemcom wykrycie kryjówki
grupy Żydów, w wyniku czego 20 z nich zostało rozstrzelanych przez esesmanów.
Wyrok sądu: Najmanowi zakazano udziału w życiu lokalnej społeczności żydowskiej
i sprawowania urzędu w jakiejkolwiek instytucji żydowskiej.
Chaim Aleksandrowicz, policjant w getcie w Kownie (dziś Kaunas), został skazany
za bicie Żydów i zmuszanie chorych do pracy. Za karę zakazano mu brania udziału
w działalności publicznej. Yaakov Lieberman, również z Litwy, był oskarżony o
zmniejszenie racji chleba przyznawanych więźniom, kiedy kierował kuchnią w
obozie koncentracyjnym Kaufering w Niemczech. Jemu też zakazano udziału w
działalności publicznej. "Ocalałe resztki i naród żydowski powinny sobie
oszczędzić przyjemności rządzenia przez "Führerów" tego rodzaju" - pisali
sędziowie.
Dawid Honigman, żydowski policjant w obozie pracy pod Dachau, był sądzony za
pobicie więźniów proszących o zupę i skazany za popełnienie "przestępstwa
przeciwko narodowi żydowskiemu". W wyroku stwierdzono m.in.: "Komisja
Rehabilitacyjna wzięła pod uwagę fakt, że oskarżony był przeciętnym
policjantem, a nie oczywistym zabójcą i wymierzyła mu karę umiarkowaną, aby dać
mu możliwość reintegracji na lepszą drogę do społeczności żydowskiej".
Brot mówi, że takie orzeczenia są zasługą tego niezwykłego systemu sądownictwa:
Żydzi, którzy w nim brali udział, w niektórych przypadkach sami przeżyli getta
i obozy. Oni znali dobrze, czasem z własnego doświadczenia, przypadki w których
wydawali wyrok. Jako tacy byli w stanie rozpoznać, rozróżnić i zaklasyfikować
typy zachowań podczas wojny. W "zwykłym" systemie prawnym mogłoby to równie
dobrze wykluczyć ich z pełnienia funkcji sędziego, ale podobnie jak sam
Holokaust, orzecznictwo w tych sprawach również nie było pod żadnym względem
prawidłowe.
Najgorszy przypadek
"zdrajcy"
Sąd zastrzegł osobny paragraf dla najokrutniejszych z sądzonych: uznano ich za
"zdrajców narodu żydowskiego", najgorszą hańbę dla Żyda. Jedna z takich
oskarżonych, Ruchela Bursztajn, była kapo w obozie Stutthof pod Gdańskiem.
Według Brot została ona oskarżona o częste bicie żydowskich więźniarek,
wydawanie ich niemieckim mordercom za kradzież ziemniaków oraz o puszczenie psa
na więźniarki w dniu odejścia wycofujących się z obozu Niemców, w celu zmuszenia
więźniarek do szybszego marszu. Została ona skazana w listopadzie 1948 r. przez
sąd żydowski w obozie dla przesiedleńców i uznana za "zdrajcę narodu
żydowskiego". W apelacji jej wyrok został zmniejszony, a znamię Kaina wymazane.
"Żydowska kolaboracja była typowym wytworem niemieckiego reżimu mordu, który
zamieniał swoje ofiary w narzędzie ich własnej zagłady".
Norbert Yulis, który zajmował wysokie stanowisko w obozie koncentracyjnym w
Częstochowie, został skazany za okrutne i nieludzkie zachowanie wobec więźniów.
W 1949 r. sędziowie uznali go za zdrajcę narodu żydowskiego i dodali wprost, że
jako taki już nie należy do tego narodu.
Postępowanie sądowe przeciwko żydowskim kolaborantom zostało wznowione kilka
lat po powstaniu Izraela i opierało się na określonej ustawie: Ustawie o
nazistach i nazistowskich kolaborantach, uchwalonej przez Kneset w 1950 roku.
Wbrew nazwie, ustawa była skierowana do użycia w procesach przeciwko Żydom, a
nie przeciwko nazistowskim przestępcom. Prawo stanowiło działanie wsteczne i
eksterytorialne - zakładając prawo karania za czyny popełnione przed jego
uchwaleniem i na obcym terytorium.
"Było to odejście od podstawowych zasad prawa karnego »żadnej kary bez
uprzedniego ostrzeżenia«" - wyjaśnia Brot - »w przypadkach, kiedy prawo
państwa dotyczy terytorium znajdującego się w jego granicach«.
Zgodnie z prawem z 1950 r. w ciągu około 25 lat przeprowadzono dziesiątki
procesów karnych przeciwko Żydom w Izraelu. Część oskarżonych skazano na kary
więzienia, jednego skazano na karę śmierci, choć jego kara została później zmieniona.
Co ciekawe, chociaż celem tej ustawy było osądzanie "kolaborantów", to słowo to
nie pojawia się w samym tekście ustawy. Ustawodawcy nie byli w stanie podjąć
decyzji w tej złożonej kwestii. Najważniejszym zastosowaniem tego prawa był
proces Adolfa Eichmanna - jedynej osoby, która kiedykolwiek została stracona w
Izraelu z orzeczenia sądu.
Ze swojej strony Brot jest niezwykle krytyczna wobec prawa: "Było to wynikiem
politycznego i sentymentalnego podejścia, które pojawiło się w odpowiedzi na
naciski ze strony ocalałych z Holokaustu. Prawo to próbowało rozwiązać ten
problem pobieżnie, jednym pociągnięciem: "winny lub niewinny". W tym sensie
orzeczenia są niesprawiedliwe w stosunku do złożonych kwestii historycznych i
mają na celu skompresowanie napiętych kwestii społeczno-moralnych w prokrustowe
łoże sztywnych kategorii prawnych - takich jak "szkoda", "poważna szkoda" lub
"napaść", wywodzące się z kodeksu karnego uporządkowanego suwerennego państwa".
Na przykład Elimelech Rosenwald został oskarżony o napaść i uszkodzenie ciała w
okresie pełnienia funkcji kapo w obozie pracy w Blizynie w Polsce. Został
osądzony za jedno przestępstwo "prostej napaści" i skazany na jeden miesiąc
więzienia w zawieszeniu. W świetle tego i innych przypadków Brot zadaje trudne
pytania: Jak można na przykład użyć formalnego terminu "napaść" na określenie
użycia bicza przez żydowskiego więźnia? Jak wyrazić obrzydzenie zachowaniem
policjanta, który podczas akcji ujawnia kryjówkę Żydów w getcie? Czy istnieje
klauzula w kodeksie karnym, która jest w stanie odzwierciedlić tak przerażającą
sytuację? A czym, w tym kontekście, jest kradzież? Przywykliśmy do myślenia o
tym jako o nielegalnym zabraniu przedmiotu właścicielowi. Ale jeśli zastosujemy
znane pojęcie kradzieży do życia w getcie, wskazuje Brot, nabiera ono zupełnie
innego znaczenia. Jaką postawę powinniśmy przyjąć wobec przekupstwa? W
normalnym świecie przekupstwo jest przestępstwem, ale w obozach i gettach było
sposobem na przeżycie.
"Zniekształcenie nie polega na tym, że procesy dotyczyły ludzi, którzy żyli i
działali w strasznym czasie, ale na wyborze zastosowania wobec nich regularnych
terminów karnych. Te klauzule kryminalne są zaczerpnięte z rzeczywistości nowoczesnego
suwerennego państwa, klauzule, które odzwierciedlają wartości państwa, ale
stosowane do realiów, których były zupełnym przeciwieństwem" - wyjaśnia Brot.
Pozorne przestrzeganie prawa szło niekiedy w parze z niezrozumieniem przez sąd
okoliczności sprawy.
"Być może oskarżona była dwulicowa, a także ratowała inne kobiety, a także
narażała się na niebezpieczeństwo, ale też biła i zabijała. Ale chociaż jest to
możliwe, w kategoriach czysto logicznego myślenia, nadal trudno jest zrozumieć,
dlaczego osoba, która ryzykuje dla dobra drugiego i naraża siebie - nie w
sytuacji jakiegoś błahego niebezpieczeństwa, ale w niebezpieczeństwie śmierci -
w okoliczności obozu internowania, dlaczego ta osoba miałaby jednocześnie
zachowywać się jak sadystyczny morderca". Autorem tych słów był sędzia Zeev
Tzeltner, który wydał wyrok w sprawie Reyi Hanes, starszej kapo w Birkenau.
Według Brot Tzeltner nie rozumiał sytuacji, z którą miał do czynienia.
"Więzień przydzielony do określonej roli był uprawniony lub zobowiązany do
użycia siły wobec innych więźniów, ale mógł również zaoferować im pomoc. To był
jeden z aspektów życia w szarej strefie", wyjaśnia.
Tutaj pojawia się dodatkowy problem. Czytając zeznania z procesów żydowskich
kapo, można by pomyśleć, że cierpienia Żydów w czasie wojny zadawali wyłącznie
inni Żydzi, że Niemcy nie odegrali w tej historii żadnej roli.
"To oczywiście logiczne z punktu widzenia istoty prawa karnego", mówi Brot.
"Świadkowie oskarżenia musieli skupić się na zachowaniu oskarżonego, o którym
opowiadali w sądzie. Niemcy nie byli częścią opowiadanej tam historii.
Rezultatem był wypaczony obraz podziału odpowiedzialności między Żydów i
Niemców".
W związku z tym historyk przytacza uwagi obrońcy, który dostrzegł to
przeinaczenie: "Tutaj mamy Żydów próbujących przedstawić relację tak, jakby to
sami Żydzi byli odpowiedzialni za swoje nieszczęścia w obozach... jakby Niemcy
byli zupełnie świętymi... tak jakby sam kapo był winny zagłodzenia więźniów...
błędne podejście, które leży u podstaw wszystkich tych procesów".
Zjawisko kompleksowych ofiar nie ogranicza się tylko do Holokaustu, ale jest
nadal widoczne w teraźniejszości. Brot podaje dwa przykłady. "Dzisiejsza
rzeczywistość zrodziła szokujące zjawisko dzieci-żołnierzy - innymi słowy
»mobilizację« dzieci do różnych struktur wojskowych. Dzieci-żołnierze są
klasycznym przykładem kompleksowych ofiar. Są ofiarą w każdym tego słowa
znaczeniu: w wielu przypadkach są porywani od rodziców, przechodzą pranie mózgu
i inne okropne sposoby "tresury" - ale jednocześnie wyrządzają krzywdę innym,
biorąc udział w agresywnych wydarzeniach ".
Innym przykładem jest maltretowana żona, która żyje w brutalnej rzeczywistości
i w pewnym momencie zabija swojego partnera. "Ta kobieta jest kompleksową
ofiarą", wyjaśnia Brot. "Trzeba przeczytać orzeczenia wydane przez sędziów,
którzy zajmowali się sprawą Carmeli Buchbut [która zabiła swojego agresywnego
męża w 1994 r.], aby zrozumieć, jak trudna jest pozycja kompleksowej ofiary w
procesie sądowym".
Dobro kontra zło
Wśród dokumentów, które znalazła Brot, są jednak również dowody na to, że
niektórzy izraelscy sędziowie wykazali zrozumienie złożonej sytuacji, z którą
mieli do czynienia. Na przykład w wyroku z 1960 r. wydanym w Sądzie Okręgowym w
Tel Awiwie stwierdza się między innymi: "Po raz kolejny, po wielu latach, mam
przed sobą tragiczną problematykę wymierzania kary żydowskiemu oskarżonemu,
który sam przeszedł piekielne męki nazistowskich obozów koncentracyjnych, i w
tych warunkach popełnił przestępstwa w stosunku do swoich prześladowanych
braci, które są karalne zgodnie z Ustawa o nazistach i nazistowskich
kolaborantach. O ile proces ustalania wymiaru kary jest w ogólności trudny, to
w tych przypadkach jest on bez porównania jeszcze trudniejszy".
W innej sprawie sędzia Benjamin Cohen, który później został prezesem Sądu
Okręgowego w Tel Awiwie, skazał oskarżonego za kilka przestępstw na mocy ustawy
o karaniu nazistowskich kolaborantów, a następnie napisał: "Uważam, że słuszne
jest zanotować do protokołu, że nie mam powodu wątpić, że oskarżony przed
hitlerowskim Holokaustem był przyzwoitą osobą o przeciętnym temperamencie i był
zawsze dobrym Żydem". Cohen dodał dalej, że jest przekonany, że oskarżony
zachowywał się nie inaczej niż każdy inny zwykły człowiek, który otrzymałby
władzę w społeczeństwie, w którym podstawowe ludzkie normy przestały
obowiązywać.
Brot pochwala takie podejście: "Te uwagi odzwierciedlają humanitarny i mądry
punkt widzenia, który stara się osądzać osobę na podstawie okoliczności życia
tej osoby jako policjanta w getcie i obozie pracy, a nie z aroganckiej,
protekcjonalnej pozycji kogoś, kto żyje w niepodległym i suwerennym państwie".
(Żadne zapisy dotyczące kary wymierzonej przez Cohena oskarżonemu się nie
zachowały).
Szczególnie aktualne i doniosłe są słowa sędziego Sądu Najwyższego Szimona
Agranata w procesie Rudolfa Kasztnera z lat 50., które stały się jednym z
symboli złożoności żydowskiej kolaboracji z nazistami podczas Holokaustu.
"Nie każdy akt współpracy można nazwać »kolaboracją« i nie każdą osobę, która
miała kontakt z nazistami i w części im asystowała, może być napiętnowana jako
»kolaborant«" - napisał Agranat. "Wszystko zależy od motywów, które skłoniły tę
osobę do takiego zachowania. Jeśli te motywy nie wydają się w oczach wielu
niedopuszczalne lub moralnie ułomne, nazywanie zachowania tej osoby kolaboracją
nie jest zasadne. Nie wolno nam oczerniać człowieka, tylko dlatego, że
świadomie popełnił czyn, który może przyczynić się do realizacji celów
nazistów, jeśli okazało się, że zrobił to z uzasadnionych i nie z moralnie
złych motywów. Takiej osoby nie możemy nazwać kolaborantem".
Brot odrzuca powszechny argument prezentowany w badaniach historycznych, jakoby
Izrael po raz pierwszy stanął w obliczu okrucieństw Holokaustu w warunkach
prawnych podczas procesu Eichmanna, który rozpoczął się w 1961 roku. Według
niej pogląd ten podważa dokumentacja archiwalna z serii procesów sądowych przeciwko
Żydom, które miały miejsce przed uprowadzeniem Eichmanna do Izraela.
"Można stwierdzić jako ogólną zasadę, że prawo publiczne w Izraelu uznaje tylko
»duże« procesy holokaustowe: Eichmanna i Jana Demianiuka. Te procesy, w których
świadkowie opowiadali o swoim życiu w agonii w gettach i okropnościach obozów,
przedstawiły izraelskiej opinii publicznej "wielki" Holokaust - zagładę w
pełnej zgrozie. W tych procesach Żydzi byli przedstawiani jako czyste ofiary w
obliczu zbrodniarza: nazistowskiego ciemiężcy", mówi Brot, wyjaśniając, że w
przeciwieństwie do tego, niewiele pozostało dokumentacji z procesów Żydów, które
toczyły się wcześniej i dotyczyły tych samych gett i obozów.
Jej wyjaśnienie jest proste: ogół społeczeństwa, któremu ze swej natury brakuje
umiejętności, czasu i cierpliwości, by zagłębiać się w sprawy, szuka historii,
w której dychotomia "dobry" i "zły" jest jasna i jednoznaczna. Opinia publiczna
znalazła to, czego szukała w procesie Eichmanna, w którym nazistowski
przestępca był na ławie oskarżonych, a żydowscy ocaleni zmierzyli się z nim
jako monolityczna grupa - "absolutne dobro przeciwko absolutnemu złu, przeciwko
»prawdziwemu« przestępcy", jak to ujmuje Brot. W przeciwieństwie do ocalałych,
którzy byli oskarżeni w procesach żydowskich, ci, którzy przeżyli proces
Eichmanna, byli bez skazy. Wszyscy byli przedstawieni jako "idealni".
Od momentu "triumfu", kiedy Eichmann został stracony, nie było już potrzeby
wewnętrznej konfrontacji Żydów przez innych Żydów - co wiązałoby się z
potępieniem żydowskich zachowań, samokrytyką i oczyszczaniem. "Dobro zwyciężyło
bezapelacyjnie", mówi Brot, "więc nie było już potrzeby jątrzenia wewnętrznej
rany".
Co więcej, historyk dostrzega w procesie Eichmanna wymiar edukacyjny,
dydaktyczny, podany w bezwstydnie syjonistycznym opakowaniu ideologicznym, w
którego centrum państwo Izrael jest postrzegane jako centralny punkt odkupienia
narodu żydowskiego i wyłączne rozwiązanie dla wszystkich dolegliwości diaspory.
Natomiast z procesów Żydów żadnych takich wartości nie można było wywieść.
W ostatnich latach temat kolaboracji Żydów z Niemcami pojawia się ponownie w
kontekście burzliwej debaty o roli, jaką odegrał naród polski w prześladowaniu
Żydów w Zagładzie. Polskie władze twierdzą, że było to zjawisko marginalne,
sprawa wyizolowanych jednostek, które nie reprezentowały narodu polskiego jako
grupy i że takie zjawisko istnieje w każdym społeczeństwie, także wśród
ludności żydowskiej. Ubiegłoroczne uwagi premiera Polski Mateusza
Morawieckiego, że "byli kolaboranci polscy, tak jak kolaboranci żydowscy"
wywołały furorę z powodu porównania (losu) tych dwóch narodów. Brot,
odpowiadając na pytanie, czy podejście polskiego kierownictwa jest zrozumiałe w
świetle jej badań, starannie rozróżnia te dwa przypadki.
"Wypowiedzi premiera Polski i moje badania naukowe mają dwa różne, wręcz
sprzeczne punkty wyjścia. Polska stara się dziś upiększać, zakrywać,
przysłaniać, pomniejszać i ogólnie rzecz biorąc potwierdza absolutne prawdy i
tworzy narodową opowieść, która sprawi, że ludzie zapomną o zachowaniu Polaków
podczas Holokaustu. Zbiega to się z szerzącym się nacjonalizmem w Polsce i w
krajach Europy Środkowej. Mój punkt wyjścia jest odwrotny: chcę odnaleźć,
odkryć i rozpocząć publiczną dyskusję wolną od osądów moralnych, uprzedzeń i
stereotypów. Moj punkt wyjścia to fakt, że Żydzi kolaborowali z Niemcami. Tego
fenomenu nie da się ukryć ani zignorować. Kolaboracja między Żydami i Niemcami
miała miejsce przez cały Holokaust. W gettach i obozach. I jest częścią
historii o zachowaniu Żydów, dokładnie tak samo, jak historie o ich
bohaterstwa".
Brot podkreśla, że nie postrzega Żydów jako "naród wybrany", ale jako "naród
jak wszystkie narody, który znalazł się w jednym z najbardziej druzgoczących
ludzkich koszmarów, koszmarze stworzonym przez ludzi". Jednocześnie nie
akceptuje ona żadnego porównania między kolaboracją Żydów z nazistami a
kolaboracją z nazistami wśród innych narodów. "Współpraca żydowska była typowym
wytworem niemieckiego reżimu mordu, który być może po raz pierwszy w historii
ludzkości zamienił swoje ofiary w narzędzie własnej zagłady, tworząc mechanizm
kolaboracji, wykreślając ludzkie życie i redukując je do poziomu czystego
przetrwania. Z tej perspektywy kolaboracja żydowska nie przypomina kolaboracji
polskiej czy innej".
"Im więcej dokumentów piętrzyło się na moim biurku i im więcej je raz po raz
czytałam, tym bardziej rozumiałam, że nic nie rozumiem. Zrozumiałam, że nikt
nie ma dziś prawa osądzać ludzi za ich zachowanie w głębinach piekła. W związku
z tym pośpiech, z jakim ludzie gruntują swoje opinie, bez zrozumienia
czegokolwiek, lub z komfortowej strefy miękkiego krzesła, klimatyzacji i
wolnego kraju - wszystko to mówi więcej o sędziach niż tych, których się
osądza".
Polskie tłumaczenie Alex Wieseltier