ZYDOKOMUNA
ŻYDOKOMUNA
Zastanawiam się, które określenie jest bardziej
prawdziwe. „Żydokomuna” czy „żydowscy komuniści". Czy może „komuniści
żydowskiego pochodzenia w służbie polskiego reżimu narzuconego przez
Sowietów"!? Bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie twierdził, że
oni wprowadzali żydowski reżim w Polsce?!
O co w tej „Żydokomunie” chodzi? Już słyszę
podpowiedzi typu „nadreprezentacja” (czyli „zażydzenie”) polskich władz
komunistycznych, Minc, Zambrowski, Berman, Światło, Różański, Fejgin, Brystigerowa,
Romkowski, Wolińska, Szechter, Morel i wiele innych.
Podobno największe zażydzenie wykazywało
Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) i Komitet do spraw Bezpieczeństwa
Publicznego (KdsBP). W ponad 600-stronicowym opracowaniu IPN-u „Aparat Bezpieczeństwa
w Polsce. Kadra Kierownicza”, pan profesor Szwagrzyk podaje na stronie 59
tabelkę, z której wynika, że na 450 stanowisk kierowniczej kadry MBP 167, czyli
ponad 37%, było obsadzonych osobami żydowskiego pochodzenia. Podobną
sytuację
pokazuje druga tabela, gdzie na 249 osób zatrudnionych
w KdsBP znajdujemy 86 takowych osób. Co prawda wyszczególnienie osób na kierowniczych stanowiskach w MBP i
KdsBP, podane na stronach 77-96, obejmuje 303 nazwiska, a po skasowaniu
dubletów i kwadrupletów tylko 198 i znajdujemy tam „tylko” 50 osób żydowskiego pochodzenia (gdzie się podziała reszta kierowników i Żydów panie
Szwagrzyk?!), ale te 25% wydaje się też imponujące, w porównaniu z może 1%,
który Żydzi stanowili w Polsce zaraz po wojnie (i to jeszcze przed masową
ucieczką w ciepłe kraje). Te 25% koreluje
dosyć dobrze z procentem żydowskich komunistów w przedwojennej KPP, ale to nic
nie wyjaśnia. Faktem jest, że znakomita większość kierowniczego aparatu
centralnych organów bezpieczeństwa to ludzie, którzy znaleźli się po wybuchu
wojny w ZSRR i jako tacy, po przejściu NKWD-owskiego szkolenia, dostali stempel
przyzwolenia. Skoro większość Żydów uratowała się właśnie w Związku Radzieckim,
dotyczyło to również żydowskich komunistów, którzy razem z polskimi komunistami
zostali przez władze sowieckie przygotowani do przejęcia i utrzymania w Polsce
komunistycznego reżimu.
I tutaj moglibyśmy wypominać, że tylko Różański,
Romkowski i Fejgin zostali skazani za swoja działalność w UBecji i próbować
wytłumaczyć, dlaczego ani wieloletni minister MBP, Stanisław Radkiewicz, ani
jego polscy współpracownicy, nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności
za te same czyny.
Moglibyśmy również dyskutować na temat 1100
prokuratorów i sędziów reżimowych, którzy wydali ponad 100 tysięcy wyroków za
„działalność antypaństwową”, gdzie na 5600 wydanych wyroków śmierci, 2500 IPN
uznał za zbrodnie sądowe. Wypominać ilość wyroków śmierci orzeczonych przez
sędziów pochodzenia żydowskiego i porównywać je z rekordzistą Włodzimierzem Ostapowiczem (300 wydanych wyroków śmierci), czy Julianem
Giemborkiem (tylko 125 wyroków śmierci), gdzie żaden z nich nie został
pociągnięty do odpowiedzialności sądowej.
Moglibyśmy także dyskutować, co by było, gdyby
te osoby żydowskiego pochodzenia były od razu podmienione przez rdzennych
Polaków i czy samopoczucie obecnego pokolenia Polaków byłoby lepsze, czy gorsze
z powodu świadomości, że to reżimowi rodacy zrobił ten gnój w całych 100%.
Bo w to, że brak Żydów w tych organach
przemieniłby w cudowny sposób reżim komunistyczny w wolną Polskę, chyba nikt
naprawdę nie myśli?!
Więc lepiej zajmijmy się tymi żydowskimi
komuchami.
Kim oni byli? Z definicji ideowymi komunistami,
którzy wierzyli, że nowa Polska będzie krajem, gdzie idee wolności, równości i
braterstwa będą wcielone w życie. Gdzie równość oznacza brak różnicy między
panem i chłopem, robotnikiem i inteligentem, gdzie ludzi nie dzieli się na
wierzących i niewierzących, Polaków i Żydów. Kraj, który trzeba zbudować. A
przede wszystkim bronic przed wrogami tego raju na ziemi. W praktyce była to
zbieranina mniej lub bardziej ideowych karierowiczów. Żądnych władzy i
przywilejów. Również oportunistów, którzy widzieli w tym okazję dla samych
siebie. Coraz bardziej skorumpowanych naciskiem reżimowym i zatracających
resztki poczucia sprawiedliwości społecznej, czy nawet zdrowego rozsądku. Tak
jak cała reszta ich rdzennie polskich współpracowników.
Czy oni to robili dlatego, że byli Żydami? Żeby
się odegrać na Polakach za wszystkie krzywdy? Jestem pewny, że trochę takich
też było, choć ten element nie był ich głównym motorem. Większość czuła się
jednak Polakami i komunistami. Swego pochodzenia, mimo najszczerszych chęci,
nie mogli się pozbyć. Część z wyglądu, część z kaleczonego języka polskiego, a
wszyscy dlatego, że wiedziano dobrze, kim oni są. To ich pochodzenie przyszło
do nich z powrotem w momencie, kiedy zostali oni wypluci na zewnątrz tej
maszyny reżimowej, do której czuli przynależność. Część dostała jeszcze możliwość
działania w trybikach na zewnątrz aparatu. Ale ci zupełnie „wypluci” wiedzieli,
że głównym powodem było ich pochodzenie. I zamiast wegetacji zbliżonej do
milionow szarych obywateli mieli oni możliwość wykorzystania swego pochodzenia
do opuszczenia Polski. Nie z powodu jakichś tam uczuć narodowych czy
religijnych, tylko z czystego oportunizmu. Ich żydowskość była dla nich
bardziej oportunistyczną możliwością ucieczki od odpowiedzialności niż powrotem do korzeni.
Biorąc pod uwagę powyższe rozważania, uważam, że
mówienie o „żydokomunie” jest po prostu oskarżaniem tych ludzi o bycie przede
wszystkim Żydami, kiedy oni przede wszystkim byli komunistycznymi lokajami.