Zakończenie Okupacji bez Zniszczenia Państwa Żydowskiego
Zakończenie Okupacji bez Zniszczenia Państwa Żydowskiego
Opublikowany 18
listopada 2019 r. przez Victora Rosenthala
Ostatni artykuł Daniela Gordisa, prowokacyjnie
zatytułowany „Okupacja Über Alles”, dość poprawnie wyjaśnia jeden z głównych
problemów dzielących Izrael od postępowych amerykańskich Żydów: obsesyjne
zainteresowanie Amerykanów (że tak powiem) „okupacją".
Ale pomimo swojej fachowej analizy problemu, wraca on do nieuchronnego
wniosku.
Oto co pisze:
„Po pierwsze, okupacja Izraela na Zachodnim Brzegu jest upokarzająca
dla Palestyńczyków i powoduje znieczulenie izraelskiego sumienia. Nie może być
wątpliwości, że bez względu na to, jaki się ma teologiczny punkt widzenia, czy
Bóg dał nam ziemię, czy Bóg nie dał nam ziemi, Bóg nie jest częścią tego
równania, a obecna sytuacja poniża Palestyńczyków i kwestionuje naszą
moralność. Zapytaj tylko żołnierzy, którzy tam służyli, nawet tych, którzy nie
byli świadkami niczego szczególnie okropnego: wszędzie można wyczuć poniżenie.
Żaden z wielkich myślicieli syjonizmu nie wyobrażał sobie ani nie chciał czegoś
takiego jak sytuacja, w której się znajdujemy. Powinniśmy to zakończyć i
oddzielić od Palestyńczyków, tak szybko, jak to możliwe".
I kontynuuje, argumentując, że Izraelczycy rozumieją, że konsekwencje
zagrożenia bezpieczeństwa z powodu wycofania się z Judei i Samarii, (mam
nadzieję, że nikt nie użyłby wyrażenia „Zachodni Brzeg”, wymyślonego przez
Jordańczyków w 1950 r. po nielegalnej aneksji tego obszaru), byłyby
katastrofalne. Nowa Gaza obok Tel Awiwu. Nawet ideologicznie bardziej na lewo
od centrum Izraelczycy zdają sobie sprawę, że najlepsze co można zrobić jest próbować
złagodzić problemy bezpieczeństwa, oraz problemy moralne, psychologiczne i
ekonomiczne wynikające z „Okupacji”, do bliżej nieokreślonego w czasie momentu,
kiedy sytuacja się zmieni na tyle, aby mogło nastąpić „oddzielenie” od
Palestyńczyków. „Koniec Okupacji” nie było hasłem czołowej opozycji w ostatnich
wyborach w Izraelu, ponieważ tylko skrajna ekstremiści uważają to za praktyczne
rozwiązanie.
Postępowi Amerykanie, zwłaszcza ci żydowscy, nie zgadzają się z tym z
szeregu powodów politycznych, psychologicznych i ideologicznych. W
szczególności nie odczuwają gruntownie potęgi problemu zagrożenia, jak to robią
Izraelczycy, którzy kilka dni temu kładli swoje dzieci spać w schronach przeciw
bombowych. Na przykład dla ludzi na J Street chodzi tu tylko o „okupację".
Gordis uważa, że jest to jeden z powodów, dla których dialog między Żydami
amerykańskimi i izraelskimi jest trudny.
Ale zapomina on o najważniejszej implikacji dylematu spowodowanego przez te terytoria. Gordis kontynuuje:
„Po drugie, zadajemy złe pytanie dotyczące okupacji. „Kiedy Izrael zakończy okupację” lub częściej wśród wielu postępowych Żydów amerykańskich, „Co możemy zrobić, aby zmusić Izrael, do zakończenia okupacji?”, to złe pytania. Prawidłowe pytanie jest po drugiej stronie monety: „Kiedy Palestyńczycy zadeklarują koniec swoich pragnień do zniszczenia Izraela, aby Izraelczycy byli bardziej skłonni rozważyć ustępstwa terytorialne i obronne?”
Cóż, możemy spróbować odpowiedzieć na to pytanie i
prawdopodobnie odpowiedź brzmi „nigdy".
Ale nawet gdyby istniała szansa, że Palestyńczycy zrezygnują z tego, co
stało się centralnym elementem ich tożsamości narodowej, i bardziej
zainteresują się rozwojem palestyńskiego państwa niż wyciąganiem swoich rak na
nasze, to nie ma gwarancji, że tak pozostanie na zawsze. I to wskazuje na
podstawową wadę idei, że „separacja” rozumiana jako wycofanie się może być
jednoznaczna z bezpieczeństwem.
Nie chodzi o to, czy dzisiejsi mieszkańcy terytoriów mogą przestać być
wrogami. To jest raczej brutalny fakt topografii. Jak szczegółowo wyjaśnia gen.
Dywizji (res.) Uzi Dayan, gdyby Izrael zrezygnował z kontroli strategicznych
wyżyn Judei i Samarii oraz zachodniego zbocza doliny Jordanu, byłby on na łasce
tego, kto kontrolowałby to terytorium, jak również narażony na inwazję ze
wschodu (podobne rzeczy można powiedzieć o Wzgórzach Golan). Jeżeli nie można
powiedzieć, że kiedyś Izrael nie będzie miał regionalnych wrogów, Izrael nie
może się wycofać.
A zatem argument oddzielenia się od Palestyńczyków nie oznacza, że
Izrael musi „rozważyć ustępstwa terytorialne i obronne". Przeciwnie, to
oznacza, że skoro Izrael nie może zrobić takich ustępstw, to istnieje tylko
jeden sposób na „rozdzielenie”: Palestyńczycy, a przynajmniej większość z nich,
musi opuścić teren!
Lewica, a nawet centryści, jak Daniel Gordis, powinni
naprawdę poważnie się zastanowić czy ich naleganie na separację jest istotne.
Jeśli oni są przekonani, że „Okupacja” jest tak zła, że należy ją jak
najszybciej zakończyć, to muszą oni albo muszą porzucić ideę zdolnego do obrony
państwa żydowskiego (w rzeczywistości skrajna lewica nienawidzi to państwo,
więc może zająć takie stanowisko), albo zastanowić się nad pomysłami
przedstawionymi przez Martina Shermana na temat motywowanej emigracji ludności
arabskiej z Gazy, Judei i Samarii.
Natychmiast powstają pytania o to, dokąd mają pójść i skąd mają
pochodzić pieniądze itp. Martin Sherman szczegółowo omawia te pytania w swoich
licznych artykułach na temat emigracji motywowanej. On nazywa to „paradygmatem
humanitarnym”, aby podkreślić, że nie opowiada się za wymuszoną czystką
etniczną, ale raczej za zapewnieniem środków umożliwiających Palestyńczykom
opuszczenie dysfunkcjonalnych społeczeństw Gazy i Autonomii Palestyńskiej oraz
ich, niezależnego od międzynarodowych zasiłków, życia. Byłoby to nie tylko
ogromną korzyścią dla samych Palestyńczyków i Izraela, ale także odciążyłoby
wykładniczo rosnące obciążenie finansowe narody dawców, pozwalając im pomóc
dużej i rosnącej liczbie prawdziwych uchodźców na świecie.
Alternatywnie można by wyobrazić sobie, że „okupacja” mogłaby zostać
przekształcona w łagodną koegzystencję dwóch narodów, tak jak to się stało z
20% obywateli państwa Izrael, którzy są Arabami.
Ale ten związek jest również nieco napięty i trudno powiedzieć, czy
zmierza w kierunku lepszych relacji, czy też poważnego naderwania. Co będzie pokaże
czas, ale Arabowie z Judei i Samarii, którzy żyli dłużej niż jedno pokolenie w
ramach zdeprawowanego systemu „edukacyjnego” Jasera Arafata, który uczy dzieci,
że mordowanie Żydów jest czynem honorowym i godnym pochwały, są o wiele mniej
chętni do współistnienia. Kiedy na Bliskim Wschodzie powstały państwa
wieloetniczne, nie funkcjonowały one za dobrze i często pogrążały się one w
zaciekłych konfliktach. Przykładem mogą być wojny sekciarskie w Libanie, Syrii
i Iraku.
Tradycyjne „rozwiązania” konfliktu z Palestyńczykami prawie zawsze zakładały, że Żydzi muszą zrobić pierwszy krok, by zrobić miejsce dla palestyńskiej autonomii lub suwerenności. Ale to ignoruje realia geograficzne regionu. Zamiast szukać sposobów zmuszenia Izraela do zawiązania pętli, na której się sam powiesi, a nawet, jak to sugeruje Gordis, do czekania na noc świętojańską, kiedy Palestyńczycy zmienią się w nieszkodliwe dynie, należy teraz podjąć wysiłek do rozpoczęcia humanistycznego i skutecznego programu zachęt finansowych, które zachęciłyby Palestyńczyków do opuszczenia Judei, Samarii i Gazy.
Gordis mógłby zrobić dużo więcej dla poprawienia stosunków Izraela z amerykańskimi Żydami, gdyby udało mu się ich przekonać, że w rozwiązanie dwupaństwowe to nie jest karta najbliższej przyszłości. I mógłby zrobić jeszcze więcej, gdyby udało mu się ich przekonać, że tak nigdy się nie stanie.
(polskie tłumaczenie — Alex Wieseltier)