WUJEK TOLEK
WUJEK TOLEK
Cześć Kasia! Dostałaś zdjęcia? Ładne, nie?
Ten wisiorek? Tak, masz rację. To jest orientalny
wisiorek. Skąd go mam? To od mojej ciotki z Izraela. Że co? Że nie wiedziałaś,
że jestem Żydówką? Bo nie jestem! Moja mama? Moja mama jest też rodowitą Polką!
Ojciec też! Babcia? Babcia też jest Polką. I Dziadek, co zginął w Powstaniu,
też był rdzennym Polakiem! Ciotka z Izraela? Nie. Ona jest 100% Żydówka! Że co?
Że to nie trzyma się kupy? Bo z tą ciotką to bardzo zagmatwana historia! Mama
mi ją kiedyś opowiedziała.
Ty wiesz, że po upadku Powstania moja babcia
została sama z dwojgiem dzieci. Wujek Tolek miał pięć lat a moja mama dwa.
Babci było bardzo ciężko, ale jakoś przeżyli do wyzwolenia. Wujek Tolek był
zawsze ten dorosły. Jak babcia szła do pracy, to on zajmował się mamą i domem.
Nawet jak już zaczął chodzić do szkoły, to więcej siedział w domu i pomagał
babci, niż latał z rówieśnikami. Nawet na studiach łapał się jakichś
dodatkowych robót, żeby pomóc babci. Zrobiło się trochę łatwiej kiedy moja mama
dorosła na tyle, że mogła przejąć trochę obowiązków domowych. Wujek Tolek na
studiach poznał dziewczynę. I zupełnie na jej temat zwariował. W domu ciągle
opowiadał babci i mojej mamie, jaka to ta Mila jest wspaniała. I że mają ten
sam smak, te same skojarzenia, te same reakcje na wszystko i że on czasami ma
wrażenie, że mimo różnicy wieku oni są jednojajowymi bliźniakami! W końcu
przeprowadził to cudo do domu. A ona zawojowała od razu i babcię i mamę! I
zaczęła u nich często bywać. Babcia zapraszała ją na obiady, bo Mila mieszkała
sama. Jej rodzice mieszkali na Śląsku. Mila była jedynaczką, ale kiedyś
powiedziała, że jej mama miała przedtem syna, który zginał jako malutkie
dziecko w czasie okupacji. Tolek i Mila byli nierozłączną parą. I rzeczywiście
byli do siebie podobni. Nawet z rysów twarzy. Tyle tylko, że ona miała o wiele
ciemniejsze włosy. Potem zaczęli mówić o małżeństwie. To były dawne czasy, więc
życie na kocią łapę nie było jeszcze w modzie. Babcia zaczęła się wypytywać Milę
o jej rodzinę. Było wiadomo, że Mila jest Żydówką, ale ani ona, ani Tolek do
żadnej religii nie mieli nabożeństwa. Babcia była trochę religijna. Wujek Tolek
i moja mama byli ochrzczeni i mieli komunię. Ale babcia nie miała nic przeciwko
ślubowi cywilnemu. Kiedyś Mila przyniosła zdjęcia. Na jednym z nich była Mili
mama. Babcia zapytała się Mili, skąd jej mama pochodzi i jakie miała nazwisko
panieńskie. Mila nie wiedziała, ale przyrzekła zapytać się o to przy okazji.
Babcia zapytała, czy może także zapytać mamę, w jakich okolicznościach zginął
ten jej pierwszy syn. Zdziwiło to trochę Milę, ale ponieważ jechała właśnie do
rodziców, przyrzekła się zapytać również i o to.
Kiedy Mila wróciła, przyszła do nas tego samego
wieczora. I powiedziała, że dzięki babci dowiedziała się, co się stało z jej
starszym bratem. Mamy pierwszy mąż zginął w obronie Warszawy, a ona wylądowała
w getcie razem z Natanem, jej synem, który urodził się miesiąc przed napaścią
Niemców na Polskę. Na samym początku 1941 roku uciekła z dzieckiem z getta i
ukrywała się przez kilka miesięcy. Pewnego dnia, kiedy wyszła na rynek po
zakupy, złapali ją dwaj szmalcownicy i zażądali od niej pieniędzy. Ona
pieniędzy nie miała i próbowała uciec. Ale oni złapali ją kilka przecznic przed
jej mieszkaniem i tak byli wkurzeni, że zawieźli ją na posterunek policji.
Stamtąd wywieziono ją do obozu, w którym przeżyła do końca wojny. Tam też
poznała swojego obecnego męża. Zaraz po wyzwoleniu z obozu, matka Mili
pojechała do Warszawy, ale dom, w którym się przechowywała, już nie istniał i
nikt nie mógł jej nic powiedzieć. Babcia przez cały czas tego opowiadania
zachowywała się bardzo dziwnie. Tak jakby nie mogła złapać oddechu albo chciała
coś powiedzieć i nie mogła. Potem zapytała się Mili, jakie jej matka miała
wtedy nazwisko. Mila odpowiedziała, że nazwisko pierwszego męża mamy było Birnbaum,
ale jej mama ukrywając się używała swojego panieńskiego nazwiska, które
brzmiało bardziej polsko. W papierach stało Bodek, ale akurat nie miała ich
przy sobie, a na policji nawet nie miała szansy o tym wspomnieć. I tu babcia
wszystkich zaskoczyła, Bo zapytała "Bodek? Nie Brodek?". Mila powiedziała, że
bardzo możliwe, bo nie zwróciła na to uwagi, jak jej matka o tym mówiła. Mila
bardziej była przejęta losem swojego brata. Wyglądało na to, że to niespełna
dwuletnie dziecko zostało samo w tym mieszkaniu. I pewnie umarło z głodu, bo
mama Mili na policji nie pisnęła ani słowem o mieszkaniu i dziecku.
Kiedy Mila sobie poszła, babcia zamknęła się z
wujkiem Tolkiem w pokoju. Po jakimś czasie wujek Tolek wyleciał jak z procy z pokoju
i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Moja mama weszła do pokoju i zapytała
babci, co się stało i dlaczego wujek Tolek wyleciał taki rozgniewany. Babcia powiedziała "Bo on nie może się ożenić z
Milą". Więcej nie chciała tego wieczora powiedzieć. Wujka Tolka nie było w domu
dwa dni. W końcu babcia skontaktowała się z Milą i poprosiła, żeby namówiła
wujka Tolka, żeby przyszli razem i posłuchali, co ona ma do powiedzenia. Mila
też była wkurzona na babcię, bo wujek Tolek zdążył jej o tym powiedzieć, ale w
końcu zgodziła się i oboje przyszli wieczorem do babci.
Atmosfera była grobowa. Babcia powiedziała, że
ona doskonale ich rozumie. Ale oni muszą spokojnie wysłuchać, co ona ma do
powiedzenia i wtedy zrobią, co zechcą.
Otóż tuż przed wojną, babcia dostała w Warszawie
pracę i miała małe mieszkanie blisko swojego miejsca pracy. Po zajęciu Warszawy
przez Niemców i powstaniu getta, na ulicy, na której ona mieszkała, było pełno
pustych mieszkań po Żydach, którym kazano się przenieść do getta. Niektóre były
już zajęte. Część przez tych, co musieli się wyprowadzić z mieszkań, gdzie
zrobiono getto, a część przez tych, co mieli możliwość poprawienia swoich warunków
mieszkaniowych.
Moja babcia zauważyła, że ktoś się wprowadził do
pustego mieszkania obok, bo słyszała stamtąd jakieś odgłosy. Po jakimś czasie
zobaczyła, że to była jakaś kobieta, która bardzo rzadko z tego mieszkania
wychodziła. A z mieszkania od czasu do czasu dochodził płacz małego dziecka.
Któregoś dnia, wracając z pracy, zwróciła uwagę
na tumult na ulicy. Zapytała się kogoś co się dzieje i dowiedziała się, że
złapali jakaś Żydówkę. Następnego dnia słyszała za ścianą płacz dziecka, ale
nie słyszała tej kobiety. To samo było następnego dnia. Kobiety ani nie
widziała, ani nie słyszała, ale nie było jej przecież w domu od rana do późnego
popołudnia, bo chodziła przecież do pracy. Minął jeszcze jeden dzień i ten
dziecięcy głosik był jakby słabszy. Postanowiła sprawdzić co się tam za ścianą
dzieje. Drzwi wejściowe były zamknięte, ale dały się otworzyć zwykłym kluczem.
W mieszkaniu znalazła małego chłopczyka, który leżał jak go Bozia stworzyła w
swoich rzygach i odchodach. Dziecko nawet nie zareagowało, kiedy do niego
podeszła. Ale widać było, że w dalszym ciągu oddycha. Umyła je, przewinęła i
dała trochę płynu. Nie bardzo wiedziała co robić, więc położyła je ponownie do
oczyszczonego łóżeczka i poszła do siebie. Następnego dnia, przed wyjściem do pracy
zapukała do mieszkania i nie spodziewając się odpowiedzi weszła do środka. Dała
dziecku trochę mleka i poszła do pracy. Wieczorem przyszła z mlekiem i kromką
chleba posmarowanego smalcem, na które dziecko rzuciło się łapczywie. Po kilku
dniach dziecko zaczęło ją poznawać i wyciągać do niej rączki uśmiechając się
radośnie. Po tygodniu postanowiła przenieść dziecko do siebie. Przedtem
przeszukała cale mieszkanie i jedyne, co znalazła, był jakiś dokument na
nazwisko Felicja Brodek. Przez następny miesiąc obserwowała, czy ktoś po to
dziecko przyjdzie, ale nikt się nie pojawił. Nawet nie pamięta, kiedy zaczęła
go traktować jak własne dziecko. Matczyna miłość przyszła tak naturalnie, że
nigdy się nad tym nie zastanawiała. Tak jak naturalne dla niej było powiedzieć
dziadkowi, którego poznała pod koniec tego samego roku, że jej syn ma na imię
Anatol. Kiedy się pobrali, wyrobili Anatolowi papiery z nazwiskiem dziadka. I
tak już pozostało. Anatol był zawsze jej ukochanym synem i nawet nie przyszło
jej do głowy powiedzieć mu, że miał inną matkę. Ale teraz sytuacja wymaga, żeby
prawda wyszła na jaw.
Czekaj. Muszę sobie wytrzeć nos, bo się od tego
popłakałam!
Ale jedźmy dalej. Po tej opowieści wszyscy się
popłakali, a wujek Tolek objął babcię i powiedział, że to ona dała mu życie i
że nigdy sobie nie wyobrażał innej matki niż ona.
On spotkał potem swoją biologiczną matką. Powiedział
kiedyś mojej mamie, że rozumowo wiedział, że jego biologiczna matka nie miała
wpływu na to, co się stało, ale podświadomie miał o to do niej pretensje. Ona
to chyba czuła, bo najpierw to była jakby w euforii, a potem taka jakaś smutna.
Bo wujek Tolek pomimo bardzo serdecznych stosunków z odzyskaną rodziną, tylko
babcię uważał za swoją matkę.
Z małżeństwa z Milą, która okazała się jego przyrodnią
siostrą, oczywiście nic nie wyszło. Wujek Tolek i ciocia Mila kochali się w
dalszym ciągu, ale jak brat i siostra. Ciocia Mila pojechała do Izraela po
marcu 68, a wujek Tolek pozostał w Polsce do dzisiaj. I w taki oto sposób
dostałam żydowską ciotkę!
Alex Wieseltier
Kwiecień 2020