Siostra 1
From: Dan Wainblum
Sent: 10. September 2006 23:00
To: 'editross@yahoo.com'
Subject: Hello!
Droga Edit,
Jakieś dwa tygodnie temu
skontaktowałem się z naszym Ojcem i Twoją matką.
I chociaż rozmawiałem z nimi kilka razy, wciąż trudno mi to sobie poukładać w
głowie.
O Ojcu dowiedziałem się, kiedy skończyłem 16 lat. I wiedziałem również, że mam
siostrę.
Kiedy odkryłem, że człowiek, który mnie wychował, nie jest moim ojcem, byłem
tak wściekły, że nie chciałem mieć nic wspólnego z tym "innym facetem".
Odmówiłem nawet czytania listu, który on do mnie napisał.
On przyjechał do Polski w latach sześćdziesiątych, ale ja wciąż byłem uparty
jak osioł i nie chciałem się z nim spotkać. Wiedziałem również, że miałaś pojechać do Londynu i że to byłaby okazja do
spotkania się z Tobą. Ale Ty byłaś przecież częścią tej niechcianej "paczki"!
Nie wiem, czy to, co piszę, ma dla Ciebie jakiś sens. Bardzo trudno jest mi to pisać, ale to jest jedyna możliwość wylania z siebie
uczuć, które nagle mnie ogarnęły.
Więc brnijmy w to dalej.
Z czasem emocje na ten temat osłabły i nie myślałem zbyt wiele o mojej "drugiej
części".
A jeśli to robiłem, to końcowa konkluzja zawsze była taka, że to już za późno i
zbyt żenujące, by po tych wszystkich latach milczenia ingerować w Wasze życie.
Inna sprawa, że moja mama całkiem nieźle to wszystko zamiotła pod dywan. O tym
się nigdy nie mówiło. Nawet po śmierci mojego "realnego" ojca w 1973
roku.
Pamiętam, że kiedy przyjechaliśmy do Danii (po 1976 r.), zapytałem moją mamę o adres
ojca w Australii, ale nigdy nie otrzymałem odpowiedzi.
To było chyba w połowie lat osiemdziesiątych, a ona zmarła w 1993 roku. Życie
toczyło się dalej. Od czasu do czasu myślałem o moim biologicznym ojcu, ale nicw
tym kierunku nie robiłem.
Moja żona, Tina, nie mogła zrozumieć, dlaczego nie robę nic, aby odnaleźć moją
rodzinę. Ale ja miałem swoje życie, moją małą rodzinę i pracę, która zmusiła
mnie do podróżowania przez wiele lat po świecie. A kiedy byłem w domu, byłem więcej niż zadowolony z bycia z moją żoną, dziećmi
i wnukami.
W 2004 roku zostałem wysłany przez moją firmę do Nowej Zelandii. Przed wyjazdem
rozmawiałem z Tiną i byliśmy zgodni, że to najlepsza okazja, aby odszukać Was
oboje. W Nowej Zelandii byłem prawie osiem miesięcy. Jedyne, co znalazłem w
pamiętniku mojej matki, to był M. Alabis, Sidney, Australia. Więc szukałem pana
Alabisa. To było nazwisko, które znałem i które było na moich pierwszych
szkolnych świadectwach. Niestety, internetowe poszukiwanie nie przyniosło
żadnych rezultatów.
Kiedy wróciłem z Nowej Zelandii, rozmawiałem o tym z Tiną i doszliśmy do
wniosku, że chyba zabrałem się do tego za późno. Mój biologiczny ojciec pewnie
już nie żył, a ponieważ Ty prawdopodobnie wyszłaś za mąż i zmieniłaś nazwisko,
to szanse na znalezienie Ciebie były znikome.
Ale życie może być bardziej pogmatwane niż film.
Moja szkolna koleżanka (z podstawówki w Polsce), Lenka, znalazła mnie przez
Internet jakieś pół roku temu. Przypadkowo mieszka ona też w Sidney!
Na początku sierpnia tego roku zmarł mój brat Hektor, który był siedem lat
młodszy ode mnie. Ze względu na różnicę wieku nigdy nie byliśmy na tej samej
fali. Ale to był mój brat.
Wiadomość o jego śmierci dostałem, kiedy byłem na wakacjach w Polsce z żoną,
starszą córką Niką i jej dziećmi.
To Nika dostała wiadomość telefoniczna o śmierci Hektora od jego córki. A jej
pierwsze słowa do mnie, po informacji o jego śmierci, brzmiały: "A teraz musisz
znaleźć swoją siostrę".
Po pogrzebie Hektora napisałem do Lenki, czy mogłaby mi pomóc w znalezieniu pana
Michala Alabisa i jego córki. Wydawało mi się, że ona, będąc na miejscu, będzie
miała lepsze możliwości znalezienia ojca, lub chociaż informacji czy żyje, czy
umarł.
Wygląda na to, że Lenka była bardziej zmyśna niż ja, bo kiedy poszukiwania
Alabisów nie przyniosły żadnych rezultatów, to ona rozszerzyła poszukiwania i
znalazła trzech Aladisów!
Lenka, posyłając do mnie te wiadomość, zapytała mnie, czy nie popełniłem błędu
w poszukiwanym nazwisku. Odpowiedziałem, że biorąc pod uwagę okoliczności, nie
mogę wykluczyć, że coś może się zgubić w tłumaczeniu i poprosiłem ją o adresy,
żeby skontaktować się z tymi osobami.
Zanim mi ona zdążyła odpowiedzieć, dostałem w czwartek 24 sierpnia z rana
dziwny telefon. Jakaś pani zapytała mnie się czy mówię po angielsku. A po mojej
twierdzącej odpowiedzi zapytała mnie, dlaczego ja chcę się skontaktować z panem
Aladisem.
To była Dorothy, Twoja matka!
Potem mieliśmy jeszcze kilka rozmów telefonicznych. W rezultacie tych rozmów
przyjeżdżam w następnym miesiącu razem z żoną do Sidney, aby Was wszystkich
zobaczyć.
Przyrzekłem Dorothy podać wszystkie szczegóły dotyczące podroży i i planowanego
pobytu, ale to przyjdzie później.
Dostałem już e-mail z potwierdzeniem biletów z British Airways, ale chcę mieć
wszystkie informacje dotyczące przyjazdu, zanim zacznę Wam zawracać tym głowy.
Widzę, że to, co napisałem, jest bardzo chaotyczne, ale w tej chwili taki jest
też stan mojego umysłu.
Uczucie, że nagle dostałem ojca i siostrę, jest trudne do
"strawienia".
Ale to miłe uczucie.
Niczego od Was nie oczekuję. Po prostu chcę Was zobaczyć.
Dorothy powiedziała mi, że Ty i Ross planujecie w tym czasie wycieczkę do Chin,
ale jeśli będę miał okazję zobaczyć się z Tobą kilka dni przed Twoim wyjazdem,
to będę szczęśliwy.
Dorothy wspomniała też, że może jest możliwe, że z mojego powodu przełożycie
swoją podróż do Chin, ale ja czułbym się źle, gdybym od samego początku
zakłócił Twoje i Rossa życie.
Moja wizyta i tak narobi Wam dużo kłopotów, ale chcę Was zobaczyć jak
najszybciej.
Ja doskonale rozumiem, że każde z Was ma swoje życie, które będzie szło swoim
trybem także po moim odjeździe.
Podejdźmy więc do tego tematu najprościej, jak to będzie możliwe, aby mieć jak
najwięcej przyjemności z nowej sytuacji.
Czuję, że muszę kończyć ten e-mail, bo staje się on coraz bardziej chaotycznie.
Proszę, napisz do mnie parę słów.Twój brat Dima (tak mnie nazywano, gdy byłem
mały), Dan (tak mnie nazywają teraz).
From: Edit & Ross
Morrison
Sent: 12 September 2006 07:56
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Re: Hello by brother
Mój Najdroższy Bracie,
Dziękuję za Twój email.
Otrzymałam go późnym wieczorem, kiedy przypadkowo odwiedziłam późnym wieczorem
Business Center (jesteśmy na Bali), gdzie mamy połączenie internetowe i
znalazłam e-mail od Ciebie.
Jak mam zacząć? O ile mi było wiadomo, byłam jedynaczką, dorastającą bez
dziadków, sióstr, braci… mogąc się zwracać tylko do mojego pluszowego misia.
Bardzo mi brakowało starszego brata. Nie wiem, dlaczego nigdy nie brakowało mi
młodszego brata czy siostry, tylko starszego brata. Kiedy miałam 16 lat
(dziwne, bo to tak jak u Ciebie) dowiedziałam się o Tobie.
Najpierw byłam w szoku prawie przez tydzień, bo nigdy mi na myśl nie przyszło,
że nasz ojciec mógł być z inną kobietą przed poznaniem mojej matki. Mój szok
zmienił się w radość, a potem w smutek na myśl, że możemy się nigdy nie
spotkać. Z biegiem lat ten smutek zmienił się w żal i głęboko ukryty ból
spowodowany uczuciem braku i nigdy nie bycia w całości. To uczucie miałam
zarówno z powodu naszego ojca jak i mnie samej, dzieląc jego ból z powodu
pustego miejsca w jego sercu, którą oboje pragnęliśmy by było wypełnione przez
Ciebie.
Przez ostatnie 18 miesięcy zaczęłam się zastanawiać jak wyglądało Twoje życie,
czy byłeś szczęśliwy i czy jeszcze żyjesz. Teraz zastanawiam się, czy może
czułam Cię tak blisko (w Nowej Zelandii), a jednocześnie tak daleko.
Jak łaskawe może być życie i jakie cuda się zdarzają, że będziemy wszyscy mogli
się wreszcie spotkać.
Dima (lub Dan, jeśli wolisz), przeszłość jest przeszłością, a życie
zadecydowało, że powinniśmy się poznać teraz, nie wcześniej, ale teraz, kiedy
jesteśmy tym, kim jesteśmy.
Nie ma znaczenia, co się stało wcześniej, ani kto co zrobił, i nie uważam
Twojego e-maila za chaotyczny, ale raczej za podzielenie się tym, jak
dotarliśmy do tego momentu w czasie i dziękuję Ci za to.
Odłóżmy na bok wszystkie żale.
Nasza rodzina jest podekscytowana myślą o spotkaniu z Tobą, a także z Tiną. Nie
jesteśmy ideałami, mamy swoje wady, ale wszyscy jesteśmy sobie bardzo bliscy.
Nasz ojciec jest z pasją oddany swojej rodzinie, która jest skarbem w jego
świecie i nie mogę się doczekać momentu zobaczenia jego twarzy, kiedy Ciebie
spotka.
Proszę, nie myśl o Twojej wizycie jako zakłócenie spokoju. Chociaż wszyscy mamy
swoje zajęcia, nikt z nas nie chce przegapić tej okazji. I prawda jest, że Ross
i ja odłożyliśmy podróż do Chin i zrobiliśmy to z radością.
Jak mam zakończyć? Nie wiem, co więcej powiedzieć, tyle rzeczy do opowiedzenia,
a przecież to już nieważne, bo już niedługo będziemy razem. Tak więc, jak napisałeś,
zróbmy to na spokojnie i weźmy z tego jak najwięcej dla nas wszystkich.
Nie mogę się doczekać wiadomości od ciebie, jeśli masz czas, aby napisać.
Twoja kochająca siostra,
Edit
From: Dan Wainblum
Sent: 12 September 2006 23:54
To:
CC: editross
Subject: Hej from Denmark
Moja najdroższa Edit,
Miałem ciężki dzień w pracy.
Ale kiedy zrobiłem sobie przerwę i sprawdziłem swoją prywatną skrzynkę majlową,
zostałem wynagrodzony!
Była tam odpowiedź od Ciebie.
Teraz wiem, że mam siostrę.
Wiedziałem to przedtem, ale teraz mam kontakt. Teraz mam namacalny dowód.
Rozmawiałem z naszym ojcem i Twoją matką. Ale to wciąż było jak odległy miraż.
To nadal jest trudne.
Nadal mam problem z nazywaniem go ojcem lub tatą.
Dla mnie on nadal jest Miszą, jak nazywa go Dorothy.
Ale nie mam problemu z nazywaniem Ciebie moją siostrą. Dla mnie jesteś
prawdziwa.
Wbrew temu, co Ci napisałem, nie jestem zbyt wrażliwym osobnikiem.
Zawsze miałem i mam trudności z wyrażaniem swoich uczuć.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem.
Ale kiedy czytałem Twój list, poczułem coś w gardle.
Ale wracajmy do biznesu.
Aby uniknąć zbyt wielu nieporozumień posyłam Wam kilka zdjęć.
Pierwsze jest z naszej 30 rocznicy ślubu (2000), na której możecie zobaczyć
mnie, Tinę, Nikę (z prawej) i Mirę (z lewej). Drugie to jedno z naszych (Tiny i
moje) ostatnich zdjęć zrobionych w naszym ogródku. Potem zdjęcie moje i Miry na
jej ślubie, zdjęcie Niki z przyjęcia weselnego (oba z 2005 roku) i jedno z
najnowszych zdjęć moich wnuków Elli, Jespera i Nadii.
Nika jest naszą najstarszą córką. Ma 33 lata i jest rozwiedziona. Mira ma 31
lat i właśnie wyszła za mąż.
Ella (8) i Jesper (4) to dzieci Niki, a Nadia (ośmiomiesięczna) to dziecko
Miry.
Nie będę Ci zawracał głowy resztą powiązań rodzinnych (przynajmniej na razie),
ale musisz mi pomoc w objaśnieniu "australijskich powiązań".
W tej chwili mam małe zamieszanie w imionach:
Edyta (Ty), Ross (Twój mąż?), Warren (Twój syn?), Shirley (Twoja córka?) i
James (Twój zięć).
Mam nadzieję, że dobrze to zrozumiałem. Możesz to potwierdzić?
Czekam na Twoją szybką odpowiedź.
Ucałowania
Dan
PS. Ci, co znają mnie od
dzieciństwa nazywają mnie nadal Dima. Tina i jej rodzina nazywają mnie Dolek,
co było moim polskim imieniem. W Danii mówią na mnie Daniel (oficjalnie) lub
Dan (przyjaciele). Moje córki nazywają mnie far (ojciec), a moje wnuki nazywają
mnie morfar (ojciec matki).
Możesz więc wybrać to imię, które Ci najbardziej odpowiada.
From: Edit & Ross
Morrison
Sent: 15. September 2006 07:36
To: Dan Wainblum
Subject: Re: Hello from Bali
Mój najdroższy Danie,
Wiem, jakie to dla Ciebie trudne, zwłaszcza po tylu latach, ale proszę, nie
myśl o tym. Będziemy to rozwiązywać na bieżąco. Wydaje mi się, że jesteś bardzo
wrażliwą osobą, dlatego wyobrażam sobie, że musi Ci być trudno wyrazić słowami
swoje uczucia.
Czy mogłabym Ci zaproponować, abyś nie myślał o tym, jak nazwiesz naszego ojca,
ale raczej poczekał, aż się z nim spotkasz? I znowu, to musi być dla Ciebie
bardzo trudne, więc może najlepiej byłoby po prostu zobaczyć, jak się z tym
poczujesz w miarę upływu czasu.
Dzięki za zdjęcia. Masz bardzo piękną rodzinę, a maluchy wyglądają po prostu
uroczo.
Tak, odczytałeś prawidłowo imiona i relacje rodzinne. Muszę tylko dodać Naomi
(moją synową) oraz Jamesona i Rachel (dwoje naszych pięknych wnuków). Oni
wszyscy, razem ze mną, nie mogą się doczekać spotkania z Tobą.
Dan, teraz mamy siebie, na dobre i na złe. Nikt nie może nam tego odebrać, a
czas nie zrobił różnicy i nigdy nie tego nie zrobi. Po prostu minęło trochę
czasu, zanim się spotkaliśmy.
Wyjeżdżamy z Bali jutro, więc nie będę mogła sprawdzać moich e-maili, póki nie
wrócimy następnego dnia do domu (niedziela naszego czasu).
Do tego czasu proszę trzymaj się i przekaz uściski swojej rodzinie,
Ucalowania,
Edit
From: Dan Wainblum
Sent: 16. September 2006 19:56
To: 'Edit Morrison'
Subject: Practical matters
Najdroższa Edit,
Dostałem potwierdzenie lotu z British Airways.
Dorothy i Misha wspominali coś o naszym zakwaterowaniu w ich mieszkaniu podczas
naszego pobytu, ale mam z tym mały problem.
Wszyscy jesteśmy w wieku, w którym mamy swoje przyzwyczajenia i nie chcę psuć
naszej radości niepotrzebnymi zakłóceniami.
Najlepszy gość jest jak ryba – po trzech dniach może zacząć śmierdzieć.
Z tego powodu zacząłem szukać noclegu w pobliżu.
Cena jest przystępna, a jakość hotelu wygląda OK.
Czy możesz dowiedzieć się, na ile rodzice będą nalegać na nasz pobyt w ich
mieszkaniu? Nie chcę urazić ich uczuć, ale myślę, że najlepiej będzie dla nas
wszystkich, jeśli nie będziemy komplikować sytuacji.
Będziemy z Wami wszystkimi tak długo, jak to możliwe, ale dobrze będzie dać
każdemu z nas trochę odpoczynku.
Mam nadzieję, że rozumiesz moje obawy i nie weźmiesz mi tego za złe.
Zależy mi na jak najszybszej odpowiedzi, ponieważ aby uzyskać korzystną cenę
muszę te noclegi jak najszybciej zarezerwować i opłacić.
Ucałowania.
Twój brat
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 17. September 2006 09:20
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: Practical matters - reply
Najdroższy Danie,
Wróciłam z Bali późnym rankiem i dopiero co otworzyłam moje e-maile (wszystkie
654 sztuki!).
Dziś wieczorem spotkamy się z rodzicami, więc dyplomatycznie sprawdzę, w którą
stronę wieje wiatr. Spróbuję Tobie odpowiedzieć dziś wieczorem, jeśli nie
wrócimy do domu za późno, lub jak najszybciej, bo wiem, że musisz zrobić
rezerwacje.
Wybacz, że nie napiszę teraz więcej, ale przylecieliśmy w nocy, jeszcze nie
skończyliśmy się rozpakowywać, a za pół godziny mamy umówione wyjście na obiad!
Ucałowania,
Twoja, "przemęczona i chora od rozpakowywania", siostra!
From: Edit Morrison
Sent: 17. September 2006 14:43
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Answer
Witaj Mój Bracie,
Właśnie wróciłam ze wspólnego obiadu. Dla moich rodziców to jest OK. Chociaż
woleliby, żebyś mieszkał z nimi, to rozumieją Twoje obiekcje. Więc możesz
zarezerwować hotel, jeśli tego chcesz. Hotel znajduje się dwie ulice od nich,
jakieś 5 min. piechotą, więc będzie to całkiem wygodne.
Dan, czy możesz mi potwierdzić datę Twojego wyjazdu? Po prostu musimy jak
najszybciej sfinalizować nasze plany dotyczące samolotu do Chin, inaczej
będziemy w stanie załatwić odpowiednich rezerwacji, a chcielibyśmy mieć
pewność, że będziemy w Sidney do ostatniego dnia Twojego pobytu.
Znowu piszę tylko krótki e-mail, bo robi się późno, a jutro jest mój pierwszy
dzień w pracy. Spróbuję znaleźć jakieś zdjęcia, które wyślę Ci e-mailem, ale
poczekaj na to kilka dni, bo Bóg jeden wie, jak będzie wyglądać moje biurko,
kiedy przyjdę do pracy.
Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku i Ciebie Twojej rodziny,
Ucałowania,
Edit
From: Dan Wainblum
Sent: 17. September 2006 15:48
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Answer
Najdroższa Siostrzyczko,
Dziękuję za szybką odpowiedź.
Myślę, że taki układ będzie najlepszy dla nas wszystkich.
Właśnie dokonałem rezerwacji hotelu.
Dzisiaj dostaliśmy do pilnowania nasze wnuki, więc muszę już kończyć ten email.
Bardzo przepraszam.
Ucałowania
Dan
PS. Wczoraj wysłałem
list ze zdjęciami do rodziców.
Mam nadzieję, że wkrótce go dostaniecie.
From: Dan Wainblum
Sent: 20. September 2006 21:51
To: 'Edit Morrison'
Subject: Hello
Najdroższa Siostrzyczko,
Mieszkanie Niki okupują hydraulicy
(remont łazienki), a ona wprowadziła się wraz z dziećmi do naszego małego domku.
Więc po pracy mamy przyjemne (i hałaśliwe) popołudnia, zanim wnuki nie zostaną
zmuszone położyć się do łóżek.
Ponieważ wariujemy za naszymi wnukami,
wszystkie inne zajęcia są odwołane do czasu, kiedy one będą mogły powrócić do
swojego domu (prawdopodobnie na początku przyszłego tygodnia).
Jak się czujesz? Czy wróciliście już do normy po pobycie na Bali i po powrotnej
podroży?
Jak się mają rodzice?
Dorothy opowiedziała mi o swoich problemach zdrowotnych, ale nie dowiedziałem
się nic o naszym ojcu. Jak on się czuje? Jak on się znajduje w tej nowej dla
niego sytuacji?
Proszę, napisz kilka słów.
Ucałowania.
Twój brat
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 21. September 2006 16:40
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Photos
Cześć Dan,
Przyszłam dzisiaj rano do pracy i zobaczyłam Twój e-mail – jak miło!
Jestem rozczarowana, ponieważ zamierzałam odpowiedzieć od razu, ale potem wejście
do mojego biura stało się drzwiami obrotowymi, przez które wszyscy wchodzili i
wychodzili przez cały dzień, a w końcu byłam tak sfrustrowana, że zdecydowałam
się odpowiedzieć z domu, gdzie panowała cisza i spokój. Po prostu nie było trzy
i pół tygodnia, więc nazbierało się dużo spraw.
Spędziłam ostatnie dwie godziny próbując znaleźć jakieś przyzwoite zdjęcia do
wysłania. Zawsze uważałam to za trudne, bo nie jestem typem osoby, która zbyt
często się sobie przygląda, a zdjęcia zostały zrobione, kiedy wszyscy byliśmy
wystrojeni i makijaż sprawia, że wyglądam na zdjęciu dużo młodziej. Myślę, że
nie powinnam się martwić, ponieważ wkrótce zobaczysz nas osobiście, a wtedy sam
zobaczysz, jacy "brzydcy" naprawdę jesteśmy!!! To znaczy, z wyjątkiem wnuków, które
są wspaniałe, ale ja przecież nie jestem stronnicza, prawda?
Rodzice czują się w porządku. Trochę ich nadgryzł ząb czasu, ale nadal wyglądają
wspaniałe jak na swój wiek. Moja mama jest trochę nierówną osobą. W jednej
chwili potrafi postawić cały świat na głowie, a za chwilę nie jest w stanie
wstać z łóżka. A ponieważ zawsze była bardzo energiczną osobą, to jest to dla
niej bardzo trudne do zniesienia. Nasz ojciec, cóż, cóż mogę powiedzieć, Bóg
był dla niego łaskawy. Gotuje, sprząta, gra w golfa i zajmuje się moją mamą,
zwłaszcza, że jej zdrowie bardzo się pogorszyło w ciągu ostatnich kilku
lat. Ale i bez tego i tak by to wszystko
zrobił. Teraz jest trochę bardziej zmęczony, ale się nie poddaje i czasami
jestem na niego zła i każę mu więcej odpoczywać.
Jak przyjął wiadomość o Tobie? To tak trudno wyjaśnić w e-mailu…
Jak można się czuć, kiedy przez całe życie czegoś tak bardzo pragnąłeś, a kiedy
Twoje życie jest w fazie zmierzchu, to właśnie się spełnia, to trudne do
zrozumienia. To go trochę wyczerpało emocjonalnie. Patrząc na niego, widzę, jak
to musiało wyglądać, kiedy rozmawiał z Tobą po raz pierwszy. Te stłumione
wspomnienia i emocje wylewające się, jakby ktoś otworzył wrota do utraconych
lat. Podobnie jak w Twoim życiu, wszystko ułożyło się w jego własnym małym
świecie – pod tym względem już mogę powiedzieć, że jesteście do siebie podobni.
Mogę tylko powiedzieć, że ma bardzo wielkie serce i niesamowitą zdolność
kochania. Najlepszym sposobem, w jaki mogę to opisać, jest to, że chyba czuje
się prawie tak samo jak ty i ja, podekscytowany, trochę oszołomiony i nie może
się doczekać dnia, w którym się spotkamy.
Cóż, drogi bracie, lepiej pójdę spać, bo godzina jest 00:30, a jutro czeka mnie
dość ciężki dzień.
Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku i wnuki nie męczą Cię zbytnio.
Fajną rzeczą z wnukami jest to, że zawsze można je oddać, chociaż muszę
powiedzieć, że ja zawsze chcę moje zatrzymać i wyobrażam sobie, że z Tobą musi
być bardzo podobnie.
Trzymaj się i odpisz tak szybko, jak możesz.
Ucałowania,
Twoja kochająca i teraz zmęczona siostra
From: Dan Wainblum
Sent: 22. September 2006 19:18
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Photos
Moja śliczna, młodsza
siostro,
Dziękuję bardzo za zdjęcia. Wnuki
wyglądają wspaniale.
Jameson to ładny chłopak, a Rachel wygląda, jakby miała nadmiar energii. Czy
mam rację?
Nie umiem odczytać Naomi, ale Warren wygląda na bardzo szczęśliwego człowieka!
Shirley to piękna kobieta, a Dorothy wygląda jak królowa.
A nasz ojciec... Jak to mam wyrazić? Miły, spokojny, starszy pan.
Próbuję zobaczyć siebie w nim lub jego we mnie, ale to jest bardzo trudne. Jaki
on wyglądał 20 lat temu?
OK. To będzie trudne, bo on nadal ma te włosy, które ja już straciłem (żart?).
Właśnie dzisiaj dostałem od Dorothy i Miszy list ze zdjęciami.
Było tam jedno zdjęcie, na którym jesteś razem z Rossem, Jamesonem, mamą Rossa
(?) i Dorothy.
I dwa zdjęcia naszego taty. Wziąłem to zdjęcie do ręki i patrzyliśmy długo na
siebie.
Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego, Ciebie, Dorothy i resztę Twojej
rodziny.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 24. September 2006 10:10
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: Photos
Mój najdroższy Danie,
Wygląda na to, że mamy coś wspólnego, bo oboje umiemy czytamy ludzi.
Tak, Jameson ma dobrą naturę, podobnie jak Rachel, ale masz rację, że jest
bardzo impulsywna i w tej chwili po prostu "testuje granice", co odbija się
czasami na jej rodzicach. Nie mam pojęcia, które zdjęcie wysłano do Ciebie,
więc nie mogę Ci powiedzieć, kim jest ta druga pani.
Rozumiem, co masz na myśli, mówiąc o zdjęciach naszego ojca. One muszą wydawać
się nieco "nierealne"….. Czytając Twój mail prawie czułam, jak patrzycie na
siebie, próbując nawzajem zajrzeć sobie do środka, jacy jesteście, jak
wyglądało Wasze życie…itd. mam przeczucie, że najlepszą rzeczą, jaką możemy
teraz zrobić, to po prostu nie myśleć na ten temat. Ja wiem, że to będzie dla
nas trojga trudne, ale ja właśnie próbuję to robić. Po prostu czekam cierpliwie
(lub próbuję czekać), aż się spotkamy
Chciałabym wiedzieć, jak się czujesz, zwłaszcza gdy są z Tobą wnuki.
Czy wywróciły już Twój dom i normalne dzienne rutyny do góry nogami, czy też
dajesz sobie z tym wszystkim radę? Chętnie zadałabym więcej pytań, ale to musi
poczekać do momentu, aż się spotkamy.
Mam nadzieję, że miło spędziliście weekend.
Ucałowania,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 24. September 2006 21:18
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Photos
Najdroższa Siostro,
Wnuki są już w łóżkach.
Mieszkanie Niki jest nadal okupowane przez fachowców, ale wygląda na to, że
podoba jej się sytuacja, w której dzieci są częściowo "sprzedane" dziadkom.
Można powiedzieć, że w naszym małym domku i życiu panuje mniej lub bardziej
kontrolowany chaos, ale cieszymy się każdą minutą spędzoną w tym stanie.
Przez ostatnie trzy tygodnie prowadziłem kursy techniczne dla grupy ludzi z
Iraku.
Większość wykładów "sprzedałem" specjalistom (24 wykładowców), ale część
szkoleń prowadzę sam, bo oprócz obowiązków kierownika szkoleniowego jestem
jednym z tych "specjalistów".
Moje sesje szkoleniowe zaplanowane są na początek przyszłego tygodnia, a
przygotowanie moich prezentacji zaplanowałem na weekend.
Ale moje wnuki są dla mnie ważniejsze, więc czas na przygotowania tych
prezentacji będzie raczej ograniczony. Na szczęście, prowadziłem wykłady na ten
temat poprzednio, chociaż część programu jest całkiem nowa.
Wiec niech żyje wielka improwizacja!
Pod koniec tygodnia ta grupa kursistów wraca (nareszcie!) z powrotem do Iraku.
W przyszłym tygodniu mam następną trzydniową "wycieczkę" na Słowację
i dwa dni przed naszym wyjazdem do Australii jednodniowy kurs techniczny dla
kilku Rosjan.
I wtedy…
Najdroższa Edyto, nawet
nie wiesz, jak zwariowany jest twój brat.
Australijska baśń jest całkiem nowa, a ja mam wrażenie, że rozmawiam z Tobą od
wieków.
I za każdym razem, gdy wysyłam e-mail, jestem jak mały chłopiec czekający na
cukierek.
Otwieram pocztę, dobrze wiedząc, że jest za wcześnie, aby cokolwiek dostać, ale
i tak to robię.
I mówię sobie: Nie wygłupiaj się. Ona ma przecież swoje życie i obowiązki i nie
powinieneś jej zbytnio niepokoić, zanim się tak naprawdę nie poznacie. I mimo
to robię to, co robię.
Może dlatego, że nie mogę tego samego robić z naszym ojcem.
Wygląda na to, że łatwiej będzie z nim porozmawiać niż korespondować.
A czego nie mogę jemu powiedzieć, mogę powiedzieć Tobie.
No i sprawa języka.
Urodziłem się w Rosji, gdzie spędziłem pierwsze pięć lat mojego życia.
Mieszkałem w Polsce trzydzieści lat. A teraz mieszkam w Danii.
Z Tiną i jej rodziną rozmawiam po polsku. Ale językiem ojczystym moich wnuków
jest duński.
Kiedy myślę o mojej żonie i córkach, wciąż myślę po polsku, ale kiedy myślę o
wnukach, myślę po duńsku.
Teraz, kiedy myślę o Tobie, myślę po angielsku.
A co z naszym ojcem? Wygląda jak prawie zapomniany rosyjski!
Teraz wiesz, co mam na myśli, mówiąc o twoim zwariowanym bracie.
I oczywiście wszystkie języki są od czasu do czasu mieszane.
Polski, bo nie używamy go w stosunku do Polaków. Duński, ponieważ nie jest to
nasz język ojczysty i niezależnie od tego, jak bardzo się staramy, to mamy duże
problemy w przyzwoitej wymowie i akcentowaniu wyrazów.
To samo z angielskim, bo to język, którego nie uczyłem się w szkole (była to
tylko łacina i rosyjski), ale w różnych krajach, w których pracowałem i gdzie
tubylcy byli równie dobrzy jak ja w popełnianiu błędów.
Miałem pewne problemy ze zrozumieniem ludzi w Indiach; nawet kiedy wiedziałem,
że mówią po angielsku.
Miałem prawie takie same kłopoty w Nowej Zelandii i w Walii.
Wygląda na to, że ta sama zabawa powtórzy się z Australijczykami.
Nie mogę się tego doczekać.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 25. September 2006 13:50
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Hi again
Mój najdroższy Bracie,
Teraz wiem, że jesteśmy spokrewnieni…
1. Oboje z samego rana od razu przeglądamy nasze e-maile, a w ciągu dnia
sprawdzamy, czy ta druga osoba już napisała
2. Oboje martwimy się, że za bardzo będziemy przeszkadzać drugiej osobie, zanim
się spotkamy
3. Oboje czujemy, jakbyśmy rozmawiali ze sobą przez wieki
4. Oboje mamy to samo poczucie humoru
5. Oboje myślimy i mówimy różnymi językami
6. Oboje szalejemy za naszymi wnukami!!
Wydaje mi się, że to dobry początek.
Myślę i mówię po węgiersku z moją matką, w jidysz z moim ojcem, po niemiecku
(niezbyt dobrze), jeśli muszę i nie mam innego wyjścia, po angielsku ze względu
na miejsce zamieszkania, chociaż czasami, kiedy rozmawiam z rodziną, to myślę,
że mówię po chińsku! Nasz ojciec także mówi w 3 językach, a wszystko to w tym
samym zdaniu. Myślę, że on nadal mówi w miarę dobrze po polsku, ale masz rację,
że jego rosyjski będzie bardzo zardzewiały, podobnie jak jego francuski.
Zapomniałam zupełnie francuski (urodziłam się w Paryżu), a ojciec nie chciał
mnie uczyć polskiego, bo twierdził, że musi być przynajmniej jeden język, w
którym będzie umiał mówić, a którego ja nie zrozumiem. I znowu miałeś rację, że
rozmowa twarz w twarz będzie dla niego najlepsza. Listowna korespondencja może
być w porządku. ale on nie należy do osób korzystających z poczty
elektronicznej.
Czy nadal dużo podróżujesz i możesz otrzymywać e-maile, gdy jesteś poza domem? Czy
teraz podróżujesz głównie po Europie? Czy byłeś kiedykolwiek w Iraku? Kiedy
piszę, jest u mnie 20:30 i zastanawiam się, jaka jest różnica czasu?
Siedzę w teraz w domu i pracuję. Mam
jeszcze co najmniej 3 godziny (mam połączenie z biurem), zanim skończę i położę
się do łóżka, więc proszę, wybacz mi, jeśli teraz skończę. Napiszę więcej
jutro.
Ciesz się swoimi wnukami i uściskaj je ode mnie.
Ucałowania.
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 25. September 2006 22:19
To: editmorrison
Subject: And again
Najdroższa Siostro,
To jest typowa żydowska historia.
Dlaczego musimy mówić tak wieloma różnymi językami?
W dawnych czasach wystarczył jidysz, ale tradycja już zanika.
W moim domu jidysz był językiem używanym między mamą a tatą i musiałem
rozumieć, co mówią, żeby być na bieżąco. Jednak nigdy nie nauczyłem się mówić
po żydowsku.
W pierwszej klasie posłano mnie do hebrajskiej szkółki, w której spędziłem
sześć miesięcy. Byłem tam gwiazdą (przynajmniej na początku), bo nasza
nauczycielka chodziła z moim wujkiem. Z tego powodu zostałem wybrany do zadania
"czterech pytań" podczas szkolnej Paschy i to było moje piętnaście minut sławy.
Przez następne kilka miesięcy pokazywano mnie palcami: "To ten, co mówił
cztery pytania na szkolnym Sederze!"
Potem znajomość między wujkiem a nauczycielką nagle się zakończyła, a szkoła
została zamknięta.
Z tego powodu rodzice byli zmuszeni przenieść mnie w połowie roku szkolnego do
innej szkoły.
Problem w tym, że w tej szkole spotkałem chłopców, z którymi rok wcześniej
byłem na żydowskiej kolonii. Wtedy byłem (bardzo) chudy i starałem się unikać
wszelkich chłopięcych konfrontacji. To właśnie ci chłopcy pamiętali. Nie
wiedzieli jednak, że ostatni okres przed szkołą spędziłem z "gojami" i
nauczyłem się bić. I dlatego każdego dnia w szkole jeden z chłopców smakował
moich pięści. A ja codziennie siedziałem w "oślej ławce", a w
dzienniczku wpisywano dla rodziców kolejną epistołę o zachowaniu ich syna.
Wiec w drugiej klasie posłano mnie do zwykłej szkoły publicznej i tak
zakończyła się moja edukacja w jidysz.
Podobnie było z tradycjami jidysz.
Moja mama była zawsze trochę bardziej religijna (nazywaliśmy to "pisht mit
bojml") niż tata.
Tradycję Paschy kultywowaliśmy do końca lat pięćdziesiątych, po czym umarła ona
śmiercią naturalną.
A tak przy okazji, moja szkolna koleżanka Lenka (ta mieszkająca w Sidney!)
przysłała mi Shana Tova, a Twój brat goj zapytał się, kiedy to było!
To Lenka pomogła mi odnaleźć ojca, ale ona o tym nie wie. Ojciec jej
powiedział, że znał moją mamę jeszcze przed wojną i tyle.
Teoretycznie przestałem już podróżować dla mojej firmy. Ale praktycznie jeżdżę
na krótkie "wycieczki", jeśli pozwala mi na to czas i program
treningowy. Wyjazd na Słowację tylko częściowo ma charakter szkolenia dla
klientów. Głównym zadaniem jest ocena problemów operacyjnych, jakie ma klient w
związku z instalacją młyna. Po 27 latach pracy w tej samej firmie i 18 latach
podróżowania jako inżynier ds. uruchomień jestem uznanym specjalistą w
dziedzinie mielenia materiałów. Wszystko, co się mieli, z wyjątkiem ziaren
kawy, to moja specjalność.
Nigdy nie byłem w Iraku i mam nadzieję, że nigdy tam nie pojadę. Turcja,
Pakistan, Egipt, Libia, Tunezja i Maroko w zupełności mi wystarczą, więc nie
mam ochoty na odwiedzanie kolejnych krajów arabskich.
Kiedy podróżuję, zawsze mam przy sobie przenośny komputer. A jeśli znajdę
połączenie z Internetem, zawsze mogę dostawać i posyłać e-maile.
O ile wiem, obecnie różnica czasu między Sidney a Kopenhagą wynosi 8 godzin.
Prawdopodobnie zmieni się to na 10 godzin różnicy pod koniec października,
kiedy wy przejdziecie na czas letni, a my na czas zimowy.
Kiedy pracowałem w Nowej Zelandii najpierw różnica wynosiła 10 godzin, a
następnie zmieniła się na 12 godzin.
Było to więc dla mnie prawdziwe "down under".
Dorota i Misza dzwonili do mnie i kilka razy pomylili się co do różnicy czasu.
Raz obudzili mnie o 1:30, a innym razem o 6:00 (sobota).
Ostatnim razem rozmawialiśmy trochę o imionach, czyli jak mnie mają właściwie
do mnie mówić: Daniel, Dan, Dima czy jak? I ja się wygłupiłem i powiedziałem
Dorocie dowcip na temat tego, co zwykliśmy mówić w Danii: "Wołaj mnie, jak
chcesz, byle nie za wcześnie z rana"
Mam nadzieją, że nie będą się bali do mnie dzwonić z tego powodu. Praktycznie
wszystko jest już załatwione i zostaje tylko czekanie na dzień wyjazdu.
Zanim dzieci poszły spać, zostałem zatrudniony (przez Jespera), żeby się z nim
bawić, bo jestem jego idolem i najlepszym towarzyszem zabaw.
Takim samym, jakim byłem dla Elli, kiedy ona była w wieku Jespera.
Teraz jestem dla niej zbyt dziecinny. A może nie, ale Jesper to bardzo
czasochłonne dziecko.
Kiedy Jespera nie ma prowadzimy z Ellą interesujące rozmowy.
Ja staram się być dobrym słuchaczem, a Ella lubi być słuchana.
Tina twierdzi, że jestem przy dzieciach zbyt dziecinny i zapominam, że jestem
już dorosły. Ale one bardzo to lubią i to się dla mnie liczy ponad wszystko.
Według Dorothy Warren powinien mieć 33 lata, a Shirley 31 (tak jak moje córki).
Ile lat mają Jameson i Rachel?
Siedzę w swoim "pokoju komputerowym" i chowam się przed innymi (Tiną i Niką).
W zasadzie robię to, żeby przejrzeć prezentacje na jutrzejszą sesję treningową.
Ale skończy się to oczywiście tylko na wysłaniu e-maila do Ciebie.
I tak nikt się o tym nie dowie.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 26. September 2006 14:21
To: 'Dan Wainblum'
Subject: me here
Dzień dobry mój bracie,
Oto jestem. Znowu spóźniona do pracy, po wczorajszej pracy do późna i kilku
niespodziewanych (tj. niechcianych) telefonach przed wyjściem z domu. Więc
dzisiaj będę cały dzień goniła stracony czas.
Ale nie przejmuję się tym, bo chciałabym napisać do Ciebie już teraz, bo nie
wiem, czy wieczorem zechce mi się zasiąść znowu do komputera.
Mój jidysz jest okropny. Kiedyś był dobry, ale teraz też bardzo zardzewiały,
ponieważ moi rodzice mówią głównie po węgiersku mieszając go z angielskim i
jidysz nie tak często, więc nie mam okazji ćwiczyć. Swoją drogą, zapomniałam
wspomnieć wczoraj wieczorem, że uczyłam się też łaciny. Co za strata. Miałam
zostać chemikiem, ale nie miałam na to mózgu. Byłam kiepska w naukach ścisłych
i nie umiałam poradzić sobie ze skomplikowaną matematyką, nawet gdyby moje
życie od tego zależało. Zabawne, jak to się wszystko zmienia. Teraz wykonuję
obliczenia i formuły dla naszej firmy. Kto by pomyślał!
Widzę, że byłeś zadziornym dzieckiem. Podobnie jak ja, jedyna Żydówka ze
śmiesznym akcentem w przedszkolu i szkole podstawowej. Na dowód tego mam małą,
teraz prawie niewidoczną bliznę na czole. Ale myślę, że to właśnie czyni nas mocniejszymi
i pozwala nam decydować, kim jesteśmy i czego chcemy. Teraz, patrząc wstecz, właśnie
to widzę, ale wtedy na pewno tego nie widziałem.
Chciałam ci życzyć L'Shana Tova (Szczęśliwego Nowego Roku), ale nie byłam
pewna, czy to może to być dla ciebie problem. Ale tak czy inaczej, Szczęśliwego
Nowego Roku i niech przyniesie Tobie i Twojej rodzinie wszystko, co dobre i
słodkie w nadchodzącym roku. W następną niedzielę wieczorem i poniedziałek
przypada Jom Kippur (Dzień Pojednania i postu). Jedzenie i ja bardzo się
lubimy, mimo że moja mama myśli, że jestem niejadka (typowa żydowska mama),
więc naprawdę będę płacić za wszystkie moje grzechy. Jest to także dzień, w
którym będziemy wpisani do Księgi Życia lub nie, więc chociaż nie jestem
szczególnie religijna/ortodoksyjna, nadal będę się modliła za nas wszystkich,
abyśmy żyli długo i cieszyli się sobą przez wiele lat. Jak powiedziałam, nie
jestem zbyt ortodoksyjna. W naszej rodzinie obchodzimy Wielkie Święta tj. Paschę,
Nowy Rok i kilka mniejszych, z powodu mojej córki, która jest nieco bardziej
religijna. Z szacunku dla niej używamy inne naczynia podczas Paschy i
świętujemy niektóre pozostałe dni, ponieważ wnuki chodzą do żydowskiej szkoły (jedna
z najlepszych szkół w Sidney). Chodzi o to, żeby dać im bazę. Potem sami będą
mogli podejmować własne decyzje.
Jameson ma 5 i pół roku i piękny charakter. Jest wrażliwy i troskliwy, ale jest
również normalnym chłopcem. Kocha swoją piłkę nożną i nie mówi o niczym innym,
jeśli mu na to pozwolisz. Jest bardzo bystry, ale nie potrafi malować ani
rysować, choćby od tego zależało jego życie. Rachel ma 3 i pół roku i jest też
uroczą małą duszą, jest wnikliwa, zaradna, niezależna i ma własne zdanie. Jest także bardzo bystra i wrażliwa. Ma zmysł
do sztuki i broni swojego starszego brata jak tygrys. Oba dzieciaki okazują nam
dużo miłości i zawsze nas delikatnie obejmują. A my biegamy z nimi jak szaleni,
patrząc na ryby w stawie lub po prostu rozmawiając z nimi. Cieszę się, że też
masz tę śmieszną stronę, tak jak ja.
Nie do uwierzenia…
musiałam przerwać pisanie tego e-maila i dopiero teraz do niego wróciłam. A jest
już 22:00… historia mojego życia!
Warren ma 34 lata i w lutym ubiegłego roku poślubił Naomi, którą po prostu
uwielbiamy. Shirley ma 32 lata. Wyszła 6 lat temu za Jamesa, którego też
uwielbiamy.
Zawsze chciałam mieć czwórkę dzieci, a teraz mówię wszystkim, że mam czworo
dzieci, dwoje, które urodziłam i dwoje, które mi spadły z nieba.
Proszę, nie przejmuj się swoim żartem.
My mamy tutaj takie samo powiedzonko, a poza tym rodzice mają całkiem
niezłe poczucie humoru i nam wszystkim zdarza się niezły wygłup, kiedy się
spotykamy, zwłaszcza kiedy Ross, Warren i James są razem przy stole. Nawiasem
mówiąc, Warren wraca z zagranicy wcześniej, by móc się z Tobą spotkać. Ale
proszę, nie wspominaj o tym mojej mamie i naszemu ojcu, bo on chciałby im zrobić
przyjemną niespodziankę. Nie mówiłam im również, że często ze soba
korespondujemy, ponieważ nie wiem, czy chcesz, żeby o tym wiedzieli, ale jestem
pewna, że chętnie by się o tym dowiedzieli, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Jeśli Ci to nie odpowiada, nie ma sprawy. Będziesz miał dużo czasu na rozmowy,
kiedy się spotkamy, więc nie czuj się do tego zmuszony.
Mój Boże, mogłabym pisać i pisać, ale chyba muszę zostawić nam coś do rozmowy,
kiedy tu przyjedziesz.
Mam nadzieję, że sesja treningowa przebiegła pomyślnie – jeśli nie, biorę na
siebie pełną odpowiedzialność, ponieważ naprawdę podobał mi się ten e-mail!
Całuski,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 26. September 2006 23:04
To: 'Edit Morrison'
Subject: And me there
Droga Siostro,
Oszukuję. Czytałem Twój e-mail sześć godzin temu.
Kiedy skończyłem wykłady, poszedłem do biura i otworzyłem moja skrzynkę
pocztową.
I ta był Twój e-mail. Przeczytałem go tylko trzy razy i wróciłem s powrotem do
moich zajęć.
Z irackimi kursistami poszło względnie łatwo. Nigdy się nie zorientowali, że
ostatnie dwa dni wykładowe były jedną wielką improwizacją z mnóstwem moich
starych prezentacji w Power Point. To już czwarty tydzień intensywnego kursu
technicznego i oni są naprawdę zmęczeni codziennymi, ośmiogodzinnymi wykładami
z nowym tematem każdego dnia. Ja też jestem zmęczony tym kursem, bo nie mam
żadnej pomocy ze strony mojego wydziału. Wszyscy pozostali koledzy są zajęci
prowadzeniem równoległe odbywającym się Międzynarodowym Seminarium Konserwacji
Maszyn, więc jestem zdany na siebie samego będąc kierownikiem szkolenia i
chłopakiem na posyłki w jednej osobie.
Rano znalazłem w mojej skrzynce pocztowej elektroniczny bilet lotniczy do
Wiednia (potem samochodem do Bratysławy na Słowacji) oraz potwierdzenie
australijskiej wizy ETA dla mnie i Tiny (ważna do 2014 roku). Wygląda więc na
to, że jesteśmy gotowi do jazdy.
Cieszę się, że Warrenowi udało się przyjechać wcześniej. Dorothy powiedziała mi
o tym jakieś dwa tygodnie temu, więc nie sądzę, że będzie to dla nich taka
wielka niespodzianka.
Wydaje mi się, że uwielbiacie sprawiać sobie nawzajem miłe niespodzianki.
U nas jest podobnie. Tina nie jest w stanie utrzymać w tajemnicy niczego przyjemnego.
Nawet jeśli uzgodnimy, że dziewczyny dowiedzą się o tym przy bardziej
odpowiedniej lub uzgodnionej okazji, ona to wypapla, gdy tylko je zobaczy. Ja
mam też trudności z ukrywaniem przed nią niespodzianek.
Tina jest słodką osobą, a ja jestem jej szczęśliwym mężem.
Ja nie jestem aniołem i wyobraź sobie, że ona wytrzymała ze mną tyle lat!
Po wyjeździe z Polski było nam bardzo ciężko.
Nowy kraj, nowi ludzie, nowy język, nowe zwyczaje i niepewna przyszłość.
Problemy ze znalezieniem swojego miejsca
w nowym kraju, z pracą,
z nowym trybem życia.
Kiedy już nam się wydawało, że osiągnęliśmy jako taką stabilizację i kupiliśmy
dom (na spłaty), Tina straciła pracę.
Sytuacja w mojej firmie również była krytyczna. Rynek światowy na produkty
mojej firmy załamał się drastycznie i jedynym rozwiązaniem było obcięcie
wydatków na personel.
Kiedy dostałem się do firmy w 1979 r., zatrudniała ona 2400 pracowników w
Kopenhadze (a 14000 na całym świecie). W 1989 roku zeszliśmy do 1100 osób.
To był jeden z powodów, dla których przeniosłem się do działu uruchomień i
wybrałem pracę na wyjeździe.
Po dwóch miesiącach pracy w Wielkiej Brytanii wysłano mnie do Indii i spędziłem
tam siedem miesięcy.
Byliśmy szczęśliwi, kiedy wróciłem do domu. Ale Tina zapytała mnie, czy zdałem
sobie sprawę, że bez mówienia o tym wybraliśmy w zasadzie separację. I to była realna
prawda. Przed moją podróżą do Indii mieliśmy wiele problemów, które oczywiście
wpłynęły na nasze stosunki między nami.
Podczas mojej nieobecności w domu sprawy mogły się potoczyć w różne strony. Ale
zdaliśmy sobie sprawę, że łączy nas więcej niż dzieli.
Tina była bardzo dzielna. To ona trzymała rodzinę razem, kiedy byłem (bardzo
nieobecny) za granicą.
To ona brała udział we wszystkich potyczkach z nastolatkami, gdy ja byłem jedynie
widzem na bocznej linii.
Więc wszystko to, co osiągnąłem w życiu, zawdzięczam jej.
Szanowna Edytko,
Czy naprawdę utrzymujesz naszą rozmowę w tajemnicy przed rodzicami? Czy
naprawdę grasz w grę małych sekretów?
Twój przebiegły brat myślał, że przez Ciebie rozmawia z naszym ojcem.
Co za głuptas. Łatwiej mi codziennie sprokurować do Ciebie e-mail niż napisać
coś sensownego do naszego ojca.
I w jakim języku mam do niego napisać, żeby było bardziej osobiście? Po polsku?
Po rosyjsku? (Bardzo zardzewiały).
I nie chcę pomijać Dorothy, która prawdopodobnie spaja całą Waszą rodzinę.
Wygląda na to, że powinien poczekać, aż znajdziemy się w Australii.
Ten e-mail zaczyna wyglądać coraz bardziej chaotycznie.
Więc lepiej będzie przestać na dzisiaj.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 27. September 2006 01:14
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Secrets
Najdroższy Danie,
Jestem bardzo dobra w robieniu bigosu i wygląda na to, że tym razem mi się to
dosyć dobrze udało.
Nie, nie jestem osobą, która bawi się w sekrety.
Umiem dotrzymać tajemnicy i zabrać ją ze sobą do grobu, jednak jedynym powodem,
dla którego tego nie powiedziała im, że mamy korespondencję mailową, było to,
że nie wiedziałam, czy nie wolisz zachować między nami to, co do mnie wysyłałeś
e-mailem. Głupia ja. Powinnam się była Ciebie zapytać.
Aby mieć pewność, że postępuję właściwie, napisz, czy mogę udostępnić im Twoje
e-maile, czy wolisz tego nie robić? Z mojego punktu widzenia oni będą bardzo
szczęśliwi i chętnie dowiedzą się o wszystkim, co napisałeś. Oczywiście to
będzie łatwiejsze niż gdybyś Ty miał do nich napisać.
Komputer mojej mamy zastrajkował i musi kupić nowy, kiedy Warren przyjedzie
tutaj, aby zabrać ją na zakupy, bo ona nie ma pojęcia, który model będzie dla
niej najlepszy do korespondencji mailowej. Jeśli napiszesz do naszego ojca, ona
nie będzie miała poczucia, że ją pomijasz, gdyż oni dzielą się ze sobą całą
korespondencją. Jeśli chodzi o język, nasz ojciec czyta po angielsku całkiem
dobrze, podobnie jak moja mama, jednak nie spodziewaj się, że będzie pisał
listy po angielsku.
Teraz mam wrażenie, że mój e-mail również staje się chaotyczny…
Tak naprawdę mam na myśli, że oni chętnie usłyszą od Ciebie, jeśli masz ochotę
napisać i nie ma znaczenia, w jakim języku.
Jeśli jednak chcesz, to z przyjemnością przekażę im nasze e-maile.
Uff! Czasami, najdroższy Danie, naprawdę mam problem z podaniem wszystkiego we
właściwy sposób. Zwykle dzieje się tak, gdy mówię i dlatego znacznie lepiej
radzę sobie z e-mailami, ale czasami, jak widać na powyższym obrazku, to też
nie działa. Nieważne, wyjmę nogę z buzi (mamy tu takie powiedzenie: pryszczyca
(choroba nóg i ust) – czyli wyjęcie jednej stopy z ust i zastąpienie jej drugą)
i będę kontynuować.
Jakoś domyśliłam się, że Ty i Tina mieliście dobre maleństwo. Dobre relacje to
te, które przetrwały trudności i próbę czasu. Ross i ja jesteśmy małżeństwem od
36 lat, w grudniu 37. Przeszliśmy przez bardzo trudne chwile, a każda z nich
uczyniła nas silniejszymi i bardziej związanymi. Jak w każdym małżeństwie
mieliśmy wzloty i upadki, ale on traktuje mnie jak królową, a ja czuję się
naprawdę wyróżniona i szczęśliwa. Ja też ochraniam go, jak światełko mojego
życia.
Nie jesteśmy zbyt towarzyscy i nie mamy zbyt wielu przyjaciół. Naszą największą
wadą jest to, że jesteśmy całkowicie zadowoleni z własnego towarzystwa.
Jesteśmy marudni, kiedy jesteśmy osobno i nie potrzebujemy nikogo innego, kiedy
jesteśmy razem, z jednym poważnym wyjątkiem, którym jest rodzina i możecie
włączyć w to także siebie samych.
Dzieciaki często nas krytykowały i mówiły, że to niedobrze, bo gdy jedno z nas
umrze, to drugie zostanie samo jak palec, ale nawet one się teraz poddały.
Pracujemy ciężko i długo, ale nagrodą jest to, że dużo podróżujemy, więc poza
podróżami i rodziną nie pozostaje zbyt wiele czasu na co innego. Nawet
nieliczni przyjaciele, których mamy, zawsze narzekają, że nigdy nie ma nas w
jednym miejscu wystarczająco długo, ale zawsze mamy czas na jakąś konferencję!
Dziś poczułam ogromną ulgę, bo wczoraj byliśmy z tatą u lekarza. Miał lekko
podwyższony poziom wapnia i istniało podejrzenie, że ma problem z tarczycą, ale
lekarz stwierdził, że u mężczyzny w jego wieku podwyższenie jest nieznaczne i
nie stanowi żadnego problemu. Tata musi mieć robione badania na tarczycę (jest
nieco powiększona) co 6 miesięcy, ale na razie wszystko jest w porządku i nie
przewiduje się żadnych problemów z nią związanych. Więc proszę, wybacz mi,
jeśli brzmię dziś trochę płasko. To wypadło czasowo bardzo nieszczęśliwie i
oczywiście martwię się o niego w takich okolicznościach. Dzięki Bogu, wszystko
jest w porządku i mogę teraz odpocząć.
Bardzo się cieszę, że wszystkie szczegóły dotyczące podróży są już ustalone. Czy
jest coś, o czym chciałbyś wiedzieć np. o pogodzie lub czy jest jakieś miejsce,
które chciałbyś odwiedzić będąc w Sidney? Pewnie to trochę za wcześnie, bym się
o to pytała, zwłaszcza że prawdopodobnie skończymy na tym, że będziemy chcieli
po prostu usiąść razem i rozmawiać i rozmawiać, ale i tak pytam.
Ucałowania,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 28. September 2006 19:38
To: 'Edit Morrison'
Subject: jam on the line
Najdroższa Siostro,
Wczoraj wysłałem do Ciebie e-mail ze zdalnego polaczenia, ale nie mogę go
znaleźć w "wysłanych e-mailach".
Więc nie jestem pewien, czy go dostałaś. Jeśli nie masz czasu na odpowiedź, to po
prostu napisz, czy go dostałaś.
Ucałowania.
Dan
PS. Wysłałem list do Twoich rodziców.
From: Edit Morrison
Sent: 29. September 2006 03:18
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: jam on the line - not rcvd
Najdroższy Danie,
Nie otrzymałam wczoraj Twojego e-maila i naprawdę za Tobą tęskniłam!
Przyzwyczaiłam się już do tego, że codziennie rano zaglądam do mojej skrzynki
odbiorczej i widzę tam Twój e-mail. Czy mogłabym prosić o ponowne przesłanie?
Moi rodzice otrzymali wczoraj Twój list i zdjęcia i byli bardzo szczęśliwi. Nie
mogę się doczekać, żeby je także zobaczyć. Udostępnię im Twoje e-maile w ciągu
weekendu, chyba że otrzymam od Ciebie inną instrukcję.
Bierzemy ich dziś wieczorem na kolację razem z mamą Rossa, bo Shirley ma
problemy żołądkowe i nie będą mogli przyjść do nas na naszą normalną piątkową
kolację.
Nie wiem, czy wspominałam już, że spotykamy się co tydzień w każdy piątkowy
wieczór. To wspaniale, bo wszyscy mają świetną zabawę z maluchami. Pradziadkowie
są nimi zachwyceni. I nie tylko dziadkowie. Kiedy mama czuje się dobrze,
Jameson ciągnie ją, żeby popatrzyła, jak kopie piłkę i daje "high
five", a ona zajmuje się układankami i rysunkami z Rachel. Kiedy nasz
ojciec nie jest za bardzo zmęczony, biega z nimi i gra w chowanego, a one mają
z tego dużo radości. On zawsze gotuje posiłek szabatowy. On chce koniecznie to
robić i twierdzi, że póki będzie mógł, to będzie to robił.
Życie toczy się tutaj tak szybko, że trudno się jest częściej spotykać. Moi starzy strasznie na to narzekają, ale nic
na to nie możemy poradzić. Ross i ja pracujemy na pełny etat, James pracuje z
nami, a Shirley wciąż studiuje i spędza długie godziny w szpitalu.
Więc przynajmniej piątkowy wieczór jest naszym miejscem spotkań. Oczywiście,
dla dzieci (i tych dużych i tych małych) Ross i ja jesteśmy cały czas telefonicznie
do dyspozycji.
Dan, nie pytałam się Ciebie wcześniej, ponieważ nie jestem pewna, jak bardzo
bolesny jest ten temat, ale mam odczucie, że Tina nie czuje się najlepiej i
chciałabym wiedzieć, jak się ona czuje i czy wszystko jest w porządku. Byłabym
bardzo wdzięczna, gdybyś mógł przekazać jej moje pozytywne myśli i życzenia jej
całkowitego wyzdrowienia.
Dzisiaj mamy krótki dzień pracy, więc kończę teraz, bo mam dużo do zrobienia
przed końcem dnia roboczego i chcę ten e-mail wysłać, byś otrzymał to jak
najszybciej. Czy będziesz miał połączenie w weekend, czy będziesz zależny od
zdalnego połączenia? Chciałabym "porozmawiać" z Tobą przez e-mail w weekend,
więc zastanawiam się, czy mogę to zrobić, czy też muszę poczekać, aż wrócisz ze
Słowenii.
Trzymaj się i miłego weekendu,
Ucałowania i uściski,
Twoja kochająca Siostra
From: Dan Wainblum
Sent: 29. September 2006 17:24
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: jam on the line - not rcvd
Moja najdroższa
siostrzyczko,
Zrobiłem to jeszcze raz!
Tak bardzo chciałem odpowiedzieć Ci z biura, że ponownie użyłem zdalnego
połączenia.
Wszystko, co napisałem w środę, znikło i byłem zmuszony odtworzyć to z pamięci
(która nadal jest dobra, ale niestety bardzo krótka). Kiedy już to zrobiłem i
prawie byłem gotowy z poprawkami, zrobiłem coś głupiego i znowu wszystko
znikło!
Właśnie wróciłem teraz do domu i od razu próbuję do Ciebie napisać. Nawet jeśli
jest już za późno, żebyś to dzisiaj dostała
.
Najpierw odtworzenie mojego zaginionego e-maila:
"Najdroższa Siostro,
Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Zdałem sobie sprawę, że to, co napisałem o tajemnicach, może brzmieć jak
wyrzuty.
To nie jest prawda. To tylko kolejny dowód na dość szczególne poczucie humoru twojego
brata (zrozum, kto potrafi).
Oczywiście, że nie mam nic przeciwko dzieleniu się moimi e-mailami w zakresie,
jaki uznasz za stosowny, z resztą rodziny.
Dziwne. Myślałem, że tylko Tina i ja jesteśmy wyobcowani z rozentuzjazmowanego
tłumu.
Nie mamy wielu przyjaciół, a nasze życie socjalne jest bardzo ograniczone.
Możemy oczywiście być bardzo towarzyscy, kiedy jest na to potrzeba i okazja,
ale nie jest to naszą największą ambicją. Wolimy być razem, nawet jeśli nie
mówimy ze sobą za dużo. Wystarczy samo poczucie bliskości.
Jedynymi wyjątkami są nasze dziewczynki i wnuki. My też jesteśmy zwariowani na
ich punkcie.
Kiedy urodziła się Ella (nasza najstarsza wnuczka), zapytano Tinę, jak się
czuje w roli babci. Jej odpowiedź brzmiała: "To cudowne, z wyjątkiem tego
uczucia, że śpisz z dziadkiem".
Kiedy dziewczynki opuściły rodzinne gniazdo (Nika w wieku 18 lat, Mira w wieku
25 lat) zostaliśmy w domu sami ze zwierzętami. Ale ostatni pies (towarzysz
Tiny, kiedy byłem za granicą) zdechł dwa lata temu, a ostatni kot (pozostałość
z menażerii Niki – 17 lat) zmarł w zeszłym roku. Dlatego musiałem przerwać moje
rozjazdy – Tina lubi mieć w pobliżu co najmniej jednego zwierzaka.
Dzięki Bogu z naszym tatą wszystko w porządku. Mam nadzieję, że będziemy mieli
razem wystarczająco dużo czasu; nawet jeśli większość tego czasu będzie na
odległość.
Jeśli chodzi o zwiedzanie, to nie mamy zielonego pojęcia.
Naszym głównym celem jest być z Wami tak bardzo, byście znudzili się nami
(przynajmniej na chwilę). Ale oczywiście nie mówimy nie, jeśli uda się zobaczyć
coś ciekawego.
Piszę ten list w biurze, wykorzystując fakt, że mogłem sprzedać moich irackich
gości innemu wykładowcy.
Ale teraz muszę do nich s powrotem iść, chociaż najbardziej chcę zostać z Tobą.
Ucalowania
Dan"
Tak mniej więcej napisałem w zaginionym e-mailu.
Wygląda na to, że masz
tak samo jak ja, jeżeli chodzi o nasze internetowe pogawędki.
Tina śmieje się, że ja zwariowałem na punkcie mojej siostry i to chyba prawda.
Jeżeli chodzi o Tinę:
Przez ostatnie kilka lat ona nie czuła się dobrze.
W tym roku (w lutym) usunięto jej pęcherz (razem z przybytkami).
Rekonwalescencja poszła całkiem dobrze. Cały ten czas byłem w domu i musiałem
odwołać wyjazdy do Wietnamu i Pakistanu, ale moja firma była bardzo
wyrozumiała.
Teraz Tina przechodzi badania okresowe i to jest jeden z powodów, dla których
nie mogliśmy odwiedzić Was wcześniej. Jesteśmy pewni, że wszystko jest w
porządku, ale o tym przekonamy się podczas ostatniej wizyty w szpitalu, która
wyznaczona jest na 9 października.
W poniedziałek po południu jadę do Słowacji. Zabieram ze sobą przenośny
komputer i jeśli w pokoju hotelowym znajdę wtyczkę, będę mógł normalnie
odbierać i wysyłać pocztę internetową.
Teraz wiem, że dzisiaj nie otrzymasz tego e-maila. W Australii jest 1:00 w
nocy.
Nie mogłem go napisać wcześniej. Musiałem zrobić sobie przerwę w pisaniu, bo
Tina zadzwoniła do mnie z centrum handlowego na komórkę, aby pomóc jej z
transportem zakupów. Myślała, że nadal jestem w pracy. Musiałem więc pojechać i
jej pomóc.
Mówiąc o listach, to wysłałem wczoraj do Twoich rodziców list nr. 3 (też z
kilkoma zdjęciami). Wygląda na to, że listy idą dość wolno, ale mam nadzieję,
że dotrą do Was przed nami.
Jutro spróbuję zaskoczyć Twoich rodziców i zatelefonować do nich.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 30. September 2006 05:46
To: 'Dan Wainblum'
Subject: me here
Mój najdroższy bracie,
Nie mogę uwierzyć, że byłam na nogach do pierwszej w nocy czekając na Twój
e-mail, a ten przyszedł dopiero o 1:25. Często nie śpię do 2 w nocy i
oczywiście wczoraj poszłam wcześnie spać. Ale to nieważne, bo już go dostałam.
Proszę, nie martw się swoim poczuciem humoru. Ja je uwielbiam, a poza tym twoja
zwariowana siostra ma takie same. Więc przynajmniej zrozumiesz mnie, gdy będę
reagować w ten sam sposób, chociaż jeden Bóg wie dlaczego.
Dziś po południu pozbieram Twoje e-maile i jutro wieczorem przekażę je rodzicom.
Będzie to dla nich interesującą lektura i będą bardzo zadowoleni.
Wczoraj wieczorem dali mi do przeczytania Twój list i zdjęcia z pouczeniem, że
"muszę je oddać", jakby to była relikwia, której nie chcą stracić. Zdjęcia
bardzo mi się podobały. To zdjęcie z Ellą przypomina zupełnie naszego ojca
bawiącego się ze mną lub moimi dziećmi, czy, jak teraz, prawnukami. Jesper na
zdjęciu jest na pierwszy rzut oka bardzo podobny do Jamesona, kiedy był
młodszy.
Najbardziej mi się spodobało zdjęcie, które pokazuje Ciebie w całej okazałości.
Poczułam, że gdybym tylko mogła, to wyciągnęłabym rękę i Cię dotknęła. To
sprawiło, że jeszcze bardziej za Tobą tęsknię i chciałabym, żeby te dni
oczekiwania na Ciebie jak najszybciej minęły (chociaż nasz ojciec zawsze mówi, że
nie można życzyć sobie, żeby czas płynął szybciej, bo trzeba cieszyć się każdym
dniem).
Nie mogę uwierzyć, że jest tak wiele podobieństwa między nami.
My też często nie rozmawiamy ze sobą. Po prostu "jesteśmy"….
Ross i ja jesteśmy bardzo różni. Jedyne co nas łączy to kolor włosów i oczu,
ale jesteśmy tak bardzo dopasowani, że nam wystarcza przebywanie w tej samej
przestrzeni.
Kiedy Shirley zaszła w ciążę, pierwszą reakcją Rossa, po otrząśnięciu się z
szoku, że jest już tak stary, że może zostać dziadkiem (!), była także odzywka:
"Teraz sypiam z babcią".
W pewnym okresie naszego życia Ross dużo podróżował w interesach, a moim
najlepszym przyjacielem był nasza suczka. Była moim cieniem, pocieszeniem i
kochała mnie bezwarunkowo. Jej strata była dla mnie nie do zniesienia i do dziś
opłakuję ją i tęsknię. Była niesamowitą małą istotką, bardziej przypominającą
człowieka niż psa i wszyscy ją kochali, nawet ludzie, którzy normalnie bali się
psów. Teraz nie mamy żadnego zwierzaka, przynajmniej nie z królestwa zwierząt,
bo za dużo podróżujemy.
Nasz ojciec jest dosyć zdrowy i mam nadzieję, że zostało mu jeszcze kilka
dobrych lat. W wieku 70 lat miał zawał serca, który wymagał poczwórnego
bajpasu. Jakieś 5 lat później miał czyszczone tętnice szyjne. To było
przerażające. Kiedy poszliśmy do doktora, miał jedną tętnicę zablokowaną w 99%,
a drugą w 100%. W przeciągu 4 dni zaplanowano operację i były to najdłuższe 4
dni w moim życiu. Przeczyścili pierwszą i wszystko było w porządku. Potem
następna po 4 dniach. Czekaliśmy w poczekalni i pielęgniarka nagle nas zawołała
i powiedziała, że on "odchodzi". Wlecieliśmy do pokoju i zaczęliśmy go wołać, a
on wrócił.
Krzyczałam, że jeśli mnie zostawi, to nigdy więcej się do niego nie odezwę –
takie jest nasze poczucie humoru – a on wrócił i jego mina powiedziała "ok,
ok".
Do tej pory wszystko jest w porządku. On prowadził bardzo aktywne życie i, jak
już wspomniałam, nadal je prowadzi. Myślę, że to moja matka trzyma go przy
życiu. I my wszyscy też. A teraz oczywiście także Ty i Twoja rodzina., bo on
żyje tylko dla swojej rodziny.
Bardzo mi przykro z powodu stanu zdrowia Tiny i ulżyło mi, że jak dotąd
wszystko jest w porządku. Mam pewne doświadczenie z rakiem, nie moje własne,
ale u innych. Praktyka mówi, że nastawienie i wiara są najważniejszym
narzędziem w tej walce, obok miłości i rodziny. Wydaje mi się, że Tina jest
błogosławiona tym drugim i mam nadzieję, że ma to pierwsze. Nie mogę się
doczekać spotkania z nią.
Dan. Właśnie się zastanawiam, czy zamiast korzystać ze zdalnego połączenia, nie
byłoby możliwe założenie adresu e-mail "yahoo", tak jak to my zrobiliśmy na
czas podróży? Albo wymienimy się numerami telefonów komórkowych i będziemy
mogli wysyłać SMS-y (posyłać wiadomości tekstowe). W ten sposób możemy pozostać
w kontakcie. My posyłamy SMS-y do naszych dzieci za granicą, o ile ich komórki
mają połączenie. W ten sposób "mamusia" może mieć kontakt ze swoim "Warrenem i
Naomi", kiedy znajdą się w miejscach, gdzie nie ma dostępu do zwykłego
telefonu.
Strasznie za nimi
tęsknię. Obecnie są znowu w Londynie przez kilka dni, potem chyba tydzień w
Paryżu, potem z powrotem do Londynu na kilka dni, a potem do domu, Hurra!!!
Warrena nie było przez 7,5 roku, ale musiał pojechać aż do Londynu, żeby znaleźć
sobie dziewczynę z Sydney!
I tak sobie myślę. Czy lecisz do Singapuru prosto z Danii, czy przez jakieś
inne miejsce? Naomi może będzie lecieć kilka dni po Warrenie, a oni także lecą
przez Singapur, więc byłoby całkiem zabawnie, gdybyście lecieli tym samym
samolotem!
Stwierdziliśmy, że nie będziemy planować żadnego zwiedzania przed Waszym
przyjazdem, po prostu będziemy to brać "na słuch" w trakcie Waszego pobytu.
Oczywiście, jedyne co chcemy, to rozmawiać i rozmawiać. Mam nadzieję, że pogoda
będzie ładna i będziemy mogli to wykorzystać.
Jedyne o czym myśleliśmy, to to, żeby w drugi weekend pojechać do domku
wiejskiego moich rodziców. Domek leży
nad jeziorem, jest tam bardzo pięknie i spokojnie. Jest też mała łódka i bardzo
miło jest popływać po jeziorze i po prostu cieszyć się scenerią.
Myśleliśmy również, że moglibyśmy gdzieś wyjść w ten weekend, bo myślę, że do
tego czasu wszyscy powinniśmy już mieć dosyć swojego towarzystwa (żart!). Jeśli
wolisz, to w pobliżu znajduje się mały motel i jeśli nadal będziesz czuł, że
potrzebujesz w tym momencie trochę oddechu, to nikt nie będzie obrażony. Co Ty na
to? Chyba to na razie głupie pytanie, to tylko opcja do rozważenia, więc nie
musisz się teraz martwić co odpowiedzieć, jeśli nie zechcesz.
Pogoda tutaj jest obecnie piękna i mam nadzieję, że będzie taka sama podczas
Twojej wizyty. Nasze zimy są mroźne, ale wcale nie tak mroźne jak Twoje. Nie
mamy śniegu, tylko w górach i nie moglibyśmy go znieść, gdybyśmy go mieli. Jak
sobie dajesz radę w tak zimnym kraju, chociaż myślę, że w Polsce też był śnieg,
więc może dla ciebie to nie była taka zmiana.
Zastanawiam się, jak to się stało, że znalazłeś się w Danii, czy była to szansa
na pracę? A innych pytań też mam mnóstwo.
Dan, teraz chce Ci powiedzieć coś o mnie. To jest sprawa ostatnich kilku dni.
Zastanawiałem się, czy ci to powiedzieć, czy nie, ale nie sądzę, że byłoby
fair, gdybym tego nie zrobiła. Żadnych tajemnic między nami. W środę miałam
test wysiłkowy, który nie wypadł zbyt dobrze. Wygląda na to, że mam problem z
elektryką, więc muszę mieć angiogram, żeby to zbadać. Jestem śmiertelnie
obrażona, że moje ciało ośmiela się robić takiego psikusa!!!!
Prowadziłam wzorowe życie fizyczne – przez całe życie byłam szczupła,
utrzymywałam w miarę dobrą kondycję fizyczną, nie paliłam od 20 lat, prawie w
ogóle nie piłam, od urodzenia jadłam wyłącznie zdrową żywność, tj. moją
naturalną zasadą zawsze było jedzenie warzyw, sałatek, żadne smażone czy tłuste
potrawy, prawie żadnych słodyczy. Nie jestem święta, ale to zawsze była moja
preferencja, a tu taki kram!
Naprawdę nie mogę tego
zrozumieć i czuję się – jak już powiedziałam – wręcz urażona. Tak czy inaczej,
idę we wtorek. o 3 po południu na badanie. W środę zrobią badania krwi i EKG, a
następnie angiogram. Jeśli mamy Twój numer telefonu komórkowego, Ross wyśle Ci
SMS-a, gdy tylko będę gotowa. Jeśli nie, ktoś, może James, może wysłać Ci
e-mail i powiadomi Cię jak najszybciej.
Proszę się nie martwić, jestem silna i wysportowana, więc to tylko male
zaburzenie w normalnym układzie rzeczy. Zrobię, co jest konieczne, a potem
zajmę się swoim życiem, a moją uśmiechniętą, jeśli nie zaspaną twarz zobaczycie
na lotnisku, kiedy wyjdziecie z odprawy celnej. Prawdopodobnie w piżamie lub
czymś podobnym, bo nienawidzę wstawać tak wcześnie rano i jestem zupełnie do
niczego o tej porze. Najwyraźniej musisz mieć na mnie jakiś wpływ i oczywiście
muszę cię bardzo kochać!!
Właściwie to bardzo cię kocham. Nigdy się nie spotkaliśmy, ale kochałam Ciebie
przez całe życie. Bez wątpienia żadne z nas nie jest ideałem. Podobnie jak Ty
jestem podekscytowana i jednocześnie boję się, czy pokochasz mnie na tyle, aby
mnie polubić, czy moje wady będą Cię mocno irytować, czy jestem tym, czego
oczekujesz, czy spełnię Twoje oczekiwania, czy Tina mnie polubi, czy znajdę
właściwe słowa właściwie, czy też włożę nogę w usta, z czego jestem znana, i Cię
zdenerwuję? Pytania, pytania, pytania.
Mogłabym nimi doprowadzić się do wariactwa. Dla odmiany zdecydowałam, że nie
będę się tym martwić. Będę cieszyć się każdą sekundą oczekiwania na Twoje
przybycie i każdą sekundą Twojego pobytu tutaj i każdą sekundą, w której
będziemy się znać przez resztę naszego życia, a reszta nie ma żadnego
znaczenia. Życie w końcu obdarowało mnie Tobą i zamierzam wykorzystać każdy
jego najmniejszy kawałek.
Właśnie przeczytałam ponownie tego e-maila i jestem zaszokowana – jako
"jedynaczka" zawsze bardzo kontrolowałam swoje emocje, więc jestem zaszokowana
tym, co tutaj napisałam. Ale co tam! Zycie nauczyło mnie, że ludzie bardziej
żałują tego, czego nie powiedzieli, niż tego, co powiedzieli, a ja nie chcę
mieć takiej sytuacji z Tobą, więc obnażam siebie i swoje emocje. Bo przecież
jesteś moim bratem…..slyszysz jak miło to brzmi?
Swoją drogą, powiedziałem o tym wczoraj rodzicom. Znowu zastanawiałam się, czy
powiedzieć im cokolwiek przed poniedziałkowym wieczorem. Oni się zawsze
martwią, a ja się obawiałam, jak to wpłynie to na ich samopoczucie tuz przed Twoim
przyjazdem. Myślałam, że jeśli powiem im o tym dopiero w poniedziałek
wieczorem, to skrócę im czas zmartwień, ale reszta rodziny stwierdziła, że ich
urażę, jeśli nie powiem im wcześniej, więc im to powiedziałam. Powiedziawszy
to, potraktowałam to tak lekko, jak to było możliwe, a oni przyjęli to w miarę
dobrze. Nie rozmawiałam z nimi dzisiaj i mam nadzieję, że będą w tym samym
nastroju aż się to zakończy i że nie wpadną w "katastroficzny" nastrój.
Myślę, że lepiej wyślę ten e-mail teraz, bo inaczej będę pisała w
nieskończoność, a ten e-mail dotrze po tym, jak Twój samolot będzie już w
powietrzu!
Ucałowania,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 30. September 2006 13:39
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: me here
Najdroższa Siostro,
Nie wiem, co się stało, ale po przeczytaniu Twojego maila musiałem z kimś
porozmawiać.
I Twój głupi brat zadzwonił do Twoich rodziców by się zapytać, co się z Tobą
dzieje i trochę się uspokoić.
Na szczęście trafiłem tylko na automatyczną sekretarkę. Potem zdałem sobie
sprawę, że mogłem sprawić, że będą się o Ciebie martwić jeszcze bardziej. A
cale to moje dzwonienie wywoła dużo zamieszania. Byłem trochę na siebie zły, bo
znowu zrobiłem coś, nie myśląc o konsekwencjach.
Pojechałem z Tiną do mieszkania Niki, aby pomóc po hydraulikach. Zostałem
mianowany na stanowisko mechanika (rower Elli był niesprawny). Po zbadaniu
sprawy zdecydowałem się zadzwonić do warsztatu. Moj telefon komórkowy się
rozładował i musiałem skorzystać z tego, który używam na co dzień w pracy. A
tam było sześć SMS-ów od Twoich rodziców.
Wróciłem do domu i zadzwoniłem do nich. I gadaliśmy, i gadaliśmy. Oni opowiedzieli
mi trochę więcej o Twoim problemie i miałem, wrażenie, że biorą to stosunkowo
spokojnie.
Muszę przyznać, że moja reakcja była trochę nieproporcjonalna. Kiedy myślałem o
tym, co się z Toba dzieje, czułem niemal fizyczny ból. Ostatnio raz miałem takie
sensacje, kiedy Tina była w trakcie 8-godzinnej operacji, a ja nie mogłem dostać
żadnych informacji, zanim nie została przetransportowana na oddział
pooperacyjny.
Sam nie mogę siebie zrozumieć. Martwię się o Ciebie, jakbyś była moim
dzieckiem.
Przecież Ciebie tak naprawdę nie znam. Mamy między sobą dobrą korespondencję
mailową i widziałem na zdjęciach Twoją uroczą uśmiechniętą twarz. Ale nawet nie
jestem pewny, czy będę mógł z Tobą rozmawiać tak swobodnie, jak do Ciebie pisać
Nie powinnaś się martwić, czy Cię polubię, bo ja Cibie kocham. Jesteś częścią
mojego serca i nie możesz zrobić nic złego.
Kiedy będziesz w szpitalu, będę na Słowacji, ale będę miał przy sobie służbową
komórkę i Ross będzie mógł mi wysłać SMS-a, kiedy to się skończy lub kiedy
tylko znajdzie na to czas. Może także wysłać e-mail. Ja biorę mój przenośny
komputer, który może odbierać e-maile. Wygląda na to, że to tylko moje zdalne
sterowanie w pracy robi psikusy, kiedy próbuję wysłać e-maile.
Przepraszam, że nie jestem w stanie pisać o niczym innym.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 30. September 2006 15:47
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Goodnight
Mój najdroższy Danie,
Bardzo mi przykro, że dałam Ci powód do zmartwień, dlatego prawie nic o tym nie
napisałam. Ale oboje czujemy to samo, Ty i ja, ponieważ ja również
zareagowałbym tak samo, gdyby to było odwrotnie. Być może będziemy mieli
trudności i nie będziemy w stanie wyrazić się słowami tak dobrze, jak piszemy.
Ale to nie jest takie ważne. Będziemy rozmawiać oczami i słowa nie będą
potrzebne.
Moja mama ma dużą intuicję i ma niezły radar – czasem przydatny, czasem
potrzebny jak dziura w moście. Ale pozytywną rzeczą jest to, że jej odczucia co
do środy. sa całkiem dobre/pozytywne, więc chociaż każdy test jest uciążliwy,
jestem pewna, że będę miała dobry wynik. Wiem, że to prawdopodobnie daremne,
ale proszę cię, byś się nie martwił.
Rodzice byli uszczęśliwieni rozmową z Tobą i wydają się być bardziej
zrelaksowani. Za każdym razem poznają Cię trochę lepiej i to jest dla nich
bardzo dobre. Nasz ojciec wydaje się być o wiele bardziej zrelaksowany. To nie
tylko Ty i ja jesteśmy podekscytowani i zarazem zaniepokojeni stosem pytań,
które mamy na języku.
Teraz idę spać, bo jutro mam mnóstwo pracy. Nieobecność w biurze przez te kilka
dni w przyszłym tygodniu zrobi naprawdę dziurę w moich zajęciach, więc chcę to
troche nadrobić. Poza tym odpuściłam sobie, spędzając większą część dnia na
pisaniu do Ciebie, oglądając Twoje zdjęcia i myśląc cały czas, że teraz będę
musiała nadrobić zaległości.
Dobranoc.
Ucałowania,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 30. September 2006 23:21
To: 'Edit Morrison'
Subject: Good morning
Najdroższa Siostro,
Nie powinno Ci być przykro. Oczywiście, że to na mnie wpływa, ale byłoby mi
również smutno, gdybym nie mógł dzielić Waszych radości i smutków. Rozmawiałem
z Twoimi rodzicami, a potem byłem zajęty resztę dnia, więc trochę się
uspokoiłem.
Nie mogłem naprawić roweru Elli i musiałem szukać profesjonalnej pomocy
(poszedłem z tym zdeformowanym kołem do warsztatu).
Miałem ostatnią potyczkę z moimi irackimi gośćmi. Przełknąłem rachunek
telefoniczny, którego nie powinniśmy byli płacić. Zamówiłem taksówki i
pojechałem z nimi na lotnisko. Próbowałem przepchnąć ich przez kolejkę do
okienka odprawy. I tam spotkałem kilka osób, które są spowinowacone z jednym z
uczestników kursu i mieszkają w Danii.
A potem niespodzianka. Trzech kursistów miało 85 kg nadwagi. I to po odliczeniu
20 kg dozwolonego bagażu 20 kg i 8 kg bagażu podręcznego. Nie licząc materiałów
szkoleniowych, które wysłałem osobno. Na biletach lotniczych wyraźnie widniała
dozwolona waga bagażu, ale ci kursiści i ci powinowaci zrobili przy kasie
niezłe piekiełko. Po godzinie znalazłem rozwiązanie. Namówiłem tych krewnych,
żeby zabrali ten nadmiar bagażu, przepakowali go i przywieźli do mnie do biura,
gdzie możemy go wysłać kurierską pocztą.
Kiedy wróciłem do domu, dowiedziałem się, że dostarczonego do warsztatu koła
nie da się naprawić.
Wszystkie te banalne zdarzenia skłoniły mnie do myślenia o czymś innym.
Droga Edyto,
Mam nadzieję, że test pójdzie dobrze, ale to jest znak, że należy zwolnić
tempo. Nawet jeśli nie sądzisz, że robisz rzeczy w pośpiechu.
Weszliśmy w wiek (bardzo mi z tego powodu przykro, ale niestety Ty też), w
którym grzechy przeszłości (jakkolwiek drobne) zaczynają wychodzić na
powierzchnię. To nie znaczy, że musisz się zamknąć w szklanej wieży (swojego
księcia już dostałaś), ale musisz zacząć o siebie dbać.
Czuję, że brzmię jak stara ciotka, ale proszę, zrozum, że to poważna sprawa.
Ja musiałem zwolnić tempo w 1990 roku, kiedy zdiagnozowano u mnie anginę
pectoris i miałem operację (czy to było w tym samym roku, co nasz ojciec?). Do
tego czasu byłem ruch i ogień, zwłaszcza w pracy, głównie za granicą. Długie
dnie pracy i do 40-50 papierosów w ciągu jednego nerwowego dnia. Najdłuższy
dzień pracy w moim życiu (w Chinach) trwał ponad 27 godzin. W tym czasie mój
młodszy kolega dostał pozwolenie na pójście na godzinę do naszego pensjonatu. A
uzasadnieniem było to, że zabrakło nam papierosów.
Rzuciłem palenie na sześć miesięcy przed operacją serca i od tego czasu nie
miałem nigdy ochoty zapalić papierosa. Operacja przebiegła pomyślnie.
Powiedziano mi tylko, że błędnie oceniono mój organizm. Dostałem za mało
środków usypiających i prawie się obudziłem w połowie operacji.
Wypracowałem sobie system, który daje mi możliwość brania rzeczy na spokojnie i
zrobić tę samą pracę w tym samym czasie, ale bez stresu i pośpiechu. Na
początku trudno było przekonać samego siebie, że mam mnóstwo czasu na zrobienie
danej rzeczy, podczas gdy w rzeczywistości nie miałem na to prawie wcale czasu.
Ale w rezultacie stałem się spokojniejszy, pewniejszy siebie i mniej podatny na
stres. I dlatego mogę kontynuować moją pracę aż do dzisiaj.
Nie narzekam (i tak nie pomaga), bo, mimo wszystko, życie było dla mnie
szczodre. Dalo mi siostrę (i ojca, ale w dalszym ciągu jest trudne). Więc czuję
się szczęśliwy, nawet kiedy się martwię o Ciebie.
Odnośnie podobieństw i różnic.
Ja i Tina bardzo jesteśmy bardzo różni. U mnie wszystko jest proste. Czarne
jest czarne, a białe jest białe. Ale dla Tiny wszystko może mieć ukryty sens.
Więc czerń może być szara, a czasem różowa. Ona potrafi podjąć decyzję, kiedy
ma więcej niż jedną opcję. Ale po podjęciu decyzji będzie się zastanawiać do
upadłego, czy zrobiliśmy dobrze podejmując taką a nie inną decyzję.
Dla mnie decyzja została podjęta. Koniec, kropka. I trzeba sobie radzić z
sytuacją taką, jaka ona jest. Rozważania "co by było, gdyby" mogą źle wpłynąć
na samopoczucie, chociaż i tak nie zmienią istniejącej sytuacji. Tina ma
genialną zdolność do komplikowania spraw. Nie ma za grosz wyczucia przestrzeni
i czasu i, jak to określam, potrafi zabłądzić w budce telefonicznej. Zawsze mi
zarzuca, że trzymam stronę dziewcząt. I pamięta wszystkie moje potknięcia ze
wszystkich lat naszego małżeństwa. I są momenty, kiedy jej nie lubię. Ale
zawsze ją kocham i będę kochał aż do śmierci.
Nasza przeprowadzka z Polski do Danii nie była w ogóle zaplanowana. Jednak po
wojnie sześciodniowej sytuacja Żydów w Polsce uległa znacznemu pogorszeniu. Na
początku Polacy byli zachwyceni i najlepszym krążącym dowcipem było
powiedzenie, że polscy Żydzi biją rosyjskich Arabów. I nagle polski rząd
(rządząca partia komunistyczna) zdecydował się zrobić z Żydów kozły ofiarne.
Ojciec Tiny, który przez trzydzieści lat był pełnym pułkownikiem polskim wojsku
(nie mógł zostać generałem, ponieważ był Żydem), stał się jedną z ofiar nowej
polityki rządu.
Stracił pracę i bardzo to przeżywał. Tinę poznałem na zaaranżowanym brydżu
(znajomy jednego Żyda, który miał syna, znał innego Żyda, którego znajomy miał
córkę – znasz tę historię?).
Oczywiście wiedziałem, że ona będzie na tym brydżu, ale mało to mnie ruszało.
Chciałem po prostu zagrać w brydża i być może rzucić okiem na dziewczynę.
Rekomendacją było, że była bardzo dobrą uczennicą i miała same piątki. Więc już
prawie bylem decydowany, że nie ma na co patrzeć, zwłaszcza, że to wszystko
było zaaranżowane.
Poszedłem więc na brydża i grałem w brydża. Grałem w parze z jej ojcem, ale nie
mogliśmy znaleźć wspólnego języka brydżowego i przegraliśmy robra dość wysoko.
Potem wyrzucono mnie od stołu (przyszło pięciu graczy), a ja poszedłem do pań
(gospodyni, ona i jej mama).
Zaczęliśmy rozmawiać i byłem zaskoczony, jak łatwo się rozmawiało. Przecież ona
też wiedziała, że to wszystko było zaaranżowane, żebym ja mógł oglądnąć
"towar". A ona, zamiast być sztywna jak kij, była dowcipna, zabawna i
bardzo naturalna. Chciałem się dostosować do jej poziomu, ale nie wiem, czy mi
się to udało. I nagle ona pożegnała się z gospodynią i miała wyjść. Udało mi
się zaproponować oprowadzenie jej do domu (pan pułkownik był zbyt zajęty grą w
brydża) i ona, po pewnym wahaniu się na to zgodziła.
Przed wyjściem złapał mnie gospodarz i poprosił mnie o uregulowanie długu
(przegrałem całe 16 złotych, które jej "wypominałem" przez wiele lat
ślubie).
Według niej całą drogę do domu gęba mi się nie zamykała, a ona nie miała okazji
powiedzieć ani słowa.
Nie zaprosiłem jej (celowo) na randkę. Była sobota i z góry zdecydowałem, że
zadzwonię do niej dopiero w środę. Żeby trzymać ją, w niepewności. Ale nie
doczekałem nawet do poniedziałku. I cała moja wymyślona taktyka poszła na
marne. Potem widywaliśmy się bardzo często. A ja tokowałem, tokowałem i
tokowałem. Potem pojechałem w góry (przez krótki czas byłem zwariowanym
alpinistą) i podczas mojego pobytu na Słowacji ojciec Tiny zmarł na udar serca.
Kiedy wróciłem, było już po pogrzebie. Z Danii przyjechał brat Tiny, który rok
wcześniej wyjechał z Polski. Zaraz po jego wyjeździe spytałem Tinę, czy za mnie
wyjdzie odpowiedz była, że tak.
Moja mama była na mnie trochę zła, że nie zaczekałem, aż rodzice wrócą do domu
(byli na wakacjach) i wpierw, jak przystało na dobrego żydowskiego chłopca, się
ich zapytam o pozwolenie. Ale ja zawsze byłem prostolinijny. Nie umiałem bawić
się w jakieś gierki; w których moja mama była ekspertką. Wiele mnie w życiu
kosztowało być takim, jakim jestem, ale nigdy nie nauczyłem się postępować
inaczej.
Pobraliśmy się. Ja straciłem posadę asystenta na Politechnice, ponieważ byłem
Żydem. Dostałem kolejną pracę jako technolog w fabryce, a Tina robiła studia
doktoranckie w Instytucie Rolnictwa.
Potem urodziła się Nika. Wtedy jeden z moich kolegów z Politechniki, który
akurat dostał stanowisko docenta w Instytucie Mechanicznym i potrzebował kogoś
do prowadzenia ćwiczeń i wykładów, poprosił mnie, abym pracował u niego jako
wykładowca. I przez jakiś czas wszystko wyglądało różowo.
I nagle okazało się, że ja nie mogę być nauczycielem polskiej młodzieży (Żyd!),
a Tina ma jakieś problemy na studium doktoranckim.
Mieliśmy dużo rozmów na ten temat. Ja bylem przyzwyczajony do drobnych cięgów,
dlatego że jestem Żydem. I mogłem z tym żyć. Ale nie mogłem ofiarować takiego
życia moim dzieciom.
Pod koniec lat pięćdziesiątych moi rodzice planowali wyemigrować do Izraela.
Skończyło się jednak na wysłaniu jednej skrzyni bagażu do Hajfy.
W latach sześćdziesiątych mój ojciec stwierdził, że jest już za stary, by
zaczynać od początku w innym kraju. Zmarł w 1973 roku. Wujek Tiny, który
mieszkał w Izraelu, napisał do nas i próbował nas namówić żebyśmy tam
pojechali. Ale brat Tiny był w Danii i wybraliśmy ten kraj dla naszej diaspory.
I to opowiadanie mógłbym kontynuować przez długi, długi czas. Ale muszę mieć w
zanadrzu kilka historii, kiedy się spotkamy.
Więc tutaj kończę.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 1. October 2006 03:47
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: Good morning
Mój najdroższy bracie,
Ross właśnie przeczytał Twojego e-maila i uważa, że wszystko się trochę
pomieszało. On jest prawie pewny, że
należysz do jego rodziny, a Tina do mojej! On się z tego uśmiał, a ja nie. Jego
zdanie na temat moich decyzji nie pokrywa się z moim.
Hm!! Wygląda na to, że on i ty dobrze się dogadacie. Mój problem polega na tym,
że moje dzieci myślą tak samo jak Ross.
Wszystkie, co do jednego! Prawdopodobnie będziesz z nimi również na tej
samej fali.
Dziwne, już wcześniej miałam odczucie, że miałeś w przeszłości problemy z
sercem i że przyczyniło się to do tego, kim jesteś dzisiaj. Serce mi prawie
stanęło, kiedy czytałam Twojego e-maila. Bardzo mi smutno, że to przeżyłeś, ale
cieszę się, że dzięki temu zrozumiałeś i naprawiłeś wiele rzeczy. Martwię się
tylko, że wasz system opieki zdrowotnej jest tak powolny. Czy w razie potrzeby
można to ominąć, bo czasami potrzebne jest szybkie działanie, a te systemy
opieki zdrowotnej mogą przynieść efekt przeciwny do zamierzonego?
Myślę, że frustrujące jest to, że doszłam do takich samych wniosków, jak Ty,
wiele lat temu. Podczas gdy moje życie było do niedawna obciążone nadmiarem
emocjonalnego stresu, to dawno już zmieniłam moje podejście do życia. Moja
kondycja fizyczna, łącznie z testami i wynikami, zawsze była wzorowa, więc
żaden aspekt mojego życia nie wskazywał na takie zaburzenie. Dlatego jestem zła
na samą siebie za mój stan fizyczny. Praktycznie nie odczuwam większego stresu
niż większość innych ludzi, a biorąc pod uwagę moje wieloletnie dobre zdrowie,
to, co mi się przydarzyło zakrawa na misterium. Ale z drugiej strony, nie
wszystko da się wyjaśnić. Czasem rzeczy po prostu się "zdarzają", więc jak
grzeczna dziewczynka pochylę głowę i zrobię wszystko, co mi każą. A potem
obsobaczę mój organizm, żeby nigdy więcej nie odważył się zrobić to samo!
Uśmiałam się z Ciebie i Tiny, bo kiedy Ross i ja się poznaliśmy, nie mogliśmy
siebie znieść. On uważał, że jestem nadęta "……", a ja uważałem go za
aroganckiego, wrednego "…….". Oboje chodziliśmy do AJAXu (żydowski klub
gimnastyczny). On twierdzi, że przechodziłam obok niego zadzierając nosa, a ja
twierdzę, że on zawsze wyskakiwał ze głupimi uwagami, więc nie miałam ochoty
poznać.
Któregoś wieczoru spotkaliśmy się przypadkowo na przyjęciu w przeddzień wojny
sześciodniowej. On zapytał, czy mógłby mnie podwieźć do domu (twierdzi, że
zrobił to tylko po to, żeby zobaczyć, czy się zgodzę). Byłam tym pytaniem tak
zaskoczona, że nie mogłam wydusić z siebie słowa "nie", więc wpadłam. W tamtych
czasach, jeśli facet nie zaprosił cię do czwartku wieczorem na randkę w sobotę,
"grzeczne dziewczynki" nie akceptowały takiej randki. A on zadzwonił o 18:30
(do dziś nie wiem, skąd wziął mój numer telefonu) i powiedział: "Cześć, czy
możesz mi podać dobry powód, dla którego nie możesz się ze mną dzisiaj wieczorem
umówić?" Ponieważ po drugiej stronie telefonu zapadła pełna zdumienia cisza, on
po prostu poszedł dalej i powiedział: "Dobrze, to ja przyjadę po ciebie za pół
godziny" i odłożył słuchawkę. Chodziliśmy ze soba jakieś 2 tygodnie i zawsze
udawało mu się mnie "sprzedać". Potem wyjechał na 9 miesięcy za granicę. W tym
czasie pisał do mnie mnóstwo listów. Napisałem do niego jeden, tuż przed jego
powrotem do domu, a ten się zaczynał… "Drogi Daleki Rossie, Przepraszam, że nie
pisałam, ale zgubiłam długopis". Krótko po tym, jak wrócił do domu, rozległ się
dzwonek u naszych drzwi wejściowych, a moja mama przyszła i powiedziała, że on
stoi na progu i czeka. I znowu chodziliśmy przez 2 tygodnie. Pod koniec tych
dwóch tygodni, w sobotę wieczorem, poprosił mnie o rękę. Pamiętam, że akurat
patrzyłam na żaluzje w naszym salonie i a one nagle zaczęły się kręcić. I
właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że się zakochałam.
Mam jeszcze tyle do opowiedzenia, a naprawdę muszę dzisiaj trochę popracować.
Inaczej rozsypie się cala moja tygodniowa robota. Będziemy mieli dużo czasu na rozmowy, chociaż
z góry wiem, że tego naszego wspólnego czasu zawsze będzie za mało.
Najdroższy Danie, życzę ci bezpiecznej
podroży i powrotu ze Słowacji. Bede wyrozumiała, jeśli nie będziesz mógł pisać,
zanim nie wrócisz. Jeśli będziesz miał czas, milo by było dostać od ciebie SMS,
kiedy bezpiecznie wylądujesz na Słowacji i ponownie, kiedy wrócisz do Kopenhagi
(czy brzmię już jak zatroskana siostra??).
I ostatnia prośba, zanim zabiorę się za pracę: czy mogłabym prosić Cię o
przysługę… Czy miałbyś czas, by przed wyjazdem przesłać mi e-mailem Twoje
zdjęcie w całej okazałości, bo bardzo chciałabym je dla siebie wydrukować.
Trzymaj się,
Ucałowania,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 1. October 2006 10:58
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Good morning
Najdroższa Siostro,
Wcale nie jestem taki powolny. OK. Nie biegam po schodach i biorę windę, kiedy
mam ku temu okazję. Ale to tylko środek ostrożności. Nie drażnij diabła, jeśli
nie jest to konieczne.
Przy 172 cm wzrostu utrzymuję moją wagę 80 kg (w pełnym umundurowaniu i
butach). Może to trochę za dużo, co potwierdza lekki brzuszek, ale to zupełnie
nieźle (tak mi się wydaje).
Próbowałem znaleźć jakieś moje reprezentatywne zdjęcia, żebyście mogli z dumą
zaprezentować mnie światu, ale mam z tym trochę trudności.
Kiedy byłem młody, wyglądałem jak gwiazdor filmowy (tak twierdziła moja mama),
ale ząb czasu zabrał dużą część mojej urody (Hmm?, co to za facet?). Gdy byłem
młody i przystojny, brałem udział w potyczkach i walczyłem ze smokami, żeby
zdobyć moją księżniczkę, a teraz jest ona zbyt zmęczona, by szukać lepszej
opcji. Teraz, kiedy zdecydowałem, że jestem łysy, jestem pogodzony ze sobą.
Przesyłam Ci moje "podrasowane" zdjęcie, prawie takie samo, jakie Twoi rodzice
otrzymają w liście nr 3 (wydrukowane w tekście listu). Zjecie jest wykadrowane
ze zdjęcia zrobionego przy Memorial Cross w Whangarei (NZ), kiedy byłem tak
blisko Was. Posyłam Ci również inne zdjęcie (Bratysława w zeszłym roku, kiedy
odwiedziłem tę samą fabrykę i spędziłem tam kilka dni z Tiną). To drugie ma
lepszą gęstość (ponad 400 KB) i prawdopodobnie można łatwiej nad nim pracować.
Muszę teraz skończyć pisanie.
Jedziemy na cmentarz żydowski, żeby trochę uporządkować grób mojej mamy. Będę
się bawił w grabarza i wymienię stary żwir na nowy. Potem odwiedzę grób mojego
zmarłego brata. On nie jest pochowany na cmentarzu żydowskim; chociaż nasza
matka i jego teść są. Jego żona jest tylko w połowie Żydówką, a ortodoksyjna
gmina żydowska w Kopenhadze nie robi żadnych wyjątków. Więc szwagierka kupiła
trzy miejsca w pobliżu cmentarza żydowskiego (dla niego, dla niej i dla jej
matki). To jest jedna z przyczyn, które trzymają mnie z dala od religii i
rzeczy z nia związanych.
Jadę na cmentarz dzisiaj, bo jutro nie mogę (rano z Tiną do szpitala, potem
trzy godziny w biurze, potem przelot do Wiednia i jazda wynajętym samochodem
przez granicę austriacko-słowacką do Bratysławy).
Ucałowania.
Dan
PS. Pozdrów ode mnie Rossa.
From: Dan Wainblum
Sent: 1. October 2006 17:05
To: editmorrison
Subject: Jom Kipur
Najdroższa Siostro,
Bardzo krótko.
Byłem na cmentarzu.
Opowiedziałem mojej matce o Tobie i naszym ojcu.
Nie było żadnej odpowiedzi. Dokładnie tak samo tak samo, jak za jej życia. Dla
mnie to nie żadna niespodzianka. Niech spoczywa w pokoju.
Przesyłam Ci zdjęcie jej grobu.
Od Ciebie zależy, czy zechcesz je pokazać naszemu ojcu.
Nie jestem pewien jego reakcji i może to być dla niego za dużo.
Ty potrafisz to lepiej ocenić.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 2. October 2006 16:49
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: Jom Kipur
Mój najdroższy bracie,
Bardzo mi przykro, ale zapomniałam ci powiedzieć, że ze względu na Jom Kippur
nie będę mogła do ciebie napisać e-maila przed zapadnięciem zmroku. Czyż nie
byłam niegrzeczna, wysyłając Ci SMS-y z Synagogi? Miałam wyciszony telefon i
kiedy na niego spojrzałem tuż przed zakończeniem uroczystości, był tam Twój
e-mail i nie mogłam się powstrzymać, żeby nan nie odpowiedzieć. Pokazałem Twoją
wiadomość naszemu ojcu i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Czuję się bardzo głupio, bo zapomniałam, że moje e-maile są na moim biurowym
komputerze i nie mogę ich wydrukować w domu używając zdalnego polaczenia, więc
spróbuję wydrukować je dla moich rodziców jutro rano, zanim pójdę do szpitala.
Zdjęcie przedstawiające Ciebie przy grobie Twojej matki jest bardzo piękne i
chcę je pokazać naszemu ojcu. Chociaż to go może zasmucić, jestem pewna, że
będzie chciał je zobaczyć. Myślę, że wybrałeś bardzo dobry moment, żeby ją
odwiedzić. Być może ona nie zareagowała, bo czuje, że teraz nie ma prawa to
komentować i że najlepiej będzie, byśmy się lepiej poznali bez niej. Być może
jej milczenie stanie się dla nas wszystkich bardziej zrozumiałe, kiedy będziemy
mieli okazję porozmawiać.
Religia. Cóż za potworne wyzwanie postawił świat nam, ludziom. Nigdy tak
naprawdę nie zrozumiałam, dlaczego ludzie mają potrzebę określania
przynależności religijnej lub przekonań innych osób. Wiem, kim jestem i kim się
urodziłam. A to, czy zdecyduję się praktykować moja religie, czy nie, z
pewnością nie powinno mieć wpływu na innych ludzi. , Nie uważam również za
konieczne wiedzieć, lub mieć jakikolwiek wpływ na to, co praktykują inni. Nigdy
nie zrozumiałam "zasad" dotyczących pochówku, małżeństwa itp. itd. i jest mi
bardzo smutno, że Twój brat stał się ich ofiarą. Rozumiem konieczność istnienia
zasad dla tych, którzy ich potrzebują, ale dla mnie są to parametry stworzone
przez człowieka, starodawne wytyczne, które niekoniecznie odpowiadają warunkom,
w których żyjemy dzisiaj.
Tak, ja robię to dla tradycji i rodziny, ale jeżeli chodzi o mnie, to mocno wierzę,
że liczy się to, co mamy w sercach. I to jest najważniejsze.
OK. Koniec na dzisiaj z moim kazaniem.
Tylko niebiosa wiedzą, gdzie zostanę pochowana. Obecny cmentarz jest prawie
pełny, a nowy leży wiele kilometrów stąd. W każdym razie zawsze mówiłam, że się
zawinę przed Rossem, a jego druga żona i tak nie będzie chciała, żeby go
pochowano obok mnie (jemu jakoś nie wydaje się to zabawne!!).
Przepraszam Dan. Mam nadzieję, że mój żart cię nie zdenerwuje. To tylko moje
głupie, spaczone poczucie humoru.
Jak przebiegła wizyta Tiny w szpitalu? Mam nadzieję, że wszystko poszło dobrze.
Najdroższy Danie,
Nie wiem, czy jutro znajdę czas, żeby do Ciebie napisać, bo muszę być w
szpitalu przed 15:00, a ja mam wiele do załatwienia, zanim tam się zjawię.
Jednakże będę miała komórkę, żebyśmy mogli wymieniać SMS-y. Przekażę Rossowi
wszystkie Twoje numery, więc on będzie mógł się z Tobą skontaktować, jeżeli
moja reka będzie zbyt zaspana.
Mam nadzieję, że Twoja podróż będzie bezpieczna i udana.
Dużo uścisków,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 3. October 2006 01:37
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Jom Kipur
Najdroższa Siostro,
Właśnie udało mi się dostać połączenie internetowe w hotelu i znalazłem Twój
e-mail.
Muszę przyznać, że sprawdzałem mój e-mail od 4 rano czasu duńskiego (kiedy
pierwszy raz się obudziłem) i kilka razy z rana, przed wyjściem do szpitala i
kilka razy w biurze. I ostatni raz, kiedy pakowałem laptopa, kiedy miałem
jechać taksówką na lotnisko.
Czuję się trochę głupio z tą obsesją na punkcie mojej młodszej siostry, ale nic
nie mogę na to poradzić. To nie oznacza, że musisz czuć się zobowiązana do
bardziej częstego pisania i dłuższych e-mailów. Bierz to na spokojnie. Twój
brat jest dużym chłopcem, nawet jeśli czasami zachowuje się jak male dziecko,
pragnące coraz więcej słodyczy.
Wizyta w szpitalu przebiegła całkiem pomyślnie. Otrzymaliśmy wyjaśnienie
problemów Tiny, które w okresie restytucji są całkiem normalne. Z pełnym
wyjaśnienie wyników badań zapoznamy w najbliższy poniedziałek.
Mimo, że pojechałem na lotnisko w dobrym czasie, to mało brakowało żebym się
spóźnił na samolot. A wszystko przez mój paszport.
Kiedy powiedziałem Tinie o moim wyjeździe na Słowację, to ona wyjęła nasze
paszporty z szuflady, gdzie leżały po wakacjach w Polsce, i dała mi mój do
ręki, żebym go od razu włożył do teczki, co też uczyniłem.
Miałem bilet elektroniczny, więc normalnie mogłem dokonać odprawy bez
konieczności podchodzenia na lotnisku do kasy. Ale automat oczywiście nie
rozpoznał numeru mojej rezerwacji i wylądowałem jednak przy stanowisku odprawy.
Już byłem prawie gotowy z formalnościami, kiedy pan w okienku zapytał mnie, czy
lecę do Wiednia sam, czy w towarzystwie. Faktycznie wyjazd był zaplanowany dla
mnie i jeszcze jednego specjalisty z mojej firmy, więc odpowiedziałem, że
przegapiłem tego gościa i prawdopodobnie spotkam się z nim w samolocie. Ale nie
o to mnie pytano. Facet przy kasie powiedział, że dałem mu nie swój paszport.
Poirytowany wziąłem paszport do ręki i... niespodzianka! Z paszportu patrzyło
na mnie zdjęcie… Tiny! Złapałem więc bagaż, pobiegłem do taksówki i wróciłem do
domu. Udało mi się skontaktować telefonicznie z Tiną, więc miała mój paszport w
ręku, kiedy dojechałem taksówką do domu.
Gdyby coś takiego wydarzyło się 20 lat temu, byłbym zły na nią i na cały świat
i nie rozmawiałbym z nią przynajmniej przez tydzień. Nieważne, że część winy
była moja (mogłem zajrzeć do paszportu przed włożeniem go do teczki). To ona
zostałaby o to obwiniona w 100%, chociaż nie pisnąłbym o tym ani słowa. A tak,
to uśmialiśmy się z tego nieporozumienia i dostała ode mnie "a long kiss
goodbye".
Kolegę spotkałem w samolocie i do Wiednia przylecieliśmy planowo.
Jedyne, czego nie wziąłem pod uwagę, to godzina przylotu. Była 18:30 i kiedy
wsiedliśmy do wynajętego samochodu, było już zupełnie ciemno.
Wydrukowałem sobie mapę drogową z lotniska w Wiedniu do hotelu w Bratysławie,
ale jazda po ciemku to zupełnie inna sprawa. I chociaż mianowałem kolegę na
stanowisko pilota, to zrobiliśmy kilka błędów. Przejechaliśmy jeden zjazd i
musieliśmy zrobić dodatkowe 30 km (15, żeby znaleźć następny zjazd i następne
15, żeby wrócić). Potem, zamiast w lewo skręciliśmy w prawo i zużyliśmy
dodatkowe piętnaście minut, żeby znalezienie punkt początkowy. Na dodatek w Bratysławie
skręciłem 300 metrów za wcześnie i utknąłem na przedmieściach. Na szczęście
mogłem posługiwać się językiem polskim i w końcu dotarliśmy do hotelu. I na
dodatek udało mi się przekonać recepcję, że mam rezerwację na trzy noce, a nie,
jak oni twierdzili, tylko na jedną.
Jedyne, co mam przed sobą, to znalezienie drogi do fabryki. Byłem tam w zeszłym
roku, ale mieszkałem w innym miejscu, a zanim dali mi samochód, byłem wożony
przez ludzi, którzy znali drogę. Jeśli więc uda mi się jutro dojechać do fabryki,
będę mógł się zacząć się martwić, co tak naprawdę mam tam zrobić (nie miałem
czasu przeczytać papierów dotyczących problemu - czyli niech żyje improwizacja
+ doświadczenie).
Nie byłem pewien co do zdjęcia grobu mojej matki. Zrobiłem to bez namysłu. To był
po prostu impuls.
Ale z drugiej strony myślałem, że może nasz ojciec potrzebuje zakończenia
historii z moją mamą i może zdjęcie jej grobu to zrobi. Nie mam pojęcia.
Położyłem na jej grobie dwa kamienie (jeden ode mnie i jeden od naszego ojca).
Aby ta historia była trochę mniej poważna, muszę ci opowiedzieć, co się działo
przed zrobieniem zdjęcia.
Jak już ci pisałem, miałem wykonać robotę grabarza i wymienić żwir na grobie.
Do bagażnika zabrałem mały wózek na dwóch kółkach i próbowałem nim przewieźć
worki ze żwirem od samochodu do grobu. Oczywiście nałożyłem na niego za dużo
worków i wszystko się rozleciało. Stałem jak ten idiota przy wejściu na
cmentarz, nie wiedząc, co robić i słuchając Tiny komentującej jak zwykłe moje
zdolności do planowania czegokolwiek (historia mojego życia). Na szczęście
pozwolono mi podjechać samochodem blisko grobu i znalazłem koło kaplicy taczkę.
Dzięki tej taczce mogłem zakończyć grabarską robotę w stosunkowo krótkim
czasie. Koniec historii.
Odnośnie religii i miejsca pochówku.
Tina chce być skremowana, bo boi się robaków w ziemi. A to, co potem zrobimy z
jej prochami, zależy od nas. Zapytała się mnie, co wolałbym, jeśli coś takiego
się stanie, ale nie mam jeszcze zdania na ten temat. Szczerze mówiąc, nie
obchodzi mnie, co stanie się z moimi zwłokami. Moja dusza (jeśli coś takiego
istnieje) będzie uwolniona. Żadne cierpienie (żadna mysli) u zmarłego. Ale dużo
smutku dla tych żyjących. Nie będzie to cmentarz żydowski, bo jeśli już trzeba
mnie gdzieś pochować, to powinno być blisko mojej żony. A znając nastawienie
tych ludzi w kongregacji, mam dokładnie gdzieś szanowanie żydowskich tradycji.
Nie chcę zranić Twoich uczuć. Wiem, że Twoje podejście do religii, wynika z Twojego
wychowania i dlatego jesteś właśnie taka, jaka jesteś. Moje kontakty z religią
były zawsze negatywne, chociaż tradycje jako takie, były czasem interesujące.
Rozumiem, że religia jest dla niektórych ludzi potrzebna. Może ona dawać
poczucie przynależności do grupy. Bycie częścią czegoś specjalnego. Religia
może przynieść ukojenie i ulgę cierpiącym duszom. Może również przymusić ludzi
do przestrzegania zasad i bycia lepszym człowiekiem. Ale to można osiągnąć
także bez religii. Wymaga to jednak wysokiego poziomu etyki.
Nie wiem, czy Bóg istnieje. Wierzę jednak w istnienie jakiejś nieokreślonej
siły, która kontroluje nasze postępowanie i życie (weźmy na przykład naszą
historię).
Jest taki polski pisarz, który nazywa się Stanisław Lem. Był z zawodu lekarzem,
ale bardziej znany był jako pisarz science fiction. Przeczytałem prawie
wszystkie jego książki, chociaż niektóre były dla mnie zbyt zaawansowane
("Summae technologiae"). Najbardziej podobały mi się "Kosmiczne podróże Iona
Tichego" i "Cyberiada".
Pierwsza z nich to zbiór opowieści z podróży tytułowego bohatera, podczas których
odwiedza on różne planety w galaktyce. Druga to kosmiczna baśń o dwóch
kosmicznych konstruktorach, którzy w oparciu o matematyczne algorytmy potrafią
stworzyć wszystko. A sama książka jest zwariowaną mieszanką najnowszej nauki i
dziecięcej bajki.
Jedna z historii zawartych w "Podróżach Iona Tichego" jest o zbzikowanym
profesorze, który twierdzi, że w swoim laboratorium stworzył nowy świat, a Ion
Tichy jest zaproszony do oglądnięcia tego świata.
Laboratorium jest wypełnione dziwnymi skrzyniami, do których są podłączone
przewody elektryczne. Na środku laboratorium znajduje się coś w rodzaju
obracającego się cylindra, na którym znajduje się mnóstwo czegoś w rodzaju
wkładek gramofonowych, których igiełki sa umieszczone w rowkach tego cylindra.
Profesor twierdzi, że za pomocą impulsów elektrycznych stworzył w tych
skrzynkach mózgi elektronowe. A ponieważ wszystkie ludzkie uczucia są rodzajem
rezultatem impulsów wytwarzanych przez ludzki mózg, możliwe jest również
odtwarzanie wszystkich ludzkich uczuć za pomocą zdefiniowanego impulsu
elektrycznego. Światło Cię oślepia, ponieważ Twój mózg informuje gałkę oczną,
że światło jest za mocne. Czujesz ból, ponieważ Twój mózg wysyła Ci sygnał, że
coś szczypie receptory na Twojej skórze. I w ten sam sposób możesz czuć (znowu
impuls) radość, smutek, niepokój, niedowierzanie, szaleństwo, miłość,
nienawiść, zimno, gorąco, głód, sytość, senność, przebudzenie. A według
profesora właśnie takimi impulsami elektrycznymi zasilane są skrzynie w jego
laboratorium.
W jednej z tych skrzyń znajduje się umysł pięknej dziewczyny. Pod wpływem
impulsów elektrycznych widzi ona siebie jako szczupłą blondynkę o boskich
kształtach. I dostarczony impuls elektryczny, daje jej wrażenie, że właśnie
zakochała się w przystojnym chłopaku, który ją uwielbia. W tej chwili bierze
prysznic i czuje, że jej ciało jest zmaczane strumieniami wody.
W drugiej skrzyni znajduje się umysł naukowca znajdującego się u progu
epokowego wynalazku. I pracuje on nad tym problemem cały czas, bez przerw na
jedzenie i sen.
W laboratoryjnych skrzyniach znajduje się mnóstwo innych osobowości. A to, co
się z nimi dzieje, jest zapisane na tym wielkim cylindrze, którego przetworniki
przesyłają do skrzyń zdarzenia zapisane na rowkach cylindra. A jeśli igiełka
czujnika przeskoczy w inny rowek, to sygnały elektryczne zmienią ciąg losów
umysłu znajdującego się w skrzyni. A jeśli niektóre z nich mają odczucie, że
rozpoznają miejsce, którego nigdy wcześniej nie widzieli i mają prawie pewność,
że wiedzą, co pokaże się za rogiem tego nowego miejsca, to dzieje się to
dlatego, że przetwornik otrzymał impuls pasożytniczego prądu z rowka, który był
zapisany na następny obrót cylindra.
Jest w laboratorium jedna skrzynia, która jest umieszczona z dala od
pozostałych. Profesor mówi, że to jest wariat jego laboratoryjnego świata.
Umysł w tej skrzyni dostaje takie same sygnały z cylindra, ale w nie nie
wierzy. Ten umyśl uważa, że to wszystko jest jednym wielkim oszustwem. Że
faktycznie jest on skrzynią zasilaną jakimiś wymuszonymi impulsami elektrycznymi,
sterowanymi przez kogoś, kto traktuje to jak eksperyment.
Kiedy Ion Tichy pyta profesora, czy profesor też ma odczucie, że my wszyscy
znajdujemy się w laboratorium Wielkiego Lalkarza i jesteśmy jego zabawkami,
wizyta dobiega końca.
Dlaczego opowiadam Ci tę historię? Bo po przeczytaniu tej historii miałem to
samo dziwne uczucie. I mógłbym porównać moją teorię o nieokreślonej sile z
"Wielkim Lalkarzem".
Jest już późno (1:15), więc muszę kończyć. Inaczej dostaniesz jeszcze większego
bólu głowy.
Edyto kochana. Nie trać czasu na odpisywanie. Wiem, że będziesz dzisiaj bardzo
zajęta.
Potwierdź tylko, że miałaś czas to przeczytać.
Kocham cię.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 3. October 2006 05:26
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: Jom Kipur
Mój najdroższy Danie,
Właśnie skończyłam w szalonym pośpiechu moje ostatnie zajęcia w biurze i teraz
lecę do domu, by spakować swoje rzeczy do torby.
Będę teraz offline do czwartku około południa, gdy to wszystko będzie już z
głowy (lepiej, żeby było, bo mam wiele rzeczy do zrobienia i ludzi do poznania,
hmmm, ciekawe kogo???). Komórkę będę miała włączoną przez cały czas i biorę ze
sobą ładowarkę, aby nie zabrakło mi prądu.
Religia – zabawne, że chociaż dorastaliśmy w różnych częściach świata, to nasze
poglądy są tak podobne. Jakiś czas temu doszłam do Twojego punktu widzenia w sprawie
"Wielkiego Lalkarza" i wtedy bardzo się zniechęciłam do życia. Od tego czasu
poszłam dalej i życie otworzyło mi się na mnóstwo innych możliwości.
Ale jeśli teraz zacznę o tym, to nigdy nie dotrę tam, gdzie powinnam być na
czas.
Najdroższy bracie, proszę wybacz mi mój nieskoordynowany e-mail, ale bardzo się
spieszę i nie chciałam wyjść przed wysłaniem e-maila do ciebie (tak samo jak ty
jestem zwariowana, jeśli chodzi o nasze e-maile).
Kocham Cię i tęsknię za Tobą za każdym razem, kiedy patrzę na Twoje zdjęcie.
Twoja kochająca i "wściekła, że musi tracić czas na pójście do szpitala"
siostra!!
From: Dan Wainblum
Sent: 4. October 2006 23:46
To: editmorrison
Subject: Welcome back
Najdroższa Siostro,
Jeśli czytasz tego e-maila, to oznacza, że wróciłaś do domu.
Twój brat jest wariat. Nie wiem, co się ze mną stało.
Normalnie nie reaguję jak idiota. Ale kiedy nie miałem żadnych wiadomości co
się z Tobą dzieje, wyszedłem z siebie.
Moja chora wyobraźnia weszła na najwyższe obroty i nie powiem Ci, jakie miałem
myśli.
Na szczęście, po bezowocnej próbie skontaktowania się z Rossem rozmawiałem z Twoimi
rodzicami. I po tym nagle przypomniało mi się, co pisałaś o angiografii, którą
będziesz miała.
Nie martw się. To nie Twoja wina. Tylko ja nie potrafiłem myśleć logicznie.
Po spotkaniu z klientem, które zajęło trzy czwarte dnia, poproszono mnie o
inspekcję instalacji.
I na zdjęciu możesz zobaczyć, jak wyglądam po bardzo szczegółowych oględzinach
wnętrza maszyny.
To jedyna rzecz, której nienawidzę w mojej pracy. Wejść do wnętrza młyna, gdzie
powietrze jest bardzo wilgotne, gorące i pełne kurzu. Pomiary, pobieranie
próbek, robienie zdjęć i rejestrowanie danych zajmują od pół godziny do dwóch
godzin.
Analiza danych, opis niezbędnych procedur, instruktaż personelu, zalecenie
niezbędnych zmian w systemie sterowania, und so waiter, to po tym jak zjedzenie
bułki z masłem.
Nie musisz próbować zrozumieć powyższy Volapük, który właśnie ci zaserwowałem
nie zastanawiając się, dlaczego to robię.
Byłaś bardzo zmęczona i śpiąca, kiedy wczoraj wieczorem bombardowałem ciebie
SMS-ami.
Jak się czujesz dzisiaj Czy znów jesteś gotowa do boju? To dobrze. Tak ma być.
Siedzę w pokoju hotelowym i jest już prawie północ.
Muszę przeżyć jutrzejszy dzień w fabryce, gdzie nie mam połączenia
Internetowego. Ich intranet nie jest w stanie rozmawiać z moim programem na
laptopie – sprawdziłem to.
Potem podróż samochodem do Wiednia. Prawdopodobnie trochę pobłądzę po drodze,
ale się nie zgubię.
Obiecałem zadzwonić do Twoich rodziców w piątek rano duńskiego czasu.
Z niewiadomych powodów boję się z Tobą rozmawiać przez telefon (co się dzieje z
tym facetem?).
Lepiej pójdę do łóżka.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 5. October 2006 09:01
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: Welcome back
Mój najdroższy bracie,
Tak, wróciłam i jestem…zaraz ci powiem… w pracy. Proszę cię, nie denerwuj się,
bo to jest dla mnie dzisiaj najbardziej odpowiednie miejsce. Lekarz zabronił mi
chodzić po schodach częściej niż raz lub dwa razy dziennie, a ja mam w domu
schody. Więc lepiej jest dla mnie przyjść do pracy i pójść wieczorem na górę do
sypialni, kiedy wrócę do domu. Poza tym mam dobrze, bo moje dziewczyny w biurze
przyniosą dla mnie wszystko, co potrzebuję, a z krzesła wstaję tylko wtedy, gdy
mam pójść do łazienki. Więc naprawdę lepiej jest dla mnie być tutaj w biurze
niż w domu.
Tak jak podejrzewałam, była to "burza w szklance wody". Wygląda na to, że
wszystko, co mnie w życiu spotyka, zawsze musi być czymś dziwnym lub
niezwykłym. Prawa tętnica mojego serca najwyraźniej zwęziła się bez żadnego
powodu (nawet moje tętnice mają swój własny rozum!!). Krew przepływa przez nią
bardzo powoli, powodując zjawisko zwane "blokadą lewej odnogi pęczka Hisa", co
z kolei powoduje dysfunkcję impulsu elektrycznego. Ten stan zwykle występuje u
osób z wysokim ciśnieniem krwi (moje jest bardzo niskie) i prawie nigdy nie
wiąże się z bólami (oczywiście u mnie były). Większość ludzi nawet nie wie, że
to ma i sprawa może się samoistnie rozwiązać. Jeśli nie, to trzeba brać na to
leki przez 6 miesięcy, a jeśli nie zniknie, to przez całe życie. Ot, nic
takiego. Powolna tętnica. W tej klinice zaobserwowano coś takiego po raz
pierwszy i, jak powiedzieli, "mogliby napisać o tym artykuł, jeśli nie całą
książkę".
Cóż, mam szczęście! Mogę biegać, skakać, brykać i nawet robić koziołki, jeśli
będę miała na to ochotę. Wystarczy tylko poczekać 2 dni, aż pachwina po
angiografi się zagoi. I wtedy będę mogła normalnie żyć. Więc proszę, nie martw
się.
Bardzo mi się podobało Twoje zdjęcie. Od razu je wydrukowałam. Twój wyraz
twarzy, uśmiechającej się pośród tego okropnego kurzu, bardzo mnie rozśmieszył.
Czy nosisz w takich warunkach maskę? Bo byłabym bardzo zmartwiona, jeżeli tego
nie robisz. Nie mogę znieść mysli, że łazisz po czymś, chociaż jako małe
dziecko na pewno lazłabym tam z Tobą. Wtedy byłam okropna. Jeśli stało drzewo,
to musiałam na nie wleźć, jakiś rów, to musiałam do niego wskoczyć. Wszystko,
na co można było się wspiąć lub z czego spaść, tam mnie mogłeś znaleźć.
Nawiasem mówiąc, Ross nie mógł zrozumieć Twojego drugiego SMS-a. Tekst brzmiał
"? Dan" i nie wiedział, co to ma znaczyć. On był wczoraj tak zdenerwowany, że
nie sądzę, żeby był w stanie myśleć o czym innym. Moje kochane biedactwo.
Czy byliście kiedyś w Demel's Coffee House w Wiedniu? Nie przepadam za
słodyczami, ale absolutnie uwielbiam Tort Dobos. Ostatnim razem, kiedy byłam
tam z Warrenem i Rossem, nie mogliśmy się im oprzeć, szczególnie kiedy zostały
podane z gorącą czekoladą. Jeśli tam będziesz, musisz za mnie zjeść co najmniej
jeden kawałek. Niegrzeczna ze mnie dziewczynka. Prawdopodobnie próbujesz
utrzymać swoją wagę, a ja Ciebie namawiam do złego.
Nie jestem zbyt dobra do rozmów telefonicznych. Oprócz standardowego "Cześć,
jak się masz", często nie wiem, co mam powiedzieć. Więc proszę, wybacz mi, że
nie rozmawiałam z Tobą przez telefon przed naszym spotkaniem. Prawdopodobnie i
tak popłakałbym się podczas pierwszej rozmowy i nie byłabym w stanie wydusić z
siebie ani słowa. Nie wątpię, że kiedy się spotkamy, będziemy musieli uważać na
nasze rachunki telefoniczne, bo będzie o czym rozmawiać, ale jeśli nie masz nic
przeciwko, to możemy to odłożyć do czasu, kiedy się spotkamy. Mam nadzieję, że
nie ranię Twoich uczuć, bo to są moje osobiste bariery, a nie Twoje.
Uważaj na siebie i powodzenia z reszcie pobytu.
Dużo miłości i uścisków,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 5. October 2006 23:42
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Welcome back
Najdroższa Siostro,
Wróciłem do domu. Czytałem Twój e-mail w Wiedniu, kiedy korzystałem z Internetu
na lotnisku.
Pamiętam dobrze moją angiografię, mimo że to było 16 lat temu. I to z powodu
sześciu godzin leżenia w pozycji poziomej, po zakończeniu badania
angiograficznego, bez możliwości zmiany pozycji. No i ten okropny ból w…
pośladku (a co Ty sobie pomyślałaś?).
Wiedziałem, że jesteś wyjątkowa, ale wołałbym, żeby to nie było w ten sposób.
Normalnie zakładam maskę, jeśli mam wejść do młyna zaraz po jego zatrzymaniu.
Czasami jest to konieczne, a czasami może to poczekać kilka godzin. Zwykle wolę
poczekać, aż temperatura w młynie spadnie poniżej 70 stopni i system
wentylacyjny usunie pył z wnętrza młyna wraz z dużą częścią wilgotnego
powietrza. Ale szczególnie przyjemne to nigdy nie jest.
Wysłałem do Rossa tylko jednego SMS-a. OK. Przypuszczałem, że Wasza odpowiedź
na moje "? Dan" będzie "! Edyta", ale bardzo dobrze rozumiem Rossa. Tak jak
pisałaś, on nie bawi się w niuanse i pewnie trudno mu było zrozumieć pseudo wyrafinowane bzdury od gościa, którego on prawie nie zna. Zwłaszcza gdy
jego umysł był zajęty czymś poważniejszym. Więc to moja wina, nie jego.
Droga Edyto. Wiednia w ogóle nie znam. Mój harmonogram podróży daje mi tylko
czas na pośpieszne opuszczenie lotniska i dojście do czekającej taksówki lub
parkingu z zamówionym samochodem. Zwiedzanie zatem, zwłaszcza w przypadku tak
krótkoterminowego zadania, nie wchodzi w ogóle w rachubę. Na dodatek ja nie
przepadam za słodyczami (może dlatego, że z natury jestem za słodki?). W tym
zakresie mogłabyś mieć wspólny język z Tiną. Ona uwielbia wszelkiego rodzaju
słodycze.
Dlaczego mamy takie problemy? ja boję się z Tobą rozmawiać, a Ty martwisz się,
że nie będziesz miała nic do powiedzenia, kiedy się fizycznie spotkamy. Czy
naprawdę boimy się, że ta druga osoba może mieć zbyt duże oczekiwania?
Niedobrze. Wygląda przecież na to, że mamy całkiem dobry kontakt e-mailowy na
internecie. Dlaczego więc nie możemy mieć go na fonii i wizji?
Ale masz rację. Niech to poczeka, aż się spotkamy twarzą w twarz.
Dzisiaj bez uścisków. Poczekam na Twój pełny powrót do zdrowia.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 6. October 2006 14:53
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Goodnight, going to sleep
Mój najdroższy Danie,
Właśnie skończyliśmy kolację szabatową i jestem zmęczona, ale nie chcę iść
spać, bez napisania do ciebie kilku słów. Ross nie pozwalał mi zbyt wiele
robić. Właściwie to nie pozwala mi prawie na nic. A biedna mała Rachel miała
gorączkę, więc nocka była dość spokojna.
Nasz ojciec przyszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. On i moja mama właśnie z Tobą
rozmawiali. Przeczytali Twoje e-maile i to po nich widać. To pozwoliło im
znacznie lepiej zrozumieć Ciebie. Są bardzo radośni i nie mogą się doczekać,
kiedy tu przyjedziesz.
Dzisiaj jestem trochę zrzędliwa. Miałam ciężki dzień w biurze.
Teraz idę spać. Chce się dobrze wyspać i jutro być świeża jak skowronek i znów
mieć radosną twarz.
Mam nadzieję, że Twój wyjazd był udany i że nie jesteś zbyt zmęczony podróżą.
Mnóstwo uścisków,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 6. October 2006 22:26
To: 'Edit Morrison'
Subject: RE: Goodnight, going to sleep
Najdroższa Siostro,
Przezywamy okupację z Jutlandii. To
znaczy, moja najmłodsza córka Mira przyjechała z Kolding późnym popołudniem z
Nadią (naszą najmłodszą wnuczką) i Thomasem (jej mężem). Nadia ma mocny głos,
zwłaszcza gdy jest niezadowolona. A teraz ma okres, gdzie domaga się, aby
mamusia była cały czas przy niej.
Po czterech tygodniach niewidzenia boi się trochę dziadków. Udało mi sia ją
oczarować moją dziecinną zabawą w chowanego, ale wzięcie na ręce było już dla
niej za dużo. Teraz Nadia śpi, reszta towarzystwa ogląda telewizję, a ja chowam
się w moim "pokoju komputerowym".
Resztę dnia spędziłem na zakończenie papierowej roboty związanej irackim kursem
i korespondencji z osobami zaangażowanymi w sprawę Słowacji. Ale wygląda na to,
że będę musiał dokończyć tę pracę w domu, kiedy inwazja z Koldingu (tam mieszka
Mira) się zakończy (niedziela wieczór).
W międzyczasie mięliśmy dodatkowo odwiedziny Niki z dziećmi i jest możliwe, że
moja ukochana Teściowa złoży nam wizytę, by zobaczyć swoje wnuki. Wszystko to
planowane jest na sobotę, bo jest to jedyna okazja do rodzinnego spotkania
przed naszym wyjazdem do Australii.
Rozmawiałem z Twoimi rodzicami i tym razem poszło znacznie lepiej niż
poprzednio.
Wygląda na to, że zaczynamy się bardziej poznawać i nie jesteśmy tak
skrepowani. To dobrze, chociaż w dalszym ciągu mogę pisać tylko o "naszym ojcu"
(nie o moim). Ale teraz jest duża szansa, że odważę się go traktować jak
swojego "tatele".
Trochę się boję, że Twoi rodzice zaczynają mnie idealizować. Zawsze bylem dobry
do robienia dobre wrażenie, kiedy to było niezbędne i wygląda na to, że
zrobiłem kawałek dobrej roboty, oczarowując moją młodszą siostrę. A oni teraz
połykają bez cienia krytyki wszystko, co im przekazujesz z moich maili.
Powinienem być zachwycony tą sytuacją, ale nie jestem (znasz to uczucie?). Co
się stanie, jeśli moje fizyczne ja nie sprosta oczekiwaniom wynikającym z moich
zdolności pisarskich?
Z góry wiem, że będziemy mieli mały problem w kwestiach religii/tradycji, który
obie strony będą próbowały rozwiązać, nie wchodząc za bardzo w temat. Ale ja
mogę z tym żyć.
Wiesz, że jeśli masz zbyt wysokie oczekiwania, to czasami jesteś rozczarowana
tym co się okaże rzeczywistością.
Jesli chodzi o mnie, to jestem przekonany, że wy wszyscy spełnicie moje
oczekiwania. Bo jedyne czego chcę, to spotkać się z Wami, porozmawiać i być z
Wami tak długo, jak będziecie mogli mnie znieść i jak długo czas na to pozwoli.
Wygląda na to, że znowu zaczynam się rozmamływać.
Muszę już kończyć.
Ucałowania.
Dan
From: Edit Morrison
Sent: 7. October 2006 06:40
To: 'Dan Wainblum'
Subject: Am cleaning!!
Najdroższy Bracie,
Siedzę po środku naszego biura, otoczona stertami papieru i resztą bałaganu.
Ponieważ mam problem, co z tego zachować, a co wyrzucić, (rodzina twierdzi, że
wszystko chomikuję), zdecydowałam, że nie będę się tym zamartwiać i zamiast
tego napiszę do Ciebie.
Wiesz co? Ja też się nad tym zastanawiałam. I chyba na tym polega nasz problem.
Ze Ty i ja prawdopodobnie dużo o tym myślimy, może nawet (podobnie jak nasz
ojciec) za dużo.
Więc może zawrzyjmy umowę: po prostu uznamy, że oboje jesteśmy idealni i
wszyscy będą nas kochać, a my będziemy się kochać i tak. Problem rozwiązany.
OK. To na mnie też nie zadziałało. Ale poważnie. My wszyscy jesteśmy
podekscytowani i mamy te same obawy. Wiemy, że żeśmy się nigdy wcześniej nie
spotkali i że każde z nas ma własne nawyki, myśli, przekonania itp. itp.
Jestem tak pewna, że kiedy się spotkamy, to będzie po prostu pierwsze rodzinne
spotkanie, gdzie będziemy bardzo podekscytowani i po prostu będziemy czuć, co
będziemy czuć. Bez oczekiwań doskonałości i dopasowania. Wydaje mi się, że
jeśli zależy to od intencji, to jestem pewna, że absolutną intencją wszystkich
nas jest po prostu kochać się i cieszyć się sobą przez ten czas, który spędzimy
razem oraz poznawać się bez idealistycznych oczekiwań.
Nie jestem pewna, czy to wszystko ma sens, ale czuję się tak swobodnie, pisząc
do Ciebie, że mam pewność, że wiesz, co miałam na myśli.
Tak, chcę spędzić z Tobą jak najwięcej czasu, każdą cząstkę Twojego pobytu. Ale
ponieważ musimy być dobrymi dziećmi i powinniśmy ten czas dzielić z innymi, no
to cóż, przynajmniej przez część tego czasu???
Jest taki piękny dzień, a ja utknęłam w czterech ścianach. To kara za
dzisiejszą decyzję reorganizacji biura. Kusiło mnie bardzo, żeby dzisiaj z rana
po prostu naciągnąć kołdrę na głowę i udawać, że nie muszę iść do pracy. Ale
widzisz sam. Jestem tutaj, jak na grzeczną dziewczynkę przystało. Jeśli chodzi
o to, co dokładnie chciałam tym osiągnąć, to nie jestem tego pewna, bo tak
wiele jest do zrobienia, a ja nie czuję, żebym posunęłam się zbyt do przodu w
tej materii.
Idziemy dzisiaj wieczorem do restauracji, ale tak naprawdę to nie mamy ochoty
iść (taka nie socjalna!). Chyba lepiej będzie, jeśli popracuję tutaj i
uporządkuję ten bałagan.
Ciesz się wnukami, tak chaotycznie, jak to tylko możliwe. Najlepsze z życia, to
patrzenie na ich małe twarzyczki, mnóstwo uścisków i przytulanek.
Rachel była jak Nadia i nadal taka jest. Kiedy nie czuje się dobrze, jedyną
osobą, z którą pragnie być, jest mamusia. Ona nadal ma gorączkę, ale
najwyraźniej nie jest to nic innego, jak normalne przeziębienie, jaka ulga.
OK. Zabieram się do walki z tym bałaganem!
Ucałowania,
Edyta
From: Edit Morrison
Sent: 8. October 2006 09:15
To: 'Dan Wainblum'
Subject: RE: ?
Tak mi przykro,
najdroższy Danie.
Dopiero teraz przyszłam do biura i mam dojście do mojego e-maila.
Mówiąc o niespodziankach… Wczoraj wieczorem wróciliśmy do domu bardzo późno i
Ross zostawił mnie dzisiaj śpiącą w łóżku. Jest więc godzina 10:30, a ja przez
sen słyszę "Dzień dobry!". Otwieram oczy, a tam stoi mój syn! Oni stwierdzili,
że podróż do Paryża to będzie za dużo (wyjaśnię to innym razem), więc wymienił
bilet, zostawił Naomi w Londynie, bo ona ma w przyszłym tygodniu być w pracy, i
udało mu się złapać najbliższy lot do domu. Jestem więc w siódmym niebie. Po
wielu przytulankach i uściskach, próbowaliśmy nadrobić mówieniem wszystko to,
czego nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. Więc dopiero co dotarłam do pracy.
Wszystko w biurze rozbebeszone, ale się tym nie przejmuję. Przecie to nigdzie
nie ucieknie. Jeszcze raz bardzo przepraszam, ale dopiero teraz miałam na
e-maila.
Teraz wiem, że wszyscy jesteśmy w tym samym etapie. Ty, ja i nasz ojciec.
Kochamy się jak mówisz bez zastrzeżeń czy warunków. Tak zawsze byłam kochana,
tak zawsze byłeś i jesteś przez nas kochany. I to prawda. Jesteśmy w tym tacy
sami.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że dzielą nas tylko 2 noce od wyjazdu z Kopenhagi.
A potem kolejne 3 noce do naszego spotkania!
Pomyśl tylko. Jeszcze kilka dni i nie będziemy musieli o tym myśleć. Po prostu
będziemy razem. Jak cudownie!
Proszę, wybacz mi, że się skracam, ale naprawdę muszę uporządkować pewne
sprawy, aby moj personel mógł chociaż od jutra zacząć używać ten zreorganizowany
system pracy.
Między niespodziewanym przyjazdem Warrena a Twoją zbliżającą się wizytą, mój
mózg najwyraźniej nie za bardzo funkcjonuje i zużywam dzisiaj dwa razy więcej
czasu niż normalnie na załatwienie spraw.
Proszę, uważaj na siebie, mój najdroższy bracie. Ta chwila jest już tak bliska,
a ja jestem tak podekscytowana, że prawie czuję cię tutaj.
Twoja kochająca siostra,
Edyta
From: Dan Wainblum
Sent: 8. October 2006 23:15
To: 'Edit Morrison'
Subject: Departure
Najdroższa Siostro,
Wszystko przygotowane. Jesteśmy spakowani. Taksówka na lotnisko zamówiona. Byle
tylko przetrwać tę noc.
Rano samolot do Londynu. Kilka godzin czekania i długi lot do Singapuru. Jedna
noc w Singapurze. I ostatni skok "down under".
Dlaczego jestem taki podenerwowany?
Nie boję się spotkać Ciebie. Chociaż wiem, że będzie to trudniejsze niż pisanie
do ciebie. Nie mam z Tobą nie mam żadnego problemu. To takie normalne mieć
młodszą siostrę. Tak jakby w moim sercu zawsze było dla Ciebie specjalne
miejsce.
Ono po prostu na Ciebie czekało.
Ale nadal mam mieszane uczucia co do naszego ojca.
Wiem, że to mój umysł jest sprawcą całego zamieszania.
Mam nadzieję, że wszystko się wyprostuje, kiedy się spotkamy.
Ale i czuję się, jakby miał motyle w brzuchu.
Na szczęście jest już za późno, żeby cokolwiek zmienić.
Jutro jestem w drodze do Was.
Do rychłego zobaczenia.
Kocham cię.
Dan