SALOMON MOREL – ŻYD, OFIARA, OPRAWCA
SALOMON MOREL - ŻYD, OFIARA, OPRAWCA
Nie każdy o tym wie, ale
nowy, komunistyczny reżim, przyniesiony przez Armię Czerwoną, od samego
początku zabrał się za potencjalnych wrogów. Na "wyzwolonych" ziemiach zaczęły
wyrastać jak grzyby po deszczu NKWD-owskie obozy koncentracyjne, gdzie
przetrzymywano głównie żołnierzy AK i członków polskiego podziemia.
Śmiertelność w tych obozach była bardzo wysoka. Po zakończeniu działań wojennych
cześć więźniów wywieziono w głąb ZSRR i wszelki ślad po nich zaginał.
Nie lepiej działo się w 30 obozach podlegających polskiemu
odpowiednikowi NKWD, gdzie większość więźniów była przetrzymywana na podstawie
tak zwanych paragrafów sierpniowych, dotyczących kolaboracji z okupantem.
Szacuje się, że w tych obozach zamęczono na śmierć miedzy 25 do 60 tysięcy
ludzi. Do tych obozów trafiali Niemcy, Polacy i inni, oskarżeni o podpisanie
volkslisty lub o "niechęć do komunistycznej władzy". Osoby kierowane do obozów
zatrzymywane były przez funkcjonariuszy urzędów bezpieczeństwa, milicji i NKWD
bez formalnego wyroku. Personel obozowy był też odpowiednio dobrany. To znaczy
ideologicznie odpowiedni. Bo o kwalifikacjach trudno było tu mówić. Z około 80
komendantów takowych obozów najbardziej znany jest Salomon Morel, komendant
osławionego obozu w Świętochłowicach.
Salomon Morel przeżył jako jedyny z rodziny okupację. Morel widział co Niemcy
zrobili z Żydami w jego miasteczku.
Jego
ukrywający się rodzice i rodzeństwo zostali wydani i zastrzeleni przez
granatową policję. On sam został uratowany przez polską rodzinę. Jego historia
okupacyjna jest trochę mglista i zawiera więcej bandytyzmu niż walki
partyzanckiej. Jego największym atutem była znajomość dowódcy oddziału AL, do
którego został wcielony. A owym dowódcą był nie kto inny jak Mikołaj Demko,
znany lepiej jako Mieczysław Moczar.
Jedynymi kwalifikacjami Morela był "odpowiedni" profil
polityczny i zwierzęca wprost nienawiść do Niemców. I właśnie w połowie
kwietnia 1945 roku do jego obozu trafiło 58 członków organizacji nazistowskich,
w tym 39 członków Hitlerjugend z Chorzowa. W czerwcu i w lipcu tego samego roku
do obozu skierowano 80 osób podejrzanych o przynależność do NSDAP, SA oraz SS.
To właśnie ich witał komendant Morel, mówiąc że jest Żydem, który przeżył 6 lat
w obozie zagłady Auschwitz (co było wierutnym kłamstwem), i że "Auschwitz to
pestka, przy tym, co tu wam zgotuję". Swoich "wybrańców" trzymał w "brunatnym
baraku" nr 7, gdzie warunki sanitarno-bytowe były katastrofalne. Dołożyć do
tego znęcanie się nad więźniami, zachęcanie do tego podległych mu strażników i
szalejącą epidemię czerwonki i tyfusu, to szanse na przeżycie były minimalne.
Co zrobił Morel, żeby zapobiec epidemii? Nic! Pewnie na
początku się cieszył, że szlag trafia tych znienawidzonych Szwabów. Że wreszcie
sprawiedliwości staje się zadość. Bo nawet mu do głowy nie przyszło, że wśród
więźniów mogą się znajdować niewinni ludzie.
Dopiero gdy zaraza rozprzestrzeniła się na cały obóz, podjęto
działania w celu powstrzymania epidemii. Po przybyciu komisji lekarskiej z
Warszawy wszyscy więźniowie zostali zaszczepieni, baraki zdezynfekowano, a
miejsca publiczne posypano chlorowanym wapnem. W miejscu dawnego karceru
urządzono odwszalnię, a w baraku nr 7 kwarantannę. Więźniowie kąpali się raz w
tygodniu, a ich rzeczy w tym czasie były oddawane do odwszenia. Działania te
doprowadziły do powstrzymania epidemii. Dyrektor Departamentu Więziennictwa i
Obozów MBP za dopuszczenie do rozwinięcia się epidemii tyfusu i
niepoinformowanie o tym na czas zwierzchników oraz inne uchybienia w
prowadzeniu obozu ukarał naczelnika Salomona Morela trzydniowym aresztem
domowym, oraz potrąceniem 50% pensji (!).
Należy tutaj dodać, że wypadki śmierci z powodu okropnych
warunków higienicznych nie ograniczały się tylko do obozu w Świętochłowicach,
gdzie IPN doliczył się 1855 ofiar (liczba prawdopodobnie niepełna). Na przykład
obóz w Potulicach mógł się pochwalić 4,5 tysiącem śmiertelnych ofiar, a
Jaworzno ponad 6 tysiącami.
Czy Salomon Morel został wyrzucony z więziennictwa po tej
świętochłowickiej katastrofie ludzkiej? Nie! Wręcz przeciwnie. Pełnił jeszcze
funkcje komendanta obozów i więzień przez wiele lat, uzupełniając swoje
wykształcenie i pisząc pracę magisterską na temat więziennictwa młodocianych.
Morel odszedł na emeryturę w 1968 roku jako pułkownik służby więziennej. Morel
nie był jedynym reżimowym komendantem obozowym, których reżim komunistyczny
hołubił. Wygląda na to, że jedynym postawionym pod sąd
za podobne zbrodnie był Czesław Gęborski,
komendant obozu pracy w Łambinowicach, który podpalił barak z więźniami, i
strzałami z pistoletu zabił 48 niemieckich cywilów. Pierwszy jego proces, w
roku 1955, zakończył się uniewinnieniem. Drugi proces rozpoczęto w 1999, ale
Gęborski umarł na zawał serca przed wizją lokalną, która miała się odbyć w 2005
roku. O innych sprawach sądowych, wytoczonych reżimowym komendantom obozów
pracy, gdzie ludzie czasami umierali jak muchy, się nie słyszało.
Dlatego nasz Salomon Morel pasował do tego jak ulał.
Komuch. Z krwią tysięcy więźniów na rękach. I na dodatek Żyd. Nowe pokolenie
nie pamięta powojennego nastawienia do folksdojczy, szczególnie do tych z
Górnego Śląska. Czy zeznanie świadka jest spisane w Katowicach, czy w
Niemczech, nie ma żadnego znaczenia. Zbrodnia jest popełniona przeciwko Narodowi Polskiemu. Więc
jako taka jest zbrodnią przeciwko ludzkości i nie podlega przedawnieniu. Że sam
Morel uważał, że to nie byli Polacy, ale ci znienawidzeni Niemcy, nie ma
żadnego znaczenia. A jednak miała. Izraelski wymiar sprawiedliwości przyjął
zeznanie Morela i nie uznał polskiej kwalifikacji czynu. A Morel był na tyle
uprzejmy, że przeniósł się na łono Abrahama, zamykając tym samym żarzący się
konflikt międzynarodowy.
Alex Wieseltier
Lipiec 2020
Źródła:
1. IPN - Historia obozu w Świętochłowicach
2. WielkaHistoria.pl - "Salomon Morel..."
3. Newsweek - "Mała zbrodnia" Marka Łuszczyny
4. "Obóz Zgoda" - Wikipedia
5. Obozy na ziemiach polskich 1944-1958 - sztetl.org.pl
6. Biuletyn IPN 6-7/2004 - str.42-46