Raport Gersteina
RAPORT GERSTEINA
Kurt Gerstein, emerytowany inżynier górnictwa
Tübingen, Gartenstrasse 24, 4. Maj 1945
W styczniu 1942 r. zostałem
kierownikiem działu inżynierii zdrowia w Medycznym Szefostwie SS i Policji. W
ramach tej funkcji przejąłem całą obsługę dezynfekcji technicznej, w tym
dezynfekcję wysoko toksycznych gazów.
W związku z tym odwiedził mnie 8 czerwca 1942 r. nieznany mi dotąd
SS-Sturmführer Günther z Reichssicherheitshauptamt Berlin. Günther przybył w
cywilnym ubraniu. Wydał mi rozkaz natychmiastowego sprowadzenia 100 kg kwasu
pruskiego dla bardzo tajnego zamówienie państwowego i przewiezienia tego
samochodem do nieznanej lokacji, znanej tylko kierowcy. Kilka tygodni później
udaliśmy się do Pragi. Nie bardzo rozumiałem charakter tego przedsięwzięcia,
ale zaakceptowałem je, ponieważ była to dogodna okazja zrobienia czegoś, za
czym tęskniłem od dawna - zobaczyć wnętrze tych obiektów. Ponadto zostałem
uznany przez władze za tak kompetentnego eksperta od kwasu pruskiego, że w
każdym przypadku bardzo łatwo byłoby mi pod jakimś pretekstem stwierdzić, że
kwas pruski był nieodpowiedni - z powodu rozkładu lub podobnych przyczyn - by
uniemożliwić jego wykorzystania go w celu faktycznej eksterminacji. Razem z
nami jechał - przypadkiem - profesor dr med. Pfannenstiel,
SS-Obersturmbannführer, profesor zwyczajny higieny na Uniwersytecie w Marburgu
/ Lahn.
Potem pojechaliśmy samochodem do Lublina, gdzie
czekał na nas SS-Gruppenführer Globocnik. W fabryce w Collin dano mi do
zrozumienia, że kwas przeznaczony jest do zabijania ludzi. Po południu pojawił
się tam mężczyzna, który był bardzo zainteresowany pojazdem specjalnym i
zauważony natychmiast zbiegł. Globocnik powiedział: "Cały to przedsięwzięcie
jest obecnie jedną z najbardziej tajnych rzeczy, można powiedzieć najbardziej
tajną ze wszystkich. Ktokolwiek o tym mówi, zostanie zastrzelony na miejscu.
Jeszcze wczoraj zastrzelono dwóch gadułów". Potem wyjaśnił nam: "W
zasadzie" - to był 17 sierpnia 1942 r. - "używamy trzy obiekty", a mianowicie:
1. Bełżec, przy szosie i linii kolejowej Lublin
- Lemberg, na dawnej linii demarkacyjnej z Rosją. Maksymalna wydajność 15 000
osób dziennie.
2. Treblinka, 120 km na północny wschód od
Warszawy. Maksymalna wydajność 25 000 osób dziennie.
3. Sobibór, także w Polsce, nie wiem dokładnie
gdzie. Maksymalna wydajność 20 000 osób dziennie.
4. - Następny w przygotowaniu - Majdanek pod
Lublinem.
Bełżec, Treblinka i Majdanek zwiedziłem
dokładnie osobiście wraz z szefem tych obiektów Polizeihauptmannem Wirthem.
Globocnik skonsultował się ze mną osobiście i powiedział: "Twoim zadaniem w
szczególności jest dezynfekcja olbrzymich ilości tekstyliów. Całe
Spinnstoffsammlung (zbiórka odzieży w Niemczech) zostało zorganizowane dla
wyjaśnienia pochodzenia materiału odzieżowego dla Ostarbeiter [robotników ze
wschodu] itp. i przedstawienia tego jako dar narodu niemieckiego. W
rzeczywistości wydajność naszych obiektów jest 10-20 razy większa niż całej
Spinnstoffsammlung".
Potem przedyskutowałem z najbardziej biegłymi w tym zakresie firmami możliwość
dezynfekcji w istniejących pralniach i zakładach dezynfekcji podanych ilości
tekstyliów - składających się ze zgromadzonego zapasu około 40 milionów kg = 60
kompletnych pociągów towarowych. Jednak ulokowanie tak wielkich zamówień było
absolutnie niemożliwe. Wykorzystałem wszystkie te negocjacje, aby umiejętnie
lub przynajmniej prywatnie nagłośnić fakt zabijania Żydów. W końcowym efekcie
wystarczyło Globocnikowi, że cały materiał zostanie spryskany odrobiną
Detenolinu, aby przynajmniej pachniało dezynfekcją. Co zostało następnie
zrobione.
"Twoje drugie i znacznie ważniejsze zadanie to przeróbka naszych komór
gazowych, które teraz pracują na spalinach z silników Diesla na lepszy i
wydajniejszy system. Myślę tu szczególnie o kwasie pruskim. Przedwczoraj byli
tutaj Führer i Himmler. Z ich rozkazu muszę cię tam osobiście zabrać, bez
wydawania pisemnych zaświadczeń i kart wstępu! "
Następnie Pfannenstiel zapytał: "Co powiedział Führer?" Glob .: "Szybciej,
wykonaj całą akcję szybciej". Asystent Pfannenstiela, radca ministerialny dr
Herbert Lindner, zapytał następnie: "Panie Globocnik, czy Pan uważa, że dobrze
i wystarczająco jest zakopać wszystkie zwłoki, zamiast je kremować? Po nas może
przyjść pokolenie, które nie zrozumie tego wszystkiego!"
Na to Globocnik powiedział: "Panowie, jeśli
kiedykolwiek przyjdzie po nas pokolenie, które jest tak słabe i tak łagodnego
serca, że nie zrozumie naszego zadania, wówczas naprawdę cały narodowy
socjalizm był na marne. Przeciwnie, według mojej opinii należy wkopać brązowe
płyty, na których będzie napisane, że mieliśmy odwagę wykonać tę wielką i tak
niezbędną pracę ".
Führer: "Znakomicie, Globocnik, to jest także
moja opinia!"
Później zaakceptowano alternatywną opcję. Gdzie
zwłoki palono na dużych rusztach, zaimprowizowanych z szyn, z dodatkiem benzyny
i oleju napędowego.
Następnego dnia pojechaliśmy do Bełżca. Do tego celu utworzono małą specjalną
stację na wzgórzu, na północ od drogi Lublin-Lemberg, w lewym kącie dawnej
linii demarkacyjnej. Na południe od drogi stały jakieś domy z napisem
"Sonderkommando Belzec der Waffen-SS". Ponieważ faktycznego szefa wszystkich
obiektów do zabijania, Polizeihauptmanna Wirtha, jeszcze nie było, Globocnik
przedstawił mnie SS-Hauptsturmführerowi Obermeyerowi. Tego popołudnia pozwolił
mi on zobaczyć tylko to, co po prostu musiał mi pokazać. Tego dnia nie
widziałem żadnych zwłok, tylko cały obszar śmierdział pod niebiosa w upalnym sierpień,
a wszędzie były miliony much.
W pobliżu małej dwutorowej stacji znajdował się
duży barak, tak zwana "szatnia", z dużą pulką na kosztowności. Potem był pokój
fryzjerski z około 100 krzesłami. Potem alejka na świeżym powietrzu, pod
brzozami, ogrodzona z prawej i lewej strony podwójnym drutem kolczastym z
napisem: "Do pomieszczeń inhalacji i kąpieli!". Przed nami coś w rodzaju łaźni
z pelargoniami, potem małe schody, a potem w prawo i w lewo 3 pomieszczenia o
wymiarach 5 × 5 metrów i wysokości 1,90 metra, z drewnianymi jak w
garażu drzwiami. Na tylnej ścianie, niewidoczne w ciemności, większe drewniane
drzwi rampy. Na dachu jako "pomysłowy, mały żart" Gwiazda Dawida. Przed
budynkiem napis: Fundacja Hackenholta. Więcej tego popołudnia nie widziałem.
Następnego ranka, krótko przed siódmą, ktoś mi
powiedział: "Za dziesięć minut nadejdzie pierwszy transport!" I rzeczywiście
pierwszy pociąg przyjechał po kilku minutach z kierunku Lemberg. 45 wagonów z
6700 osobami, z których 1450 było już martwych w momencie przyjazdu. Zza
zamkniętych klap zarówno dzieci, jak i kobiety wyglądały okropnie blado i
nerwowo, a ich oczy były pełne strachu przed śmiercią. Wjeżdża pociąg: 200
Ukraińców otwiera drzwi i skórzanymi pejczami wygania ludzi z wagonów. Duży
megafon wydaje dalsze rozkazy: "Rozbierz się do naga, usuń także sztuczne
protezy, okulary itp. Oddaj kosztowności przy okienku, żadnych kuponów ani
paragonów. Buty wiązać starannie ze sobą (ze względu na Spinnstoffsammlung),
ponieważ na prawie 25-metrowej kupie nikt nie będzie w stanie ponownie znaleźć
pasującej do siebie pary butów. Potem kobiety i dziewczynki do fryzjera, który
dwoma, trzema cieciami nożyc pozbawia ich włosów, które pakuje do worków po
kartoflach. "To dla specjalnych celów na okrętach podwodnych, jako uszczelnienie
lub cos w tym guście!" mówi do mnie będący na służbie SS-Unterscharführer.
Następnie procesja zaczyna
się poruszać. Z przodu bardzo urocza młoda dziewczyna; wszyscy idą alejką,
wszyscy nadzy, mężczyźni, kobiety, dzieci, bez protez. Sam stoję wraz z
Hauptmannem Wirthem na szczycie rampy między komorami gazowymi. Matki z dziećmi
przy piersiach, idą na przodzie, wahają się, wchodzą do pomieszczeń śmierci! Na
rogu stoi wielki esesman, który głosem pastora mówi biednym ludziom: "Nie ma
najmniejszej szansy, że coś ci się stanie! Musisz tylko w pomieszczeniu wziąć
głęboki oddech, to poszerza płuca; ta inhalacja jest konieczna z powodu chorób
i epidemii ". Na pytanie, co się z nimi stanie, odpowiada: "Tak, oczywiście,
mężczyźni muszą pracować, budować domy i drogi, ale kobiety nie muszą pracować.
Tylko jeśli zechcą, mogą pomagać w gospodarstwie lub w kuchni".
Dla niektórych z tych biednych ludzi dawało to
odrobinę nadziei, wystarczającej, by przejść kilka kroków do komnat bez oporu.
Większość ma świadomość, że zapach mówi im, co ich czeka! Wspinają się więc na
małe schody i wtedy widzą wszystko. Matki z małymi dziećmi przy piersiach, małe
nagie dzieci, dorośli, mężczyźni, kobiety, wszyscy nadzy - wahają się, ale
wchodzą do pomieszczeń śmierci, popychane do przodu przez tych, którzy za nimi
stoją lub popędzane skórzanymi biczami SS.
Większość bez słowa. Żydówka w wieku około 40
lat, z płonącymi oczami, wola o pomstę na głowy morderców za przelaną tutaj
krew. Dostaje 5 lub 6 uderzeń biczem prosto w twarz od samego Hauptmanna
Wirtha, a potem również znika w pomieszczeniu. Wiele osób się modli. Modlę się
z nimi, wciskam się w kąt i głośno krzyczę do mojego i ich Boga. Jakże chętnie
wszedłbym z nimi do pomieszczenia, jakże chętnie umarłbym tą samą śmiercią co
oni. Wówczas znaleziono by w ich pomieszczeniach umundurowanego esesmana - sprawa
byłaby rozumiana i potraktowana jako wypadek, jeden człowiek po cichu zaginął.
Jednak nie wolno mi tego zrobić. Najpierw muszę opowiedzieć, czego tu
doświadczyłem!
Komory się wypełniają. "Dobrze upychać!" -
rozkazał Hauptmann Wirth. Ludzie depczą sobie po nogach. 700 - 800 na 25
metrach kwadratowych, w 45 metrach sześciennych! SS fizycznie upycha ich razem,
ile można.
Drzwi się zamykają. W tym samym czasie inni
czekają nago na zewnątrz. Ktoś mi mówi: "To samo w zimie!" "Tak, ale oni
mogliby umrzeć z powodu zimna" - mówię. "Tak, dokładnie po to tu są!", mówi do
mnie esesman po niemiecku. Teraz w końcu rozumiem, dlaczego cała instalacja
nazywa się Fundacja Hackenholta. Hackenholt to niski technik obsługujący
silnika Diesla, a także twórca tej instalacji. Ludzie są zabijani spalinami z
silników Diesla. Ale Diesel nie działa! Przychodzi Hauptmann Wirth. Widać, że
czuje wstyd, że dzieje się to akurat dzisiaj, kiedy tu jestem. Zgadza się,
widzę wszystko! I czekam. Mój stoper uczciwie zarejestrował wszystko. 50 minut,
70 minut [?] - Diesel nie chce zastartować! Ludzie czekają w swoich komorach
gazowych. Na próżno! Słychać ich płacz, szloch ... Hauptmann Wirth bije
Ukraińca, który pomaga Unterscharführer Hackenholt 12,13 razy w twarz. Po dwóch
godzinach i 49 minutach - stoper zarejestrował wszystko dobrze - Diesel
startuje. Do tego momentu ludzie są żywi w tych 4 pomieszczeniach, cztery razy
750 osób na 4 razy 45 metrach sześciennych! Znowu minęło 25 minut. Tak, wielu
już nie żyje. Widać to przez małe okno, w którym światło elektryczne na chwilę
oświetla komory. Po 28 minutach tylko niewielu wciąż żyje. Wreszcie po 32
minutach wszyscy są martwi!
Z drugiej strony mężczyźni z komando pracy otwierają drewniane drzwi. Obiecano
im - nawet Żydom - wolność i około jedną tysięczną z wszystkich znalezionych
kosztowności, za ich okropną służbę. Jak skamieniałe slupy stoją wewnątrz
umarli, sprasowani razem w pomieszczeniach. W żadnym przypadku nie było
miejsca, żeby upaść czy nawet pochylić się do przodu. Nawet po śmierci wciąż można
zobaczyć rodziny. Wciąż trzymają się za ręce, śmiertelnie zaciśnięte, tak że
ledwo je można rozerwać, aby opróżnić komorę dla następnej grupy. Zwłoki są
wyrzucane, mokre od potu i moczu, pobrudzone ekskrementami, z krwią
menstruacyjną na nogach. Zwłoki dzieci fruwają w powietrzu. Nie ma czasu.
Pejcze Ukraińców bija pracujące komando. Dwa tuziny dentystów otwiera usta
obcęgami i szuka złota. Złoto na lewo, bez złota na prawo. Inni dentyści
wybijają złote zęby i korony ze szczęk za pomocą obcęgów i młotków.
Wśród tego wszystkiego biega Hauptmann WIrth. On
jest w swoim żywiole. Niektórzy pracownicy przeszukują narządy płciowe i odbyty
zwłok w poszukiwaniu złota, diamentów i kosztowności. Wirth wola mnie do
siebie: "Podnieś tę puszkę pełną złotych zębów, to jest tylko z
wczoraj i przedwczoraj!" Z niewiarygodnie wulgarna i niepoprawna dykcja mówi do
mnie: "Nie uwierzysz, co znajdujemy w złocie i diamentach każdego dnia" -
wymówił to (po niemiecku Brillanten) z dwoma L - "i w dollarami. Ale popatrz
sam ! " A teraz prowadzi mnie do jubilera, który zarządza wszystkimi skarbami i
pozwala mi to wszystko zobaczyć. Potem ktoś pokazuje mi byłego właściciela w
zachodnim Berlinie i skrzypka: "To były kapitan armii austriackiej, kawaler
Żelaznego Krzyża pierwszej klasy, który jest teraz starszym obozowym w
żydowskim komando pracy!"
Nagie zwłoki przenoszono na drewnianych noszach
zaledwie kilka metrów dalej do dołów o wymiarach 100
× 20 × 12 metrów. Po kilku dniach zwłoki pęczniały i zaraz
po tym zaczynały się rozpadać, wiec można było na nie rzucić nową warstwę ciał.
Po czym wsypywano do dołu dziesięć centymetrów piasku, tak że kilka głów i rąk
ciągle zen wystawało. W takim dole widziałem Żydów chodzących po trupach i
wykonujących swoja prace. Ktoś mi powiedział, że ci, którzy przyjechali
martwi, przez pomyłkę nie zostali rozebrani. Oczywiście trzeba to zrobić
później ze względu na Spinnstoffsammlung i kosztowności, które w przeciwnym
razie zabraliby ze sobą do grobu.
Ani w Bełżcu, ani w Treblince nie zadawano sobie
trudu z rejestracją lub liczeniem zmarłych. Liczby były jedynie szacunkami
zawartości wagonu ... Hauptmann Wirth prosił mnie, abym nie proponował zmian w
Berlinie w zakresie jego instalacji, i pozwolił jej pozostać taka, jaka jest,
będąca dobrze zorganizowana i wypróbowana. Ja nadzorowałem zakopanie kwasu
pruskiego, który się rzekomo rozłożył.
Następnego dnia - 19 sierpnia 1942 r. -
pojechaliśmy samochodem Hauptmanna Wirtha do Treblinki, 120 km na północny
wschód od Warszawy. Instalacja była prawie taka sama, ale znacznie większa niż
w Bełżcu. Osiem komór gazowych i prawdziwe góry walizek, tkanin i ubrań. Na
naszą cześć wydano w świetlicy bankiet w starym niemieckim stylu. Posiłek był
prosty, ale wszystkiego było w dostatecznej ilości. Sam Himmler rozkazał, aby
ludzie z tych jednostek otrzymywali tyle mięsa, masła i innych rzeczy,
zwłaszcza alkoholu, ile chcieli.
Potem pojechaliśmy samochodem do Warszawy. W pociągu spotkałem sekretarza
szwedzkiego poselstwa, barona von Ottera, kiedy nadaremnie próbowałem dostać
łóżko w wagonie sypialnym. Wciąż pod bezpośrednim wrażeniem okropnych wydarzeń,
opowiedziałem mu wszystko z błaganiem, aby natychmiast poinformować o tym swój
rząd i sojuszników, ponieważ każdy dzień opóźnienia może kosztować życie
kolejnych tysięcy i dziesiątek tysięcy. Von Otter poprosił mnie o
referencje, gdzie podałem nazwisko Generalnego Superintendenta dr Otto
Dibeliusa, bliskiego przyjaciela pastora Martina Niemöllera i członka
kościelnego ruchu oporu przeciwko nazizmowi. Pana von Ottera spotkałem jeszcze
dwa razy w szwedzkim poselstwie. W międzyczasie wysłał on raport do Sztokholmu
i poinformował mnie, że ten raport może mieć znaczny wpływ na stosunki
szwedzko-niemieckie. W tym samym czasie próbowałem zgłosić się do nuncjusza
papieskiego w Berlinie. Tam zapytano mnie, czy jestem żołnierzem. Po czym
odmówiono dalszej rozmowy ze mną i zostałem poproszony o opuszczenie ambasady
Jego Świątobliwości. Opuszczając ambasadę, byłem śledzony przez policjanta na
rowerze, który po jakimś czasie wyprzedził mnie, zsiadł z roweru i zupełnie
niespodzianie pozwolił mi pójść dalej.
Później informowałem o tym wszystkim setki
osobistości, między innymi prawnika katolickiego biskupa Berlina, dr. Wintera,
ze specjalną prośbą o przekazanie tego Stolicy Apostolskiej. Muszę też dodać,
że SS-Sturmbannführer Günther z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa - myślę, że jest
on synem Race-Günthera - ponownie zażądał ode mnie bardzo dużych ilości kwasu
pruskiego na początku 1944 r. w bardzo złowrogim celu. W Berlinie pokazał mi
barak, w którym zamierzał on przechowywać kwas pruski. Wyjaśniłem mu wiec, że
nie mogę wziąć na siebie wyłącznej odpowiedzialności. To była ilość
odpowiadająca ładunkowi kilku wagonów, co wystarczyłoby na zabicie milionów
ludzi. Günther powiedział mi, że on sam nie wie, czy trucizna nadal będzie
potrzebna; ani kiedy, ani dla kogo, ani w jaki sposób itp. Ale musi być ona
zawsze dostępna.
Później często myślałem o słowach Goebbelsa.
Przypuszczam, że chcieli zabić większość narodu niemieckiego, z pewnością także
duchowieństwo albo niepożądanych oficerów. To miało się stać w czymś w rodzaju
czytelni lub klubu, o ile zrozumiałem z pytań dotyczących technicznej
realizacji, które zadał mi Günther. Możliwe jest też, że Günther zamierzał
uśmiercić obcokrajową siłę roboczą lub jeńców wojennych - nie wiem. W każdym
razie udało mi się zapewnić, by kwas pruski zniknął na jakieś dezynfekcyjne
cele po jego transporcie do dwóch obozów koncentracyjnych Oranienburg i
Auschwitz.
To było dla mnie nieco niebezpieczne, ale
nietrudno byłoby mi powiedzieć, że trucizna była już w niebezpiecznym stanie
rozkładu. Jestem pewny, że Günther próbował zdobyć truciznę, prawdopodobnie do
zabicia milionów ludzi. To, co było w baraku, wystarczyłoby na około 8 milionów
ludzi, 8500 kg. Mam autoryzowane faktury za 2175 kg. Zawsze zezwalałem, aby
faktury były autoryzowane moim nazwiskiem, rzekomo ze względu na dyskrecję, ale
tak naprawdę ze względu na to, że mogłem dysponować trucizna i pozwolić jej
zniknąć. Przede wszystkim raz po raz unikałem przesyłania faktur, opóźniając
płatności i zwodząc firmy na później ".
Jeśli chodzi o resztę, to unikałem zbyt częstego
przebywania w obozach koncentracyjnych, ponieważ czasami zdarzało się, że
wieszano tam ludzi lub przeprowadzano egzekucje na cześć gości.
Wszystkie moje świadectwa są prawdziwe, słowo w
słowo. Jestem w pełni świadomy niezwykłej tragiczności mojego zapisu przed
Bogiem i całą ludzkością i przysięgam, że nic z tego, co napisałem, nie zostało
wymyślone ani zmyślone, i wszystko dokładnie jest prawdą.
Polskie tłumaczenie: Alex Wieseltier