PURIM
PURIM
Co mi to przypomina? Ano
wczesne lata dzieciństwa, kiedy rodzice jeszcze trzymali żydowskie święta.
Pesach był świętem, które przetrwało najdłużej. Razem z zapraszaniem
najbliższych przyjaciół i znajomych.
Rosz-HaSzana i Jom Kipur to wizyty w synagodze.
Przeważnie matki, bo ojciec, pomimo dużej znajomości Talmudu, jakoś do tego nie
miał serca. Może z powodu tego, co spotkało cala jego rodzinę i większość
polskich Żydów?
Dla mnie, małego chłopca, ciekawszymi świętami
była Chanuka i Purim. Szczególnie to ostatnie. Niewiele pamiętam z tego okresu,
ale przebieraniec schodzący do Laufgasów, mieszkających piętro niżej tkwi w
jakiś dziwny sposób w mojej pamięci. I nawet część wyliczanki, zaczynającej się
od "A gite pirym małech, wie ich gaj fałech...", a kończącej się słowami "giw mi
a groszen und warf mich arojs".
Dla mnie ważne były te cukierki i ciasteczka
(hamentaszen?), którymi byłem częstowany. Co oznaczało samo święto, nie
wiedziałem; i tak naprawdę to nie byłem tym za bardzo zainteresowany.
Co wiem dzisiaj na temat Purim i jaki mam do
tego stosunek?
Ano radosne święto żydowskie, upamiętniające
ocalenie Żydów od losu, który chciał im sprawić ten okrutny Haman. Detaliczną
historię z księgi Estery też znam, ale daleki jestem od piania peanów
pochwalnych.
Jeden przemyślny Żyd, imieniem Mordechaj,
wykombinował podstawienie władcy kraju, który był łasy na wdzięki niewieście,
fertycznej Esterki, którą to tenże władca tak sobie upodobał, że podniósł ją do
rangi królowej. To oczywiste, że głównym zamysłem było uzyskanie jakichś
korzyści i przywilejów. Szczególnie że tenże Mordechaj uratował poprzednio
władcę, ale nie został za to wynagrodzony.
Problem powstał, kiedy niejaki Haman, podniesiony
na wysokie stanowisko, wkurzył się na wzmiankowanego Mordechaja za nie
oddawanie należytej cześci i postanowił ukarać nie tylko tego Żyda, ale całe
jego plemię mieszkające w królestwie. Strach padł na Mordechaja i jego
pobratymców, bo nawet wyznaczono datę na ich wyniszczenie.
Co tu robić? Może Estera pomoże? Sam władca nie miał zielonego pojęcia, że jego
ulubiona żona pochodzi z plemienia, które on właśnie zezwolił całkowicie
wyplenić. Bo Esterka, zgodnie z poleceniem Mordechaja, o swoim pochodzeniu nic
mu nie powiedziała. Na dodatek nie miała Estera dojścia do władcy, bo już od
miesiąca nie była doń wzywana, a pojawienie się niewzywanym było traktowane jako
przestępstwo i groziło nawet utratą głowy. Ale w tej sytuacji jedna głowa mniej
czy więcej nie miała znaczenia. Więc ryzykując własną głowę, pojawia się
Estera, niewołana, przed władcą. A władca, na szczęście, nie tylko się nie
rozgniewał, ale nawet na jej widok ucieszył.
Od tego momentu scenariusz już był pisany przez
Mordechaja. Haman popadł w niełaskę i stracił głowę. Jego stanowisko przypadło
Mordechajowi, a izraelici dostali pozwolenie na rozliczenie się z plemieniem
Hamana.
To, że ukarano śmiercią Hamana, który chciał unicestwić wszystkich Żydów w
królestwie, doskonale rozumiem i akceptuję. Reszta historii, gdzie się wiesza
wszystkich 10 synów Hamana, morduje 500 ludzi w jego posiadłości, a potem
wyrzyna kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy rodaków Hamana, jest dla mnie
mniej strawne. Ale czego można się spodziewać od ludzi tego czasu, którzy brali
dosłownie prawo "oko za oko, ząb za ząb"?
A Wam wszystkim życzę pomyślnych i wesołych
obchodów Purim.
Alex Wieseltier
Marzec 2020