Palestyna, Palestyna...
Palestyna,
Palestyna…
Henryk Grynberg
"Monolog polsko-żydowski"
Można śmiało powiedzieć, że gdyby nie Żydzi, nie byłoby problemu
palestyńskiego, ani Palestyńczyków, ani Palestyny. Piachy, kamienie i bagna
zostałyby rozszarpane przez Egipt, Syrię (która połknęłaby Liban) oraz Irak
(który połknąłby Jordanię), i nikt by się tym nie przejmował, włącznie z
Arabami z Zachodniego Brzegu i Gazy, którzy byliby – jak przed Mandatem
Brytyjskim – Syryjczykami, Egipcjanami, Beduinami. Zamiast zabijać Żydów
zabijaliby – z dużo większym powodzeniem – jedni drugich. Zamiast
sporadycznych, nerwowych ataków i odwetów media miałyby regularne,
nieskrępowane rzezie ludności cywilnej, jak w Algierii (gdzie co miesiąc ginie
tysiąc osób), Sudanie (gdzie ginie 100 tysięcy rocznie) czy w Kurdystanie, Kaszmirze
i Afganistanie (przed amerykańską interwencją). Otwarte wojny wybuchałyby nie
co dziesięć lat, tylko co rok, w coraz to innej konfiguracji, a cena nafty
szybowałaby na wysokości płomieni z pól naftowych. Tak, tak, Izrael w
nieustającym konflikcie z Arabami jest jedynym skutecznym moderatorem i
stabilizatorem na tym dzikim, zapalnym zadupiu, jedyną gaśnicą. O czym dobrze
wie Ameryka, kiedy opowiada się po jego stronie. Nieprawda, że chodzi o
"okupację" i granice sprzed 1967. Już w marcu 1920 w osiedlu Tel Chaj (przy
granicy libańskiej) zginęło 8 Żydów; w maju 1921 w Jafie i Petach-Tikwie 47,
a 146 zostało rannych; w sierpniu 1929 w Jerozolimie, Hebronie i Safedzie 133,
a 339 zostało rannych, w kwietniu 1936 zginęło 18 w Jaffie, a w ciągu
następnych sześciu miesięcy 80 w innych częściach kraju. Zabijano ludzi na
ulicach i drogach jak dziś, tylko na ówczesną skalę. Rabowano żydowskie
mieszkania, warsztaty i sklepy, burzono synagogi i palono zwoje Tory jak w
Europie. W Palestynie Żydzi nie byli jednak tak bezbronni jak w Europie, więc
Arabowie płacili za to cenę, którą dziś by nazwano "proporcjonalną": w maju
1921 zginęło 48, a 73 zostało rannych; w sierpniu 1929 zginęło 116, a 232
zostało rannych, choć głównie z rąk brytyjskiej policji (chiefly from police
action), jak podkreśliła brytyjska Commission of Inquiry. Do stłumienia
pierwszej arabskiej intifady (tak to wówczas nazwano) w latach 1936–1939
Brytyjczycy użyli wojska, tankietek i samolotów. Kolejne komisje jednoznacznie
orzekały, że podstawową przyczyną (fundamental cause) zajść była animozja
rasowa Arabów (racial animosity on the part of the Arabs) i że to oni byli
napastnikami (the racial strife was begun by Arabs). Po podziale Palestyny,
którego Arabowie nie uznali, i krwawej wojnie 1948, którą wywołali, większość
ułamka Palestyny przeznaczonego na jeszcze jedno państwo arabskie znalazła się
po stronie Egiptu i Jordanii, której dodatkowo udało się zagarnąć starą część
Jerozolimy, przewidzianej przez ONZ jako miasto międzynarodowe. Przez długie, kręte
granice, skąd blisko było do niemal każdego żydowskiego domu, przenikali
zabójcy zwani z tego powodu infiltrantami i samobójcy zwani już wtedy
fedainami. Z wysokości Golanu syryjskie armaty i czołgi strzelały do rybaków na
Jeziorze Galilejskim i rolników na polach. Nieustannie ginęli izraelscy
żołnierze na granicach i mieszkańcy przygranicznych osiedli. Rolnicy pracowali
na polach w nocy, z bronią. Bez uzbrojonej eskorty nie można było pojechać do
Ejlatu, a nawet nad Morze Martwe. Na starą Jerozolimę patrzyło się z dachów,
ukradkiem, bo po tamtej stronie czekali na okazję dobrze wyćwiczeni przez
Brytyjczyków strzelcy Legionu Arabskiego. Izraelscy komandosi i ochotnicy z
pogranicznych kibuców wypadali na terytorium wroga i niszczyli bazy
terrorystów. W latach 1951–1956 było trzy tysiące napadów terrorystycznych i
starć. Zginęło w nich 400 Izraelczyków, a 900 odniosło rany. Prasa zamieszczała
tylko drobne notatki, telewizji jeszcze nie było. Niedawno zapytano przywódcę
największej organizacji terrorystycznej, czy się zgodzi na pokój, kiedy Izrael
wycofa się za granice sprzed 1967. "O tym porozmawiamy później", odpowiedział.
Sporo się jednak zmieniło od czasu Mandatu Brytyjskiego. Arabowie nie są już
rasistami. Nawet kiedy otwarcie nawołują do zabijania Żydów. Nie Izraelczyków,
nie "syjonistów" – wszystkich. Nie tylko w Izraelu czy Palestynie – wszędzie.
Natomiast rasizmem stało się wszystko, co robią Żydzi. Nawet mur, którym chcą
się zasłonić przed barbarzyńcami jak ongiś Chińczycy. W 30 lat po Holokauście narody
zjednoczone pod przewodnictwem byłego hitlerowca nazwały rasizmem żydowski ruch
narodowowyzwoleńczy, pierwszy od upadku Betaru. W 50 lat po Holokauście
światowa konferencja przeciwko rasizmowi okazała się światową hecą przeciwko
Żydom. I raz jeszcze się okazało, kim i czym jest większość na tym świecie.
Izrael stał się brzydkim słowem, jak dawniej Żyd. Jedyna oaza demokracji i
cywilizacji, jaka jest i jakiej w ogóle się można spodziewać na arabskiej
pustyni. Wysepka na morzu nienawiści, gdzie pół miliona ofiar rasizmu uniknęło
największego w dziejach mordu rasistowskiego, gdzie schroniła się większość
ocalałych i gdzie wciąż uchodźcy znajdują schronienie od antysemitów. Azyl,
dzięki któremu mamy jeszcze odwagę być Żydami. Najlepsze, co nam się zdarzyło w
ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Cud, który naprawdę się zdarzył. Holokaust
wykazał, że Tora nie jest wystarczającą osłoną, ale jak długo może bronić się
świecka twierdza? Przed barbarzyńcami nienawidzącymi przykazań i świadków,
którzy tyle razy widzieli ich na gorącym uczynku. Przed pogromem, który się
nigdy nie kończy. Przed mediami, które są groźniejsze od ambon. (...) Arabskie
ofiary należą do głównych wiadomości, a żydowskie do dalszych, jeśli nie
żadnych. O arabskich się donosi od razu, a z żydowskimi się czeka na reakcję
Izraela, ażeby pokazać nowe arabskie ofiary, a wspominając o krwawych skutkach
wcześniejszego arabskiego ataku, stwierdzić, że reakcja była
"nieproporcjonalna". Można dojść do przekonania, że bez izraelskich kontrakcji
o zabitych Żydach wcale by nie donoszono – jak podczas Holokaustu. Izraelczycy
powinni używać proc, noży, butelek z benzyną i osobistych ładunków wybuchowych
i za każdego Izraelczyka powinien zginąć tylko jeden Arab, aż do ostatniego
Żyda w Palestynie, i w ten sposób problem zostanie rozwiązany. Jeszcze od
nikogo w historii nie wymagano "proporcjonalnych" strat. Nawet od Amerykanów w
Zatoce Perskiej, na Bałkanach i Afganistanie, choć też nie są ulubieńcami
mediów. A już w ogóle niczego się nie wymaga od Arabów. Nawet kiedy radośnie
mordują przechodniów na ulicach, biesiadników przy świątecznych stołach,
studentów w kafeteriach, a schwytanych Izraelczyków żywcem rozszarpują. (...)
Kłamstwo medialne jest mozaiką drobnych półprawd, wypaczeń i niedopowiedzeń
powielanych codziennie i wszędzie. Sporne tereny są zawsze "arabskie", włącznie
z "arabską wschodnią Jerozolimą". To całkiem normalne, że Arabowie mieszkają w
całej Palestynie, włącznie z Hajfą, Safedem i Jaffą, a Żydom nie wolno ani w
Hebronie, ani w Betlejem, ani nawet w żydowskim od wieków kwartale starej
Jerozolimy, gdzie Jordańczycy dokonali czystki etnicznej w 1948 roku. Normalne
jest również, że Arabowie studiują na izraelskich wyższych uczelniach i leczą
się w izraelskich szpitalach, a Żydom nie wolno nawet się pokazać poza
granicami ich getta. Którego nie wolno im również izolować żadnym kordonem ani
murem, bo musi być łatwo dostępne dla Arabów, którzy tam pracują, i muszą mieć
zapewnioną tę pracę, bo inaczej grozi im głód. Że w tym nie ma logiki? Bo w
stosunku do Żydów żadna logika nie obowiązuje (nigdy nie obowiązywała). Nie
protestuje się, kiedy Żydzi giną (nigdy nie protestowano), tylko kiedy
zwyciężają. Żydom nie wolno zwyciężać. Nie wolno im "poniżać" Arabów. Ciekawe,
kto by protestował, gdyby zwyciężali Arabowie? I można sobie wyobrazić
"poniżenie", jakie czekałoby Żydów – nie tylko w Palestynie. W nienawiści i
fanatyzmie nie ma logiki, toteż nie ma (i nie może być) logicznego rozwiązania.
Kłamie się z premedytacją, bo Żydów jest za mało, żeby odeprzeć tyle kłamstw.
Nie nadążymy, nie przekrzyczymy. Holokaust nauczył nas liczyć tylko na siebie,
czuwać, bronić się, kontrować, uprzedzać ataki, nie pozwalać zepchnąć się do
defensywy, nie ustępować. Nie można nas już więcej oszukać i zaprowadzić do
rzeźni, ale można – jak dawniej – zakrzyczeć na śmierć. Ta wojna trwa już
tysiące lat i wciąż przewagę mają Filistyni. Wygnali Żydów z Palestyny, potem
do Palestyny, a teraz znowu chcą wygnać z Palestyny: "wynocha!". Zmieniło się
tylko to, że nie mamy już gdzie się cofać, że bez tej twierdzy już nie
przetrwamy. A jak wyglądałby świat bez Żydów – o małośmy się nie przekonali.
Filistynom jednak jak zwykle brak wyobraźni. Nie zdają sobie sprawy, że – przy
dzisiejszych środkach w łapach człekokształtnych – bez żydowskiego
katalizatora, moderatora, stabilizatora, systemu ostrzegawczego i środka
łagodzącego nie przetrwa również ten zglobalizowany, coraz mniejszy świat.
Antyżydzi, którzy już nieraz pokazali, jak dalece są samo destrukcyjni, powinni
ostrożniej marzyć. "Izrael sprzeciwia się opinii świata!", krzyczą.
Nie porzucajmy nadziei, że nigdy nie przestanie.