Paktowanie z diablem
Paktowanie z diabłem
Melanie Phillips, 17 stycznia 2025
Zanotowano jeden natychmiastowy i bardzo publiczny skutek umowy o
zakładnikach, o której przedwcześnie doniesiono, że została zawarta między
Izraelem a Hamasem. Nie minęło w środę dużo czasu, gdy tysiące rozradowanych
Arabów wyległo na ulice Gazy, wymachując bronią, w mundurach i insygniami i
skandując, że wygrali wojnę.
Ci mężczyźni byli wyraźnie dobrze odżywieni, dobrze ubrani i wyposażeni w
smartfony.
Tyle o oszczerstwach — absurdalnej kalumnii, która została
rozprzestrzeniona z Gazy na cały zachód — że Izrael dokonuje ludobójstwa na
palestyńskich Arabach. Jak z goryczą zauważyli niektórzy z tych, którzy
obserwowali euforię w Gazie, musi to być pierwsze ludobójstwo w historii, w
którym ofiary wyszły, aby ogłosić zwycięstwo.
Arabowie byli zachwyceni, ponieważ uwierzyli, że umowa umożliwi im teraz, w
końcu, zniszczenie Izraela i Żydów. "Żydzi pamiętają Khaybar, gdzie Mahomet
dokonał masakry Żydów" – skandowali, referując do ataku twórcy islamu w VII
wieku, który do dziś pozostaje muzułmańskim okrzykiem bojowym do mordowania
Żydów.
A w stolicy Kataru, Doha, przywódca Hamasu Khalil al-Hayya zareagował na
umowę, wyrażając dumę z pogromu z 7 października, który zadeklarował powtórzyć.
Kiedy tylko premier Kataru, szejk Mohammed bin Abdulrahman Al Thani
ogłosił, że osiągnięto porozumienie między Izraelem a Hamasem, zarówno ci,
którzy demonstrowali na ulicach Izraela, aby "sprowadzić zakładników do domu
teraz", jak i ci, którzy chcą, aby wojna trwała, dopóki Hamas nie zostanie
zniszczony, od razu doszli do wniosku, że wojna w Gazie się skończyła.
W związku z doniesieniami, że umowa obejmowała stopniowe uwolnienie
zakładników w zamian za uwolnienie znacznie większej liczby arabskich
terrorystów z izraelskich więzień, a także stopniowe wycofanie Sił Obronnych
Izraela z Gazy, w niektórych izraelskich kręgach zapanowała panika. Obawiano
się, że Izrael był zmuszony do porażki tuz przed zwycięstwem i będzie nadal
miał ludobójczego wroga, który będzie mógł się przegrupować, ponownie przejąć
rządy w Gazie i powtórzyć rzeź Żydów.
I panowało przygnębiające niedowierzanie, że prezydent-elekt Donald Trump,
którym wierzono umożliwi Izraelowi obronę przed jego unicestwieniem, mógł zdradzić
państwo żydowskie, zmuszając premiera Izraela, Benjamina Netanjahu, do
zaakceptowania katastrofalnych warunków promowanych przez administrację Bidena.
Inne głosy jednak twierdziły, że taka rozpacz byłaby nierealna i
niewłaściwa. Hamas został zdziesiątkowany, Hezbollah w Libanie został
unicestwiony, a Iran był osłabiony. Co najważniejsze, Izrael nie zobowiązał się
do zakończenia wojny w Strefie Gazy i powróci, by zniszczyć Hamas, tak jak
zawsze obiecywał. Wszystko opierało się na przekonaniu, że Trump wesprze
Izrael, tak jak to zrobił. A ostatecznym celem było zniszczenie irańskiego
programu nuklearnego, dla którego jego poparcie było niezbędne.
Głębsze pytanie brzmi jednak, dlaczego w ogóle odbywały się jakiekolwiek
negocjacje — i dlaczego Katar, sponsor, patron i obrońca Hamasu, nadal był
wykorzystywany jako uczciwy pośrednik.
Jak powiedział senator Tom Cotton (R-Ark.): "Jedynym 'porozumieniem'
powinno być bezwarunkowe poddanie się Hamasu, który jest już prawie zniszczony,
i powrót WSZYSTKICH zakładników. … Oto 'porozumienie', które Hamas i jego
patron, Iran, powinni zaproponować: macie pięć dni na uwolnienie WSZYSTKICH
zakładników albo 'rozpętamy piekło'".
Wydawało się, że to właśnie to, co Trump publicznie groził — że jeśli Hamas
nie uwolni zakładników do czasu swojej inauguracji 20 stycznia, "na Bliskim
Wschodzie wybuchnie piekło".
Znane jest powiedzenie o Trumpie, że ludzie powinni "traktować go poważnie,
ale nie dosłownie". Zdesperowani obrońcy Izraela popełnili błąd, traktując jego
groźbę "piekła" dosłownie. Uważali, że Trump miał na myśli dokładnie to, co
powiedział Cotton — że jeśli Hamas nie wyda wszystkich zakładników
bezwarunkowo, będzie to miało stosowne konsekwencje.
Hamas jednak potraktował Trumpa poważnie, ale nie dosłownie, i zrozumiał go
poprawnie, że rozpęta piekło, jeśli nie zgodzą się na porozumienie. Co też
zrobili — mimo że potem próbowali się od tego wycofać.
Oczywiście, uwolnienie któregokolwiek z zakładników należy przyjąć z
zadowoleniem. Ich okropny los jest najważniejszy w umyśle każdego Izraelczyka.
Wszyscy rozpaczliwie chcą ich odzyskać, ale nie wtedy, gdy ceną do zapłacenia
będzie pewność porwania jeszcze większej liczby żydowskich zakładników i
kolejnych morderczych ataków.
Porwanie izraelskich zakładników było nikczemnym majstersztykiem Hamasu.
Jednak Ameryka ponosi dużą odpowiedzialność za pozostawienie ich własnemu
losowi i pozwolenie Hamasowi na dalsze wykorzystywanie tych niewinnych ludzi
jako piekielnej broni szantażu i wymuszeń.
"Piekłem", o którym mówili zarówno Trump, jak i Cotton, powinno się było
zagrozić 8 października 2023 r. sponsorowi i protektorowi Hamasu, Katarowi.
Gdyby administracja Bidena powiedziała Katarowi, że jeśli zakładnicy nie
zostaną uwolnieni w ciągu pięciu dni, Stany Zjednoczone zakończą wszelkie
porozumienia, od których zależy to państwo Zatoki Perskiej, zakładnicy
zostaliby uwolnieni.
Administracja Bidena nie tylko tego nie zrobiła, ale do dziś traktuje Katar
jako prawowitego rozmówcę — jednocześnie podważając desperacką próbę obrony
Izraela.
Stany Zjednoczone groziły i szantażowały Izrael, by pozwolił dostarczać
Gazie pomoc, której większość została skradziona przez Hamas, co
pozwoliło mu zarobić miliony dolarów na wzmocnienie własnej ludobójczej machiny
wojennej. Bideniści wielokrotnie instruowali Izrael, by ograniczył ataki na
Iran lub jego pełnomocników, zmuszając go do walki o przetrwanie z rękami
związanymi na plecach w sposób, o jakim Ameryka nigdy nie pomyślała, gdyby sama
była celem unicestwienia.
Po części, postawa Bidenitów wobec Izraela — pod wieloma względami
kontynuacja głębokiej niechęci byłego prezydenta Baracka Obamy do państwa
żydowskiego — jest napędzana złą wolą. Ale jest też przesiąknięta przekonaniem,
że Izrael nigdy nie wygra swojej wojny z palestyńskim Arabami i dlatego musi
pójść na kompromis.
To z kolei ma swoje korzenie w liberalnym przekonaniu, że każdy konflikt
można rozwiązać poprzez negocjacje i kompromis. Ale kiedy konflikt toczy się
między tymi, co popełniają ludobójstwo i ich zamierzonymi ofiarami — jak to ma
miejsce w przypadku osi irańsko-palestyńskiej i Żydów izraelskich — każdy
kompromis Izraela jest równoznaczny z poderżnięciem gardła.
Trump nie podziela tego liberalnego złudzenia. A jego zaangażowanie na
rzecz Izraela jest szczere i głębokie. Jednak Trump jest znany ze swojej
transakcyjności. On wydaje się wierzyć, że każdy konflikt można rozwiązać
poprzez umowę — pod warunkiem, że on, najwyższy praktyk "sztuki zawierania
umów", nią kieruje.
I, co jest alarmujące, najwyraźniej zwrócił się do Iranu o rozpoczęcie
negocjacji w sprawie jego programu nuklearnego i innych nikczemnych działań.
Jednak wszelkie negocjacje z ludźmi, którzy mają niepodlegającą negocjacjom
agendę, wzmacniają ich i osłabiają ich ofiary.
Trump nie chce wojny w trakcie swojej warty. Praktycznie obiecał
Amerykanom, że zakończy wojnę. Ale czasami pojawia się wróg, z którym każde
porozumienie jest paktem z diabłem.
Jeśli się okaże, że Netanjahu został zmuszony do zgody na klęskę Izraela w
Strefie Gazy, to będzie on skończony.
Jeśli chodzi o Trumpa, to istnieje
obawa, że jego transakcjonizm sprawi, że skończy on odgrywając tę samą rolę
we wzmacnianiu zła, co administracja Bidena.
My możemy tylko czekać z zapartym tchem, co z tego wyniknie.
Polskie tłumaczenie Alex Wieseltier