Oni zamienili się w potwory
Oni zamienili się w potwory
W większości
narracji o wojnie w Gazie wojna nie zaczyna się tam, gdzie się zaczęła. Wojna
nie rozpoczęła się w Gazie. Wojna rozpoczęła się 7 października, dokładnie 50
lat po inwazji Egiptu i Syrii na Izrael. Palestyńscy terroryści Hamasu dokonali
niewyobrażalnej masakry w Izraelu. Filmując siebie jako bohaterów i świętując
swoją rzeź. Świętowanie zwycięstwa było kontynuowane po powrocie do Gazy, gdzie
terroryści przywlekli mocno zmaltretowanych zakładników prezentując ich
radosnej ludności palestyńskiej jako łup wojenny. Ten makabryczny jubel doszedł
aż do Berlina. W dzielnicy Neukölln tańczono na ulicach, a palestyńska
organizacja Samidoun rozdawała cukierki. W Internecie zaroiło się od radosnych
komentarzy.
W masakrze zginęło
ponad 1200 osób. 239 torturowanych, pokaleczonych i zgwałconych osób
uprowadzono. Hamasowska masakra to całkowite wykolejenie cywilizacji. To
archaiczna groza żądzy krwi, która w
dzisiejszych czasach wydawała mi się niemożliwa. Ta masakra przypomina zagłady z pogromów,
wzorzec, który Żydzi znają od wieków. Dlatego cały kraj jest w traumie, bo
powstanie państwa Izrael miało przed takim pogromami chronić. I aż do 7
października uważano, że od nich chroni. Chociaż Izrael miał Hamas na karku od
1987 roku. Statut założycielski Hamasu jasno stwierdzał, że jego celem jest
zagłada Żydów i że "śmierć za Boga jest naszym najszlachetniejszym życzeniem".
Chociaż od tego
czasu wprowadzono w tym statucie zmiany, to jasne jest, że nic się nie
zmieniło: zagłada Żydów i zniszczenie Izraela pozostały celem i pragnieniem
Hamasu. Dokładnie tak samo jak w Iranie. W Islamskiej Republice Iranu od chwili
jej powstania, czyli od 1979 roku, zagłada Żydów jest również państwową
doktryną.
Mówiąc o terrorze
Hamasu, debata zawsze powinna obejmować Iran. Tu obowiązują te same zasady i
dlatego wielki brat Iran finansuje, zbroi i czyni młodszego brata Hamas swoim
pachołkiem. Oba twory są bezlitosnymi dyktaturami. Wiemy też, że dyktatorzy, im
dłużej sa u władzy, tym bardziej radykalne stają się ich rządy. Dziś rząd Iranu
składa się wyłącznie z fanatyków. Państwo mułłów wraz z ich rewolucyjną gwardią
to pozbawiona skrupułów, rozwijająca się militarna dyktatura. Religia jest
niczym innym, tylko kamuflażem. Polityczny islam to pogarda dla
człowieczeństwa, publiczne chłosty, wyroki śmierci i egzekucje w imię Boga.
Iran ma obsesję wojenną, a jednocześnie udaje, że nie pracuje nad budową żadnej
broni nuklearnej. Twórca tzw. teokracji, ajatollah Khomeini, wydał dekret
religijny, fatwę, stwierdzający, że broń nuklearna jest nieislamska.
Już w 2002 r.
międzynarodowi inspektorzy znaleźli dowody na istnienie tajnego programu broni
nuklearnej w Iranie. Do opracowania bomby zatrudniono Rosjanina. Ekspert
pracujący przy sowieckimi badaniami nad bronią nuklearną pracował od lat w
Iranie. Wydaje się, że Iran stara się posiąść, na wzór Korei Północnej,
nuklearny straszak. I to jest przerażająca myśl. Zwłaszcza dla Izraela, ale
także dla całego świata.
Obsesja mułłów i
Hamasu na punkcie wojny jest tak dominująca, że – jeśli chodzi o
eksterminację Żydów – przekracza nawet religijny podział między szyitami i
sunnitami. Wszystko inne jest podporządkowane tej obsesji na punkcie wojny.
Ludność celowo utrzymuje się w biedzie, z jednoczesnym niepomiernym wzrostem
majątku kierownictwa Hamasu – w Katarze podobno Ismael Haniye ma do dyspozycji
miliardy. A pogarda dla ludzi nie zna granic. Ludziom nie pozostaje już prawie
nic poza martyrologią. Wojsko plus religia jako pełny nadzór. W gazańskiej
polityce palestyńskiej dosłownie nie ma miejsca na odmienne opinie. Hamas z
niewiarygodną brutalnością wykluczył wszystkie inne prądy polityczne w Strefie
Gazy. Po wycofaniu się Izraela ze Strefy Gazy w 2007 r., dla zastraszenia
innych, członkowie Fatahu zostali zrzuceni z piętnastopiętrowego budynku.
Nasze
uczucia są ich najpotężniejszą bronią
W ten sposób Hamas
przejął kontrolę nad całą Strefą Gazy i stworzył niekwestionowaną dyktaturę.
Niekwestionowaną, ponieważ nikt, kto ją kwestionuje, nie żyje długo. Zamiast
sieci społecznościowej dla ludności, Hamas zbudował sieć tuneli pod nogami
Palestyńczyków. Nawet pod szpitalami, szkołami i przedszkolami finansowanych
przez społeczność międzynarodową. Gaza to po prostu koszary wojskowe, w stanie
głębokiego, podziemnego antysemityzmu. Absolutny, a jednocześnie niewidoczny. W
Iranie jest takie powiedzenie: Izrael potrzebuje swojego uzbrojenia, aby
chronić swój naród. A Hamas potrzebuje swoich ludzi, aby chronili swoje
uzbrojenie.
To powiedzenie jest
najkrótszym opisem dylematu, który polega na tym, że w Gazie nie można
oddzielić ludności cywilnej od wojska. Dotyczy to nie tylko budynków, ale także
personelu w nich zatrudnionego. Armia izraelska wpadła w tę pułapkę
odpowiadając na 7 października. Nie zwabiona, ale zmuszona. Zmuszona do obrony
własnej i stającą się winna poprzez niszczenie infrastruktury razem ze
wszystkimi ofiarami cywilnymi. I właśnie tej nieuknioności chciał i
wykorzystuje Hamas. Od tego momentu (Hamas) steruje informacjami, które idą w
świat. Widok cierpienia dręczy nas codziennie. Ale żaden reporter wojenny nie
może pracować niezależnie w Gazie. Hamas kontroluje wybór fotografii i
inscenizuje nasze uczucia. Nasze uczucia są ich najsilniejszą bronią przeciwko
Izraelowi. A wybierając obrazy, udaje im się nawet zaprezentować jako jedyni
obrońcy Palestyńczyków. Ta cyniczna kalkulacja opłaciła się.
"Ganz
normale Männer"
Od 7 października
nieustannie myślę o książce o epoce nazizmu, książce "Ganz normale Männer"
Christophera R. Browninga. Opisuje on zagładę wsi żydowskich w Polsce dokonaną
przez 110. Batalion Policji Rezerwowej, kiedy w Auschwitz jeszcze nie istniały wielkie
komory gazowe i krematoria. To przypominało żądze krwi terrorystów Hamasu na
festiwalu muzycznym i w kibucach. W ciągu zaledwie jednego lipcowego dnia 1942
r. wymordowano 1500 żydowskich mieszkańców wsi Józefów. Strzelano do dzieci i
niemowląt na ulicy, a osoby starsze i chore zabijano leżące w łóżkach.
Wszystkich pozostałych spędzono do lasu, gdzie musieli rozebrać się do naga i
czołgać się po ziemi. Wyśmiewani i torturowani, zostali potem zastrzeleni i
pozostawieni w krwawym lesie. Morderstwo stało się perwersyjne.
Książka nosi tytuł
"Ganz normale Männer" (Całkiem normalni ludzie), ponieważ ten rezerwowy
batalion policji nie składał się z esesmanów ani żołnierzy Wehrmachtu, ale z
cywili, których uważano już za nienadających się do służby wojskowej ze względu
na wiek. To byli ludzie wykonujący zupełnie normalne zawody, którzy zamienili
się w potwory. Proces w tej sprawie, dotyczącej zbrodni wojennych, rozpoczął
się dopiero w 1962 roku. Z akt procesu wynika, że niektórym z nich "całe to
zdarzenie bardzo się podobało". Sadyzm posunął się tak daleko, że świeżo
ożeniony kapitan, dla uczczenia miesiąca miodowego, przyprowadził swoją żonę na
miejsce masakry. Bo żądza krwi była kontynuowana w innych wioskach. A kobieta
przechadzała się w białej sukni ślubnej wśród zgromadzonych na rynku Żydów. Nie
była ona jedyną żoną, której pozwolono na odwiedziny. W dokumentach procesu
żona porucznika opowiada: "Pewnego ranka siedziałam z mężem w ogrodzie, jedząc
śniadanie, kiedy podszedł do nas prosty żołnierz z jego plutonu, stanął na
baczność i zameldował: 'Panie Poruczniku, jeszcze nie jadłem śniadania!' Kiedy
mój mąż spojrzał na niego pytająco, ten wyjaśniająco powiedział: 'Jeszcze nie
zabiłem Żyda'.
Nie zdają sobie już sprawy ze swojej wolności
Czy słuszne jest pamiętanie
7 października o masakrach nazistowskich? Uważam, że tak, bo sam Hamas chciał
przywołać pamięć o Shoah. I chciał pokazać, że państwo Izrael nie jest już
gwarancją dla przetrwania Żydów. Że ich państwo to miraż, które ich nie
uratuje. Logika nie pozwala nam porównywać tego do słowa Shoah. Ale dlaczego ma
nam tego zabraniać? Bo emocje, które odczuwamy, nie dają uniknąć tej pulsującej
bliskości.
I wtedy przychodzi
mi do głowy coś jeszcze, co przypomina mi nazistów: czerwony trójkąt z flagi
palestyńskiej. W obozach koncentracyjnych był on symbolem więźniów komunistów.
A dzisiaj? Dzisiaj można to znowu zobaczyć na hamasowskich wideach i na
fasadach budynków w Berlinie. W videach jest to wezwanie do zabijania. Na
budynkach oznacza obiekty, które mają zostać atakowane. Nad wejściem klubu
techno "About Blank" majaczy duży czerwony trójkąt. Przez lata syryjscy
uchodźcy i homoseksualni Izraelczycy tańczyli razem jakby było coś oczywistego.
Ale teraz nic nie jest już oczywiste. Teraz nad wejściem wyje czerwony trójkąt.
Bywalec, którego żydowska rodzina pochodzi z Libii i Maroka, mówi dziś: "Klimat
polityczny budzi wszystkie demony. Dla prawicy my, Żydzi, nie jesteśmy
wystarczająco biali; dla lewicy jesteśmy zbyt biali". Nienawiść do Żydów
zakorzeniła się w nocnym życiu Berlina. Po 7 października berlińska scena
klubowa dosłownie stchórzyła. Chociaż na festiwalu techno zamordowano 364
młodych ludzi, takich jak klubowi bywalcy, stowarzyszenie klubowe skomentowało
tą sprawę dopiero kilka dni później. I nawet to było tylko powierzchowne
ćwiczenie, ponieważ nawet nie wspomniano ani o antysemityzmie, ani o Hamasie.
Żyłam w dyktaturze
przez ponad trzydzieści lat. A kiedy przyjechałam do Europy Zachodniej, nie
mogłam sobie wyobrazić, że demokracja mogłaby kiedykolwiek zostać
zakwestionowana w taki sposób. Myślałam, że w dyktaturze ludzie są
systematycznie poddawani praniu mózgu. I że w demokracjach ludzie uczą się
myśleć samodzielnie, ponieważ liczy się jednostka. Inaczej niż w dyktaturze,
gdzie niezależne myślenie jest zabronione, a przymuszony kolektyw szkoli ludzi.
I gdzie jednostka nie jest częścią kolektywu, ale wrogiem. Jestem przerażona,
że młodzi ludzie, studenci na Zachodzie, są tak zdezorientowani, że nie są już
świadomi swojej wolności. Że najwyraźniej stracili zdolność odróżniania
demokracji od dyktatury.
To absurd, kiedy na przykład homoseksualiści i osoby queer demonstrują na rzecz Hamasu – tak jak to miało miejsce 4 listopada w Berlinie. Nie jest tajemnicą, że nie tylko Hamas, ale cała kultura palestyńska gardzi i karze osoby LGBTQ. Tęczowa flaga w Strefie Gazy jest trudna do wyobrażenia. Sankcje Hamasu wobec gejów zaczynają się od co najmniej stu batów aż do wyroku śmierci. W badaniu przeprowadzonym w 2014 roku na terytoriach palestyńskich 99 procent respondentów twierdziło, że homoseksualizm jest moralnie nie do przyjęcia. Można też mieć do tego satyryczne podejście, jak robi to bloger David Leatherwood w "X": demonstrować na rzecz Palestyny jako osoby queer to tak być kurczakiem i demonstrować na rzecz Kentucky Fried Chicken.
Zastanawiam się
także, czy studenci wielu amerykańskich uniwersytetów wiedzą, co robią,
skandując na demonstracjach: "Jesteśmy Hamasem" lub nawet "Ukochany Hamas,
bombardujcie Tel Awiw!" lub "S powrotem do roku 1948". Czy to jeszcze niewinne,
czy już kretyńskie? Chociaż w czasie tych demonstracji nie wspomina się już o
masakrze z 7 października. I to jest oburzające, że 7 października interpretuje
się jako wydarzenie zainscenizowane przez Izrael. Albo kiedy nie ma ani słowa o
żądaniach uwolnienia zakładników. Kiedy zamiast tego izraelską wojnę w Gazie
przedstawia się jako bezwzględną wojnę podboju i unicestwienia prowadzoną przez
kolonialną potęgę.
Czy młodzi ludzie
oglądają tylko wycinki na Tiktoku? Tymczasem określenia zwolennik, opiniotwórca,
aktywista nie wydają mi się już nieszkodliwe. Te eleganckie internetowe słowa
mają swoje znaczenie. Wszystkie istniały przed pojawieniem się Internetu.
Próbuję tłumaczyć je w odwrotnym kierunku. I nagle stają się one sztywne jak
blacha i zbyt przejrzyste. Bo poza Internetem oznaczają zwolenników, agentów
wpływu, aktywistów. Jakby przejęto je z poligonu dyktatury faszystowskiej lub
komunistycznej. Ich elastyczność i tak jest iluzją. Ponieważ wiem, że słowa
robią to, co mówią. Promują oportunizm i posłuszeństwo w kolektywie i chronią
ludzi przed braniem odpowiedzialności za to, co robi grupa.
Nie zdziwiłabym
się, gdyby część demonstrantów stanowili studenci, którzy jeszcze kilka
miesięcy temu protestowali przeciwko uciskowi w Iranie pod hasłem "Kobiety,
Życie, Wolność". Przeraża mnie, gdy ci sami demonstranci okazują dziś
solidarność z Hamasem. Wydaje mi się, że nie rozumieją już bezdennej
sprzeczności treści. I zastanawiam się, dlaczego nie obchodzi ich, że Hamas nie
pozwoliłby nawet na najmniejszą demonstrację na rzecz praw kobiet. I że 7
października kobiety, które zostały zgwałcone, prezentowano jako łupy wojenne.
Na kampusie
Uniwersytetu Waszyngtońskiego protestujący dla rozrywki grają w grupową grę
"People's Tribune". Przedstawiciele uczelni są sądzeni dla zabawy. A potem
następuje werdykt i wszyscy ryczą chórem: "Na szubienicę" albo "gilotyna".
Słychać klaskanie i śmiech, a oni ochrzcili swoje pole namiotowe "Miejscem
Martyrologów". W formie happeningu z czystym sumieniem celebrują własną zbiorową
głupotę. Można się tylko zastanawiać, czego dziś uczy się na uniwersytetach.
Wydaje mi się, że od 7 października antysemityzm rozprzestrzenia się jak za zbiorowym pstryknięciem palca, jak gdyby Hamas był opiniotwórcą, a studenci naśladowcami. W medialnym świecie opiniotwórców i ich zwolenników liczą się tylko szybkie kliknięcia na wideo. Trzepotanie rzęs, dźwięk żywych emocji. Tu działa ten sam trik, co w reklamie.
Czy podatność mas,
która była przyczyną katastrofy XX wieku, wraca na nowo? Skomplikowane treści,
niuanse, konteksty i sprzeczności, kompromisy są obce światu mediów.
Widać to także w
idiotycznym apelu internetowych aktywistów przeciwko Festiwalowi Filmów
Krótkometrażowych w Oberhausen. To najstarszy festiwal filmów krótkometrażowych
na świecie, który w tym roku obchodzi swoje siedemdziesiąte urodziny. Wielu
znakomitych filmowców rozpoczynało tu karierę. Miloš Forman, Roman Polański,
Martin Scorsese, István Szabó i Agnès Varda. Dwa tygodnie po celebrowaniu
Hamasu na ulicach Berlina dyrektor festiwalu Lars Henrik Gass napisał: "W marcu
2022 roku pół miliona ludzi wyszło na ulice, aby zaprotestować przeciwko
inwazji Rosji na Ukrainę. To było istotne. Proszę, abyśmy teraz wysłali równie
silny sygnał. Pokażmy światu, że przyjaciele Hamasu z Neukölln i nienawidzący
Żydów są w mniejszości. Przyjdźcie wszyscy! Proszę!"
Wywołało to
napastniczą reakcję w Internecie. Anonimowa grupa oskarżyła go o demonizowanie
solidarności dla wyzwolenia Palestyny. Grupa zapewniła go, że "zachęci"
międzynarodowe środowisko filmowe do ponownego rozważenia swojego udziału w
festiwalu. Bylo to zawoalowane wezwanie do bojkotu, za którym podążyło wielu
filmowców i anulowało swoje zobowiązania. Lars Henrik Gass słusznie twierdzi,
że obecnie mamy do czynienia z regresem w debacie politycznej. Zamiast myślenia
politycznego dominuje potajemne rozumienie polityki. Kryje się za tym
pragnienie stabilności i presja dostosowania się. Również na scenie
artystycznej niemożliwe stało się rozróżnienie między obroną prawa Izraela do
istnienia i jednoczesną krytyką jego rządu.
Dlatego nawet nie
rozważa się, czy ogólnoświatowe oburzenie z powodu wielu zabitych i cierpień w
Gazie nie jest częścią strategii Hamasu, który jest głuchy i ślepy na
cierpienie swoich ludzi. Z jakiego innego powodu miałby ostrzeliwać przejście
graniczne Kerem Shalom, przez które dociera większość dostaw pomocy? Albo po co
miałby ostrzeliwać plac budowy tymczasowego portu, gdzie wkrótce mają docierać
dostawy pomocy? Nie usłyszeliśmy ani jednego słowa współczucia dla mieszkańców
Gazy od panów Sinwara i Haniye. A zamiast pragnienia pokoju, tylko wygórowane
żądania, o których wiedzą, że Izrael nie jest w stanie spełnić. Hamas stawia na
trwałą wojnę z Izraelem. Byłaby to najlepsza gwarancja jego dalszego istnienia.
Hamas ma także nadzieję wyizolować Izrael na scenie międzynarodowej, za wszelką
cenę.
W powieści Tomasza
Manna "Doktor Faust" powiedziane jest, że narodowy socjalizm "uczynił wszystko,
co niemieckie, nie do zniesienia dla świata". Mam wrażenie, że strategia Hamasu
i jego zwolenników polega na tym, aby uczynić wszystko co izraelskie, a zatem
wszystko co żydowskie, nie do zniesienia dla świata. Hamas chce utrzymać antysemityzm,
jako stały nastrój na świecie. Dlatego też chce zmienić interpretację Holokaustu.
Razem z kwestionowaniem nazistowskich prześladowań i ratowania się ucieczką do
Palestyny. I w rezultacie zakwestionować prawo Izraela do istnienia. Ta
manipulacja posuwa się nawet do twierdzenia, że pamięć o niemieckim
Holokauście służy jedynie, jako broń kulturowa legitymizująca zachodni/biały
"projekt osadniczy" Izraela. Takie ahistoryczne i cyniczne odwrócenie relacji
między sprawcą a ofiarą ma na celu uniemożliwienie jakiegokolwiek rozróżnienia
między Shoah a kolonializmem. Przy tych wszystkich nakładających się na siebie
konstrukcjach Izrael nie jest już postrzegany jako jedyna demokracja na Bliskim
Wschodzie, ale jako model kolonialnego państwa. I jako odwieczny agresor, do
którego uzasadniona jest ślepa nienawiść. A nawet chęć jego zniszczenia.
Żydowski poeta
Jehuda Amichai twierdzi, że wiersz miłosny w języku hebrajskim jest zawsze
wierszem o wojnie. Często jest to wiersz o wojnie w środku wojny. Jego wiersz
"Jerozolima 1973" wspomina wojnę Jom Kippur:
"Smutni ludzie
niosą pamięć o
swoich bliskich w
plecaku, w bocznych kieszeniach
w pasach z
amunicją, w torebkach swoich dusz,
w ciężkich sennych
bąbelkach pod oczami."
Kiedy w 1969 roku
Paul Celan odwiedził Izrael, Amichai przetłumaczył wiersze Celana i odczytał je
po hebrajsku. To wtedy spotkało się tu dwóch ocalałych z Zagłady. Jehuda
Amichai, kiedy jego rodzice uciekali z Würzburga, nazywał się Ludwig Pfeuffer.
Wizyta w Izraelu
poruszyła Celana. Tu spotkał kolegów szkolnych z Czernowitz w Rumunii, którym w
przeciwieństwie do jego zamordowanych rodziców udało się uciec do Palestyny.
Paul Celan, po swojej wizycie i na krótko przed swoja śmiercią napisał do
Jehudy Amichaja: "Drogi Jehudo Amichaju, pozwól, że powtórzę słowa, które
spontanicznie wyszły mi przez usta podczas naszej rozmowy: nie wyobrażam sobie
świata bez Izraela; ani nie chcę go sobie wyobrazić bez Izraela".
Herty Muller
Pisarka i laureat Nagrody Nobla przeczytała ten tekst 25
maja w Sztokholmie na 7 października na Forum "Kultury Żydowskiej w Szwecji".
Polskie tłlumaczenie Alex Wieseltier