O JUDEI I SAMARII (tłumaczenie)
O Judei i Samarii - albo
wycofanie się, albo aneksja, głupcze!
Żydzi w Izraelu, dla własnego spokoju pogódźcie się z własną
tożsamością i historią i żądajcie, co wasze.
Opinia. Giulio Meotti, Włochy, 06.05.20
"Zobowiązanie się do
rozwiązania konfliktu, które zapewnia zarówno bezpieczeństwo jak przyszłość
Izraela, jako żydowskiego i demokratycznego państwa z równymi prawami dla
wszystkich jego obywateli, jak również praw Palestyńczyków, włączając w to samostanowienie, bezpieczeństwo i wolność",
czytamy w dokumencie wydany przez 30 Demokratów, byłych urzędników ds. polityki
zagranicznej, wliczając w to najlepszych doradców Bena Rhodesa, Phila Gordona i
Roba Malleya oraz negocjatorów pokoju Ilana Goldenberga, Franka Lowensteina i
Martina Indyka. Wzywają oni Demokratów do sprzeciwienia się izraelskiej aneksji
Judei i Samarii.
Te same ładne, ale puste słowa, ta sama stara liberalna
abrakadabra. Ale ich argumenty naruszyły konsensus izraelski, według którego
dawno należało zaanektować wszystkie obszary będące pod jego kontrolą.
Wszyscy wiedzą, że na tej biblijnej ziemi Izrael ma tylko
dwie alternatywy: albo wycofanie się, albo aneksję. Jeśli ich nie zaanektujesz
ich, ale masz do nich roszczenia, to nie są one twoje. A jeśli nie są twoje, to
nie masz prawa tam być. To jesteś tak naprawdę "okupantem". I musisz zaplanować
masowe usuniecie dziesiątek tysięcy lojalnych obywateli i Żydów.
Nawet ci pseudo liberalni Żydzi, którzy gardłują o Izraelu,
powinni wiedzieć, że bez strategicznego platformy Samarii Tel Awiw jest nie do
obrony. To tylko żydowskie getto pod islamistyczna muszka.
Nawet ci amerykańscy liberałowie, siedzący w swojej
żydowskiej wieży z kości słoniowej, wiedzą, że bez Gush Etzion, Hebron, drugie
co do ważności żydowskie historyczne i religijne miejsce zostałoby utracone (co nie zakłóciłoby tym liberałom snu).
Nawet oni wiedzą, że wszystkie argumenty przeciwko zachowaniu
tych ziem okazały się fałszywe. Po wycofaniu się nie będzie "pokoju", będzie
potrzeba coraz więcej żołnierzy i wojska, tak jak miało to miejsce po
(wycofaniu się z gazańskiego) Gush Katif, dla ochrony Gush Dan. Arabowie nie
zaakceptują zatrzymania się na legendarnej nieistniejącej "zielonej linii".
Konflikt z Arabami palestyńskimi o te ziemie po 1967 roku był
zawsze konfliktem o tożsamość. Arabowie mają jedną, i żądają nie
tylko Nablusu i Jerycho, ale także Jaffy i Nazaretu. Oni mają pamięć i ją
pielęgnują. Dla nich jest to święta kraina "Palestyny", która należy tylko do
islamu. Mogą tam mieszkać tylko "dhimini", ale tylko jako podporządkowane
osobniki drugiej klasy. Większość Żydów jeszcze tego nie zrozumiała.
Oni wierzą, że te ziemie to przetargowe kawałki do jakiejś
hipotetycznej "umowy" albo, w najlepszym przypadku, postrzegają ten region jako
strategiczny bufor przeciwko terroryzmowi. Ale nawet ten ostatni pogląd na
obszary z 1967 roku jest bardzo błędny. Co będzie, jeżeli pewnego dnia wszyscy
palestyńscy Arabowie porzucą przemoc, dżihad i terror? Czy Żydzi mają oddać im
te ziemie, ponieważ nie ma już "kwestii bezpieczeństwa"?
Arabowie palestyńscy mają już trzy państwa: Gazę, tzw.
Autonomię Palestyńską składającą się z połowy Judei i Samarii oraz Jordanie.
Dlaczego Żydzi chcą dodać do tego jeszcze jeden teren, rezygnując ze swojego
religijnego, historycznego i strategicznego dziedzictwa, dziedzictwa, które
odebrali oni swoim wrogom w wojnach samoobronnych, które prawie zniszczyły ich
małą żydowską enklawę? Pogódźcie się ze swoją tożsamością i historią i
zadajcie, co wasze.
Polskie tłumaczenie Alex Wieseltier