Najważniejsza historia na Ziemi
Najważniejsza historia na Ziemi - Przewodnik dla Wtajemniczonych
Były korespondent AP
wyjaśnia, w jaki sposób i dlaczego reporterzy tak błędnie oceniają Izrael i
dlaczego ma to znaczenie
Matti Friedman | 26 sierpnia 2014
Ten esej został napisany w sierpniu
2014 roku. Drukujemy go ponownie dzisiaj, znacząc cztery lata, odkąd Izrael i
Hamas zaakceptowały zawieszenie broni, kończąc wojnę w Gazie.
***
Historie z Izraela
Czy można coś jeszcze powiedzieć na temat
Izraela i Gazy? Gazety tego lata zajmowały się mało czym innym. Widzowie
telewizyjni widzą sterty gruzów i kłęby dymu w swoich snach. Typowy artykuł z
ostatniego numeru "New Yorkera" opisał wydarzenia lata, poświęcając jedno
zdanie okropnościom w Nigerii i na Ukrainie, cztery zdania zdziczałym
ludobójcom z ISIS, a resztę artykułu - 30 zdań - Izraelowi i Gazie.
Kiedy histeria ustanie, wierzę, że wydarzenia w
Gazie nie będą zapamiętane przez świat jako szczególnie ważne. Ludzie zostali
zabici, w większości Palestyńczycy, w tym wielu nieuzbrojonych niewinnych.
Chciałbym móc powiedzieć, że tragedia ich śmierci lub śmierci żołnierzy Izraela
coś zmieni, że będzie punktem zwrotnym. Ale nic z tego. Ta runda nie była
pierwszą wojną arabską z Izraelem i nie będzie ostatnią. Kampania izraelska
niewiele różniła się w jej realizacji od podobnych kampanii przeprowadzonych w
ostatnich latach przez armie Zachodu przeciwko podobnym wrogom, z wyjątkiem
może bardziej bezpośredniego charakteru zagrożenia dla własnej ludności kraju i
większych wysiłków, jakkolwiek daremnych, aby uniknąć śmierci cywilnej
ludności.
Uważam, że znaczenie wojny tego lata nie leży w
samej wojnie. Leży natomiast w sposobie, w jaki ta wojna została opisana i
reakcji na nią za granicą, oraz w sposobie, w jaki ujawniła ona odrodzenie starego,
pokręconego schematu myślowego i jego przeniesienie się z marginesu do głównego
nurtu dyskursu na Zachodzie - mianowicie do wrogiej obsesji na punkcie Żydów.
Klucz do zrozumienia tego odrodzenia nie znajdziemy wśród webmasterów dżihadu,
piwnicznych teoretyków spisku ani wśród radykalnych aktywistów. W zamian za to
znajdziemy go przede wszystkim wśród wykształconych i szanowanych ludzi, którzy
stanowią międzynarodowy przemysł informacyjny; wielu z nich to przyzwoici
ludzie, a niektórzy z nich to moi byli koledzy.
Podczas gdy globalna mania na temat działań
Izraela stała się czymś normalnym, jest ona w rzeczywistości wynikiem decyzji
podejmowanych przez poszczególnych ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach - w
tym przypadku dziennikarzy i redaktorów. Świat nie reaguje na wydarzenia w tym
kraju, tylko na opis tych wydarzeń przez środki przekazu. Kluczem do
zrozumienia dziwnej natury tej reakcji jest zatem praktyka dziennikarska i
specyficznie poważna dysfunkcja, która ma miejsce w tym zawodzie - moim zawodzie
- tutaj, w Izraelu.
W tym eseju postaram się dostarczyć kilka
instrumentów, które pomogą zrozumieć sens wiadomości podawanych z Izraela.
Instrumenty te nabyłem jako wtajemniczony: w okresie od 2006 r. do końca 2011
r. byłem reporterem i redaktorem w jerozolimskim biurze Associated Press,
jednego z dwóch największych dystrybutorów wiadomości na świecie. Mieszkałem w
Izraelu od 1995 roku i pisałem na ten temat od 1997 roku.
Ten esej nie jest wyczerpującym przeglądem
grzechów międzynarodowych mediów, konserwatywną polemiką czy obroną polityki
Izraela. (Wierzę w ważność "głównego nurtu" mediów, liberalnego i krytycznego w
stosunku do wielu działań mojego kraju).
To będzie wymagało pewnych uogólnień. Najpierw
nakreślę główne wątki historii Izraela w międzynarodowych mediach - historii,
która zaskakująco mało różni się w wydaniu głównych dostawców, i która, jak
sugeruje słowo "historia", jest konstrukcją narracyjną i w dużej mierze fikcją.
Następnie zajmę się szerszym kontekstem historycznym, w jaki sposób zaczęto
dyskutować o Izraelu i wyjaśnię, dlaczego uważam, że to powinno niepokoić nie
tylko osoby zainteresowane sprawami żydowskimi. I postaram się to zrobić
jak najbardziej treściwe.
Jak ważne są historie z Izraela?
Obsada
personalna jest najlepszą miarą ważności historii dla konkretnej organizacji
prasowej. Kiedy byłem korespondentem w AP, agencja zatrudniała ponad 40
pracowników zajmujących się Izraelem i terytoriami palestyńskimi. Było to
znacznie więcej personelu medialnego niż AP miało w Chinach, Rosji lub Indiach,
lub we wszystkich 50 krajach Afryki Subsaharyjskiej łącznie. I wyższe niż
łączna liczba pracowników dostarczających wiadomości ze wszystkich krajów, w
których zaczęła się "Arabska Wiosna".
Aby dać poczucie
proporcji: przed wybuchem wojny domowej w Syrii stała obsada AP w tym kraju
składała się z jednego reportera zatwierdzonego przez reżim. Redaktorzy AP
wierzyli, że znaczenie Syrii jest 40-krotnie mniejsze niż Izraela. Nie
zamierzam jeździć po AP - całkowicie przeciętnej agencji, co czyni ją użyteczną
jako przykład. Wielcy uczestnicy w interesie przekazu informacji praktykują
myślenie grupowe, a ustalenia dotyczące personelu znalazły odzwierciedlenie w
całej ich hordzie. Poziom obsady reporterskiej w Izraelu nieco spadł od czasu
rozpoczęcia "Arabskiej Wiosny", ale jest w dalszym ciągu wysoki. A kiedy w
Izraelu zapłonie, tak jak to było tego lata, reporterzy są często przenoszeni z
bardziej krwawych konfliktów. Temat Izraela wciąż przebija prawie wszystko
inne.
Ilość
relacji prasowych, które się pojawiają, nawet gdy niewiele się dzieje, nadaje
temu konfliktowi rozgłos, niewspółmierny do absurdalnie małej ilości ludzkich
ofiar. Na przykład w całym 2013 r. konflikt izraelsko-palestyński spowodował
śmierć 42 osób, czyli mniej więcej miesięczną ilość zabójstw w mieście Chicago.
Jerozolima, znana na całym świecie jako miasto konfliktu, odnotowała w ubiegłym
roku nieco mniej gwałtownych zgonów na jednego mieszkańca niż Portland, Oregon,
jedno z bezpieczniejszych miast Ameryki. Dla kontrastu, w ciągu trzech lat
konflikt syryjski pochłonął około 190 000 ofiar, czyli o około 70 000 więcej
niż liczba osób, które kiedykolwiek straciły życie w konflikcie
arabsko-izraelskim od czasu, kiedy ten się rozpoczął sto lat temu. Środki
masowego przekazu zdecydowały jednak, że ten konflikt jest ważniejszy niż, na
przykład, te ponad 1600 kobiet zamordowanych w Pakistanie w ubiegłym roku (271
po zgwałceniu i 193 z nich spalonych żywcem), trwające niszczenie Tybetu przez
Chińską Partię Komunistyczną, rzeź w Kongo (ponad 5 milionów zabitych w 2012
r.), w Republice Środkowoafrykańskiej czy walki karteli narkotyków w Meksyku
(liczba ofiar śmiertelnych w latach 2006-2012: 60 000), nie mówiąc już o
konfliktach, o których nikt nie słyszał w nieznanych zakątkach Indii lub Tajlandii.
Media wierzą, że Izrael to najważniejsza, lub bardzo bliska najważniejszej,
historia na świecie.
Co jest ważne w historiach z
Izraela, a co nie
Reporter pracujący w międzynarodowym korpusie
prasowym szybko zrozumie, że w historiach z Izraela i Palestyny ważny jest
Izrael. Jeśli podążasz głównym nurtem, nie znajdziesz prawie żadnej realnej
analizy palestyńskiego społeczeństwa czy jego ideologii, profili zbrojnych grup
palestyńskich czy wnikanie w działalność władz palestyńskich. Palestyńczycy nie
są traktowani poważnie jako czynnik mający wpływ na ich własny los. Zachód
zdecydował, że Palestyńczycy powinni chcieć mieć państwo obok Izraela, więc ta
opinia jest im przypisywana jako fakt, chociaż każdy, kto spędził czas z
konkretnymi Palestyńczykami, rozumie, że sprawy są (oczywiście moim zdaniem)
bardziej skomplikowane. To, kim oni są i czego chcą, nie jest ważne: historia
nakazuje im istnienie jako bierne ofiary poważnej rozgrywki.
Na przykład sprawa korupcji pod rządami
Autonomii Palestyńskiej jest bardzo ważna dla wielu Palestyńczyków, ale kiedy
ja i inny reporter zasugerowaliśmy kiedyś artykuł na ten temat, szef biura
poinformował nas, że korupcja palestyńska "nie jest tematem"(do druku).
(Izraelska korupcja była i naświetliliśmy ją bardzo
szczegółowo).
Działania Izraela są analizowane i krytykowane,
a każda wada w społeczeństwie Izraela jest agresywnie opisywana. W
siedmiotygodniowym okresie, od 8 listopada do 16 grudnia 2011 r., postanowiłem
policzyć historie wychodzące z naszego biura na temat różnych moralnych wad
społeczeństwa izraelskiego - proponowane przepisy mające na celu poskromnienie
mediów, rosnący wpływ ortodoksyjnych Żydów, nieautoryzowane forpoczty
osadnicze, segregacja płciowa i tak dalej. Naliczyłem 27 osobnych artykułów,
średnio co dwa dni. W bardzo konserwatywnym szacunku ten siedmiotygodniowy
wynik był wyższy niż łączna liczba poważnych artykułów o palestyńskim rządzie i
społeczeństwie, wliczając w to despotycznych islamistów Hamasu, opublikowanych
przez nasze biuro w przeciągu ostatnich trzech lat.
Na przykład statut Hamasu wzywa nie tylko do
zniszczenia Izraela, ale także do mordowania Żydów i obwinia Żydów za
spowodowanie rewolucji francuskiej i rosyjskiej oraz obydwu wojen światowych;
ten statut nie został nigdy wspomniany w druku, w czasie mojej pracy w AP,
chociaż Hamas wygrał palestyńskie wybory krajowe i stał się jednym z
najważniejszych aktorów w regionie. Nawiązując do wydarzeń tego lata (rok
2014): obserwator może pomyśleć, że decyzja Hamasu o stworzeniu w Gazie w
ostatnich latach militarnej infrastruktury pod płaszczykiem infrastruktury
cywilnej byłaby uważana za wartą publikacji, choćby ze względu na to, co to by
znaczyło dla sposobu walki w następnym konflikcie i dla losu niewinnych cywilów. Ale tak
nie jest. Pozycje Hamasu same w sobie nie były ważne i dlatego zostały
zignorowane. Ważna była decyzja Izraela o ich zaatakowaniu.
Ostatnio wiele dyskutowano o próbach
zastraszenia reporterów przez Hamas. Każdy weteran korpusu prasowego wie, że
zastraszanie jest realne, a ja sam widziałem jego działanie jako redaktor
działu informacyjnego AP. Podczas walk w Gazie w latach 2008-2009 osobiście
usunąłem kluczowy szczegół - że bojownicy Hamasu byli przebrani jako cywile i
liczeni jako cywilne przepadki śmierci - z powodu gróźb w stosunku do naszego
reportera w Gazie. (Polityka ówczesna, jak i obecna, była taka, by nie
informować czytelników, że historia jest cenzurowana, chyba że przez cenzurę
izraelską. Na początku tego miesiąca redaktor prasowy AP w Jerozolimie zgłosił
i przedłożył historię o zastraszaniu ze strony Hamasu; historia została
zablokowana przez jego przełożonych i nie została opublikowana).
Ale jeśli krytycy wyobrażają sobie, że
dziennikarze szukają możliwości opisywania działalności Hamasu i są w tym
hamowani przez bandytów i groźby, to na ogół tak nie jest. Istnieje wiele mniej
ryzykownych sposobów raportowania działań Hamasu, jeśli takowa wola istnieje:
powołując się na wiadomości z Izraela, bez powoływania się na źródła, lub
powołując się na źródła izraelskie. Reporterzy są zaradni, kiedy chcą.
Faktem jest, że zastraszanie Hamasu jest w dużej
mierze niepotrzebne, ponieważ działania Palestyńczyków nie są (interesującym)
tematem: Większość reporterów w Gazie uważa, że ich zadaniem jest
dokumentowanie przemocy Izraela wobec palestyńskich cywilów. To jest istota
historii z Izraela. Ponadto reporterzy są pod presją terminów druku, a wielu z
nich nie zna języka i ma niewielkie pojęcie o tym, co się
dzieje. Tacy są zależni od swoich palestyńskich kolegów i pomocników,
którzy albo boją się Hamasu, popierają Hamas, albo i jedno i drugie. Reporterzy
nie potrzebują zbirów Hamasu, aby odejść od faktów, które gmatwają prostą do
powiedzenia historię, po którą ich przysłano.
To nie przypadek, że niewielu dziennikarzy,
którzy tego lata pokazali bojowników Hamasu i wystrzeliwanie rakiet z obszarów
cywilnych, nie pochodziło, jakby się można było spodziewać, z dużych
organizacji prasowych z dużymi i stacjonarnymi bazami w Gazie. Byli to przede
wszystkim na chybcika posłani, drugoplanowi i nowi reporterzy - Fin, hinduscy
reporterzy i kilku innych. Te biedne dusze nie dostały powszechnie znanej
notatki.
Co jeszcze nie jest ważne?
Fakt, że Izraelczycy całkiem niedawno wybrali
umiarkowane rządy, które dążyły do pojednania z Palestyńczykami i których
pozycja została przez Palestyńczyków osłabiona, jest uważany za nieistotny i
rzadko wspominany. Te luki często nie są przeoczeniami, ale kwestią polityki.
Na przykład na początku 2009 r. dwóch moich kolegów otrzymało informację, że
izraelski premier Ehud Olmert złożył poważną ofertę pokojową władzom
palestyńskim kilka miesięcy wcześniej i że Palestyńczycy uznali ją za niewystarczające.
Powyższe nie zostało jeszcze ogłoszone i było - lub powinno było być - jedną z
największych historii roku. Reporterzy uzyskali potwierdzenie z obu stron, a
nawet widzieli mapę, ale czołowi redaktorzy w biurze zdecydowali, że nie
opublikują tej historii.
Niektórzy pracownicy byli wściekli, ale to nie
pomogło. Nasza narracja była, że Palestyńczycy byli umiarkowani, a Izraelczycy
oporni i coraz bardziej skrajni. Ogłoszenie oferty Olmerta - tak jak
zagłębianie się w temat Hamasu - sprawiłoby, że ta narracja wyglądałaby jak
bzdura. Więc poinstruowano nas, abyśmy ją zignorowali i tak robiliśmy przez
ponad półtora roku.
Ta decyzja nauczyła mnie lekcji, która powinna
być jasna dla odbiorców historii z Izraela: wielu ludzi decydujących o tym, co
przeczytasz i zobaczysz stamtąd, traktuje swoją rolę nie jako wyjaśniającą, ale
jako polityczną.
Doniesienia to broń, którą należy umieścić do
dyspozycji strony, którą oni lubią.
Na czy oparta jest historia
z Izraela?
Historia z Izraela oparta jest na tych samych
zasadach, które były stosowane od wczesnych lat dziewięćdziesiątych XX wieku -
poszukiwania "rozwiązania dwóch państw". Przyjmuje się, że konflikt jest
"izraelsko-palestyński", co oznacza, że jest to konflikt mający miejsce na
ziemi kontrolowanej przez Izrael - 0,2 procent świata arabskiego - w której
Żydzi stanowią większość, a Arabowie mniejszość. Konflikt jest dokładniej
opisany jako "izraelsko-arabski" lub "żydowsko-arabski" - to znaczy konflikt
między 6 milionami Żydów w Izraelu a 300 milionami Arabów w sąsiednich krajach.
(Być może "izraelsko-muzułmański" byłby dokładniejszy, biorąc pod uwagę wrogość
państw niearabskich, takich jak Iran i Turcja, a szerzej - 1 miliard muzułmanów
na całym świecie). To jest konflikt, który toczył się w różnych formach przez
stulecie, przed postaniem Izraela, przed izraelskim opanowaniem palestyńskich
terytoriów Gazy i Zachodniego Brzegu, i przed wprowadzeniem terminu
"Palestyńczyk".
Ograniczenie "izraelsko-palestyńskie" pozwala
przedstawiać Żydów, niewielką mniejszość na Bliskim Wschodzie, jako stronę
silniejszą. Obejmuje także domniemane założenie, że jeśli problem palestyński
zostanie w jakiś sposób rozwiązany, to konflikt zostanie zakończony, chociaż
żadna dobrze poinformowana osoba nie uważa dzisiaj, że to prawda. Ta definicja
pozwala również na to, że izraelski projekt osadnictwa, który moim zdaniem jest
poważnym błędem moralnym i strategicznym ze strony Izraela, nie może być
opisany jako taki, jakim jest - jednym z bardziej destruktywnych symptomów
konfliktu - ale raczej jako jego przyczyna.
Doświadczony obserwator Bliskiego Wschodu nie
może uniknąć wrażenia, że region ten jest wulkanem i że lawa to radykalny
islam, ideologia, której różne wcielenia kształtują teraz tę część świata.
Izrael to mała wioska na zboczach wulkanu. Hamas jest lokalnym przedstawicielem
radykalnego islamu i otwarcie opowiada się za likwidacją enklawy mniejszości
żydowskiej w Izraelu, podobnie jak Hezbollah jest dominującym przedstawicielem
radykalnego islamu w Libanie, państwo Islamskie w Syrii i Iraku, talibowie w
Afganistanie i Pakistanie, i tak dalej.
Hamas nie bierze, jak to sam dobrowolnie
przyznaje, udziału w wysiłkach na rzecz utworzenia państwa palestyńskiego obok
Izraela. Hamas ma inne cele, o których mówi całkiem otwarcie i które są podobne
do celów wymienionych powyżej grup.
Od połowy lat dziewięćdziesiątych, Hamas, bardziej
niż jakikolwiek inny aktor zniszczył lewicę izraelską, odepchnął umiarkowanych
Izraelczyków od wycofywaniu się z terytoriów i pogrzebał szanse na kompromis
dwóch państw.
To jeden wierny sposób podania tej historii.
Obserwator może również całkiem prawnie
przedstawić tę historię w obiektywie wszystkich mniejszości na Bliskim
Wschodzie, które znajdują się pod silną presją islamu: gdzie mniejszości są
bezradne, ich los jest taki jak Jazydów lub chrześcijan w północnym Iraku, tak
jak właśnie widzieliśmy, że kiedy są uzbrojeni i zorganizowani, mogą walczyć i
przetrwać, tak jak to jest w przypadku Żydów i (musimy mieć nadzieję) Kurdów.
Innymi słowy, istnieje wiele różnych sposobów
widzenia, co się tutaj dzieje. Jerozolima znajduje się niecały dzień jazdy od
Aleppo lub Bagdadu i dla wszystkich powinno być jasne, że pokój na Bliskim
Wschodzie jest dość niepewny, nawet tam, gdzie nie ma Żydów. Ale reporterzy na
ogół nie widzą historii z Izraela w odniesieniu do czegokolwiek innego. Zamiast
opisywać Izrael jako jedną z wiosek przylegających do wulkanu, opisują Izrael
jako wulkan.
Historia z Izraela wygląda tak, jakby nie miała
nic wspólnego z wydarzeniami w pobliżu, ponieważ "Izrael" dla międzynarodowego
dziennikarstwa nie istnieje w tym samym geopolitycznym wszechświecie, co Irak,
Syria czy Egipt.
Historia Izraela nie jest historią bieżących
wydarzeń. Tu chodzi o coś zupełnie innego.
Stary pusty ekran
Przez wieki bezpaństwowi Żydzi odgrywali rolę
odgromnika z powodu złej woli wśród rodzimej większości. Byli oni symbolem
czegoś, co było niedobre. Czy chciałeś powiedzieć, że chciwość była zła? Żydzi
byli zachłanni. Tchórzostwo? Żydzi byli tchórzliwi. Byłeś komunistą? Żydzi byli
kapitalistami. Byłeś kapitalistą? W tym przypadku Żydzi byli komunistami.
Porażka moralna była podstawową cechą Żyda. To była ich rola w tradycji
chrześcijańskiej - jedyny powód, dla którego społeczeństwo europejskie
wiedziało o nich lub troszczyło się o nich. Jak wielu Żydów, którzy dorastali
pod koniec XX wieku w przyjaznych zachodnich miastach, odrzuciłem takie idee,
jako rozognione wspomnienia moich dziadków. Jednej rzeczy się nauczyłem - i nie
jestem w tym odosobniony tego lata - że byłem głupi, że to zrobiłem. Dziś
ludzie na Zachodzie mają tendencję do wierzenia, że bolączkami epoki są rasizm,
kolonializm i militaryzm. Jedyny żydowski kraj na świecie wyrządził mniej szkód
niż większość krajów na ziemi, a więcej dobra - a jednak ludzie szukający
kraju, który symbolizowałby grzechy naszego nowego postkolonialnego, post
militarystycznego, post etnicznego świata marzeń, wybrali właśnie ten kraj.
Kiedy ludzie odpowiedzialni za wyjaśnianie
świata światu, dziennikarze, uważają że wojna Żydów jest bardziej godną uwagi
niż ktokolwiek inna, kiedy przedstawiają izraelskich Żydów jako oczywistą złą
stronę, pomijając wszelkie możliwe uzasadnienia dla działań Żydów i zasłaniając
prawdziwe oblicze ich wrogów, to mówią swoim czytelnikom - czy z zamiarem, czy
nie - że Żydzi są najgorszymi ludźmi na ziemi. Żydzi są symbolem zła, którego
ludzie cywilizowani są nauczani brzydzić się od najmłodszych lat.
Międzynarodowe przekazy prasowe stały się sztuką moralną z udziałem znanego
złoczyńcy.
Niektórzy czytelnicy mogą pamiętać, że Wielka
Brytania uczestniczyła w inwazji na Irak w 2003 r., w wyniku której zginęło
ponad trzykrotnie więcej osób niż kiedykolwiek w konflikcie izraelsko-arabskim;
jednak w Wielkiej Brytanii protestujący zaciekle potępiają żydowski militaryzm.
Biali ludzie w Londynie i Paryżu, których rodzice nie tak dawno sami byli
wachlowani przez ciemnoskórych ludzi w salonach Rangunu lub Algieru potępiają
żydowski "kolonializm". Amerykanie, którzy mieszkają w miejscach zwanych
"Manhattan" lub "Seattle", potępiają Żydów za wysiedlenie tubylców z Palestyny.
Rosyjscy reporterzy potępiają brutalną taktykę wojskową Izraela. Belgijscy
reporterzy potępiają traktowanie Afrykanów przez Izrael. Kiedy kilka lat temu
Izrael otworzył usługi transportowe dla palestyńskich pracowników na okupowanym
Zachodnim Brzegu, amerykańscy konsumenci mogli przeczytać o "separacyjnych
autobusach" w Izraelu. I wiele jest osób w Europie, nie tylko w Niemczech,
które lubią słuchać o Żydach oskarżonych o ludobójstwo.
Nie musisz być profesorem historii ani
psychiatrą, aby zrozumieć, co się dzieje. Po swojej odbudowie, pomimo małych
szans na niewielkim zakątku ziemi, potomkowie bezsilnych ludzi, którzy zostali
wypchnięci z Europy i z Islamskiego Bliskiego Wschodu, stali się tym, czym byli
ich dziadkowie - kałużą, na którą pluje świat. Żydzi Izraela to ekran, na
którym społecznie akceptowalne stało się wyświetlanie rzeczy, których
nienawidzisz u siebie i w swoim kraju. Narzędziem, za pomocą którego
realizowana jest ta psychologiczna projekcja, jest międzynarodowa prasa.
Kogo obchodzi, czy świat
popełnia błąd w historiach z Izraela?
Ponieważ pojawiła się tutaj dziura pomiędzy tym,
jak to rzeczywiście jest i sposobem jak się to opisuje, mamy tu błędne opinie,
błędne zasady, a obserwatorzy są regularnie ślepi na zachodzące wydarzenia.
Takie rzeczy zdarzały się wcześniej. W latach prowadzących do rozpadu
sowieckiego komunizmu w 1991 r., jak napisał rosyjski ekspert Leon Aron w eseju
na temat polityki zagranicznej z 2011 r., "praktycznie żaden zachodni ekspert,
uczony, urzędnik czy polityk nie przewidział zbliżającego się rozpadu Związku
Radzieckiego". Imperium gniło od lat i były tego oznaki, ale ludzie, którzy
mieli je widzieć i zgłaszać, zawiedli, a kiedy to supermocarstwo się rozpadło,
wszyscy byli zaskoczeni.
Bez względu na to, co się stanie w tym regionie
w następnej dekadzie' będzie to miało tyle wspólnego z Izraelem, co II wojna
światowa z Hiszpanią.
Kiedy wybuchła wojna domowa w Hiszpanii: "We
wczesnym okresie życia zauważyłem, że w gazecie nie odnotowano poprawnie
żadnego zdarzenia, ale w Hiszpanii po raz pierwszy zobaczyłem relacje w
gazetach, które nie mają żadnego związku z faktami, ani nawet związku, który
sugeruje zwykłe kłamstwo... w rzeczywistości widziałem, że historia jest pisana
nie w kategoriach tego, co się wydarzyło, ale tego, co powinno się wydarzyć
zgodnie z różnymi 'liniami partyjnymi'". To był George Orwell, piszący w 1942
roku. Orwell nie wysiadł z samolotu w Katalonii, nie stanął przy armacie
republikańskiej i sam sfilmował, śmiało powtarzając to, co wszyscy inni mówili,
lub opisując to, co widział każdy głupiec: broń, gruzy, ciała. Spojrzał poza
ideologiczne fantazje swoich rówieśników i wiedział, że to, co ważne,
niekoniecznie jest widoczne. Rozumiał, że konflikt w Hiszpanii wcale tak
naprawdę nie był o Hiszpanię - chodziło o zderzenie systemów totalitarnych,
niemieckiego i rosyjskiego. Wiedział, że jest świadkiem zagrożenia dla
cywilizacji europejskiej, napisał to i miał rację.
Zrozumienie tego, co wydarzyło się w Gazie tego
lata, oznacza zrozumienie Hezbollahu w Libanie, powstania sunnickich
dżihadystów w Syrii i Iraku oraz długich macek Iranu. Należy zrozumieć,
dlaczego kraje takie jak Egipt i Arabia Saudyjska postrzegają się teraz bliżej
Izraela niż Hamasu. Przede wszystkim musimy zrozumieć, co jest jasne dla prawie
wszystkich na Bliskim Wschodzie: siłą napędzającą w tej części świata nie jest
demokracja ani nowoczesność. Jest to raczej intensywna odmiana islamu, która
przybiera różne, a czasem sprzeczne formy, i jest gotowa zastosować ekstremalną
przemoc w dążeniu do zjednoczenia regionu pod jego kontrolą i konfrontacji z
Zachodem. Ci, którzy zrozumieją ten fakt, będą w stanie się rozejrzeć się i
połączyć kropki w całą linię.
Izrael nie jest ideą, symbolem dobra czy zła,
czy też lakmusowym testem liberalnej opinii na przyjęciach. To mały kraj w
przerażającej części świata, która staje się coraz bardziej przerażająca.
Powinien być opisywany tak krytycznie, jak każde inne miejsce i rozumiany
w kontekście i w odpowiednich proporcjach. Izrael nie jest jedną z
najważniejszych historii na świecie, czy nawet na Bliskim Wschodzie; Bez
względu na to, co się stanie w tym regionie w następnej dekadzie' będzie to miało
tyle wspólnego z Izraelem, jak II wojna światowa z Hiszpanią. Izrael jest
plamką na mapie - efektem ubocznym, który niesie niezwykły ładunek emocjonalny.
Wielu ludzi na Zachodzie wyraźnie preferuje
starą wygodę analizowania moralnego upadku Żydów, które daje im znane uczucie
wyższości, niż konfrontację z nieszczęsną i zagmatwaną rzeczywistością. Oni
mogą przekonać samych siebie, że to wszystko jest problemem Żydów, a nawet winą
Żydów. Ale dziennikarze angażują się w te fantazje kosztem swojej wiarygodności
i swojej profesji. I, jak powiedziałby nam Orwell, świat bawi się fantazjami na
własne ryzyko.
(polskie tłumaczenie - Alex Wieseltier)
Link: https://www.tabletmag.com/jewish-news-and-politics/183033/israel-insider-guide