MENAŻERIA
MENAŻERIA
Zadzwoniłeś do Miry, a ona
znowu w stadninie. Miała to i ma od dziecka. Pewnie po pradziadku Janie, który
był w pułku ułanów. Ani ty, ani Tina za końmi nie przepadaliście. Za to Mira
miała zawsze hyzia na ten temat. Nic tylko konie.
Kiedyś Mira coś przeskrobała. I to na tyle, że
postanowiliście ją ukarać. Mira dostała do wiadomości, że w następnym miesiącu
abonament na godziny jazdy konnej w pobliskiej stadninie nie zostanie
zapłacony. Basta? O nie!
Bo co zrobiła Mira, ta dziesięcioletnia
smarkula? Poszła do banku, wyciągnęła ze swojego konta (kieszonkowe) pieniądze
i bez powiadomienia was zapłaciła abonament! Ostatnio dyskutowałeś z nią na ten
temat. Jej obrona, to to, że podobno brak zapłaty abonamentu wyrzuciłby ją z
kolejki (więcej chętnych niż koni) i ryzykowałaby dłuższą przerwę w jeżdżeniu.
Potem były konie w klubie dziecięcym koło
szkoły, gdzie oprócz koni były również kozy i króliki. Nice wystarczyły
króliki, do których zainteresowanie szybko przeszło. Ale Mira przesiadywała u
koni prawie codziennie po szkole. Nawet się skarżyła, że dzieci w klasie nie
chcą się z nią bawić, bo ona śmierdzi koniami, a konie przecież tak ładnie
pachną!
Trochę to jej przeszło, jak wyszła za mąż i
przeniosła się na Jutlandię. Tam miała tylko koty. Ale te mieliście też w domu.
Zresztą mieliście w domu całą menażerię. Chociaż nie można powiedzieć,
że mieliście szczęście do zwierząt.
W domu Tiny zawsze były koty. Pierwszego kota
mieliście, jak się do niej przeprowadziłeś. Tina znalazła małego kociaka na
ulicy i już był wasz. Nazywaliście go Hipek. Niby z tej piosenki, której dobrze
nie pamiętasz: "... i gęsi pypek, ja jestem Hipek, i ja to zjem!". Co się
zupełnie sprawdziło. Kiedyś wstałeś z rana i wyciągnąłeś z lodówki kurze udko.
A Hipek szybko wdrapał się po tobie, żeby to udko kurze jeść. A ty byleś tylko
w slipkach!
Długo Hipka nie mieliście, bo kiedyś, siedząc na
parapecie, spadł z pierwszego piętra. Nic mu się nie stało, ale znaleźliście go
na podwórku bardzo przestraszonego. Myśleliście, że to go czegoś nauczyło. Ale
gdzie tam. Następnego razu sam skoczył i ślad po nim zaginął.
Prawdziwa domowa menażeria zaczęła się dopiero w
Danii. Tinie zachciało się mieć papużkę. I kupiliście piękną, niebieskopiórą
papużkę. Nazwaliście ją Carolina. Bardzo miły ptak, który uwielbiał być
głaskany pod gardziołkiem. Wypuszczaliście ją z klatki, a ona latała i siadała
wam na ramieniu. Doszło do tego, że jak jadłeś, to wyjadała ci z między zębów!
Kiedyś, jak właśnie wsadziła główkę między zęby, zamknąłeś usta. Jak ona się
potem zdenerwowała! Takiego świergolenia to nigdy nie słyszałeś!
I nagle się okazało, że Carolina to jest ...Karol!
Tina od razu postanowiła, że Karol musi mieć
koniecznie towarzyszkę. Pojechaliście do tego samego sklepu i wyłuszczyliście,
o co wam chodzi. Sprzedawca natychmiast przyszedł z pożądanym egzemplarzem, ale
Tinie spodobała się taka inna, zielona papużka. Sprzedawca popatrzył się trochę
dziwnie. Ale nasz klient, nasz pan i tą zieloną zapakował.
Nie wiadomo co z tą papużką było. Może była
starą panną i dlatego sprzedawca nie bardzo ją chciał nam dać? Ale okazała się
niesamowitą zołzą. Jak się ją brało w ręce, to dziobała do krwi. I dziobała też
Karola. I goniła go po całej klatce. A on biedak nie wiedział, co się dzieje. I
z wesołego ptaka zrobił się nieszczęśliwy kapeć. I z tego wszystkiego zdechł. A
wy męczyliście się z tą nieużytą zieloną zołzą aż do jej końca.
Wasz następny nabytek to był pies. Czarny,
miniaturowy pinczer, Claus. Słodki psiak. Spał w pudełku od butów. Z rana
trzeba było go wywikłać z tego kocyka, w który on w trakcie nocy się tak
owijał, że sam tego nie mógł zrobić!
Wszystko było dobrze, dopóki nie kupiliście
domu. Tam trudno było Clausa upilnować, bo po wypuszczeniu na ogród uciekał na
ulicę i latał po całym osiedlu. No i pewnego dnia potracił go samochód. Z
kliniki weterynaryjnej, do której go zawieziono, dostaliście tylko rachunek do
zapłacenia.
Po jakimś czasie postanowiliście spełnić
marzenie każdego Duńczyka. Po duńsku nazywa się to "Villa, Volvo, Vovse". Czyli
po polsku "Willa, Volvo (samochód) i Pies (rasowy)". Niby willę (parterowy
domek) mieliśmy. Wasz samochód to była japońska Toyota Tercel, a nie szwedzkie
Volvo, ale zawsze samochód. Brakowało więc tylko psa. I to koniecznie rasowego.
Po wielkich deliberacjach znaleźliście odpowiedni egzemplarz. Niemiecki
pinczer. Ojciec medalista międzynarodowy. Piękny egzemplarz. Właścicielka
hodowli uprzedziła was, że te psy trzeba trzymać twardą ręką. Faktem jest, że
ojciec Lucy "obsługiwał" wszystkie suki w tej hodowli. Łącznie ze swoją matką i
siostrami. To miało oczywiście wpływ na psychikę tych psów.
Na początku nie bardzo się tym przejęliście. Potem było za późno. Psy
potrzebują jasnych reguł i jasnej hierarchii. A w waszym domu był tylko główny
pies (ty), a Tina i dziewczynki traktowały Lucy jako członka rodziny. Czyli nie
było w piramidzie władzy numeru dwa i trzy. I Lucy postanowiła zostać psem
numer 2. Chodzenie na psią szkołę nic nie pomogło. To ty nauczyłeś się, jak psy
reagują. I czego się mogą nauczyć i jak to należy wdrażać. Lucy się niczego nie
nauczyła. Bo Tina i dziewczynki nie były w stanie (nie chciały) jej szkolić. Ty
też nie byleś lepszy. Kiedy Lucy ugryzła pierwszy raz Mirę, to zamiast natychmiast
ukarać psa, ty obsobaczyłeś Mirę, że chciała się z nią bawić w nieodpowiednim
momencie!
Pies rósł jak na drożdżach i stawał się coraz
bardziej nieznośny. Lucy słuchała się tylko ciebie, i to nie zawsze. Jak
przychodzili goście, to trzeba ją było zamykać w łazience, gdzie ona dostawała
szału.
Co zrobić z psem, który był rzeczywiście piękny, ale zupełnie nieusłuchany?
Skończyło się na tym, że Lucy odgryzła wargę
jednej z Miry koleżanek. Wrzask, pogotowie, policja. To zdecydowało. Zawieźliście
Lucy do kliniki weterynaryjnej do uśpienia. Mówi się, że zwierzęta mają
instynkt. Że wyczuwają nadchodzące nieszczęścia. Ale nie Lucy. Ona do końca
była wariatka. Do samego zastrzyku.
Mimo tego wszystkiego rozpacz dziewczynek była
wielka. Więc dla otarcia łez każda dostała po kocie. Nika dostała Daisy, a Mira
Pussy. Daisy się zmyła po dwóch dniach. Pussy pobyła trochę dłużej, ale też
szybko znikła. Ale Nika znalazła pod szopą małego kociaka, którego matka nie
chciała znać, bo po tym, jak Nika go miała w rękach, pachniał człowiekiem.
Kociak okazał się kotką, która została nazwana Bonnie.
To w zasadzie Bonnie rozpoczęła koci okres w waszym domu. Bonnie była matką
Gucciego, który wyglądał jak rasowy British Blue. Potem przyszedł Peppe i
Murphy. I Mimmi, którą dostała twoja ukochana teściowa jako nagrodę za
znalezienie całego orzeszka ziemnego w duńskiej świątecznej potrawie zwanej
risalamande (ryżowy pudding).
Gucci był piękny, ale mało przystępny. Za to
Peppe był przylepny. I to bardzo. Wyglądało na to, że Gucci był o to zazdrosny.
I pewnego dnia zniknął razem z Peppe i Murphym. Dziewczynki były niepocieszone.
Po dwóch miesiącach wrócił Gucci. Mieliście teorię, że tyle czasu zajęło mu
"zgubienie" tych dwóch pozostałych kotów.
W międzyczasie dziewczynki sprawiły sobie po
chomiku, a Nika na dodatek szczura pustynnego, którego nazwała Gonzo. Gonzo był
bardzo śmieszny. Siedział w klatce na patyku i perforował każdy kawałek
papieru, który mu się tam włożyło. Monika wypuszczała go od czasu do czasu na
trawę w ogrodzie. I tylko ona umiała go złapać. Ale raz Bonnie była szybsza...
W czasie nieobecności Gucciego Tina dostała w
"spadku" jamnika. Skipper, bo takie było jego imię, był u jednej pani przez 5
lat. I przez wszystkie te lata ta pani cierpiała na jakąś alergię. To była
alergia na Skippera! Dlatego ta pani musiała oddać psa. Pies spał w nogach Tiny
w waszym łóżku. I bardzo mu było nie w smak, kiedy wróciłeś ze swoich wojaży i
go wysiudałeś z łóżka.
Skipper, jak każdy jamnik, nie był za bardzo posłuszny. I jak każdy jamnik
robił, co mu się podobało. Skończyło się tragicznie. Na jednym ze spacerów
mieliście scysję na temat pogoni za lisem, którego zwietrzył. Skipper nie
dostał pozwolenia iść bez smyczy, aż przeszliście przez most nad autostradą.
Wtedy go puściłeś wolno, bo myślałeś, że nie będzie biegł z powrotem po moście.
I rzeczywiście. Po moście nie pobiegł. Za to zbiegł w dół na autostradę i
próbował przelecieć na drugą stronę. Co mu się, z powodu dosyć dużego ruchu
samochodowego, nie udało. Do domu wróciłeś tylko ze smyczą w ręku. Tak więc w
domu zostały tylko koty, bo chomiki się bardzo szybko wykończyły.
Żeby nie było nudno, to Nika kupiła sobie świnkę morską. Z dużą klatką. I zaraz
potem pojechaliście na wycieczkę do Izraela, a twoja ukochana teściowa miała
pilnować i koty i świnkę morską. W Izraelu dostaliście alarmujący telefon od
niej. Pytała się, czy jakiś sąsiad nie dostał kluczy od waszego domu. Dlaczego?
Bo ktoś wsadził do klatki świnki morskiej jakieś inne dwie! A Nika kupiła swoją
za dziewicę! Ale, jak to mówią, od przybytku głowa nie boli. Nika próbowała
puszczać te świnki wolno w mieszkaniu. Ale te cholery załatwiały się na
wykładzinię i gryzły wszystkie przewody! Lepiej szło w ogrodzie, gdzie można
było wyjąć dno i pozwolić im użyźniać trawę. Niestety, Nika uszczęśliwiła was
tymi świnkami, kiedy się wyprowadziła. Podobno tam, gdzie się wyprowadziła, nie
było na nie miejsca. Wasza teoria była, że się jej po prostu znudziły. Tak więc
wypuszczanie ich na trawę to był już wasz obowiązek. Kilka razy te skubane
zwierzaki uciekły z klatki i było dużo problemów z ich złapaniem. A raz uciekły
tak dobrze, że nie mogliście ich znaleźć. Przez dwa tygodnie żyliście w
niepewności, bo Tiny koleżanka, mieszkająca na pobliskim osiedlu, uparła się,
żeby ich szukać. Na szczęście ich nie znalazła.
W międzyczasie Bonnie poszła do Bozi. Ze
starości. Został tylko Gucci. Ale pożytku za dużego z niego nie było. Tyle
tylko, że zauważyliście pod koniec jesieni jakiego małego kociaka w ogrodzie. I
ten kociak wjechał prawie na grzbiecie Gucciego do waszej kuchni i schował się
w pomieszczeniu koło kuchni, gdzie stał piec grzejny i pralka. Mira karmiła go
tam przez dwa tygodnie. Kotka, nazwana potem Fiffi, zaczęła zwiedzać dom. I
wzięła go w posiadanie. I została panią na włościach, jak Gucci się skończył.
Trochę była niezadowolona, kiedy dostaliście w spadku Guggi, psa znajomej,
która umarła.
Guggi została przywieziona z Polski. Żeby było śmieszniej (choć nic w tym śmiesznego),
zaraz po przyjeździe była operowana. Po drodze przytrzaśnięto jej szczękę
drzwiami samochodowymi. Syn tej pani wybulił 3000 koron na operację szczęki. Skąd
to dziwne imię? Synowi tej pani akurat się urodziło dziecko i na widok psa powiedziało
"gugi". I tak już zostało.
Guggi była bardzo towarzyska. Kot jej w ogóle nie przeszkadzał. Za to Fiffi
była trochę zazdrosna. I zaczęła z wami chodzić, jak wyprowadzaliście Guggi na
spacery. Kot, oczywiście, nie chodzi po chodniku. Kot musi się skradać
opłotkami. I tak robiła Fiffi. Czasami nie bardzo było widać, gdzie jest i czy
w ogóle idzie z wami. I pewnego dnia nie wróciła ze spaceru. Kilka dni potem
dostaliście telefon, że została przejechana przez samochód (miał blaszkę z
numerem telefonu).
Została tylko Guggi. Ona była już trochę starawa. I bardzo zazdrosna jak wnuki
przychodziły. Bo ona wtedy szła w kąt. Potem zachorowała. Zawieźliście
ją do kliniki weterynaryjnej. Ale następnego dnia, jak zobaczyliście ją,
to zdecydowaliście, że powinna skończyć swoje dni w znanym otoczeniu. I tak
zasnęła pewnego dnia przy was. I jak wszystkie inne wasze zwierzaki została
pogrzebana w ogrodzie.
W domu zrobiło się trochę pusto. Zwierzaki się skończyły. Dziewczynki poszły w świat.
A Tina musiała mieć zawsze w domu jakieś zwierzę. Może dlatego przestałeś jeździć?
Fakt, że po Guggi przeszedłeś do działu nauczania, gdzie wyjazdów było bardzo mało.
Ale Tina zrobiła jeszcze jedna próbę z psami. Ten ostatni pies, to była Lilly. Lilly
była własnością dwóch gejów. Niestety obydwaj wykończyli się na AIDS. Ten
ostatni szukał dla Lilly dobrego domu. I Tina złożyła bilet. Ze zdjęciem was i
waszego domu. I zostaliście zaakceptowani!
Lilly była bardzo rasowym psem. Cavalier King Charles spaniel. A rodowód miała
taki długi, że hej! W papierach pisało faktycznie Lee Ann, ale kto to wymówi?
Lilly była bardzo przyjemnym i spokojnym psem. Dla wszystkich. Nigdy nie miałeś
uczucia, że to był wasz pies. Szła do wszystkich. Jakby jej było dokładnie
wszystko jedno kto ją głaszcze, daje jedzenie, czy prowadzi na spacer. Chociaż
to ostatnie, to był zawsze twój obowiązek. Tinie się nie chciało.
Niestety ta rasa znana była z wrodzonej wady
serca. Pierwsze badanie wykazało, że Lilly jest w pierwszym stadium. Skończyła
się dwa lata po Tiny wylewie.
I tak się skończyła wasza domowa menażeria.
Alex Wieseltier
Lipiec 2020