MALI LUDZIE Z MAŁYMI MYŚLAMI
MALI LUDZIE Z
MAŁYMI MYŚLAMI
Opowieść o Dniach Grozy autorstwa Szolema Alejchema
Jak długo Kasrylewka
była miasteczkiem, nikt nie pamięta pogrzebu takiego jaki miał kantor Mejlech.
Kantor Mejlech był zwykłym biedniakiem - tak jak wszyscy w Kasrylewce.
Miał tak wielki pogrzeb tylko dlatego, że zmarł w Jom Kipur w trakcie modlitwy Neila.
Zachodzące słońce pożegnało Kasyilewkę zaglądając przez okna starej synagogi,
oświetlając blade, zniszczone twarze pod pożółkłymi modlitewnymi szalami i
białymi płóciennymi świątecznymi okryciami mieszkańców, którzy wyglądali jak
żywe trupy.
Te na wpół martwe dusze dawno temu przestały odczuwać głód, ożywiając się
solami trzeźwiącymi lub tabaką i śpiewając. Śpiewano by pomóc kantorowi Mejlechowi.
Kantor Mejlech, pobożny Żyd z długą brodą i szerokim kołnierzem, od początku
tego dnia stał na ambonie. Stał z ręką podniesioną ku Władcy Wszechświata,
wiernie błagając o miłosierdzie jako orędownik dobrych mieszkańców Kasrylewki.
Należy im przebaczyć ich wielkie grzechy i wpisać ich na zdrowy, szczęśliwy
rok. I dobrzy ludzie w synagodze wiedzieli, że mogą liczyć na orędownika
takiego jak Mejlech. Po pierwsze miał on potężny głos. Starsi obywatele
pamiętali, jak on jako młody człowiek ryczał jak lew! Kiedy śpiewał, ściany
drżały, a szyby dzwoniły. I jego lamentacyjny styl! Płakał jak brzoza, a całe
zgromadzenie podążało za jego przykładem. Na starość jego głos stał się trochę
zardzewiały i pozostał mu tylko płacz. Ale jego płacz mógł poruszyć ścianę lub
obudzić martwego człowieka!
Mejlech podnosi rękę i przedstawia swoją sprawę Władcy Wszechświata z dobrze
znaną płaczącą melodią Neila, a każdy z wiernych żałuje swoich grzechów, błaga
Pana, aby przebaczył i zapomniał, wymazał jego grzechy i dał dobry rok nie
tylko dla nich, ale także dla ich nagich, bosych, głodujących dzieci.
I pamiętając o swoich głodnych, nagich, bosych dzieciach, tych biednych,
niewinnych duszach, ich serca topnieją jak wosk i gotowi są pościć kolejne trzy
dni i noce, jeśli to przekona Pana, by dał im dobry rok.
A Mejlech, odpocząwszy trochę, łapie oddech, "przeczyszcza" gardło, intonuje
staromodną nutkę i kończy płaczem.
I nagle...wszystko milknie. Rozlega się łomot, po którym następuje popychanie i
szeptanie...
"Cicho wszyscy! Cicho!" "Szames! Szames!" A szames Chaim próbuje
podnieść Mejlecha, głowa Mejlecha opada do tyłu, oczy są na wpół otwarte, twarz
biała jak kreda, usta martwego koloru, wykrzywione w gorzkim uśmiechu.
Dają mu sole trzeźwiące, wodę, pocierają skronie... Nic! Mejlech Kantor nie żyje!
Kiedy wilk atakuje trzodę i zabija jagnię, inne owce najpierw wpadają w panikę,
ale potem skupiają się i zaczynają drżeć ze strachu. I tak było w starej
synagodze, kiedy zmarł kantor Mejlech. Zrobił się zgiełk. Z balkonu kobiet
podniósł się krzyk: Cwije, żona kantora, zemdlała i widząc to, kilka innych
kobiet poszło w jej ślady. Rabin Yuzifl dał znak posługaczom synagogi, a posługacze
pukali w pulpity: "Cisza"
Szames Chaim, który prowadził poranne nabożeństwa, podszedł do ambony i
kontynuował modlitwy. I kongregacja kontynuowała swoje modlitwy, aż dmuchacz
Nisl wydmuchnął ostatnia nutę szofaru.
Następnie odmówili pierwszą wieczorną modlitwę i kontynuowali całe nabożeństwo,
a po
zakończeniu wieczornych modlitw i pobłogosławieniu nowego księżyca poszli do domów
żeby przerwać post..
Ktoś miał kurczaka ze szklanką czegoś ciepłego, Kto inny pajdę chleba ze
śledziem i łykiem wody.
Godzinę później, na dziedzińcu synagogi było tak tłoczno, że nie
można było wrzucić szpilki!
Mężczyźni, kobiety, chłopcy, dziewczynki, małe dzieci, wszyscy zebrali się na pogrzeb.
Najważniejsi obywatele sami prowadzili pogrzeb, odpychając szamesa: "To nie są
twoje normalne zwłoki!"
Noc była jasna i ciepła. Księżyc oświetlił biednych mieszkańców Kasrylewki,
którzy przybyli zobaczyć kantora Mejlecha w jego ostatniej podróży. A kiedy
procesja zatrzymała się przy starej synagodze, rabin Yuzifl wstał i wygłosił
mowę pochwalną, która doprowadziła do łez całe zgromadzenie.
Rabin Yuzifl udowodnił cytatami, że nie jest to zwykła śmierć zwykłego
człowieka. W ten sposób umiera tylko cadyk! Wielki cadyk. Taki cadyk wchodzi
bezpośrednio do Raju! Każdy powinien zazdrościć takiemu świętemu i każdy
powinien życzyć sobie takiej śmierci! Bo nie każdy jest godny umrzeć w Jom Kipur,
mówiąc modlitwę Neila przy ambonie, gdy Bóg przebacza każdy grzech.
A kiedy taki święty opuszcza miasto, wszyscy w mieście powinni uczestniczyć w
jego pogrzebie.
A kiedy taki święty opuszcza miasto, wszyscy w mieście powinni płakać i
lamentować!
Płaczcie Żydzi! Opłakujcie świętego, którego utraciliśmy!
Błagajcie go, by działał jako nasz orędownik przed tronem Bożym! Niech jego
modlitwy przyniosą nam dobry nowy rok. Czas, by Pan zlitował się nad Kasrylewką
i jej Żydami!
Całe zgromadzenie płakało obfitymi łzami, wierząc, że posłali Panu dobrego dla
nich orędownika. Każdy chętnie zamieniłby się miejscem z kantorem Mejlechem.
Rabin Yuzifl zapomniał, że mówi o zmarłym i zakończył swoją mowę pochwalną tymi
właśnie słowami: Idź w pokoju! Życzymy Ci zdrowia i wielu sukcesów!
Przez długi czas Kasrylewka mówiła o śmierci kantora Mejlecha i jego pogrzebie.
Tak. TO jest człowiek, któremu można zazdrościć!
Polska kompilacja
Alex Wieseltier
https://www.youtube.com/watch?v=-vCidEwEJ9g