KWATERMISTRZ
KWATERMISTRZ
Dzieci już śpią? No to możemy sobie porozmawiać. Ja u was zatrzymam się
tylko na trzy dni. Mam umowę z fabryką butów. Interesuje mnie ich produkcja
drewniaków. Byłem w Londynie i odwiedziłem Milę i jej angielskiego męża. Ona
doskonale pamięta Tinę z Polski, chociaż to było kupę lat temu. Kiedy
przyjechaliście do Danii? Dopiero rok temu? Gierek się przysłużył? No, no!
Długo wam zajęło, żeby się z tego raju wynieść.
Ja wyjechałem w połowie lat pięćdziesiątych. Renia,
ciocia twojej Tiny, wyjechała w 1958. A Tolek, Tiny wujek, wyjechał na początku
lat sześćdziesiątych. To już wiedziałeś? No tak. Przecież Rysiek, twój teść,
sprowadził się do Szczecina, bo tam był Tolek. A Tolek się zabrał i wyjechał do
Izraela!
Wiesz. Ja tam nigdy nie miałem żadnych złudzeń
co do tego ustroju. Renia z mężem i Tolek z Różą obudzili się po 56 roku. Tylko
Rysiek pozostał do końca życia polskim patriotą. Nie. Nie to, że się ożenił z
Polką. To zrobiło wielu innych. Bo miłość nie wybiera.
I na co ten cały patriotyzm Ryśkowi się przydał? Szlak od Lenino do Berlina.
Krzyż Grunwaldu. Order Odrodzenia Polski. Pełny pułkownik od 1947 roku. Dowódca
dywizji. W sztabie Okręgu Pomorskiego do zawału serca. Ale miejsca w alei
zasłużonych w tej PRL-owskiej Polsce to dla niego nie było!
Ja znalem ich sprzed wojny, bo ich matka to
nasza krewna i matkowała mi, jak przyjechałem do Warszawy. Ja zawsze miałem
smykałkę do interesów. Jak coś trzeba było załatwić, to ich matka zawsze mówiła
"Kuba to załatwi".
Jak przeżyliśmy wojnę? Wiem, że Renia z Heńkiem,
swoim mężem, uchowali się na aryjskich papierach. Kiedy Niemcy napadli na
Polskę, rząd zalecił ewakuację na wschód. Rysiek, Tolek i Heniek to zrobili i
znaleźli się w jakimś miasteczku koło Łucka. Tam dołączyła do nich Renia i tam
się ona z Heńkiem pobrała. Renia i Heniek mieli prawie ukończone studia
stomatologiczne i dostali w tym miasteczku pracę jako dentyści. Kiedy rozpoczęła
się wojna niemiecko-rosyjska, Rysiek i Tolek uciekli z Rosjanami a Renia i
Heniek zostali. Niemcy od razu zamknęli wszystkich Żydów z tego miasteczka w
getcie. Renię i Heńka uratował szef tej kliniki, w której byli zatrudnieni.
Ponieważ Renia była blondynką i nie była podobna do Żydówki, udało jej się
zdobyć fałszywe papiery na nazwisko Lesznowolski. Dla bezpieczeństwa przenieśli
się z Heńkiem do innej miejscowości, gdzie ona pracowała jako kelnerka, a
Heniek był pianistą w kawiarni dla niemieckich oficerów. Nie czuł się tam
bezpiecznie i po jakimś czasie, wykorzystując swoje umiejętności gry na
akordeonie, dołączył się do wędrownej grupy muzykantów, z którymi dotarł aż do
Kijowa. Tam znalazł pracę i Renia się do niego dołączyła. Tam też przeżyli do
końca wojny. Po wojnie do Warszawy nie wrócili, bo nie było do czego wracać. I
tak znaleźli się w Bytomiu, gdzie było pełno pustych mieszkań po Niemcach. To
tam ich znalazłem po wojnie. Rysiek i Tolek uchowali się w Rosji. Rysiek pozostał
w wojsku, a Tolek zwolnił się zaraz potem jak wrócił z misji wojskowej w
Wietnamie i miał do wyjazdu pracownię dentystyczną w Szczecinie.
Moja historia? Ja też uciekłem do Rosji. Też się
znalazłem w wojsku, ale najpierw to robiłem interesy. A tak! Nawet w tym
objętym wojną kraju można było robić interesy! Mój ostatni wyczyn, to był
transport wagonu z masłem z Gruzji. No i mnie tam złapali. Dziwisz się, że wyszedłem
cało? Dużo nie brakowało. Ale w trakcie przesłuchań udało mi się przekupić tego
NKWD-zistę! Kosztowało mnie to wszystko, co miałem, ale uszedłem z życiem. Tyle
tylko, że od razu wzięli mnie do armii.
A tam wkręciłem się w kwatermistrzostwo.
I w Polsce też tak zostało. Byłem dobry do organizowania wszystkiego. Co
chciałeś, to mogłem dostarczyć. Kwatermistrzostwo w wojsku to była nie tylko
dostawa żywności, butów, mundurów, onuc, broni czy amunicji. To były też
kwatery, domy, mieszkania, poniemieckie serwisy porcelanowe, futra, obrazy i
dostawy do sklepów za żółtymi firankami. Tak. To dla bonzów partyjnych i
państwowych.
Rysiek, jak był dowódcą dywizji, to miał rosyjskiego doradcę, generała
Czeremucha. Temu Czeremuchowi też załatwiałem dostawy, a on wysyłał wszystko do
swojej rodziny w Sojuzie. Czeremuch miał wpływy i dlatego mogłem się tak długo
utrzymać w kwatermistrzostwie. Czeremuch, mimo swojego chłopskiego wyglądu, był
dobrze obeznany w polityce. Pewnie mu przypadłem do gustu, bo potrafił być ze
mną boleśnie szczery. Z Ryśkiem to on był na przyjacielskiej stopie, ale tylko
jak generał z pułkownikiem, jeżeli rozumiesz, co mam na myśli. Ze mną potrafił
mówić o rzeczach, które były czasami niebezpieczne. To on mi powiedział,
dlaczego wagony z dostawą zboża ze Związku Radzieckiego mają węgierskie listy
przewozowe. Według niego to był jedyny przypadek, gdzie polscy komuniści
przekonali Rosjan, że bez zapobieżenia klęsce głodowej w powojennej Polsce
budowa nowego ustroju będzie niemożliwa. Dlatego część węgierskiego zboża
została skierowana do Polski. On mi też wytłumaczył, dlaczego komuniści
żydowskiego pochodzenia są preferowani. On mi powiedział: "Jakow Dawidowicz!
Polaki eto pany i chamy! Pany, intieligiencziki ludowoj własti nie lubiut, a
chamy nie znajut kak ludowoj włast postroit nada. Polskich komunistow mało i
oni toże chamy! Tolko jewriejskije komunisty bolsze gramotny, a bolszinstwo s
nich idiealisticzeskije duraki!" Mówił także o tych dawnych PPS-owcach, że są
za bardzo nacjonalistyczni i dlatego im się nie dowierza. I śmiał się, że ci
wszyscy Żydzi, którzy wierzyli w budowę sprawiedliwej, komunistycznej Polski
wcześniej czy później dostaną po krzyżu. W Polsce chodziło o wychowanie
pokolenia ludzi nadających się do utrzymania sowieckiego systemu władzy. Stąd
hasła "Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera!". Rosjanie
doskonale zdawali sobie sprawę, że ci, co się masowo zapisywali do partii, to w
większości nie byli żadni ideowcy, tylko przydupasy chcący zrobić łatwą
karierę. I że to ta grupa, razem ze starymi polskimi komunistami zacznie
wygryzać ze stanowisk swoich żydowskich towarzyszy.
Ci idealistyczni żydowscy komuniści byli
najgorsi. Znałem takiego jednego. Cała rodzina wymordowana. Znaczna część przez
Niemców a reszta przez NSZ-etowskich partyzantów. Odludek, bez babskich
znajomości. Był śledczym w UB. Nazywali go po cichu "Czarna Śmierć". On był
polskim patriotą. Ale nawet nazwiska sobie nie spolszczył, bo twierdził, że
Polska, o którą walczy, nie będzie robić różnicy z powodu nazwiska czy
pochodzenia. Nie. On nikogo nie katował. Od tego miał polskich chłopaków,
którzy zawsze się chcieli wykazać.
Kiedyś opowiedział mi o jednym przypadku. Człowiek był przed wojna znanym
działaczem polskim na Śląsku. Dobrze usytuowany, własny dom, wyższe
wykształcenie. Ale w czasie okupacji pracował w niemieckiej administracji i
nikt się go nie czepiał za jego przedwojenna działalność. Podejrzane. Zaraz po
wojnie został prezesem spółdzielni wyrobniczej. No i przyszedł donos. Donosów w
tym czasie było na kopy. Jedni donosili, bo mieli na pieńku z tymi, na których
donosili. Drudzy donosili, żeby się przypodobać nowej władzy. Jeszcze inni,
żeby robić kariery. W UB dobrze o tym wiedziano, ale to ułatwiało im pracę. No
i statystyki spraw był imponujące. Jak przesłuchiwał tego prezesa pierwszy raz,
to ten człowiek patrzył na niego z niesmakiem. Jakby rozmowa z takim jak on,
śledczym UB, była poniżej godności pana prezesa. I to go mocno denerwowało. Bo
być może ten prezes miał wyższe wykształcenie, ale on zdążył zrobić przed wojna
maturę! Gdyby ten zakichany prezes nie zadzierał nosa, to porozmawialiby jak
jeden inteligentny człowiek z drugim inteligentnym człowiekiem i sprawa byłaby
zamknięta. Ale ten osobnik cedził słowa, jakby przebywanie w tym samym lokalu
ze śledczym sprawiało mu fizyczne katusze! Po dwóch takich przesłuchaniach miał
dosyć i wziął się za tych, co na prezesa donieśli. Nawet nie musiał ich oddać
chłopakom. Sami obciążyli prezesa na tyle, że sprawa nabrała wagi i została
zaraportowana wyżej. Tam podjęto decyzję zrobienia z tego pokazówki i zażądano,
żeby do zarzutów o malwersacje dołożyć oskarżenie o wrogą działalność. Jednak
ten prezes okazał się twardym orzechem do zgryzienia. Na szczęście chłopaki
"wyciągnęli" z donosicieli, że pan prezes osobiście nakazał im opóźnianie
dostaw państwowych, gdzie można było określić straty państwa na ponad 100
tysięcy złotych, czyli działanie na szkodę państwa z premedytacją. Prezes,
pomimo "obróbki" u chłopaków do niczego nie chciał się przyznać. Ale akta z
zeznaniami zostały przekazane do prokuratury, a tam znaleziono paragraf, z
którego prezesowi wymierzono karę śmierci! Śledczy z wymiarem kary nie miał nic
wspólnego. On "tylko" przekazał akta sprawy. Tak to się wtedy odbywało.
Poznałem też drugiego. Komendant obozu. Ten był
trochę specjalny. Całą jego rodzinę zamordowali Niemcy. On sam się uchował u
znajomego Polaka. Jedyne co mu zostało, to wielka nienawiść do Niemców. A w
jego obozie akurat byli więźniowie oskarżeni z paragrafu sierpniowego o
kolaboracji! Niemcy, folksdojcze i inni. Za co ich tam wsadzono? Wystarczyła
praca w administracji niemieckiej albo donos o niemieckich sympatiach. A dla
folksdojczów to nawet i tego nie było potrzeba. Dla niego oni wszyscy to była
niemiecka zaraza. I tak ich traktował. Sam nie stronił od fizycznego karania
więźniów, a i podwładnym dawał w tym wolną rękę i czasami nawet zachęcał do
surowego karania za byle głupstwo. Miał problemy z obsadą lekarską w obozie.
Ale tym, że miał tylko jednego felczera na taką ilość więźniów nie bardzo się
przejmował. Jak w obozie wybuchła epidemia biegunki, to nawet miał na początku
satysfakcję, że wreszcie tych szkopów coś goni. Potem się okazało, że to
czerwonka i tyfus i że ludzie zaczynają umierać. Na pismo o przysłanie lekarza
i dostarczenie dodatkowych instalacji sanitarnych nie dostał odpowiedzi, ale
tym się nie przejął. Dopiero jak liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 100
osób, coś się zaczęło dziać. Ale epidemii nie można już było zatrzymać.
Początkowo miał stracha, czy mu się za to nie oberwie, ale władze więziennictwa
zdaje się wiedziały, że nie zareagowano na jego pierwsze pismo. Sprawę utopiono,
a on dostał awans!
Czy oni to robili jako Żydzi? Nie! Oni to robili dla nowej Polski i polskiego
ludu, który jeszcze nie wiedział, że w tych warunkach inna alternatywa nie
istniała. Ale nie ulega wątpliwości, że się czuli także Żydami. Ten komendant
to był niedouczony głupek i akurat się nadawał do tego co robił. A ten śledczy
twierdził, że wszyscy aresztowani, nawet ci, którzy nic nie zrobili, nie byli
zwolennikami ludowej Polski. A wiec z definicji byli jej wrogami. Kto nie z
nami, ten przeciwko nam. I to bolszewickie "lepiej ukarać 10 niewinnych, niż żeby
jeden wróg uszedł i zaszkodził sprawie".
Co mówisz? Ślązacy? Wtedy to na Śląsku było jeszcze parę milionów Niemców i
kupa innych, co się czuli Niemcami. Przymusowe wysiedlenia tych 3 milionów
autochtonów zakończyły się dopiero w 1947 roku. A jak otworzono możliwości
wyjazdu w ramach łączenia rodzin, to się okazało, że kupa Ślązaków ma rodziny w
Niemczech. Rozmawiałem z takim jednym, co przed wjazdem do Izraela pracował w
MSW. On twierdził, że te obostrzenia celne dla wyjeżdżających nie były
skierowane przeciwko Żydom. Ani pod koniec lat pięćdziesiątych, ani po tym
sławetnym Marcu. Żydów, którzy wyjechali w latach 56-59 było około 50 tysięcy.
Za to tych ze Śląska wyjechało w tym czasie ponad 250 tysięcy. A do 1970 roku o
wyjazd do Niemiec złożono ponad 500 tysięcy podań. I to byli tylko ci, co mieli
rodziny w Niemczech!
Po śmierci Stalina i Bieruta to, o czym mówił Czeremuch, zaczęło się sprawdzać.
W samej wierchuszce to nie szło tak szybko, ale niżej to żydowskich partyjniaków
zaczęto wykopywać stadami. Niektórym to się dawno należało, bo wielu z nich to
byli po prostu karierowicze. Sam nawet szyłem sobie potem garnitur u krawca,
który po wojnie zapisał się do PZPR-u i był aż do 56 roku dyrektorem małej
fabryczki. Wtedy został przez robotników wywieziony na taczce.
Najgorsze było to, że słowny antysemityzm stał
się głośny. Nie oficjalnie. Ale wśród zwykłych ludzi. Stary, przedwojenny
antysemityzm dostał dodatkową pożywkę - żydokomunę w UB i władzach. Tak! Te ileś tam setek komunistów
żydowskiego pochodzenia w wierchuszce władz partyjnych, w wojsku, w Bezpiece, w
prokuraturze i w sądach oczyściło Polaków od odpowiedzialności za wieloletnie
gnojenie własnego narodu. Nareszcie się Żydzi na coś przydali!
Dlatego
Renia z Heńkiem zdecydowali się wyjechać do Izraela. Czeremucha odesłano do
Sojuza w 1954, a ja już widziałem co się święci i nie czekałem aż mnie ktoś
wygryzie. Sam wyjechałem zanim jeszcze wyciągnęli tego Gomułkę z lamusa. Zresztą
moja żona o to mi przez cały czas głowę suszyła. Ona w Izraelu miała jedynych
ocalałych krewnych. Więc pojechaliśmy. I to samo zrobił Tolek z rodziną. W
Izraelu było na początku ciężko. Ale to jest nasz kraj, gdzie nikt Ci nie powie,
że jesteś obcy. Renia i Tolek ze swoimi zawodami nie mieli problemu z dostaniem
pracy, a ja z moją smykałką znowu zacząłem robić interesy.
Polska? Do czego mnie Polska potrzebuje? Do
czego ja Polskę potrzebuję? Niemcy zadbali żebym nie miał do czego wracać. Mam
własny kraj i to mi wystarcza.
Alex Wieseltier
Kwiecień 2020