KUBA
SWOI ZA GRANICĄ - KUBA
Przeczytałem twoją ankietę i chyba coś tu
zapomniałeś. Jakby ci "swoi" to byli 100% amhu. No to ja i moja lepsza
połowa trochę się wyłamujemy z szablonu. Może nawet nie tylko trochę. Ja, co
prawda, miałbym zapewnione prawo powrotu w Izraelu, ale halachicznie to by mnie
zakwalifikowano po matce jako Rosjanina. Za to moja lepsza połowa, pomimo
swojego chrztu i polskiego ojca, byłaby uznana po matce za Żydówkę!
W Polsce, pomimo rosyjskiej matki, uważałem się
zawsze za Polaka i polskiego patriotę, ale nigdy nie ukrywałem swojego
pochodzenia. Gorzej, nasza pierwsza kłótnia zaczęła się od wypowiedzi mojej przyszłej
żony: "Kubuś! Dlaczego ty wszystkich nowo poznanych musisz informować o swoim
pochodzeniu?!" Ona naprawdę była na mnie wściekła! "Jak to dlaczego? Przecież
tylko to trzyma mnie w dobrym towarzystwie!"
To prawda, że Danka ma bardzo nieprzyjemne
wspomnienia z okresu swojego dzieciństwa, gdzie jej pochodzenie spowodowało, że
zaczęła się bać własnego cienia. Dodaj do tego matkę, na której ucieczka z
lwowskiego getta, przeżycia okupacyjne i nieudany związek z marynarzem z
"Wichra", który uciekł z obozu jenieckiego, a potem ją też zostawił, zostawiła
tak trwałe ślady psychiczne, że po 1968 skończyło to się pobytem w ochronce u
sióstr zakonnych. Zresztą coś chyba o tym wiesz, bo to dzięki tobie Danka
odpuściła sobie wizytę w Polsce, jak była ostatnio w Europie. Bo odwiedzenie
grobu matki i przypomnienie sobie tego, co tam przeżyła, na pewno by na jej
psychikę za dobrze nie wpłynęło. Dlatego nawet się cieszę, gdy dzwoni do ciebie
od czasu do czasu dla poprawienia sobie humoru i jestem ci wdzięczny, że być może
omija mnie jeszcze jeden potencjalny opieprz.
Dlaczego wyjechaliśmy z Polski? Długa czy krótka
wersja? Ta krótka, to ultimatum Danki, po tym, jak naszego synka na
podwórku wyzwano od Żydków. Albo wspólny wyjazd, albo się rozwodzimy. Ta długa,
to konglomerat, który zaserwowałem urzędnikowi ambasady kanadyjskiej w Wiedniu.
A więc było o pracowniku naukowo technicznym - odstawce na boczny tor kariery,
o ogólnych trudnościach życia w PRL, ale i o teoretycznej możliwości zmian,
droga szukania pracy w innych zakładach, a nawet miastach. Ale było też
możliwym zmienić wszystko. A więc krótka odpowiedz - bo było to możliwe.
Urzędnikowi wyraźnie się to spodobało, bo zapisywał z uśmiechem na twarzy.
Dziś bym jeszcze dodał, że wiedziałem, że system
PRL będzie zmieniany i to być może za cenę krwi, więc jako pól Żyd, pól Rosjanin,
nie chciałem wraz z żoną i synem być tego bezpośrednim świadkiem, a może i
ofiarą
Czy czułem się osamotniony, po wyjeździe
większości Żydów? Bo ja wiem? Zawsze byli i koledzy w pracy, sąsiedzi i
przyjaciele z dzieciństwa. Nikt się od nas nie odsunął. Nikt nie bojkotował.
Przynajmniej z tego, co odnotowałem.
Owszem, jeden z moich kolegów szkolnych, który
pracował w milicji, zapytał się mnie kiedyś czy bym sobie nie pojechał. Bo oni
w milicji mają z takimi jak ja pełno roboty z obserwacją i pisaniem raportów.
Na mojej decyzji wyjazdu zaważyła też pamięć
Poznania 1956 (byłem tam akurat z Ojcem na Targach), grudzień 1970 (ja w
Szczecinie, Danusia w Gdyni) i 1976 (ja, "dowódca" techniczny wojskowego
szpitala polowego, ale na szczęście w podszczecińskim lesie). Nie byłem pewien,
czy następnym razem uda mi się lepiej, a tu i żona i syn.
Rodzice? Mama nie była przeciwna naszemu
wyjazdowi. Tata - tak: "Już nigdy was nie zobaczę..." (Mieszkał przez ostatnie 13
lat życia w Calgary, 3 u nas w domu i 10 w kawalerce przy Centrum Żydowskim - w
stałym kontakcie z nami).
Dlaczego Kanada? W zasadzie planowaliśmy Danię,
do której byłem sceptycznie nastawiony po odwiedzeniu tam znajomych (1973 rok).
Po powrocie powiedziałem: "Fajny kraj, ale szkoda, że się w nim nie urodziłem".
No i jeszcze była mama Danusi, którą chcieliśmy zabrać do Danii z kliniki
obsługiwanej przez zakonnice. Przełożona kliniki, siostra Agnieszka, gdy się
dowiedziała o naszym problemie, powiedziała, że powinniśmy wyjechać, a one się
już mamą Danusi zajmą.
No i nie zdążyliśmy, a obywatelstwa polskiego
już nie było. Urzędnik SB dyktował: "Ja, imię i nazwisko, w imieniu swoim i rodziny,
imiona i nazwiska, zrzekam się obywatelstwa polskiego, z powodu... Proszę podać
powód". Ja: "A mamy na to czas?" Westchnął i kontynuował; "...z powodu
planowanego wyjazdu do Izraela i przyjęcia obywatelstwa tego kraju". Ja: "Ach,
racja!" I aż trzepnąłem się w czoło. (PRL nie uznawała podwójnego
obywatelstwa).
O Izraelu zaś mawiam, że tam wyjadę, gdy
przyjdzie mi ochota być uznanym oficjalnie za Rosjanina, bo to jedyny kraj na
świecie, który nadaje narodowość po matce.
Jadąc do Wiednia nie wiedzieliśmy, gdzie
wylądujemy. Po tym, jak HIAS (Hebrew Immigrant Aid Society) nas odrzucił, bo
nie wyparłem się ekskluzywnej rosyjskości Mamy, a w historie Danusi nie
uwierzyli, nie trafiliśmy do obozu uchodźców tylko dzięki panu Szymonowi
Wiesenthalowi i jego rekomendacji w IRC (International Rescue Committee).
Zresztą, to moje pochodzenie zaowocowało w takiej oto rozmowie z panem Szymonem,
do którego miałem list polecający od mojego ojca: "Panie Jakubie, czy jest pan
Żydem?" "Nigdy się nie wypierałem mojego pochodzenia" "To jest wypowiedz
wymijająca!" "To jest jedyna odpowiedź, jaką mogę panu dać!" "Pan myśli, że
świat to odcienie szarości. A świat jest czarno-biały!"
A wracając do IRC, to oni też nas chcieli
umieścić w obozie, ale pan Szymon im powiedział, że byłby wdzięczny, gdyby nie.
Do tego IRC wystawił nam rachunek tylko za przelot do Kanady, który spłaciłem w
100% w ciągu dwóch lat, ku jak odczułem, ich wielkiemu zdziwieniu, że w ogóle.
Problemów adaptacyjnych w Kanadzie, poza obcymi
wirusami, które atakowały mój i naszego syna system oddechowy przez pierwsze 6
miesięcy - nie było. A moje mieszane pochodzenie nikomu tu nie imponuje, bo na ogół
oni sami mają takie, albo i lepsze". Moja pierwsza wnuczka ma ich aż sześć.
Praca? Danusia dostała natychmiast w orkiestrze
symfonicznej. W Wiedniu też pracowała w orkiestrze Kurhause. Ja; przez 4
miesiące pomocnik kuchenny (nikogo nie martwiło, że wciąż kaszlę), przez pół
roku młodszy kreślarz w lokalnej stoczni. Tylko jednego kolegę raz uraziło, że
leczę się czosnkiem, ale skończyło się śmiechem. Inny kolega, Szkot, który mnie
"śmierdziela" przywiózł tego dnia swoim samochodem do stoczni, zasugerował, że
"urażony" jest z Transylwanii (że niby wampir), a nie z Anglii. Po roku
Inżynier Okrętowiec, w firmie poszukującej ropy naftowej w Morzu Beauforta. I
tak już "pólnocnikowalem" aż do emerytury przez następne 40 lat.
Syn od początku czuł się jak ryba w wodzie.
Nawet w przedszkolu, gdzie jeszcze ani me, ani be po angielsku. A ostatecznie
przestał być Polakiem w 1982 roku, gdy w jego kanadyjskiej podstawówce zjawili
się chłopcy z solidarnościowej imigracji. "Ja też jestem z Polski!" "Tak? A jak
się nazywasz?" "Jeremiasz Domfeld". "Dziwne. A do jakiego kościoła chodzicie?"
"Nie chodzimy". "No to ty nie jesteś Polakiem!"
Polska, którą pamiętam, to była ta "która
jeszcze nie zginęła" I to na tyle, by ktoś urodzony w niej, nawet z niezbyt
polskich rodziców, mógł poczuć się Polakiem. Ale niekoniecznie na całe życie.
Polska to studnia, z której piłem, wiec nie wolno mi do niej pluć.
Polski antysemityzm? Uważam, że jest inny niż
wszystkie inne. A inność polega na tym, że umiem sobie z nim radzić. Bo w ogóle
jest oparty na pretensjach i uprzedzeniach wspartych argumentami logicznymi,
które łatwo obalić, a mało który Polak przyzna się, że uważa, że Żyd ma
mniejsze prawa ludzkie niż on, Polak.
Polska i sprawy polskie? Interesują mnie, ale
tylko pobieżnie. I przeważnie przez pryzmat stosunków z Izraelem. Bardziej
interesuje mnie Izrael i to, co się dzieje blisko mnie, w Kanadzie i USA.
Business Holokaustu i mienie bezspadkowe?
Wygłupy ludzi z tym na ogół niezwiązanych i szkodzących Żydom. Wraz z
BDS-owcami istnieją po to, bym i ja miał okazję poczuć się antysemitą.
Kim się czuję? Według cenzusu kanadyjskiego -
"jaki język używałeś pierwszy, wciąż rozumiesz, jeżeli było więcej - podaj
najczęściej używany" - zarówno ja, Danusia, syn, jak i córka - jesteśmy
Polakami. Kolega Nowozelandczyk, po obejrzeniu filmu "Ida" (?) zorientował się,
że z byciem Polakiem i byciem z Polski sprawa nie jest taka prosta, jak jego
bycie z Nowej Zelandii. Zapytał więc naszą polską współpracownicę, kim jest
Jakub. Odpowiedź - Polak. Rosjanin zaś powiedział, że Rosjanin. Ale wszystkich
zaskoczył Niemiec ("Herr Doktor", jak go nazywaliśmy, od geologii) - "Jakob
jest Niemcem, który z uzasadnionych powodów nie chce mówić po niemiecku!".
Więc kim jestem w zasadzie? Najbliżej mi chyba
do "Zeliga" Woody Allena. Po prostu potrafię się dostosować do warunków. A może
mi się tylko tak wydaje?
Alex Wieseltier
Sierpień 2020