Kres fantazji
"Być może nie uda się wysiedlić Palestyńczyków ze Strefy Gazy, ale przynajmniej będziemy mieli czteroletnią przerwę od presji na osiągnięcie tego, co jest nieosiągalne."
Plan
Trumpa kładzie kres fantazji o państwie palestyńskim
Jonathan
S. Tobin, 6 lutego 2025 r. / JNS
Każdy, kto twierdzi, że jest "ekspertem" od
Bliskiego Wschodu, jest pewien jednej rzeczy: propozycja prezydenta Donalda
Trumpa, by wysiedlić Arabów palestyńskich z Gazy, nie może lub nie powinna się
wydarzyć.
Oczywiście ci sami eksperci powiedzieli to
samo o Abraham Accords z 2020 r., które doprowadziły do porozumień
normalizacyjnych między Izraelem a czterema krajami o większości arabskiej i
muzułmańskiej. Przewidywali również, że przeniesienie ambasady USA do Izraela z
Tel Awiwu do Jerozolimy przez Trumpa wywoła Armagedon (tak się nie stało).
Tak więc, gdy stoi się przed wyborem między
"niemożliwym" pomysłem Trumpa a konwencjonalną mądrością establishmentu
polityki zagranicznej, być może mądrze byłoby, aby niektórzy z tych "ekspertów"
przyhamowali swoje apokaliptyczne ostrzeżenia.
Mimo wszystko tym razem mogą mieć rację — i na
pierwszy rzut oka trudno dostrzec, jak pomysł Trumpa może zostać wdrożony bez
masowego użycia sił zbrojnych USA i równie masowego wydatkowania funduszy
federalnych. A już wiemy, że administracja nie ma zamiaru wysyłać wojsk do Gazy
ani inwestować w ten pomysł zbyt wielu pieniędzy, jeśli w ogóle.
Nawet jeśli to się nie wydarzy, decyzja Trumpa
o popieraniu tego pomysłu ma ogromne znaczenie. Zdecydowanie zmienia dyskusję
na temat Bliskiego Wschodu w sposób, który przyćmiewa znaczenie nawet
najbardziej znaczących posunięć politycznych pro-izraelskich z jego pierwszej
kadencji.
Przede wszystkim oznacza to koniec fantazji o
utworzeniu państwa palestyńskiego.
Społeczność międzynarodowa, świat arabski i
muzułmański oraz sami Palestyńczycy są oburzeni pomysłem planu odbudowy Gazy,
który pozwoliłby wszystkim ludziom opuścić Strefę.
Nie są tym przerażeni, dlatego że uważają to za złe dla cywilów Gazy. Można mówić,
co się chce o Trumpie i jego intencjach, albo o tych Izraelczykach i
pro-izraelskich Amerykanach, których radowały jego słowa, ale nie ulega
wątpliwości, że byłoby dobrze dla palestyńskich Arabów, którzy tam utknęli,
gdyby mogli rozpocząć na nowo gdzie indziej. A to zwiększyłoby znacznie
prawdopodobieństwo, że odbudowa Gazy nie oznaczałaby odbudowy fortyfikacji i
tuneli terrorystycznych Hamasu, lecz uczynienie jej bardziej zdatnej do
zamieszkania czy rozwoju jej nadmorskiej części.
To jest nie do przyjęcia, ponieważ wszystkie
te ugrupowania wciąż trzymają się idei, że Gaza musi być zachowana, jako
bastion antysyjonistycznego irredentyzmu. W ich mniemaniu jedynym celem Gazy
jest, by stała się, wraz z Judeą i Samarią oraz częścią Jerozolimy, częścią
niepodległego państwa palestyńskiego, które ich zdaniem nadal musi zostać
utworzone obok Izraela.
Nic nie jest w stanie przeszkodzić w
realizacji tego poronionego pomysłu.
Ani wielokrotne odrzucenie przez Palestyńczyków rozwiązań dwupaństwowych,
sięgające Oenzetowskiego planu podziału ówczesnego brytyjskiego Mandatu
Palestyny z r.1947.
Ani ich wielokrotne odmowy przyjęcia planów pokojowych, ani nic, co mogłoby
zmusić ich do uznania prawowitości państwa żydowskiego, bez względu na to,
gdzie można by wyznaczyć jego granice.
Ani wyraźnie ludobójcze zamiary zniszczenia państwa żydowskiego i jego ludności
przez terrorystów z Hamasu, którzy rządzili Gazą jako niezależnym, z wyjątkiem
nazwy, państwem palestyńskim od 2007 r. do 6 października 2023 r.
Ani fakt, że rzekomo bardziej umiarkowana Autonomia Palestyńska i palestyńska
opinia publiczna ogólnie aprobują Hamas i jego cele, a dla których
barbarzyńskie okrucieństwa z 7 października 2023 r. były tylko radosną wiadomością.
Żaden z tych faktywnie nie przeszkodził społeczności międzynarodowej, dodając
do tego każdą amerykańską administrację aż do Trumpa 2.0, być przekonanym, że utworzenie
państwa palestyńskiego jest drogą do zakończenia konfliktu.
Państwo palestyńskie było integralną częścią planu "Pokój przez dobrobyt"
pierwszej administracji Trumpa, choć było odpowiednio znacznie mniej hojne niż
poprzednie oferty. Były prezydent Joe Biden i wiceprezydent Kamala Harris nawet
po 7 października należeli do tych, którzy udawali, że ostatnie stulecie
nieustępliwości palestyńskich Arabów było bez znaczenia i że nie ma powodu, by
przestać forsować ten pomysł, który już zawiódł wielokrotnie.
Genialność propozycji Trumpa dotycząca
odbudowy Gazy nie polega tylko na prostej logice oferowania ludziom szansy,
którą dano innym populacjom uchodźców lub komukolwiek innemu na obszarach
zniszczonych przez wojnę, do zbudowania nowego życia gdzie indziej.
I kluczową kwestią nie jest tu narzekanie na jego niewykonalność lub rzekome
naruszenie prawa międzynarodowego. Ani nie fakt, że w interesie Stanów
Zjednoczonych ani Izraela nie leży zmuszanie chwiejnych reżimów w Egipcie i
Jordanii do przyjmowania Palestyńczyków, którzy prawdopodobnie będą chcieli
obalić te rządy i zastąpić ich Hamasem lub sojusznikami, takimi jak Bractwo
Muzułmańskie.
Kluczowym punktem tego projektu jest jasne
założenie, że ani w Strefie Gazy, ani nigdzie indziej, nigdy nie będzie
niepodległego państwa palestyńskiego.
Autonomia Palestyńska może rządzić wewnętrznymi sprawami Arabów w Judei i
Samarii ("Zachodni Brzeg"). Jednak skorumpowana kleptokracja, która nadal
dotuje terroryzm poprzez swoją politykę "pay for slay", nagradzając brutalnych
palestyńskich terrorystów, w tym tych odpowiedzialnych za 7 października, nigdy
nie wykazała żadnego realistycznego zainteresowania, by zająć się tworzeniem
pokojowego i produktywnego państwa obok Izraela.
Od czasu, kiedy latem 2005 r. Izrael wycofał
wszystkich żołnierzy, osadników i izraelskie osady ze Strefy Gaza, była ona
nożem wymierzonym w Izrael. Dwa lata później rządy Autonomii Palestyńskiej
(kierowane przez jej partię polityczną, Fatah) zostały obalone w krwawym
zamachu stanu przez Hamas.
Mimo to wyznaniem wiary wśród establishmentu
polityki zagranicznej pozostaje to, że Izrael należy zmusić do ułatwienia
utworzenia państwa — państwa, którego głównym celem będzie, podobnie jak Gaza
pod rządami Hamasu, ostateczne zniszczenie Izraela.
Trump dał do zrozumienia, że Stany
Zjednoczone nie będą już uważać popieranie tej destrukcyjnej koncepcji za swój
polityczny cel. Wręcz odwrotnie, dał jasno do zrozumienia, że bez względu na
to, co się wydarzy lub nie wydarzy w nadchodzących latach, trzeba znaleźć inne
rozwiązanie dla Palestyńczyków.
Ludzie, którzy 7 października wiwatowali na
wiadomość o orgii masowych morderstw, gwałtów, tortur, porwań i bezmyślnej
destrukcji, nie będą nagrodzeni większą presją na Jerozolimę, by zrobiła coś,
czemu przytłaczająca większość Izraelczyków, od prawicy do lewicy, jest
przeciwna nie tyle jako nierozsądne, lecz samobójcze.
Pokolenia nieustępliwości, które stwardniały w
system wierzeń nierozerwalnie łączący palestyński nacjonalizm z niekończącą się
wojną z Żydami, poniosą konsekwencje.
Od początku tego konfliktu Trump jest pierwszym amerykańskim prezydentem, który
wyraźnie stwierdził, jakie te konsekwencje mają być.
Od czasu, gdy naród żydowski odzyskał
suwerenność nad swoją historyczną ojczyzną w 1948 r., palestyńscy Arabowie i
ich zagraniczni poplecznicy trzymali się narracji nakby, która przedstawia
powstanie współczesnego Izraela jako wielką "katastrofę" lub "klęskę", którą
należy zawrócić.
Od końca lat 80. amerykańscy decydenci
próbowali likwidować konflikt między tymi dwoma narodami, naciskając na
rozwiązanie dwupaństwowe, które w teorii uszczęśliwiłoby wszystkich. Ale była
to tylko forma zaprzeczania palestyńskim zamiarom zniszczenia Izraela, której
żaden dowód na głupotę tego pomysłu nie mógł zakłócić.
Dlatego idea Trumpa jest tak bolesna. Wbrew
palestyńskim twierdzeniom nie jest to powtórzenie nakby, kiedy Arabowie uciekli
z terytorium nowo powstałego państwa Izrael, podczas gdy jeszcze większa liczba
Żydów została zmuszona do opuszczenia swoich domów w świecie muzułmańskim i
arabskim. To uznanie, że Palestyńczyków należy zmusić do porzucenia swoich
ambicji cofnięcia się do roku 1948, a nawet 1917 (data brytyjskiej Deklaracji
Balfoura, która ogłosiła poparcie brytyjskiego imperium dla idei Żydowskiego
Domu Narodowego).
I jedynym sposobem, by to ostatecznie zrobić, jest odebranie im nawet
zaistnienia możliwości kolejnych ataków w stylu 7 października, poprzez które
mają oni nadzieję odizolować i stopniowo wyczerpać Izraelczyków do punktu, w
którym ci się poddadzą.
Pojęcie rozwiązania dwupaństwowego umarło
dawno temu. A jednak można było je łatwo wprowadzić w życie, gdyby tylko
weteran terrorystów i przywódca Autonomii Palestyńskiej Jaser Arafat — świeżo
pozbawiony tytułu szefa mającej krew na rękach Organizacji Wyzwolenia Palestyny
— powiedział "tak" ofertom niepodległości i utworzenia państwa złożonym mu
przez byłego prezydenta Billa Clintona i ówczesnego premiera Izraela Ehuda
Baraka.
Ale po tym, jak Arafat odpowiedział na tę ofertę pokojową terrorystyczną wojną
na wyniszczenie, znaną jako Druga Intifada, większość Izraelczyków zrozumiała,
że ziemia za plany pokojowe, za które ich sprzedano, była niczym więcej niż
ziemią za terror.
Przekształcenie Gazy w państwo terrorystyczne
i wyrzutnie rakietową przeciwko izraelskim cywilom po 2005 r. tylko
potwierdziło tę smutną prawdę.
Mimo to Palestyńczycy mieli więcej możliwości i duże międzynarodowe poparcie.
Państwo palestyńskie mogło powstać, kiedy prezydent George W. Bush i ówczesny
premier Izraela Ehud Olmert złożyli jeszcze lepszą ofertę następcy Arafata
Mahmudowi Abbasowi.
I możliwość utworzenia państwa palestyńskiego była zawsze teoretyczną
możliwością podczas ośmiu lat prezydentury Baracka Obamy, który zrobił
wszystko, co mógł, by przechylić dyplomatyczne pole gry na palestyńską korzyść.
Ale po 7 października i wojnie, która
nastąpiła po nim, można śmiało powiedzieć, że państwo palestyńskie stało się
niczym więcej niż nudnym i bezsensownym konceptem politycznym, który stracił
swój termin ważności.
Co teraz czeka Palestyńczyków czy Gazę? Trudno
powiedzieć.
Trump naciskał na zawieszenie broni/uwolnienie
zakładników, które mogłoby pozostawić Hamas u władzy w Gazie. Ale jego
oświadczenia o konieczności usunięcia dużej części, jeśli nie całej, ludności
palestyńskiej w celu odbudowy tego obszaru pokazują, że nie chce on, by tak się
stało. I choć nie chce on żadnych wojen w okresie swoich rządów, to wydaje się
mało prawdopodobne, że kiedy stanie się jasne, że zawieszenie broni nie zmusi
Hamas do rozbrojenia i odsunięcia od władzy, że sprzeciwiłby się on dalszym
izraelskim wysiłkom zmierzającym do pokonania Hamasu, jak to robili Biden i
Harris. Era różnicy faz między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem również
dobiegła końca.
Jest całkiem możliwe, że Palestyńczycy w
Strefie Gazy będą nalegać na pozostanie w tym samym stanie zawieszenia, który
wybrali sobie od 1948 roku. Mogą w dalszym ciągu czekać na zniszczenie Izraela,
by potomkowie oryginalnych uchodźców mogli powrócić "do domu" do kraju, który
nigdy tak naprawdę nie istniał jako odrębne państwo palestyńskich Arabów i
nigdy nie będzie istniał.
I jest zupełnie możliwe, że pod przywództwem Hamasu lub bez niego, kultura
polityczna Palestyńczyków jest tak wypaczona i nieustępliwa, że niewielu
odważy się przyjąć ofertę Trumpa przesiedlenia, której odmawiano im przez
wszystkie te lata z obawy przed śmiercią z rąk członków Hamasu lub swoich
sąsiadów.
Ale nie powinno być żadnej wątpliwości, że
pomimo oszczerstw rzucanych na Trumpa za to, że miał czelność odrzucić
konwencjonalną mądrość polityki zagranicznej, to jest to najlepsza oferta, jaką
Palestyńczycy kiedykolwiek prawdopodobnie otrzymają.
Mogą mieć satysfakcję z obserwowania, jak
pomysł Trumpa zdycha z braku poparcia ze strony kogokolwiek poza Izraelem. Ale
alternatywą dla narodu palestyńskiego jest w dalszym ciągu żyć w nędzy i być
uważanym przez swoich przywódców, aktywistów, studentów uniwersytetu i innych,
którzy wykorzystują sytuację, tylko za przydatny jako mięso armatnie do
prowadzenia wojny z państwem żydowskim.
Trump posłał ideę państwowości palestyńskiej
tam, gdzie jest jej miejsce - na śmietnik historii. Razem z wycofaniem
dotowania UNRWA, agencji ONZ ds. uchodźców, która od 1948 r. odmawiała
przesiedlenia Palestyńczyków i przyczyniła się do kontynuacji wojny z Izraelem,
oraz niedawnego pozbawienia funduszy Agencji Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju
Międzynarodowego (USAID), której "humanitarne" projekty w podobny sposób
pomogły podtrzymać nieustępliwość Palestyńczyków, Trump zdecydowanie zmienił
politykę USA z fantazjowania na realizm.
Amerykańskie wsparcie było zawsze istotne dla
utworzenia palestyńskiego państwa. To się skończyło. Krytycy mogą to potępiać,
ile chcą, ale gorzką prawdą, której nie potrafią przyznać, jest to, że ich
alternatywy dotyczące Gazy są jeszcze bardziej nierealne i niebezpieczne, niż
Trumpa.
Polskie tłumaczenie Alex Wieseltier
https://www.jns.org/trump-plan-puts-an-end-to-the-palestinian-state-fantasy/