Iris 2
(2) Iris, czyli kto czuje się Żydem?
Niedawno temu zamieściłem na tym Forum list
Iris, która opisywała swoje problemy, spowodowane swoim mieszanym pochodzeniem
i stosunkiem jej najbliższego otoczenia. Ponieważ nasze Forum w większości
składa się z Polaków, których w taki czy inny sposób interesują stosunki
polsko-żydowskie, a ilość żydowskich uczestników, żyjących w Polsce, jest
bardzo znikoma, nie spodziewałem się zbyt wielkiego zrozumienia dla sytuacji, w
jakiej się Iris znajduje. Ale muszę przyznać, że poruszył mnie fakt, że prawie nikt
nie potępił malowania szubienicy z Gwiazdą Dawida, za to znaleźli się tacy,
którzy przyczepili się do Iris wykładni pojęcia Kresy (jakby to miało cokolwiek
zmienić). Byli nawet tacy, którzy nie chcieli uwierzyć, że coś takiego może się
w Polsce przydarzyć i uważali to za fikcję literacką. A już stwierdzenie, że
Iris pewnie na to malowanie szubienicy zasłużyła (bo nie ma dymu bez ognia!),
przebiło wszystko inne.
Ocenę powyższego zostawiam Wam samym. A tymczasem poczytajcie moją odpowiedź:
Droga Iris, ·
Nie. Nie jesteś dziwolągiem. To nie jest Twoja wina, że urodziłaś się w
rodzinie, gdzie uczucia były ważniejsze niż różnice narodowe. Po prostu część
Twojego otoczenia myśli w dalszym ciągu kategoriami rodem z IIRP. Te szubienice
na drzwiach to pewnie robota szczeniaków sąsiada, ale masz racje, że skądś te
szczeniaki musiały to wziąć. I wygląda na to, że obawa i niechęć do "obcych"
żyje w Polsce w najlepsze. I chyba jest najgłośniejsza w stosunku do osób
żydowskiego pochodzenia. I faktu tego nie zmienia, że odzwierciedla się to
tylko w głupich napisach i drukowanych lub werbalnych wypowiedziach.
Halachicznie nie jesteś Żydówką. A po krwi jesteś więcej Polką niż kimś innym.
Ale Twój wybór jest jasny i jednoznaczny. Nie dlatego, że Ci z tym łatwiej, czy
lepiej. Jesteś Żydówką z wyboru. Czy to już cała definicja Twojej osoby? Nie!
Bo czy chcesz, czy nie chcesz, to masz w sobie cechy wszystkich Twoich
przodków. Nie jestem za bardzo obeznany w specyficznych cechach ukraińskich,
ale to rozdzielanie włosa na czworo i tendencja do negatywnego odbioru tego co
się wokół Ciebie dzieje, na pewno masz po Twojej żydowskiej babce. Za to ciągłe
wdzieranie się na barykady i obrona do upadłego swojego punktu widzenia, to
ułańska fantazja odziedziczona po Twoich polskich dziadkach. I nie mów, że oni
nie mieli w sobie nic ułańskiego. Ich mogło przeskoczyć, a Ciebie nie.
Piszesz, że Polska to kraj, w którym się urodziłaś i w którym mieszkasz. Ale
Polska to coś więcej. To kraj tej wioski, gdzie spędziłaś beztroskie
dzieciństwo. To kraj Twoich ojców. To kraj Twoich matek. To była ich ojczyzna.
Tak samo jak ona była ojczyzną dla Twojej żydowskiej babki i jej całej
żydowskiej rodziny.
I słyszę Twój ukryty żal, że z powodu takich sąsiadów nie możesz się utożsamiać
z ludźmi i krajem, gdzie mieszkasz i z którego pochodzisz. Bo ja to znam z
własnego doświadczenia.
Jak wiesz, żyję w Danii od dziesiątków lat. Dla moich córek, które tu
przyjechały jako małe dzieci i wnuków, które się tutaj urodziły, to jest ich
kraj, bo oni czują się Duńczykami.
Żeby było śmieszniej, ja dla Duńczyków jestem Polakiem! Skąd pochodzisz? Z
Polski. To jesteś Polakiem! Koniec. Kropka!
A kim ja się czuję? Chyba tak, jak w tej piosence: "Jestem Duńczyk, rodem z
Rosji, Polska moich ojców kraj". Tak. Urodziłem się w Rosji w czasie wojny. I
mój pierwszy język był rosyjski. Wróciliśmy do Polski, kiedy miałem 5 lat. I
bawiąc się z dziećmi na podwórku, szybko nauczyłem się polskiego, który stał
się dla mnie nie tylko językiem porozumiewania się z innymi, ale także językiem
kultury i ideałów, którymi nasiąknąłem. Czymś normalnym i codziennym. I nie
bardzo mogłem zrozumieć, dlaczego ten znajomy Polak zachwyca się, że ja tak dobrze
mówię po polsku. Przecież żadnego innego języka nie używałem, bo moi rodzice,
chociaż rozmawiali między sobą w jidysz, zawsze mówili do mnie po polsku. Życia
uczyłem się z polskiej czytanki, z polskiej literatury, z polskiej historii i
polskich ideałów. To była moja codzienność. Uczyłem się żyć w Polsce, kochać
ten kraj i pracować dla jego dobra. Razem ze wszystkimi innymi ludźmi żyjącymi
w tym kraju. Bo mieliśmy takie samo życie, te same radości i troski. Bez
żadnego świadomego definiowania czułem się członkiem polskiej wspólnoty. Ludzi
żyjących w kraju nazywanym Polska. I byłem z tego dumny. Byłem dumny ze
wszystkiego, co dobre i polskie. Byłem dumny z każdego osiągnięcia, trąbionego
w prasie i w radiu. I dumny z polskich sportowców, którzy zdobywali złote
medale olimpijskie i bili rekordy świata. I cieszyłem się, kiedy podopieczni
Feliksa Sztama tłukli na mistrzostwach Europy rosyjskich bokserów, którzy byli
okrzyknięci faworytami turnieju.
I może Cię zdziwiło, że nigdzie nie napisałem, że czułem się Polakiem. Bo
zawsze wiedziałem, że jestem Żydem. Nie dlatego, że moi rodzice mówili ze sobą
po żydowsku. Ta nasza żydowskość była zawsze stonowana. Ojciec trzymał w domu
Seder (Paschę), na który zapraszało się żydowskich znajomych. I chodził do
synagogi raz w roku na Jom Kipur. Rodzice nigdy nie opuścili okazji pójścia na
przedstawienia lub koncerty żydowskie, dopóki takowe się odbywały. Ale mnie nie
uczono w domu ani judaizmu, ani żydowskich tradycji. Ja miałem być Polakiem
wtopionym w otoczenie. Nie mieszkaliśmy w zbiorowisku żydowskim i wszyscy
koledzy z podwórka to byli Polacy. Nawet te żydowskie dzieci, które chodziły do
mojej klasy, nie miały w sobie nic, co by wskazywało na ich narodową inność.
To, że byli Żydami, wiedziałem tylko dlatego, że mieli nie polskobrzmiące
nazwiska. I nawet nie można powiedzieć, że z tego powodu trzymaliśmy się razem.
Owszem. Moim pierwszym, najlepszym kolegą w szkole był Saszka. Też Żyd. To
jego, ojciec koleżanki wyzwał od "parszywych żydziaków". To było nieprzyjemne,
choć sam incydent był spowodowany tym, że Saszka dosyć często ciągnął Ewkę za
warkoczyki. Saszka jakoś zniknął po 56 roku i mój następny najlepszy kolega
szkolny to był Polak. Ta przyjaźń rozleciała się nagle po drugim roku studiów,
kiedy on postanowił się zapisać do partii i robić karierę. I po prostu przestał
się do mnie odzywać. Przeżyłem to nawet bezboleśnie, bo i tak miałem pełno
kolegów i znajomych.
Moje pochodzenie normalnie nie miało znaczenia. Chociaż to się od czasu do
czasu odczuwało. Taki głupi przypadek, gdzie matka koleżanki, patrząc na moje
ręce, powiedziała, że to typowe kupieckie ręce. A ja, zamiast się zapytać, skąd
ona zna tak dobrze jak kupieckie ręce wyglądają, lub odpowiedzieć, że nie każdy
może mieć ręce Artura Rubinsteina, po prostu zgłupiałem! Albo ten facet co przyszedł
z czymś do ojca: "Ja znałem przed wojną jednego z waszych. Żyd. Ale porządny!".
Jakby znać "porządnego" Żyda było czymś nadzwyczajnym!
Jedna z moich dziewczyn powiedziała mi kiedyś, że smutno jej się zrobiło, jak
sobie uzmysłowiła, że jak wyjdzie za mnie, to straci jedną bardzo dobrą
koleżankę. Bo w domu pana doktora, ojca koleżanki, Żydów przyjmowało się tylko od
schodów kuchennych! Była bardzo smutna, ale nie wyglądało na to, żeby uważała
postepowanie pana doktora za mało właściwe. Ona wspomniała o tym, aby unaocznić
mi z czego ona rezygnuje z miłości do mnie! Ona miała za to inny problem. A
mianowicie, czy można znaleźć księdza, który udzieli jej katolickiego ślubu z nie-katolikiem.
Bo ja, co prawda judaizmu nie uprawiałem, ale jako młody ateista nie uznawałem
żadnej religii. I o żadnym chrzcie, nawet dla formy, nie chciałem słyszeć.
Potem się dowiedziałem, że ona dyskutowała sprawę dzieci ze swoją matką (nie ze
mną!). I stwierdziły, że to nie problem, bo dzieci będzie można ochrzcić po
cichu! Być może miałbym to w dużym poszanowaniu, bo jakbym się zdecydował z nią
pobrać, to chrzest dzieci byłby pewnie jednym z mniejszych problemów. Na
szczęście dla nas obojga nic z tego nie wyszło.
Nie mówię tutaj o antysemickich dowcipach, bo bardzo rzadko były one na
poziomie, który mógł mnie dotknąć, chociaż słuchanie ich nigdy do przyjemności
nie należało.
Powiedzmy sobie, że żyłem spokojnie wśród ludzi, z którymi dzieliłem te same
zainteresowania i większość poglądów. Moje pochodzenie nie przeszkadzało mi
czuć się integralnym członkiem polskiego społeczeństwa, z pełną świadomością
tego, że jestem Żydem. Można powiedzieć, że byłem tak "wtopiony", że uważałem
ten cały żydowski pęd do opuszczania kraju po 68 roku za jakąś chorą panikę,
spowodowaną w większości przypadków utratą posadek, lub niezdaniem egzaminu
wstępnego. Nawet to, że wywalono mnie z uczelni, nie zmieniło mojego
nastawienia. Bo przez te wszystkie lata byłem przyzwyczajony, że bycie Żydem w
Polsce może się wiązać z jakimiś drobnymi nieprzyjemnościami, które nie powinny
przesłaniać pozytywów życia w tym kraju. Przykre było to, że większość moich kolegów
i znajomych traktowała oficjalną nagonkę na Żydów jako coś normalnego i dziwiła
się, że jeszcze tu jestem. Dopiero po początkowej gierkowskiej euforii
zobaczyłem, że wszystko wraca do starego. I zadałem sobie pytanie, czy moje
dzieci mają być na to samo narażone. Tylko dlatego, że urodziły się w rodzinie
żydowskiego pochodzenia. I to przeważyło. Nie lepsza i łatwiejsza przyszłość.
Tylko troska o moje dzieci i ich przyszłość. I dlatego opuściłem ten kraj na
zawsze.
Wracając do tematu czucia się Polakiem próbuję porównać siebie do tych, co
wyjechali po 68 roku i którzy twierdzili, że czuli się Polakami, a ówczesna
nagonka antyżydowska uznała ich za "obcych" i "odebrała" im ojczyznę. Tak na
dobrą sprawę i ja, i oni mieliśmy taki sam stosunek do Polski i byliśmy takimi
samymi polskimi patriotami. Tyle tylko, że oni się czuli Polakami, a ja czułem
się Żydem. I moja wygrana polegała na tym, że mi nie odebrano polskiej
tożsamości. Może dlatego ja mogę mówić o tych sprawach z dystansem, a ich
stosunek jest w dalszym ciągu nasączony emocjami i niektórzy z nich mają do
dzisiaj pretensje do Polski i Polaków.
Jaki jest teraz mój stosunek do Polski i Polaków? Nie. Ja nie mam do nich
jakichś tam pretensji. Po tylu latach to nawet mi się nie chce myśleć o tych,
do których mógłbym takowe mieć. Polska, to w dalszym ciągu kraj moich przodków.
To kraj mojego dzieciństwa i młodości. Więc w pewnym sensie czuję w dalszym
ciągu jakąś więź. Ale to już nie jest mój kraj.
Więc jak to jest? Czy będąc Żydem można się czuć Polakiem? Czy jest konieczne
dla Żyda w Polsce czuć się Polakiem, żeby być zaakceptowanym? Czy samo poczucie
jedności z krajem i jego ludźmi, bez zatracania swojej tożsamości nie
wystarcza? Więcej pytań niż odpowiedzi. I jak to było i jest z tym żydostwem w
Polsce? Ale o tym pogadamy w następnym liście.
Pozdrowienia.
Alex
Alex Wieseltier
Styczeń 2021