Gwałt to obrona?
Gwałt to obrona, a pagery to ludobójstwo
Daniel Greenfield, 29 września 2024 r. / JNS
Mit, że problemem jest taktyka
Izraela, a nie jego istnienie, umarł wraz z zamordowanymi
rodzinami żydowskimi 7 października 2023 r. i terrorystami z Hezbollahu
zabitymi przez pagery 17 września 2024 r.
Zaraz potem jak
zaszyfrowane urządzenia komunikacyjne rozdawane członkom islamskiej grupy
dżihadystów zaczęły eksplodować, eksperci od praw człowieka i Organizacja
Narodów Zjednoczonych zaczęli potępiać największy pojedynczy atak skierowany na
grupę terrorystyczną, jako naruszenie prawa międzynarodowego. Te same
organizacje i aktywiści nie mieli nic do powiedzenia na temat ataków
rakietowych Hezbollahu na izraelskie miasta i wsie, które zamieniły dziesiątki
tysięcy Żydów w uchodźców we własnym kraju.
Nie ma legalnego
sposobu, by Izrael (lub jakikolwiek kraj niemuzułmański) zabił islamskiego
terrorystę. Żadna ilość ostrzeżeń, telefonów, ulotek i pocisków ostrzegawczych
uderzających w dach nie była wystarczającym środkiem zapobiegawczym. Nawet
operacje ratowania zakładników zostały potępione za zabijanie terrorystów,
którzy, jak to zwykle podają pracownicy służby zdrowia Hamasu, zamienili się w
niewinne dzieci.
Nie ma też czegoś
takiego jak nielegalny muzułmański sposób mordowania Żydów. 7 października to
udowodnił. Prawie rok później grupy islamskie nadal świętują orgię rzezi,
porwań i gwałtów. Demokratyczni Socjaliści Ameryki, którzy szczycą się pięcioma
sprzymierzonymi członkami Kongresu, w tym Rep. Rashidą Tlaib, zaczęli argumentować
na rzecz "zbrojnego oporu" i Hamasu.
Więcej Demokratów
potępiło w mediach społecznościowych karykaturę Detroit News, która sugerowała,
że poparcie Tlaib dla terroryzmu mogło sprawić, że niepokoi ją bardziej jej
pager, niż dwa ostatnie muzułmańskie spiski terrorystyczne mające na celu
masakrę Żydów w synagogach w Las Vegas i Nowym Jorku. Demokratyczny
establishment polityczny najwyraźniej nie potrafi potępić islamskich grup
atakujących synagogi i maszerujących ulicami, chwaląc gwałty i morderstwa
Żydów.
Liberalny
establishment akceptuje racje islamskiego terroryzmu, ale odrzuca racje
izraelskie.
Dlatego, jeśli
chodzi o islamski terroryzm, kładzie on nacisk na powód, a nie na taktykę, ale
jeśli chodzi o Izrael, kładzie nacisk na taktykę, a nie na powód. Każda
izraelska taktyka jest nielegalna, ponieważ powód, państwo żydowskie, jest
nielegalny, a żadna islamska taktyka nie jest nigdy naprawdę nielegalna,
ponieważ cel dżihadu, którym jest zastąpienie Izraela państwem islamskim, jest
legalny.
Bez względu na to,
jak często arabscy muzułmańscy najeźdźcy okupujący części Gazy i Zachodniego
Brzegu przysięgają wierność terrorowi, mówi się nam, że ich ostateczny cel jest
sprawiedliwy i nieunikniony. I że zabójstwa, porwania i gwałty nie
odzwierciedlają prawdziwej moralnej prawości tego celu.
Za każdym razem,
kiedy Izrael eliminuje terrorystę, media łączą to z żydowską "okupacją" tych
części Izraela, których terroryści żądają dla siebie. Ponieważ istnienie
Izraela jest błędem, każda taktyka, której on używa, by walczyć z terrorystami
próbującymi przejąć władzę, jest naruszeniem praw człowieka.
Marksistowskie
tłumy na ulicy są przynajmniej szczere co do swojej orientacji ideologicznej.
Definiują wszystkich Żydów mieszkających w Izraelu, jako "osadników", którzy
będą celem ludobójstwa. To, czy Izrael eliminuje swoich wrogów, atakując ich
przy pomocy dronów, wybuchających pagerów czy odtwarzanych w nieskończoność
piosenek Barneya (https://www.youtube.com/watch?v=uWgNblMLEPg ) nie ma
większego znaczenia, chyba że jako użyteczny materiał propagandowy wzywający do
unicestwienia Izraela.
Liberalny
antyizraelski establishment w Waszyngtonie, grupy praw człowieka i media
zagrały cynicznie, skupiając się na taktyce Izraela, jakby faktycznie
obchodziło ich, w jaki sposób Izrael eliminuje terrorystów i jakby istniały
jakiekolwiek środki na wyeliminowanie terrorystów, które zyskałyby ich
aprobatę. Generacja izraelskiego wojska, forsującą wszystkie możliwe
przeszkody, spowodowała tylko bardziej gniewne i świętoszkowate potępienia za
każdym razem, gdy kolejny terrorysta gryzie ziemie.
Izrael zmarnował
życie wielu swoich żołnierzy i cywilów w nadziei na osiągnięcie jakiejś
fantomowej "czystości walki", która obejmowała rozbudowany proces zatwierdzania
ataków, który sparaliżował jego reakcję powietrzną 7 października. Później było
raz lepiej, raz gorzej. Atak pagerowy był genialnie skalkulowany, a mimo to
sparaliżowany przez obsesyjną potrzebę wyeliminowania konkretnych celów,
zamiast zadania jak największych szkód terrorystom z Hezbollahu.
Staranne wysiłki
monitorowania terrorystów dla minimalizacji szkód ubocznych i skupieniu się na
konkretnych celach, nie zmieniły nieuniknionych potępień, które padły na
Izrael.
Prawdziwą lekcją
płynącą z ataków pagerowych było to, że nowatorski izraelski atak na islamskich
terrorystów zostanie przyjęty z aplauzem przez właściwych ludzi i potępiony
przez niewłaściwych. Izraelska hasbara (public relations) to zasadniczo błędna
próba wyjaśnienia potrzeby wojny, gdzie załamywanie rąk sygnalizuje słabość i
poczucie winy. To, co sprawia, że ludzie wiwatują na cześć Izraela, to jego
osiągnięcia, wygranie wojny w przeciągu sześciu dni, uratowanie zakładników z
Afryki, wykończenie islamskiego programu nuklearnego 4 lipca i zdetonowanie
urządzeń komunikacyjnych grupy terrorystycznej odpowiedzialnej za zabicie
Amerykanów.
Nikt, poza
pojedynczymi ekspertami wojskowymi, którzy zwiedzają pole bitwy, nie jest pod
wrażeniem powściągliwości Izraela. A ta powściągliwość nie przyniesie ani
jednego ustępstwa ze strony tego samego establishmentu, który nie potrafi
potępić po imieniu tłumów machających flagami Hamasu i atakujących żydowskich
studentów.
Izrael jest
trzymany na uwięzi, próbując pozyskać tych, których nie da się pozyskać. Duża
część liberalnego establishmentu albo się zradykalizowała, stając się na stałe
przeciwniczką Izraela, albo stała się wspólnikiem tych, którzy to robią. Jedyna
narracja, którą ona zaakceptuje, wymaga likwidacji Izraela kawałek po kawałku i
rozdania ich islamskim terrorystom w zamian za pokój.
To, że pokój nigdy
nie nadszedł, że negocjacje są bezwartościowe i że jedynym produktem dwóch
pokoleń ustępstw jest niekończąca się wojna, nie zmieni ani jednego z ich
umysłów. Podobnie jak ujawnienie, że Hamas planował zamordować izraelskich
zakładników przed przekazaniem ich w zamian za żywych muzułmańskich
terrorystów, prawie nie było w mediach omawiane.
Po dziewięciu
miesiącach domagania się zawarcia za wszelką cenę umowy z Hamasem,
administracja Bidena w końcu zdecydowała, że ta grupa terrorystyczna nie
traktuje tego poważnie. Ale ta wiadomość nie zmieniła punktu widzenia Kamali
Harris o pilnej potrzebie zakończenia wojny i zawarcia porozumienia. Nie zmieni
to również jej polityki, jeśli będzie w stanie przestać mówić i zacznie ustalać
warunki. Izrael jest w rozterce między potrzebą zrównoważenia wygranych wojen z
pozyskaniem opinii publicznej. Ale opinia publiczna establishmentu nigdy nie
była możliwa do wygrania. A jeśli jest, to można ją zdobyć tylko wygrywając
wojny. Decydenci polityczni administracji Bidena nigdy tego nie przyznają, ale
byli oni o wiele bardziej pod wrażeniem ataków na pagery niż tymi 9 miesiącami
negocjacji. To samo dotyczy krajów arabsko-muzułmańskich, które gardzą
Hezbollahem i boją się Iranu.
Zaden z nich nie
szanuje słabości, szanują tylko siłę.
Izrael nigdy nie
uzyska nawet niechętnej akceptacji tych, którzy wierzą, że gwałt to obrona, a
pagery to ludobójstwo. Dostosowanie taktyk wojskowych do takich oskarżeń
doprowadziło do pętli defetyzmu, która osiągnęła punkt kulminacyjny w
śmiercionośnej infiltracji, inwazji i masakrach 7 października. Lepiej, żeby
Izrael był aktorem na arenie światowej, pokazując swoją siłę, a nie swoja
słabość. Jeden Pagergeddon był wart setki dokumentów i wystaw o nieszczęśliwych
ofiarach muzycznego festiwalu Nova, dla ducha, bezpieczeństwa narodowego i
reputacji narodu wyrosłego na odrzuceniu bezradności i bycia ofiarą długiego
uchodźctwa.
7 października
wywołał mroczną radość ruchu, który wierzy, że może czuć posmak zniszczenia
Izraela. Protesty z powodu niewinności i byciu ofiarą tylko podsycają jego
triumfalizm. To, czego ten ruch się boi, to nie dokumentacji okrucieństw 7
października, ale zniszczenie jego armii dżihadystów.
Problemem nigdy nie
była taktyka Izraela, ale istnienie Izraela. Jedynym sposobem na zwycięstwo…
jest zwycięstwo.
Polskie tłumaczenie Alex Wieseltier
https://www.jns.org/rape-is-resistance-and-beepers-are-genocide/