DUŃSKI „SKRZYPEK NA DACHU”
DUŃSKI „SKRZYPEK NA DACHU”
Jak co roku, w ramach ukulturalniania rodziny, wybraliśmy
się do teatru. I jak co roku młode pokolenie wybrało przedstawienie i załatwiło
logistykę. Starsze pokolenie to tylko uczestnictwo i zapewnienie środków do
przeprowadzenia przedsięwzięcia.
W tym roku wybór padł na „Skrzypka na dachu".
No cóż. Od szkolnego przedstawienia, gdzie moja
starsza córa grała tego skrzypka na dachu, minęło ćwierć wieku z okładem. Wiec
czego się można było spodziewać od duńskiego wystawienia tego spektaklu? Jaka
będzie reakcja duńskiej publiczności?
Początek to sielanka żydowskiego społeczeństwa w
deskami zabitej wsi, zwanej Anatewka.
Tańczący Żydzi przypominający starą żydowską
piosenkę „Kiedy rebe tańczy, kiedy rebe tańczy, tańczą wszyscy chasydzi...".
Idylla szabatu z kobiecymi dłońmi nad
szabasowymi świecami, prawie fizycznie dotykającymi moje żydowskie serce.
I Tewje Mleczarz dyskutujący jednostronnie z
Najwyższym.
Wszystko znane. Powtarzające się z tygodnia na
tydzień, z roku na rok. Tradycja.
Ale nawet w Anatewce nie można uniknąć zmian.
A Najwyższy Tewjego jakoś nie kwapi się do
utrzymania tradycyjnej równowagi.
I jak zwykle zostawia swój „Naród wybrany” na
pastwę losu, który nie zawsze jest dlań przychylny.
Kulawy koń, którego rolę Tewje musi przejąć, to
tylko preludium.
Ojcowska miłość zmusza Tewje do złamania danego
słowa.
Bo szczęście córki waży więcej niż jego honor.
Choć to oznacza, że córka zamiast wyjść za mąż za dobrze usytuowanego, starego
Żyda, wyjdzie za młodego krawca-gołodupca, którego nie stać nawet na maszynę do
szycia.
Cieszymy się jednak ich szczęściem i weselem,
które zostaje przerwane przez pogromową burdę, sterowaną przez miejscowego
policmajstra.
I to nie dlatego, że jest on antysemitą. On
tylko spełnia oczekiwania władzy i otoczenia.
Jeśli Tewje spełnia życzenie jednej córy, to jak
on może odmówić drugiej córce, która zakochuje się w człowieku który, pomimo
swego żydowskiego pochodzenia, chce „naprawić” świat i zburzyć istniejący,
tradycyjny porządek rzeczy?
Tewje może tylko patrzeć na córkę wsiadającą do
pociągu, który powiezie ją do ukochanego, skazanego na wygnanie na Sybir.
Koniec nieszczęść? O nie! Te pierwsze dwa to
niewinne prztyczki w nos.
Trzecia córka zupełnie stracona. Nie istnieje.
Wyszła za goja. I wzięli ślub w kościele!
Tewjego końcowe błogosławieństwo, to pewnie
duńska odmiana tekstu, bo w oryginalnej wersji takiego wolnomyślicielstwa sobie
nie przypominam.
Wielkie nieszczęścia chodzą parami.
Wszyscy Żydzi mają opuścić Anatewkę. Ba! Nie
tylko Anatewkę.
Odgórny rozkaz. Jeszcze jeden kawałek Ziemi ma
być „judenrein"!
Jak reagują Żydzi? Prawie ze stoickim spokojem.
Jeszcze raz w diasporze. Jeszcze raz w drogę.
Do innego, lepszego świata. Świata nieznanego,
ale z poświatą nadziei.
Kurtyna.
Bardzo wzruszające, dowcipne i ciągle aktualne przedstawienie,
gdzie grający główną rolę Tommy Kenter jest rzeczywiście godny podziwu.
Podekscytowana publiczność nagrodziła aktorów długim,
stojącymi oklaskami.
Ale widok mojej, wzruszonej do łez, młodszej
córy, której jej żydowskie pochodzenie do niedawna nic nie mówiło, pobił
wszystko na głowę.
Alex Wieseltier
November 2019