CYLA
CYLA
Więc się jednak rozwodzisz? Ja wiedziałem, że to całe chodzenie do psychologa jest psu na budę. Co ja ci mogę powiedzieć? Jesteś stary byk po czterdziestce, to nie spodziewaj się ojcowskich rad. Tak z ręką na sercu, to czy ty w tym wszystkim jesteś to niewinne ciele, które nagle podstawili pod nóż? No sam widzisz!
Z tego wszystkiego to najbardziej żal mi Anulki. Tak. Tak. Wiem. Macie umowę.
Tylko czy zapytaliście się swojej córki, czy to jej odpowiada? Czy dzieci i
ryby głosu nie mają? I nie wychodź mi z tym, co ja robiłem jako ojciec. Ja się
nie rozwiodłem.
Mówisz, że życie jest pełne niespodzianek? Że
czujesz się pokrzywdzony przez los?
Co ty wiesz o krzywdach? Co Ty wiesz o losie?
Ten wyjazd z Polski? A źle ci tutaj? Ktoś Cię wyzywa? Szykanują Cię w pracy?
Sąsiedzi się krzywo patrzą?
Że życie ci nie wyszło? Że ja to szczęściarz i od razu moje szczęście
znalazłem? Rzeczywiście z twoją mamą zawsze się zgadzaliśmy i było nam dobrze.
Ona nie zawsze była taka znowu słodka. Potrafiła mi wypomnieć coś, co zdarzyło
się kupę lat wcześniej i drążyć tym dziurę w brzuchu do upadłego. I żeby to
było coś rzeczywiście poważnego. Ale jej tego nie można było wytłumaczyć.
Czasami to jej nie mogłem znieść. Czasami jej bardzo nie lubiłem. Ale zawsze ją
kochałem. Chociaż to nie była moja pierwsza miłość.
Nigdy tego nikomu nie opowiadałem. Chcesz
wiedzieć? No to posłuchaj.
Przed wojną mieszkałem w małym miasteczku
niedaleko Ojcowa. Nasza rodzina była z tych biednych, ale mnie wysłali, żebym
się uczył w Krakowie. Nasz rabin w miasteczku był bardzo konserwatywny i miał
ojcu trochę za złe, że ojciec nie posłał mnie do jesziwy, ale do normalnej
polskiej szkoły. No i rzeczywiście, jak wracałem do miasteczka, to wyglądałem i
zachowywałem się jak szajgec. Ojciec też nad tym ubolewał, ale to on
przecież posłał mnie do szkoły, więc, jak to mówią, cierpiał w milczeniu.
Tak znowu sztywno to u nas w miasteczku nie było. Bundowcy organizowali również
życie kulturalne w miasteczku. Przyjeżdżały jakieś trupy teatralne i dawały
przedstawienia w jidysz. No i organizowano wieczory muzyczne, gdzie młodzież
mogła sobie od czasu do czasu potańczyć. Tam się mogła spotkać żydowska
młodzież bez względu na to, jakie poglądy i jak religijni byli ich rodzice.
Oczywiście dzieci tych bardziej religijnych robiły to po cichu, bez wiedzy
rodziców. I tam właśnie poznałem Cylę. Ja jej też wpadłem w oko. Ona
przychodziła tam nieczęsto, bo jej ojciec to był ten rabin. Ale wiesz, jak to
jest. Jak młodych ciągnie, to zawsze coś wymyślą.
Po jakimś czasie to z Cylą zrobiło się poważne.
Zaczęliśmy się spotykać bez tych wieczorów muzycznych. Oczywiście po cichu. Bo
to nie tylko chodziło o jej ojca, rabina. Mój ojciec, jak się dowiedział, że ja
się spotykam z córką rabina, to mi surowo tego zabronił! Że niby za wysokie
progi! Że rabin to puryc (pan) a my gołodupce! Tak. Podział klasowy to
był trzymany nie tylko ze strony tych posiadających. Ta religijna biedota
żydowska też znała swoje miejsce! To, że ja miałem dobre wykształcenie, nie
miało żadnego znaczenia.
Ale my spotykaliśmy się w dalszym ciągu. I
tańczyliśmy na wieczorkach tanecznych. Czasami bardzo blisko. Ktoś by nawet
powiedział za blisko. Znalazłem u Cyli taki specjalny punkt. Nie G-punkt
idioto! To nie były te czasy! Zupełnie przypadkowo odkryłem, że jak Cylę
dotykało się w pewnym miejscu pod lewa łopatką, to przez nią jakby prąd
przechodził i tak jakby ją paraliżowało na chwilę, a lewa noga dostawała takich
dziwnych dygotek w łydce. Jak już byliśmy ze sobą tak naprawdę, to często to
robiłem, a ona biedula nawet nie mogła się bronić! Ale to nasze randkowanie
skończyło się gwałtownie, jak rabin się o tym dowiedział. Mój ojciec został do
niego wezwany, a rabin wysłał Cylę do krewnych. Potem się dowiedziałem, że była
do wybuchu wojny w Warszawie, ale wtedy wyglądało na to, że się pod ziemie
zapadła. Bardzo to przeżywałem.
No i przyszła wojna. Cyla wróciła do miasteczka.
A Niemcy zagonili wszystkich Żydów do getta. Tam się znowu spotkałem z Cylą.
Rabin to już nie miał tak dużo do gadania. Czasy były ciężkie, a my byliśmy
młodzi. I nawet przestaliśmy się ukrywać, że jesteśmy parą. Tyle tylko, że Niemcy mieli Żydów za nic. Codziennie jakieś trupy, problemy z żywnością i
niepewna przyszłość. Postanowiliśmy z Cylą uciec. Ponoć można było za pieniądze
przeszwarcować się do Rosjan. Rabin, ojciec Cyli, początkowo był przeciwny. "Bóg
jest wszechmogący i w nim nadzieja". Ale w końcu dał nam pieniądze na ucieczkę.
Ale najpierw zrobili nam ślub. Z chupą i z tym wszystkim. To był jedyny raz,
kiedy widziałem mojego ojca rozpromienionego. Pierwszy i potem się okazało
ostatni raz w życiu. Bo pomyśl! Został powinowatym samego rabina! Takie jichys!
Ale jak Cyli chcieli obciąć włosy, to stanęliśmy okoniem! A jej włosy to miały
specyficzny kolor. Nie czarny. Ale taki ciemno kakaowy brąz. I w dotyku były
jak jedwab. Po tym i po specyficznym zapachu jej skóry mogłem ją poznać z zamkniętymi
oczami. Ten ostry, specyficzny zapach w moim nosie pamiętam do dziś.
Do rosyjskiej granicy wędrowaliśmy prawie
tydzień. Potem musiałem znaleźć tych, którzy mieli nas przeprowadzić. Okazało
się, że my nie byliśmy jedyni, którzy chcieli się wydostać spod niemieckiej
okupacji. I trzeba było czekać, aż przyjdzie na nas kolej. Na szczęście
mieliśmy pieniądze i było gdzie przeczekać. A nam, młodym zaraz po ślubie, to
nawet nie za bardzo przeszkadzało.
No i przyszła na nas kolej. Ten szmugler
powiedział, że może tej nocy przeprowadzić tylko cztery osoby. My byliśmy
ostatni. Coś tam było nie w porządku i szmugler powiedział, że może nas
przeprowadzić tylko pojedynczo. Uzgodniliśmy, że on najpierw przeprowadzi Cylę,
a potem przyjdzie po mnie. Dziesięć minut potem jak oni poszli, usłyszałem
jakieś szczekanie psów, jakieś krzyki i strzały karabinowe. I nagle zauważyłem
nadjeżdżającą ciężarówkę pełną niemieckich żołnierzy. Mogłem uciec, ale balem
się, że mnie zauważą. A poza tym czekałem na tego szmuglera, żeby się
dowiedzieć, jak poszło z Cylą. Nie wrócił. Wróciłem do wioski i następnego dnia
dowiedziałem się, że była strzelanina i z rosyjskiej i z niemieckiej strony i
że mój szmugler został zabity. Co się stało z jego uciekinierami, nikt nie
wiedział. Ale podobno było tam więcej trupów. Punkt przerzutu był spalony. Nie
wiedziałem gdzie iść, a wracać nie miałem gdzie. Błąkałem się tam przez dwa
miesiące. Potem trafiłem do partyzantów i tam przeżyłem do wyzwolenia. Do
miasteczka wróciłem tylko po to, żeby się dowiedzieć, że wszystkich pozostałych
przy życiu gdzieś wywieziono. Próbowałem się czegoś dowiedzieć w ośrodku
informacyjnym w Lodzi. Tam spotkałem twoją mamę. Była też jak ja samotna. Żadne
z nas nie miało na kogo czekać. Pobraliśmy się i ja dostałem prace w zarządzie
miasta. Kiedyś urządzono bankiet pożegnalny dla rosyjskich oficerów, którzy
dostali rozkaz powrotu do Sojuza. Na bankiecie dostaliśmy miejsce przy stole,
przy którym siedział jeden z tych rosyjskich kapitanów z żoną. Jak usiedliśmy
przy stole, to poczułem jakiś znajomy zapach. Spojrzałem na żonę kapitana i
zdrętwiałem! Ona miała błyszczące, kakaowo-brązowe włosy! Poprosiłem ją do
tańca. Ona kiwnęła przyzwalająco głową i tańczyliśmy jak gdyby nigdy nic. Ale
te włosy! Ten zapach! Spróbowałem ten stary trick pod lewą łopatką. Ją jakby
sparaliżowało i jej lewa łydka zaczęła się dziwnie trząść! Objąłem ją i
powiedziałem do ucha "Cyla!". A ona krzyknęła "Nie!" I uciekła z sali. Ani jej,
ani kapitana nie widzieliśmy do końca bankietu. Następnego dnia już ich nie
było w jednostce. Zresztą cały kontyngent tych oficerów z przyległościami
odjechał z samego rana. Tyle się dowiedziałem od jednego z tych nowych
rosyjskich oficerów, którzy przyjechali na podmianę.
Czy jej potem szukałem? Nie. Ty już się wtedy urodziłeś.
To co? Miałem rozbijać jeszcze jedną rodzinę, nie wiedząc, czy nawet jak ją
znajdę, to coś z tego będzie?
Nie! Do spraw zamkniętych losem się nie wraca. Chyba tylko po porażkę.
I jakoś to przeżyłem. Więc nie przychodź tu do mnie i nie narzekaj.
Alex Wieseltier
Kwiecień 2020