BABCIA
BABCIA
(tłumaczone z angielskiego
oryginału)
Co Pani powiedziała? Czy to było po polsku?
Niestety, nie mówię po polsku, ale trochę
rozumiem.
W porządku. Kto Pani to powiedział?
Morris? Mój bratanek? Mogłam się tego domyśleć!
Ten chłopiec zawsze miał jakieś dziwne
wyobrażenia!
OK. Nie wszystko to, co mówił, jest prawdziwe.
Może część.
Jakieś pięćdziesiąt procent. Bo to tylko to o
moim dziadku jest prawda.
Tak. I dziadek i babcia byli z Polski.
Ale tylko jedno z nich można nazwać ocalonym z
Holokaustu.
Bo tylko mój dziadek był Żydem, a moja babcia
nie.
To było dużym problemem przez jakiś czas.
Zwłaszcza tuż po przybyciu moich dziadków do Ameryki. Kiedy oni tu przybyli, to
zupełnie nie znali angielskiego. Mój dziadek znał biegle jidysz i dzięki temu mógł
nawiązać kontakt z tutejszą społecznością żydowską i bardzo szybko znalazł
pracę. Moja babcia do końca życia miała problemy z angielskim. Naszym rodzinnym
żartem było, że babcia zawsze była lepsza do jidysz niż do angielskiego i że
zawsze była bardziej koszerna niż my. Chociaż ona była prawdziwą gojką, a my
przynajmniej w połowie lub więcej Żydami. Ona nigdy nie przeszła konwersji, ale
mój ojciec i jego brat zostali wychowani jako Żydzi.
Moja babcia prowadziła coś w rodzaju żydowskiego
domu, chociaż nie można było nas nazwać religijnymi. Mój ojciec i wujek mieli
bar micwę. A moja siostra i ja też miałyśmy rodzaj bat micwy. Mój ojciec
traktował to przez jakiś czas poważniej niż dziadek, ale to wszystko robiono
tylko ze względu na ludzi z sąsiedztwa, które w tym czasie było prawie w 100%
żydowskie. Pani rozumie. Kiedy wejdziesz miedzy wrony...
Ale wydaje mi się, że nie jest to temat, który
Panią interesuje.
Co ja mogę powiedzieć o życiu moich dziadków w
Polsce podczas wojny?
Mój dziadek nigdy o tym nie mówił. Trochę wiem o
tym od mojej babci. Ale ona mówiła o tym ze mną tylko jeden raz. Tuż przed jej
śmiercią.
Nie można powiedzieć, że to była osoba
szczęśliwa. Wyglądało na to, że ona nigdy nie znalazła swojego miejsca w
Ameryce. Tak jakby była sama na świecie. Zwłaszcza po śmierci dziadka.
Szczególnie, że rodzina jakoś się jej wstydziła.
Ona była prostą kobietą i miała trudności z prowadzeniem normalnej rozmowy po
angielsku. Tylko ja znalazłam z nią wspólny język. Ale i to stało się bardzo
późno. Dopiero na kilka lat przed jej śmiercią. Muszę się przyznać, że my, jej
dzieci i wnuki, mieliśmy trudności ze zrozumieniem jej. A kiedy musieliśmy
dziadków odwiedzić, woleliśmy rozmawiać z dziadkiem. Ja i ona zbliżyłyśmy się
bardziej, kiedy ona została sama po śmierci dziadka. Ale ona nigdy nie
narzekała. Kiedyś mi powiedziała, że powodem wszystkiego, co robiła, była jej
miłość do mojego dziadka. I że ona nigdy nie była pewna, czy on poślubił ją
tylko z wdzięczności, czy z miłości.
Nigdy nie opowiadałam jej historii, bo to bardzo
wyjątkowa historia.
Babcia mieszkała ze swoimi rodzicami w małym miasteczku. Miała starszego brata,
który był w jakiejś szajce i nie mieszkał z nimi. Mój dziadek mieszkał z
rodziną w sąsiedztwie. Ale rodzina dziadka była znacznie lepiej usytuowana niż
rodzina mojej babci. Jej matka sprzątała w domu dziadka. Moja babcia była tam z
matka kilka razy, jako mała dziewczynka, a kiedy podrosła, pomagała tam matce.
To właśnie wtedy zobaczyła tam mojego dziadka. Nie była to oczywiście żadna
znajomość, ale oboje wiedzieli, kto jest kto. Mój dziadek był sześć lat starszy
od mojej babci. Kiedy Niemcy zaatakowali Polskę, ona miała szesnaście lat, a on
dwadzieścia dwa. Ona skończyła swoją edukację w szkole podstawowej, a mój
dziadek, po liceum, zaczął studiować prawo.
Początkowo wojna niewiele zmieniła w życiu mojej
babci i jej rodziny, ale dziadek przerwał studia i powrócił do miasta, by
być razem z rodziną.
Potem się zaczęło. Żydzi w mieście otrzymali nakaz
przeniesienia się do specjalnego obszaru zwanego gettem. Mój dziadek i jego
rodzina również musieli się tam przenieść. Najpierw Żydzi mogli wychodzić z
getta, jeśli mieli jakieś ważne powody lub zezwolenie. Po jakimś czasie życie
Żydów w getcie stało się trudniejsze. Getto otoczono murem, a przy bramach wejściowych
postawiono straż. Żydzi nadal próbowali wyjść, bo sytuacja z żywnością w getcie
stała się krytyczna. Problemem byli nie tylko niemieccy żołnierze, żandarmi czy
granatowa policja. Żydzi byli również prześladowani przez szajki założone z
młodziaków, którzy żądali od nich pieniędzy. Były też takie szajki, które nie
ograniczały się do szantażowania Żydów i rabowania pieniędzy. Zdarzały się
przypadki, gdzie po zrabowaniu wszystkich kosztowności Żyd był bity. Tak mocno,
że niektórzy z nich umierali potem leżąc na ulicy.
W połowie 1942 r. Niemcy zaczęli na dobre opróżniać getto. Żydów wywożono w
bydlęcych wagonach.
Pewnego popołudnia babcia była po drodze do
domu, kiedy zauważyła jakieś zbiegowisko na rogu ulicy. Kiedy podeszła bliżej,
zobaczyła swojego brata i kilku innych zbirów kopiących i bijących kijami
leżącą na ziemi osobę. I zdała sobie sprawę, że tym bitym był mój dziadek.
Szybko tam podbiegła i zaczęła krzyczeć, żeby oni natychmiast zaprzestali bicia
i odepchnęła bandziorów. To bardzo ich rozgniewało, a jej brat powiedział,
że to nie jej sprawa i jeśli natychmiast stad nie pójdzie, to też dostanie
bicie. Babcia była na nich tak wściekła, że zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej i
powiedziała, że jeśli chcą bić tego leżącego to zrobią to dopiero po jej
trupie! Herszt bandziorów, którym był jej brat, stwierdził, że oni już się
praktycznie z nim załatwili, a ona może sobie tego trupa pochować. Po czym
sobie poszli. Tymczasem mój dziadek leżał na ziemi, pobrudzony i zalany krwią
na całej twarzy, rękach, nogach i reszcie ciała. Ulica była pusta i zrobiło się
ciemno. Do mieszkania nie było daleko i mojej babci udało się jakoś zaciągnąć
go na drugie piętro do swojego pokoiku. By uniknąć kłopotów, zmyła podłogę w
mieszkaniu, schody i część chodnika przed budynkiem. Na szczęście nikt tego nie
widział.
Przez cały ten czas mój dziadek był nieprzytomny
i ona była prawie przekonana, że on po prostu umrze. Przez kilka następnych dni
był on na krawędzi życia i śmierci. Ona miała dużo kłopotów z jego ranami, bo
nigdy się z takim czymś nie zetknęła. Ale bała się prosić kogoś o pomoc, więc
jedyne co mogła zrobić, to oczyścić jego rany tak dobrze, jak to było możliwe i
polać je wódką dla dezynfekcji. Na szczęście, podczas tej operacji on był
nieprzytomny i nawet nie zajęczał. Aby oczyścić ranę na głowie, musiała mu
głowę ogolić. Używała tej brzytwy pierwszy raz w życiu, więc na głowie pojawiło
się dodatkowo kilka niegłębokich szram. Przez te kilka dni on nic nie jadł. Ona
próbowała mu wlewać łyżeczką wodę w usta. Wygląda na to, że jego organizm jakoś
dał sobie radę z tym pobiciem. On otworzył czwartego dnia oczy, a piątego dnia
mogła już go trochę pokarmić. Po tygodniu mógł już mówić. Po
dziesięciu dniach powstał problem, bo zachciało mu się do ubikacji. Ona
rozwiązała problem dostarczając wiadro, które mogła opróżniać w nocy. Wszystko
to było zrobione bez poinformowania rodziców mieszkających w tym samym
mieszkaniu! I tak udało jej się utrzymać przez dwa długie tygodnie. Potem była
zmuszona powiedzieć swojej matce. I obydwie ukrywały to przed ojcem przez
następne dwa tygodnie, organizując dodatkowe jedzenie, trochę bandaży i
lekarstwa. Stan mojego dziadka zaczął się poprawiać. Mógł nawet siedzieć i
rozmawiać. Wtedy powiedział mojej babci, że jego rodzina dostała tego dnia
polecenie spakowania się, bo nadeszła ich kolejka, aby być wywiezionym, jak to
im mówiono, do innego obozu pracy. Krążyły o tym różne plotki. Że to nie był
wcale obóz pracy, ale obóz zagłady. Dlatego jego ojciec kazał mu bez zwłoki
uciekać. Wiec on uciekł z getta, nie bardzo wiedząc co robić i został złapany
przez szajkę jej brata.
Nawiasem mówiąc, jej brat przyszedł odwiedzić rodziców i zapytał się jej, co
się stało z facetem. Odpowiedziała, że ona wtedy zaraz poszła do domu, a
następnego dnia nie było po nim śladu. Może w ogóle nie był taki martwy?
Potem nadszedł czas, by powiedzieć to ojcu,
który wpadł w furię i chciał od razu wyrzucić mojego dziadka. Ale jej matka
przekonała go, że to nie jest dobry pomysł. Co będzie, jeśli sąsiedzi
dowiedzą się, że oni trzymali Żyda w swoim mieszkaniu przez prawie cały
miesiąc? Wystarczy jeden łajdak i Niemcy już będą wiedzieć. I nie trzeba
wyjaśniać, co to by mogło znaczyć przy tych wszystkich niemieckich
obwieszczeniach. Pomogło też to, że mój dziadek miał trochę pieniędzy i złotych
monet, których bijący go nie zdążyli znaleźć. Postanowiono więc pomóc mojemu
dziadkowi znaleźć inne miejsce do ukrycia. Matka miała dalekiego kuzyna, który
mieszkał blisko gór. Tamta okolica była wyludniona i kuzynowi zawsze brakowało
ludzi do roboty. Była to więc duża szansa, że mój dziadek dostanie tam
zatrudnienie i możliwość pozostania. Moja babcia przekonała rodziców, że
będzie bezpieczniej, jeśli ona z nim pójdzie. Miała na to kilka
dobrych argumentów. Pierwszym i oczywistym było to, że mój dziadek nie miał
pojęcia, gdzie ten kuzyn mieszka. Drugim argumentem było to, że kuzyn nie będzie
chciał zatrudnić zupełnie nieznanego człowieka. Trzeci argument był bardziej
wyrafinowany i dotyczył problemu, który by mógł powstać, gdyby tego głupiego
Żyda złapano, a on po biciu wyśpiewał całą historię ukrywania. Ona znała
przecież teren i drogi, wiec w końcu dostała pozwolenie na pójście razem z nim.
Poszli następnej nocy, zaopatrzeni w jedzenie na drogę.
Oni bali się korzystać z transportu publicznego, bo dziadek był nadal bardzo
słaby i wyglądał bardzo podejrzanie z powodu tych szram i siniaków. Szli po
nocach, wybierając mało używane drogi i ścieżki. Zatrzymali się w lasach,
korzystali ze starych szałasów lub z opuszczonych stodół. To moja babcia dbała
o jedzenie i wodę. Miała jakiś szósty zmysł, która droga lub miejsce jest
bezpieczne i do której chaty pójść i bezpiecznie nabyć cos do jedzenia. Dojście
i znalezienie posiadłości kuzyna zajęło im ponad trzy tygodnie. Na głowie
mojego dziadka wyrosło już trochę włosów, a rany na twarzy prawie się zagoiły.
Na szczęście wyglądał bardziej na zbiegłego więźnia niż na Żyda. Moja babcia
powiedziała kuzynowi, że to jej narzeczony, którego należy ukryć, ponieważ
Niemcy szukają go za udział w ruchu oporu. Ale kuzynowi wystarczyło, że oboje
byli gotowi u niego pracować za pozwolenie na pobyt, i o nic więcej się nie
pytał. Jeszcze tego samego dnia zaprowadził ich do lezącej gdzie czort dobranoc
mówi owczarni, gdzie oni mieli opiekować się znajdującym się tam stadem owiec.
W stojącej tam starej chacie było miejsce na palenisko i dziury w ścianach
zamiast okien. Nocami było potwornie zimno i jedyne czym oni się mogli ogrzać
były ich własne ciała.
Kiedy się ona w nim zakochała? Prawdopodobnie,
kiedy leżał nieprzytomny w jej pokoiku. On dobrze o tym wiedział, ale to ona
musiała zrobić pierwszy krok. Od tego czasu żyli ze sobą jak mąż i żona.
Praca w owczarni była bardzo żmudna. Mój
dziadek, pomimo lat przymusowej pracy w getcie, był na początku zupełnie do
niczego. To moja babcia była ta praktyczna i pokazywała mu, jak i co robić.
Za to on był fantastyczny do opowiadania jej
wszystkich możliwych historii w nocy, kiedy wiatr i mróz nie dawał im spać. Ona
mi powiedziała, że pomimo tych wszystkich trudności był to najszczęśliwszy
okres w jej życiu. To był jedyny okres gdzie ona jako człowiek czuła się jemu
równa. Ona praktycznie zaradna i on z jego wiedzą i talentem do opowiadania o
miejscach, rzeczach i książkach.
Kiedy Armia Czerwona wyzwoliła ten obszar, oni
postanowili wrócić do miasteczka. Tam się pożegnali. Ona tęskniła za swoją
rodziną, a on chciał pojechać do Warszawy, bo tam miał szanse uzyskać
informacje o losie swojej rodziny.
Jej rodzice bardzo się ucieszyli. Przynajmniej
na początku. Oni byli przekonani, że ją złapano i wysłano do obozu pracy, albo
jeszcze gorzej. Ale kiedy następnego dnia powiedziała, że cały ten czas
spędziła z moim dziadkiem, nastrój się zupełnie zmienił. Katolicka dziewczyna z
parszywym Żydem? A tego dnia, kiedy jej starszy brat, który został komendantem
policji nowego reżimu, przyszedł odwiedzić rodziców i wyzwał ją od żydowskich
dziwek i żydowskiego materaca, jej ojciec pokazał jej drzwi i powiedział, że
nie ma już ona ani rodzinnego domu, ani rodziny. Matka nie odezwała się ani
słowem, ale też nie stanęła w jej obronie.
Moja babcia wyszła, nie wiedząc gdzie iść i co
robić. Nogi zaniosły ją na dworzec kolejowy. I kto wyszedł z pociągu, który
właśnie nadjechał? Mój dziadek! Ona padła mu w ramiona i opowiedziała, co się
zdarzyło. On powiedział jej, że cała jego rodzina została zamordowana w obozie
zagłady w Treblince.
On nigdy jej nie powiedział, że ją kocha. Nawet
na tej stacji kolejowej zapytał tylko: "Pójdziesz ze mną?" A kiedy ona
odpowiedziała: "Z tobą pójdę nawet do piekła", powiedział: "Teraz mamy tylko
siebie samych na świecie. Ja nie mogę ci nic obiecać. Ale jednej rzeczy możesz
być pewna. Ja nigdy ciebie nie opuszczę".
I wtedy zrozumiałam, dlaczego na pogrzebie
dziadka moja babcia krzyczała jak niespełna rozumu po polsku: "On mi przecież
obiecał!"
Alex
Wieseltier
Kwiecień 2020