ALA
SWOI ZA GRANICĄ - ALA
Nie bardzo wiem, o co ci
chodzi, ale mnie tym dwukrotnie rozśmieszyłeś. Swoi? Pamiętam jak pytałeś mnie
o różnicę miedzy amchu (nasz naród, jeden z nas) a shelanu (nasz,
swój). Amchu to jesteśmy wszyscy, bo przynależymy do jednego narodu. Ale
ty i ja jesteśmy dodatkowo shelanu, bo mamy ten polsko-żydowski balast i
ten czasami specyficzny sposób myślenia i reagowania, po którym dosyć często
poznajemy "swoich". Obojętnie w którym kraju i na kontynencie się spotykamy.
To drugie rozśmieszenie to "za granicą". Ja nie
jestem "za granicą". Ja jestem u siebie. W Izraelu! Jedno z twoich pytań było
"dlaczego wyjechałaś do Izraela?". Moja odpowiedz jest prosta. Żeby dzieci i
wnuki nie miały problemu, gdzie być!
Moja historia jest może trochę nietypowa, bo ja
nie jestem ani marcowa, ani z tych pierwszych dwóch tur wyjazdowych do Izraela.
Ale powód był ten sam.
Ja jestem z tych, co się urodzili w czasie wojny
w Sojuzie. Niewiele z tego pamiętam. Chyba tylko tego uzbeckiego chłopczyka, co
mieszkał w sąsiedztwie. A najlepiej to jego tubitiejkę (uzbecką czapkę)
z jedwabnymi, kolorowymi kwiatami wyhaftowanymi na czarnym aksamicie. Wygląda
na to, że cały mój pobyt w Sojuzie to było pasmo wszystkich możliwych chorób
dziecięcych, bo szczepiona oczywiście nie byłam. Za to byłam jedną z najlepiej
ubranych dziewczynek, bo mama i jej siostry bardzo o mnie dbały. A ubrania
szyły na "Singerze", którego te biedulki zabrały ze sobą ze Lwowa. Podróż miała
być tylko do Odessy, a skończyło się kilkumiesięczną wędrówką do Kirgizji i
Uzbekistanu. Ten "Singer" wrócił z nami do Polski. I nawet używałam go do
odrabiania lekcji. Moja mama nie miała za grosz talentu do szycia, ale była
maszyna i ona skończyła kurs szycia. Dostała nawet ogromne zamówienie z dużego
domu towarowego. Kilka worków ze skrojonymi szlafrokami, które trzeba było
tylko zszyć. Ale mama zawsze miała dwie lewe ręce do robót ręcznych. Skończyło
się na tym, że mama składała, a ja szyłam na maszynie. Nic dziwnego, że
zarabiałyśmy grosze. Ale ubrania miałyśmy z paczek z USA (rodzina), a
pomarańcze z Izraela (też rodzina). Mama paliła jak komin, a ja jej podkradałam
papierosy. To palenie odbierało nam apetyt i nie czułyśmy głodu. Na szczęście
mama dostała posadę w archiwum państwowym z dobrym wynagrodzeniem i tam
pracowała aż do wyjazdu do Izraela. Czy należała do nomenklatury? Teoretycznie
tak, a w rzeczywistości nie należała do nikogo. Wyleczyła się z komunizmu
gdzieś koło 1948 roku, gdy się przekonała, że polski komunizm jest taki sam jak
rosyjski i nic na to poradzić nie można.
Czy wiedziałam, że jestem Żydówką? Gdy miałam 9
lat spytałam Mamę, czy Żyd to człowiek. Mama mi nie odpowiedziała, ale chyba
kilka dni później powiedziała, że zabiera mnie do "domu moich dziadków".
Wiedziałam, że dziadkowie nie żyją, więc przypuszczałam, że jedziemy do
jakiegoś domu, w którym oni kiedyś mieszkali. Podobała mi się też jazda
pociągiem, traktowałam to jako wycieczkę. Dojechałyśmy do obozu
koncentracyjnego w Majdanku, dostałyśmy jakiegoś przewodnika, który nas
oprowadzał i tłumaczył co widzimy. Był to rok 49 i nie było to jak dzisiaj
uporządkowane. Wrażenie było okropne, ale najgorzej było przy krematorium. Tam,
tak wówczas myślałam, wkładali żywych ludzi do ognia, bo nie kojarzyłam sobie
cyklonu ze śmiercią. Dopiero po kilku latach, na lekcji w szkole, dowiedziałam
się, że cyklon zabija. Ani z Mamą, ani z nikim innym nie rozmawiałam na ten
temat. Dopiero od niedawna zaczęłam o tym mówić z ludźmi i z rodziną. Tak się
dowiedziałam, że jestem Żydówką.
Nasz krąg znajomych? Bardziej żydowski, ale z
tych zasymilowanych Żydów, co się uważali bardziej za Polaków. Żadnego śladu
religii czy nawet kultury żydowskiej.
Owszem, w połowie lat pięćdziesiątych rozmawiano
o wyjeździe do jakiegoś Izraela, o którym nie miałam zielonego pojęcia. Ale
mnie to nie obchodziło i nigdy tego z Mamą nie dyskutowałam.
Ja byłam wtedy w szkole średniej. W nowej
szkole, bo ze starej Mama mnie zabrała natychmiast, gdy się dowiedziała, że
czytaliśmy z grupą kolegów referat Chruszczowa. Obawiała się śledztwa i
rzeczywiście było, ale już po moim odejściu. W tej nowej szkole zetknęłam się
pierwszy raz z antysemityzmem, nieskierowanym do mnie, lecz do koleżanki,
jedynej znanej Żydówki w klasie. Gdy powiedziałam wychowawczyni, że powinna
interweniować, spojrzała na mnie jakby zastanawiając się co powiedzieć i w
końcu powiedziała "powinnaś zostać adwokatem". I nic więcej nie zrobiła.
Lata szkoły średniej spędziłam przede wszystkim
na uczeniu się, bo miałam ogromne luki ze szkoły podstawowej. Studia przeszłam
łatwo dzięki koleżance, z którą podzieliłyśmy pracę: podkreślałyśmy w
podręcznikach tylko to, co konieczne, a całe bla-bla zostawiałyśmy
niepodkreślone. Potem wymieniałyśmy książki i dzięki temu oszczędzałyśmy czas
na rzeczywistą naukę. Do tego potrzebny ten sam poziom intelektualny i wzajemne
zaufanie.
Jej bliska rodzina nie była antysemicka, ale dalsza owszem. Nie wobec mnie.
Mnie nawet lubili, ale Żydów ogólnie, to nie. Mnie także usiłowali przekonać do
antysemityzmu. Jej matka, bardzo wierząca katoliczka, wierzyła, że jestem
wcieleniem jej najstarszej córki, która zmarła jako małe dziecko. Do tej pory
mam z tą koleżanką kontakt.
Potem była aplikantura w Sądzie i kilka procesów
przeciw Żydom. Sprawa oskarżonej o sprzedanie Chinom dwóch okrętów.
Rzeczywiście to zrobiła, ale w ramach swoich kompetencji. Zdaje się, że po
skazaniu została ułaskawiona. Nie pamiętam szczegółów, ale jedyną jej winą było
żydowskie pochodzenie.
Był również proces o przemyt biżuterii z ZSRR do
Polski. Nie pamiętam czy znaleziono tę biżuterię i jeśli tak, to ile tego było.
Pamiętam tylko telefon z Komitetu Centralnego i polecenie, aby ją skazać.
Uniewinniono ją, ale proces był idiotyczny z idiotycznym wystąpieniem
prokuratora, a sędzia został przeniesiony na prowincję i nie awansował aż do
końca PRL.
To był wyraźny antysemityzm odgórny. Oddolny
znałam i mi nie przeszkadzał. Gdy zrozumiałam, że to wyrafinowana polityka
władz, postanowiłam uciec. To skłoniło mnie do decyzji wyjazdu z Polski.
Dopiero pod koniec wykrystalizował się Izrael. Matka była przeciwna, bo "cały
świat stoi przed tobą otworem, dlaczego do Izraela?".
Przyjechałam do Izraela nie mając pojęcia, że
mam tu rodzinę. Czekała na mnie w porcie w Hajfie koleżanka Mamy (znajomość
sprzed II WS), która kiedyś odwiedziła nas w Polsce. Mieszkałam u niej 10 dni w
Tel Awiwie i przeniosłam się (uciekłam) do mojej koleżanki do Jerozolimy.
Dlaczego uciekłam? Bo zaczął mnie odwiedzać jakiś człowiek, który twierdził, że
zna jedną z moich cioć, a ja go nie znałam. Skojarzyłam to sobie z moją odmową
podpisania propozycji współpracy w Pałacu Mostowskich (gdzie dawali paszporty).
Nie zgodziłam się podpisać i powiedziałam urzędnikowi, że wolę pozostać w
Polsce niż podpisywać cokolwiek. Myślałam, że mi nie da paszportu, ale po 10
dniach dostałam telefon, że mogę paszport odebrać. Więc bałam się tego
człowieka. Po kilku dniach u tej koleżanki w Jerozolimie udało się jej wujkowi
załatwić mi Ulpan (intensywny kurs hebrajskiego) w jakimś kibucu.
Ten podejrzany typ był potem u tej znajomej w
Tel Awiwie, a kiedy mu powiedziała, że nie zna mojego miejsca pobytu, strasznie
się zdenerwował.
Po trzech miesiącach wybuchła wojna 67 roku i
więcej go nie widziałam. Pewnie uciekł do Polski. A zimą 68 roku przyjechała
Mama. Ona też bardzo szybko nauczyła się hebrajskiego i pracowała w czymś w
rodzaju izraelskiego ZUS-u aż do emerytury.
Ja wyszłam za mąż (Żyd z Polski), dzieci znają
swoje polskie korzenie (trochę rodziny w dalszym ciągu w Polsce), trochę
polskiej historii, ale języka nie znają. Za to obchodzimy wszystkie święta żydowskie,
bo dzięki świętowaniu żydowska tradycja i historia są żywe. A to bardzo ważne w
wychowaniu dzieci. Może przesadziłam, ale doprowadziłam do tego, że syn i wnuk
stali się religijni!
Co dla mnie teraz znaczy Polska? Piękne
krajobrazy, nic więcej. To, co się dzieje w Polsce? Jak była Solidarność, to
życzyłam im powodzenia. Reszta to ich sprawa. Odrodzenie żydostwa i chasydzi w
Polsce? To nie moja sprawa. Czy antysemityzm w Polsce jest większy, czy
mniejszy niż w innych krajach? Nie wiem i nie bardzo to mnie interesuje.
Ogólnie rzecz biorąc to antysemityzm paradoksalnie utrzymuje istnienie narodu
żydowskiego!
Kim się czuję w Izraelu? Wewnętrznie czuję się w
dalszym ciągu Żydówką z Polski, ale w rodzinie rozmawiamy wyłącznie po
hebrajsku. I żyjemy naszym życiem. Z tą sytuacją w kraju i ciągłą nagonką tych
"dobrze" nam życzących z zagranicy, co nie mają zielonego pojęcia co się tutaj
dzieje. Z tą polityczną przepychanką, gdzie rządza władzy powoduje konstelacje
parlamentarne, których nigdy bym sobie nie wymyśliła. Z tymi wszystkimi chuchyms,
co zawsze wiedzą lepiej. Z tymi sąsiadami, co wrzeszczą i uważają to za
normalną rozmowę. I z tym cholernym psem co szczeka w mieszkaniu obok. I tymi
wszystkim zapachami na klatce schodowej.
Ale to jest mój kraj. Na dobre i na złe.
Alex Wieseltier
Sierpień 2020