ADAM
SWOI ZA GRANICĄ - ADAM
No dobrze. Ja jestem tak zwanym emigrantem marcowym. Ale mój wyjazd miał
mało wspólnego z Marcem 68. Nigdy nie byłem w Polsce aktywny. Ani społecznie,
ani politycznie. Zresztą moja rodzina to mieszanka polsko-żydowska. Czyli matka
Polka a ojciec 100% Żyd.
Jak się poznali? Tak za bardzo to nie wiem, ale
ojciec znał pierwszego męża mojej mamy. On został wywieziony na roboty do
Niemiec i nie wrócił. Matka ukrywała ojca w czasie wojny. I tak już zostało.
Mój stosunek do judaizmu? Lepiej się zapytaj o
stosunek do religii.
Moja matka była bardzo wierząca. Widzisz, ona
swojej matki nie pamięta. Umarła przy następnym porodzie, jak moja matka miała
niecałe dwa lata. Jej ojciec na wychowaniu dzieci się nie znał, więc moja matka
była wychowywana przez szereg mniej lub bardziej przyjemnych krewnych. I jedyne
co było w jej życiu niezmienne to była Matka Boska. Jej wiara i możliwość
zwierzenia się Bogu i proszenie Boga o pomoc, to było to, co utrzymywało ją
przy życiu. Tak przynajmniej mi to mówiła, bo chciała, żebym też był wierzący.
Czy to poskutkowało? Chodziłem bardzo często do
kościoła. Z nakazu mamy. Msze były po łacinie, więc stałem i słuchałem jak na
tureckim kazaniu. Czasami wpadałem do kościoła na 5 minut i jak mama pytała,
czy byłem, to mogłem z czystym sumieniem powiedzieć że tak! Bardzo szybko
zraziłem się do katolickiego kościoła. Może to miało coś wspólnego z moim
żydowskim ojcem? Czytając artykuły i książki o tym, co Polacy robili Żydom,
doszedłem do wniosku, że większość katolickich proboszczów wpajała polskiemu
społeczeństwu niechęć do Żydów. Zresztą katolickie czasopisma przed wojną to
czysty antysemityzm. Tak zupełnie to katolicyzm mi przeszedł po odwiedzinach w
Polsce po 89 roku. Jak byłem dzieckiem, to moja mama mówiła, że prawdziwą wiarę
poznaje się po jej owocach. Te owoce wiary w Polsce były zgniłe. Ludzie
oszukiwali, kradli i nie przestrzegali przykazań. Obserwowałem tę pogardę dla
innych. I to mi uświadomiło, że to nie jest prawdziwa wiara.
OK. Antysemityzm to nie tylko wina kościoła. Ot.
Zazdrość, że inni są sprytniejsi, mądrzejsi, bogatsi. Dużo nie trzeba, aby
kogoś nie lubić. Szczególnie jeśli samemu ma się ze sobą nie za dobrze. Brak
wiary w siebie, poniżanie przez rodziców, przez pracodawców. W katolickiej
mentalności jest dużo wyrzutów sumienia za grzechy popełnione lub tylko
pomyślane. Jeśli się wpaja ludziom cały czas, że są niczym i powinni dziękować
Jezusowi, że umarł za ich grzechy, to ma się poczucie bycia niczym. Aby sobie
ulżyć, trzeba znaleźć kozła ofiarnego. Kogoś, kto jest gorszy lub zły. Wiec
cały czas się słyszy te Turki, te Ruskie i te Żydy.
Od strony ojca? Tyle że on prenumerował żydowską
gazetę, a na Pesach mama kupowała macę i robiła potrawę z siekanych jajek,
kurzej wątróbki i cebulki, którą bardzo lubiłem.
Nie. Żadnych tam teatrów żydowskich czy jakiegoś
TSKŻ-etu. Ojca odwiedzali od czasu do czasu jego żydowscy koledzy i mieliśmy
kuzyna w Legnicy, który wyglądał jak Czech (Żydów na raz).
Ojciec nie miał żydowskiego wyglądu, ale jak byliśmy w Warszawie, u znajomych,
którzy mu pomogli podczas wojny, to mówił do ich gości, że jest Żydem. Mama
twierdziła, że on się nawet afiszował swoim żydostwem. Mnie się wydaje, że
chciał po prostu uniknąć głupich kawałów. Jak ludzie wiedzieli, że jest Żydem,
to w jego towarzystwie nie opowiadali antysemickich kawałów.
Czy sam odczułem antysemityzm? Nie. Przecież
chodziłem do kościoła!
Wyjazd? Ojciec chciał wyjechać w 1956, ale mama
była przeciwna. Prawie się zdecydowali tuż przed wojną sześciodniową, ale
dostali odmowę. Potem, po rozmowach z warszawskimi przyjaciółmi, zdecydowali
się wyjechać w 1969 roku. Mieliśmy już wizy, ale ojciec się w ostatniej chwili
rozmyślił. On był już zdrowo po sześćdziesiątce i nie bardzo mógł sobie
wyobrazić budowanie życia od początku. Mnie też namawiał, żebym został, ale ja
już nie chciałem żyć w tym socjalistycznym zakłamaniu. Jednak mój wyjazd miał w
jakiś sposób cos wspólnego z Marcem 68. Słuchając Gomułki i przyjaciół ojca
zdałem sobie sprawę, że moje żydowskie pochodzenie stanowi jakieś potencjalne
niebezpieczeństwo i to mnie zmotywowało do wyjazdu.
W 1974 moja grupa studencka pojechała w ramach
wymiany studenckiej do Warszawy. Mnie odmówiono wizy wjazdowej. Tęskniłem wtedy
bardzo za rodzicami i każdy grudzień był dla mnie traumatycznym przeżyciem.
Duńczycy cieszyli się świętami Bożego Narodzenia, a ja miałem holiday blues. To
uczucie opuszczało mnie dopiero po Nowym Roku.
Ojciec umarł nagle w 1977 roku. Wtedy dostałem
wizę na 3 dni. Wizyta na pogrzeb ojca była koszmarna. Balem się, że mogą mnie
zatrzymać lub szantażować, bo wiedziałem do czego byli zdolni. Poszedłem do
wydziału paszportowego przedłużyć wizę, a ten urzędnik próbował mnie namówić na
jakąś współpracę!
Po powrocie do Kopenhagi poszedłem pierwszy raz do synagogi. Ale to moja mama,
katoliczka, powiedziała mi, żebym zamówił dla ojca kadisz. Teraz gdy o tym
myślę, dziękuję jej za to, że miała szacunek do religii i wiary ojca (choć on
sam nie był religijny).
Jak mi poszło w Danii? Ano po dwóch tygodniach
na "Skibecie" posłano mnie do Viborga, bo w Kopenhadze było nas za dużo. Tam
miałem duńskie towarzystwo i to pomogło mi w dosyć szybkiej asymilacji. Lubię
Duńczyków za to, że się nie wywyższają i nie trzeba ich tytułować.
Kiedy zaangażowałem się w życie duńskiej diaspory?
Dosyć późno. Wróciłem, co prawda, do Kopenhagi, ale nikogo nie znalem. Dopiero
po kilkunastu latach zaczęło mnie ciągnąć do środowiska polskich Żydów.
Zaczęliśmy przychodzić na Sylwestra organizowanego przez Komitet Koordynacyjny
dla Młodych Żydów z Polski. Potem zacząłem poznawać tam więcej ludzi i obecnie
znam chyba wszystkich. Wygląda na to, że na starość wróciłem do moich żydowskich
korzeni. W zeszłym roku byliśmy na Ukrainie. Takie "śladami przodków".
Większość to byli duńscy Żydzi. A w tym roku mieliśmy pojechać na zlot w
Aszkelonie, ale ta cała Corona pokrzyżowała trochę plany.
Kim się czuję? Poznałem Dunkę i z nią się
ożeniłem. Mamy dwóch synów i troje wnucząt. Więc czuję się przede wszystkim
Duńczykiem pochodzącym z Polski, a potem Żydem z Polski. Mój starszy syn jest
ożeniony z Niemką. A ona jest dobrą matką i on ja kocha. To najważniejsze.
W domu mówimy tylko po duńsku. Polskiego ani
dzieci, ani wnuki nie znają. Dla nich Polska i Izrael to sprawy trzeciorzędne.
Oni czują się po prostu Duńczykami i "znoszą" moje podrzucanie pozytywnych
artykułów o Izraelu.
Za to w kręgu znajomych, który jest pól na pól
duńsko-emigracyjny mówimy i po polsku i po duńsku.
Moje zainteresowanie Izraelem? Raczej prywatne. Żadnej rodziny ze strony
ojca tam nie mam, ale byliśmy tam dwa razy turystycznie. Lubię izraelskie serie na Netflix. Nie znoszę bojkotu Izraela i uważam, że
Żydzi zamieszani w BDS muszą mieć jakieś zdrowe zaburzenia identyfikacyjne.
Gdzie tu miejsce na Polskę? Jest i to nie tylko
z powodu mamy, choć mam kontakty z następnym pokoleniem z jej strony. Co prawda
nigdy nie miałem polskiej telewizji i przez pierwsze 40 lat pobytu tutaj
interesowały mnie tylko duńskie książki. Ale od jakichś dziesięciu lat zacząłem
się interesować polskimi książkami, teatrem i kinem.
Co myślę o odrodzeniu życia żydowskiego w
Polsce? Pozytywnie. Lubię przyjeżdżać na warszawski festiwal Singera i festiwal
klezmerski w Krakowie.
Chasydzi w Polsce? Jestem ateistą i nie mam do
tego stosunku. Ale jak przyjeżdżają i miejscowi zarabiają na tym, to co w tym
złego?
Co się w Polsce dzieje? Ja żyję w Danii. To jest
mój kraj. I choć moja wieź uczuciowa z Polską nie ma się najlepiej przy
obecnych warunkach, to jest ich kraj i ich problemy.
Maj 2020