(9) AVA
(9) AVA.
W telewizji znowu coś o migrantach.
To może dziwne, ale jakoś się z nimi nie
kojarzysz, chociaż sam wyemigrowałeś do Danii. Niby też zmuszony panującą
wówczas sytuacją. A jednak inaczej.
Nie pchałeś się nieproszony. Nie wydałeś i nie
miałeś pieniędzy do zapłacenia szmuglerów ludzkich. Ci rzeczywiście biedni i
potrzebujący nigdy się do Europy nie dostaną.
Co ma sekularna i demokratyczna Europa zrobić z
setkami tysięcy ludzi z krajów arabskich, których większość żyje religijnie w
muzułmańskim średniowieczu?
Tego jeszcze lewicowi i inni humaniści nie
odkryli i nie mają ochoty odkryć.
I zamiast tego oburzają się na węgierskie
zasieki, które są jedyną przeszkodą dla muzułmańskiej powodzi.
Z tego powodu problem migrantów afrykańskich w
Italii jakoś przestał być palący.
Italia. Z czym ci się ten kraj kojarzy? Chyba z Avą, kuzynką Tiny.
Ojciec Avy, Lolek, był bratem ojca Tiny.
Oni wyjechali do Izraela na początku lat
sześćdziesiątych.
Dwa lata po tym, jak ojciec Tiny z rodziną
przeniósł się do Szczecina, żeby być blisko brata.
Kiedy brat Tiny przeprowadził się do Szwecji tuż
przed waszym przyjazdem do Danii, stwierdziliście, że to musi być rodzinne!
Wujek Lolek z ciocią Azą mieli mieszkanie w Niemczech, gdzie ciocia Aza
pracowała w klinice gruźliczej. Ava studiowała w tym czasie architekturę we
Florencji.
W czasie odwiedzin u wuja Lolka dużo
słyszeliście o Avie i Orazio.
Wyglądało na to, że Avy i Orazia beztroski styl
życia był dla starych trudny do połknięcia.
Ava i Orazio mieszkali w uroczym trzypokojowym
mieszkaniu niedaleko rzeki Arno.
Ciocia Aza każdy swój pobyt u nich zaczynała od
porządków i zmywania podłóg.
Ava i Orazio nie przesadzali w robieniu
porządków, ale czy to było potrzebne?
Nie jesteś odpowiednim człowiekiem, żeby to
ocenić, bo ty też nie zdałeś egzaminu w kuchni wuja, bo... użyłeś niewłaściwej
gąbki do czyszczenia zlewu (były dwie).
Ciocia Aza przywoziła także ogromny zapas
jedzenia, bo oni przecież byli biedni studenci. Według niej mogło to wystarczyć
im na miesiąc.
Zaraz po jej wyjeździe Ava i Orazio zapraszali
wszystkich swoich przyjaciół i znajomych i cały zapas jedzenia znikał prawie w
oczach.
Wuj i ciotka całe życie pracowali, żeby uzbierać trochę grosza na starość.
Wuj powiedział któregoś dnia Avie ile tego
dobrego uzbierali.
A Ava nie miała nic innego do roboty jak się
zapytać Orazia; „Orazio, ile to jest?”
Na co Orazio odpowiedział: „Wystarczy na dwa
lata dobrego życia!”
Orazia gwiazda w oczach wuja nie pojaśniała,
kiedy za swoje pierwsze zarobione pieniądze kupił zestaw stereofoniczny (lata
osiemdziesiąte), chociaż według wuja powinien był kupić łóżko, bo oni spali na
materacu podpartym cegłami.
Ponieważ Orazio był katolikiem, konieczna była
dyspensacja i rodzice dali Avie i Orazio pieniądze na podróż do Izraela. Po
dwóch tygodniach przyszła z Izraela pocztówka.
Ava napisała: „Z tego wszystkiego wyszły dobre
wakacje!”
Ani słowa czy dostali dyspensację, czy nie.
Pamiętasz pierwszą wizytę u nich we Florencji?
Zamówiliście mieszkanie letnie w Lido di Jesolo,
niedaleko Wenecji.
Pojechaliście samochodem, który był obładowany
jak wielbłąd, bo trzeba było mieć własną pościel. Na niemieckiej granicy celnik
kazał ci otworzyć bagażnik, ale szybko się rozmyślił, kiedy zobaczył te
dziecięce wrotki, które wypadły na jezdnię.
Mieliście plany odwiedzić Avę we Florencji w
drodze do domu.
Dzwoniliście do niej kilka razy z Lido di
Jesolo, ale za każdym razem telefon odbierali jacyś Włosi i mówili, że ani Avy,
ani Orazia nie ma w domu.
Dodzwoniliście się do nich w ostatni dzień
pobytu. Właśnie wrócili do domu. Byli na jakiejś bezludnej wyspie, a ci, co
odbierali poprzednio telefony to byli ich przyjaciele, którym oni zostawili
klucze od mieszkania.
Pobyt we Florencji to totalny stan dezorganizacji.
W pewnym sensie świeży oddech od waszego poszufladkowanego
i zaplanowanego życia codziennego. Zupełne carpe diem. Aż im zazdrościłeś, że
tak mogą żyć na luzie.
Mieszkanie przestrzenne i nie było problemu,
żeby ulokować dwie dorosłe osoby i dwoje dzieci.
Kuchnia trochę przerażająca, bo ci przyjaciele
co mieszkanie używali jakoś nie mieli czasu pozmywać garnków, talerzy, kubków,
noży, widelców i łyżek, które piętrzyły się po wszystkich blatach i półkach.
Kto był za to odpowiedzialny trudno powiedzieć, bo przyjaciele dali klucze
swoim przyjaciołom i tak dalej.
Był jeszcze inny problem, bo ta szkatułka, w
której Ava trzymała biżuterię, którą dostała od rodziców swoich i Orazia, była
otwarta i pusta.
Ava była bardzo zmartwiona. Ale nie brakiem
biżuterii. Pierwsze zmartwienie to jak jej przyjaciele (albo przyjaciele
przyjaciół) mogli coś takiego zrobić. Drugi problem to jak o tym powiedzieć
rodzicom. Wygląda na to, że wujek Lolek nigdy się o tym nie dowiedział.
Duomo, Galeria Uffizi, Palazzo Vecchio, Ponte Vecchio, Pieta i David,
Giardino dei Semplici to tylko okruchy wspomnień.
Część oglądnięta z Ava, która się spieszyła do
domu, żeby zrobić dla was obiad. Zostawiła was w południe i mieliście czas dla
siebie do godziny piątej. Spóźniliście się trochę, ale to nic, bo Ava była w
dalszym ciągu w trakcie przygotowań do obiadu.
To samo było o siódmej. I o ósmej. I o
dziewiątej wieczorem.
Obiad zaczął się dopiero o wpół do dziesiątej.
Słodki Orazio był trochę zawiedziony, bo tej wódki, która kupił specjalnie na
tę okazję nikt nie chciał pić. On nie wiedział, że ty ani Polak, ani katolik!
Dzień wyjazdu.
Według planu wyjazd o ósmej, bo to i droga
daleka i możliwość odwiedzenia Verony, no i Ava i Orazio mieli pomagać przy
egzaminach wstępnych na uniwersytecie.
Ale plany i Ava i Orazio?
Śniadanie opóźnione, bo trzeba było podskoczyć do
piekarni po pieczywo.
Potem po mleko, bo zabrakło. Potem Ava się
uparła zrobić kanapki na drogę.
W międzyczasie ktoś dzwoni z dołu. To ich
profesor, który chce ich zabrać na te egzaminy wstępne. Tak! Tak! Za chwilę!
Poczekaj! Znowu smarowanie kanapek.
I znowu ten profesor w domofonie. Już idziemy! I
w dalszym ciągu kanapki!
Po kwadransie znowu profesor w domofonie!
Ava: "Oj! Przecież mogłam go zaprosić na górę!"
Wyjechaliście tuż przed jedenastą. Z
zaplanowanego przystanku i zwiedzania Verony nici!
Minęło trochę
lat.
Właśnie wróciłeś przedwcześnie z Brazylii, bo
szef cię potrzebował do rozruchu maszyny w Italii. Pojechałeś razem z Tiną i
waszą młodszą córką Mirą.
Mieszkaliście w Sottomarinie i w któryś weekend
wybraliście się do Florencji, żeby odwiedzić Avę.
Ona miała już wtedy własną pracownię połączoną z
małym mieszkaniem.
Pamiętasz waszą wycieczkę na targ?
Ava chciała odwiedzić swoją przyjaciółkę z
Izraela, która miała na targu stragan razem z jakąś Włoszką. To było zabawne
widzieć Avę mówiącą z wami po polsku, z przyjaciółka po hebrajsku i z Włoszką
po włosku. W pewnym momencie Ava powiedziała do was coś niezrozumiałego. Zaraz
potem zauważyłeś, że i Włoszka i Izraelka patrzą na mówiącą Avę dziwnym
wzrokiem. Okazało się, że Avie coś przeskoczyło i zaczęła do was mówić po
włosku, uszczęśliwiając Włoszkę hebrajskim a Izraelkę polskim!
Ava tego roku skończyła właśnie 40 lat i
zaproponowała waszej 16-letniej córce wspólne wyjście na zabawę, na którą była
zaproszona tego wieczoru.
Wy byliście pewnie dla niej za starzy.
Na tej to zabawie poznała Alberta, z którym jest
ponad dwadzieścia lat w... Południowej Ameryce!
Ava. Świeży podmuch niekonwencjonalnej młodości.
Bez względu na wiek!
October 2015