(6) DIASPORA
(6) DIASPORA
Anka zadzwoniła, że spędu w
Szczecinie nie będzie.
Powód? Tylko 70 zgłoszeń.
A szefowa szczecińskiego TSKŻ-etu nie może
dostać dofinansowania poniżej 100 sztuk żywca.
Nie byłeś na poprzednim spędzie, więc brakiem
tego nowego też się nie przejąłeś.
Szczególnie z powodu obowiązkowych spotkań z
"władzami" miasta.
Spotkać się na starych śmieciach to jeszcze
rozumiesz.
Ale na cholerę "władze"? Czy tylko po to, żeby
zaliczyć dofinansowanie?
O czym z nimi gadać? Bo chyba nie o powodach dla
których opuściliście Polskę.
Puste gadanie o błędach i wypaczeniach i tak nic
nie zmieni.
Dlaczego
wyjechałeś i dlaczego tak późno?
Czekałeś do 1976 roku, prawie osiem lat później
niż ci pierwsi.
Kiedy zacząłeś myśleć o wyjeździe?
Bo koniec lat czterdziestych to tylko zamazane
wspomnienie o znajomych rodziców, którzy wyjechali do nowo powstałego Izraela i
ćwiczenia adeptów Haganah na obozie w Bartoszewie.
Bardziej pamiętasz tę drugą falę po roku 1956,
chociaż ze znajomych pamiętasz tylko Bumka. Był od ciebie chyba 3 czy 4 lata
starszy i w pewnym sensie był dla ciebie jak starszy brat.
Pamiętasz także jego ojczyma, pana Minera, który
był mistrzem w przesadzaniu. Pamiętasz, jak opowiadał o wędkowaniu nad Odrą?
"Panie! Jak ja idę tam łowić, to ryby są po 200 - 300 kilo! Złapie się takie
dwie, trzy sztuki i weźmie pod pachę do domu, to można wyżywić całą kamienicę!"
Do Izraela wtedy też nie pojechaliście, chociaż
ojciec wysłał tam całą skrzynię. Co w niej było? Jedyne co pamiętasz to
motorower marki Simpson-Suhl, którego ojciec nie pozwolił ci spróbować.
Kupa ludzi wyjechała i grupa amhowców w twojej
klasie znacznie się przerzedziła.
Ojcu jakoś odeszła ochota i tak przeszły lata
pięćdziesiąte i połowa sześćdziesiątych.
Skończyłeś studia i zacząłeś
pracować w Stoczni.
Nie bardzo tam pasowałeś, bo nie nadawałeś się
to picia wódki.
Pamiętasz Grupę Traserską? Grupa była bardzo
liczna i zawsze się znalazła jakaś okazja do wypitki. Urodziny, imieniny,
podwyżka, rocznica ślubu, narodziny dziecka, komunia. Brać i wybrać. Siedzieliście
na pierwszym piętrze, a w piwnicy był magazyn, gdzie trzymano wszystko, co było
niezbędne do prób morskich statku. Zawory, rury, złączki, przewody elektryczne,
kontakty, żarówki, gumiaki, ubrania sztormowe, lampy, hamaki, woda pitna,
konserwy, chleb, wódka...
Tak! Każda udana próba na morzu musiała być
oblana!
Więc Grupa miała bardzo łatwy dostęp do
magazynu, gdzie wódkę można było kupić po cenach hurtowych. "Delikwent" kupował
zazwyczaj dwa litry, które były podawane w lokalu Grupy tuż przed drugą po
południu. Potem chodził w koło kapelusz składkowy, bo trzeba było się
"solenizantowi" odwdzięczyć i zdążyć do magazynu przed jego zamknięciem. O
trzeciej wychodziłeś sztywny przez bramę stoczni i szliście do pobliskiej
kawiarni. Oficjalnie kawiarnia nie prowadziła alkoholu, ale dla was był tam
specjalny pokój, gdzie takie przepisy nie obowiązywały.
Ty uczestniczyłeś w pierwszej kolejce i zmywałeś
się po cichu. Byłeś jeszcze na tyle przytomny, żeby wsiąść do tego tramwaju,
który wiózł cię do domu, gdzie waliłeś się na kanapę i zasypiałeś. Ostatnie co
słyszałeś było: "Znowu przyszedł z pracy!" Gdybyś nie dostał posady asystenta
na Politechnice, miałeś dobre szanse zostać alkoholikiem.
Praca
na uczelni to było coś dla ciebie. Posłano cię na kursy. Pedagogika, dydaktyka
i psychologia nauczania. Poświęcałeś niesamowitą ilość czasu na przygotowanie
ćwiczeń. Tak naprawdę to dopiero wtedy zrozumiałeś i nauczyłeś się tego z czego
zdawałeś egzaminy na studiach!
Prawie wszystkie dostępne podręczniki, z
wyjątkiem jednego rosyjskiego zbioru zadań, nie nadawały się według ciebie do
nauczania przedmiotu. Więc postanowiłeś sam opracować zadania do ćwiczeń. One
miały według ciebie pobudzić studentów do myślenia. Potem się dowiedziałeś, że
nazywano ciebie "chytrym" albo "okrutnym" asystentem, bo zadania rozwiązywałeś
"chytrym" sposobem, albo były one "okrutnie" łatwe.
Przed pierwszym kolokwium spytałeś studentów,
czy mają jakieś propozycje na termin poprawkowy. Prawie się z tego uśmiali.
Potem mieli trochę mniej okazji do śmiechu. W trakcie kolokwium podałeś im na
tablicy wszystkie wzory dotyczące materiału. Również te, które z zadaniami nie
miały nic wspólnego. Chodziło o to, żeby "myślący" student powiązał zadanie ze
wzorami i tyle. Zaliczałeś nawet na 3 na "szynach", ale w pierwszym podejściu
80% nie zaliczyło, chociaż znalazło się także kilka czwórek. Poprawkowe
kolokwium zaliczyła połowa, a reszta męczyła się ustnie u ciebie prawie do
końca semestru. Końcowe kolokwium zrobiłeś bardzo łatwe i studenci się o to też
wkurzyli. Bo nauczeni pierwszym kolokwium poświęcili "niepotrzebnie" kupę czasu
na przygotowania do końcowego. A i tak znalazło się dwóch artystów, którzy tego
nie zaliczyli.
Z perspektywy czasu uważasz, że byłeś kawał
skurwiela, ale wtedy wydawało ci się, że byłeś genialny.
Wtedy
zainteresowałeś się też turystyką. Zostałeś członkiem Akademickiego Klubu
Turystycznego (AKT). Brałeś udział w organizacji kilku rajdów VINETA. To na
jednym z nich poczułeś, że coś jest nie tak.
To było zaraz po Marcu 68. Władze były bardzo
zaniepokojone spędem studentów z całej Polski.
Co mogła wymyślić 700-osobowa hałastra studentów
wracająca dwoma statkami z Międzyzdroi do Szczecina? To ty wydałeś kapitanom
polecenie opóźnienia przyjazdu drugiego statku o 45 minut.
A i tak tyłek ci się trząsł jak ta druga grupa
(w większości szczeciniacy) poszła pod Orła. Skończyło się na strachu, chociaż
dowiedziałeś się, że twoje nazwisko stoi na liście w KW.
Byłeś także członkiem redakcji turystycznej w
studenckim radiu i miałeś co tydzień swoje dwieście słów. Powiedziano ci, że
twoja i innych amhowców działalność w radiu jest bardzo podejrzana.
Nawet zaproponowano ci żebyś ich wszystkich
zebrał i poszedł na rozmowę "wyjaśniającą" do KW. Jeszcze czego?! Pójść tam i
co? Jak odpowiedzieć na pytanie, kto tę grupę zorganizował i dlaczego?
Na
uczelni też się zaczęło. Zorganizowano zebranie dla całej uczelni gdzie miano
potępić ekscesy studenckie w Warszawie. Wszystkie zajęcia na ten czas odwołano,
żeby mieć większą frekwencję.
Miałeś mieć w tym czasie konsultacje i chociaż
żaden student nie przyszedł, na zebranie nie poszedłeś. Następnego dnia szef
zawołał ciebie i jednego z adiunktów i zażądał pisemnego wytłumaczenia z
nieobecności na zebraniu. "Zajęcia zostały celowo zawieszone i nauczyciel
akademicki ma obowiązek dawania dobrego przykładu!" Uratował cię wkurzony
adiunkt: "Panie docencie! Czasy stalinowskie dawno się skończyły!" Zostałeś
wyproszony z gabinetu, a szef miał z adiunktem długą rozmowę. Jak się to
skończyło nie wiesz. Ale szef do pisemnego tłumaczenia już nie wrócił.
Oficjalny antysemityzm końca lat
sześćdziesiątych. Podskórny antysemityzm istniał zawsze.
"Panie! Przed wojną znałem też jednego z
waszych. Żyd! Ale porządny!"
Ciche poparcie w narodzie zrobiło się znacznie
głośniejsze. Syjoniści do Syjamu! To piąta kolumna, która śpiewała żydowskie
pieśni w trakcie napadu izraelskiego na biedny Egipt!
Wreszcie było na kogo zwalić winę za parszywą
sytuację Polski Ludowej.
Jak powiedział kiedyś
Goebbels: "Gdyby Żydów nie było, trzeba by było ich wymyślić!"
Nagonka na amhowców była wyraźna. Dużo ludzi
straciło pracę.
Młodzi zaczęli wyjeżdżać. A potem całe rodziny.
Twoi rodzice udostępniali swoje mieszkanie na
zakrapiane przyjęcia dla celników, których trzeba było przekupić, żeby
przymknęli oczy na część wywożonego bagażu.
Pamiętasz tego pijanego celnika, który krzyczał:
"Jak się kiedyś spotkamy to ja pana zabiję albo pan mnie zabije!" A te głupie
żydówki:"To się tylko tak mówi!"
Nie! To się tak nie mówi! Pijany powie co
trzeźwy ma na myśli!
Ale to jakby
ciebie nie dotyczyło. Ty miałeś swoją uczelnię, swoją turystykę a resztę niech
szlag trafi!
Przez przypadek znalazłeś w szafie swojego
gabinetu jakiś dziwny film, który leżał razem z twoimi prywatnymi rolkami.
Zauważyłeś go, bo był dziwnie siwy, podczas gdy wszystkie twoje negatywy były
czarne. Negatyw dotyczył jakieś mapy gospodarczej, ale ręce zaczęły ci się
trząść i bez namysłu pokroiłeś rolkę na drobne kawałki i spuściłeś w ubikacji.
Dopiero w Danii dowiedziałeś się od Tiny, że
twój ojciec zapłacił komuś z uczelni, żeby ci świni nie podłożyli. Czy to mógł
być twój szef? Bardzo możliwe, bo oprócz szefa katedry był sekretarzem
wydziałowym partii.
Twoje powołanie na stanowisko starszego
asystenta miało się ku końcowi.
Nie byłeś zatrudniony. Byłeś powołany przez
ministra oświaty na okres trzech lat.
Po tym okresie mogłeś dostać powołanie na
następne trzy lata albo nie.
Brak powołania był równoznaczny z zakończeniem
stosunku o pracę bez potrzeby dodatkowych dokumentów. Tak mówiły przepisy.
Ale nie w tym czasie. O nie! Zostałeś zawołany
do rektoratu i szefowa działu personalnego dała ci... wymówienie! Z dniem
zakończenia powołania!
Czy to
ciebie coś nauczyło? Chyba nie.
Znalazłeś nową pracę jako technolog do spraw
nowych uruchomień.
Zabrałeś się z zapałem do nowych zadań! Naukowo.
Rozpracowanie czasowe poszczególnych etapów działań i zasobów ludzkich,
maszynowych i pieniężnych. Codzienny nadzór nad postępem projektów, użeranie
się z kierownikami zaangażowanych w projekty działów i relacje postępów u dyrektora
technicznego. Brałeś swoją pracę bardzo poważnie i podpowiadałeś dyrektorowi
kogo i kiedy ma podkręcić. Trzy lata później, na jednej z "zakrapianych"
fabrycznych imprez, techniczny przyznał, że w tym czasie gubił on od czasu do
czasu poczucie po której stronie biurka był dyrektor.
Byłeś wtedy młody, nie znałeś specyfiki
stosunków w zakładzie pracy i nie wiedziałeś nic o niepisanych prawach
biurokracji. Ten brak rozeznania pomógł ci uruchomić nową linię produkcyjną.
Nowa linia to był projekt racjonalizatorski grupy inżynierów z działów
technicznych. Uzbrojeniem i uruchomieniem linii miała się zająć grupa techników
z produkcji. Z polecenia dyrektora zorganizowałeś zebranie grupy
uruchomieniowej i naszkicowałeś plan czasowy projektu. Uruchomieniowcy nawet za
dużo nie oponowali, ale gdy zapytałeś się, kiedy mogą zacząć, zaczęli się
śmiać. Owszem mogą zacząć, ale muszą mieć pewność, że dostaną zapłatę za pracę
zaraz po uruchomieniu linii. Ty na to, że to im gwarantujesz. Oni w śmiech. To
nie pan inżynier decyduje o wypłatach tylko pan dyrektor. A jak pan inżynier
załatwi podpis pana dyrektora to zaczniecie? Oczywiście! Tylko najpierw chcą
zobaczyć ten podpis!
Pic polegał na tym, że rozliczenie projektu
racjonalizatorskiego następowało rok po jego wdrożeniu. Koszty wdrożenia
projektu to pozycja niepewna i dlatego wypłata dla grupy wdrożeniowej była
normalnie opóźniona do momentu rozliczenia projektu. Poszedłeś do naczelnego i
poinformowałeś go, że jesteście gotowi do wdrożenia projektu. Tylko jeszcze
mała formalność. Podpis pana dyrektora pod poleceniem wypłaty dla grupy
wdrożeniowej w momencie uruchomienia linii produkcyjnej!
Po krótkiej dyskusji podpisał, ale nie był tym
zachwycony.
Pokazałeś dokument rozruchowcom. Byli
zaskoczeni, ale zaraz po południu zauważyłeś ruch przy nowej linii. Okazało
się, że te skurczybyki mieli po cichu przygotowane 60% sprzętu. Linia została
uruchomiona w cztery tygodnie. Potem się dowiedziałeś, że wdrożenie takiego
projektu trwa normalnie 9 miesięcy. Od tego czasu nie miałeś kłopotu ze swoimi
projektami. Gorzej. Ludzie robili rzeczy dla ciebie nie załatwiając tych spraw,
które były zaplanowane. Ale nie ma róży bez kolców. Po powrocie z twojej
awanturki na Akademii Rolniczej znalazłeś przypadkowo donos o zatrudnianiu Żyda
na odpowiedzialnym stanowisku.
Ni z
gruchy, ni z pietruchy zadzwonił do ciebie Maciej Poszel, u którego miałeś
projekt przejściowy na studiach a potem był twoim "kolegą" w katedrze na
Politechnice. Trochę się zdziwiłeś, bo ostanie co pamiętałeś to to jak twoje
biurko zostało przeniesione do jego gabinetu na okres odnowy twojego pokoju.
Wygląda na to, że siedząc przy biurku wymachiwałeś dużo nogami, bo kiedy po
remoncie biurko wyniesiono można było widzieć w tym miejscu kupę czarnych rys
(na czerwonej podłodze), które według niego rozmyślnie zrobiłeś!
Ale tym razem on ciebie potrzebował. Właśnie
dostał stanowisko docenta w Instytucie Mechanizacji Rolnictwa i potrzebował
kogoś do prowadzenia wykładów i ćwiczeń. Nawet ci to było na rękę, bo jako
nauczyciel akademicki mogłeś dostać większe mieszkanie spółdzielcze (M-kę
więcej), a to po 9 latach czekania stało się właśnie aktualne!
Znowu zabrałeś się ochoczo do przygotowywania
wykładów i nareszcie się nauczyłeś Geometrii Wykreślnej, którą miałeś tam
wykładać razem Maszynoznawstwem i Wytrzymałością Materiałów.
Maciej odwoził cię z uczelni do domu swoim
Trabantem. Mieszkałeś na zastępczym mieszkaniu niedaleko Politechniki, gdzie
Maciej odbierał swoje dziecko z uczelnianego przedszkola. Maciej bardzo dbał o
swojego Trabanta i tobie nie wolno było ani otwierać, ani zamykać drzwi
samochodu. Pan docent otwierał ci drzwi, ty wsiadałeś, a on ostrożnie te drzwi
zamykał! Ta sama polka przy wysiadaniu. Musiałeś czekać aż pan docent wysiądzie
i otworzy tobie drzwi.
Pewnego popołudnia Macieja odwiedził sekretarz
uczelniany partii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie nienaturalne
zachowanie Macieja w trakcie jazdy do domu. Coś cię tknęło i następnego dnia
poszedłeś z rana do rektoratu. Pracowałeś w Instytucie już dobre kilka
miesięcy, gażę wykładowcy dostawałeś, więc postanowiłeś odebrać wreszcie twoją
umowę o pracę. A tu niespodzianka! Personalna powiedziała ci, że tego dokumentu
wydać ci nie może! A na pytanie dlaczego, zakryła się Rektorem. Dostanie
audiencji u pana Rektora zajęło kilka dni. Pan Rektor był bardzo miły, ale
żadnego wytłumaczenia ci nie dał. Powiedział ci żebyś kontynuował normalnie
pracę i że jedyny kto może sprawę wyjaśnić jest sekretarz uczelniany partii.
Postanowiłeś złapać byka za rogi i poszedłeś na rozmowę. Przy rozmowie był
także Michaś Antoniewicz, którego znałeś, bo był szefem komisji turystyki ZSP.
Tu w komitecie miał funkcję 3. sekretarza. To on ci kiedyś przy okazji
powiedział, że mało brakowało, żeby oni w komitecie nie zrobili świństwa twojej
żonie Tinie, kiedy ona starała się dostać na studia doktoranckie.
W czasie rozmowy dowiedziałeś się, że przyjęcie
ciebie na uczelnię było błędem. Że decyzję podjęto, kiedy komitet partyjny był
na urlopie. Że była jakaś druga (negatywna) opinia z Politechniki, która nie została
dostarczona na czas. Że Żydzi zawsze byli elementem zapalnym i jako tacy nie
powinni mieć nic wspólnego z polską młodzieżą. I że ty też ożeniłeś się z
Żydówką!
Postanowiłeś pójść do komitetu wojewódzkiego
partii. U sekretarza wojewódzkiego do spraw nauczania opowiedziałeś kto, co i
kiedy powiedział i poprosiłeś o wyjaśnienie, czy to wszystko to wina twojego
pochodzenia. Potem musiałeś to wszystko przelać na papier i podpisać. Sekretarz
kazał ci przyjść za dwa tygodnie, w których czasie sprawa miała być wyjaśniona.
Poszedłeś do komitetu uczelnianego Politechniki,
bo chciałeś usłyszeć coś o tej drugiej opinii. Przez całe życie byłeś
apolityczny i całkowicie bezpartyjny, a tutaj: "Rozumiecie towarzyszu
sekretarzu. Zawsze byłem lojalnym obywatelem i nagle słyszę o jakiejś
negatywnej opinii, więc rozumiecie jak ja się czuję." A on na to: "Jak
szmata?". Zrozumiałeś, że niepotrzebnie tutaj przyszedłeś.
Po dwóch tygodniach spotkanie u sekretarza
wojewódzkiego.
Tak. Twoje zatrudnienie na uczelni według opinii
komitetu nie było najlepszym rozwiązaniem i praca w przemyśle byłaby o wiele
lepszym sposobem wykorzystania twoich umiejętności.
Niestety nie udało się znaleźć na Politechnice
tej drugiej opinii i niektórzy towarzysze mogą się spodziewać za to konsekwencji.
A towarzysze z komitetu uczelnianego Akademii
Rolniczej nie potwierdzili przebiegu twojej rozmowy z nimi.
Do widzenia ślepa Gienia!
Zadzwonił
do ciebie dyrektor techniczny z poprzedniego miejsca pracy i zapytał się, czy
byś nie chciał wrócić. Z gażą wyższą niż na uczelni. M4 w tym czasie już
dostałeś i nie bardzo ci się uśmiechało czekać do końca roku akademickiego i
ewentualny brak przedłużenia kontraktu wykładowcy, więc z ulgą się zgodziłeś.
Techniczny wykorzystał cię do opracowania nowej
organizacji działów technicznych. Chodziło mu od odsunięcie na boczny tor
Głównego Technologa, który był elektrykiem, podczas gdy większość technologii
zakładu była mechaniczna. Wymyśliłeś stanowisko Głównego Elektrotermika, bo
zakład produkował 75% wszystkich elementów grzejnych w kraju. Dział Głównego
Elektrotermika miał być wykrojony z Działu Głównego Technologa. A ty dostałeś
te pozostałe 26 osób i to wolne stanowisko.
I znowu bardzo się tym przejąłeś. Tina
twierdziła, że ci się nawet zmieniał głos jak rozmawiałeś przez telefon ze
swoimi kierownikami sekcji. To był szczyt twojej kariery zawodowej, chociaż
twoi koledzy z roku byli już na stanowiskach dyrektorskich. Jak powiedział
jeden z nich: "Kto to jest Główny Technolog? Jeszcze nie dyrektor, a już
świnia!"
Gierek był u władzy, ale zauważyłeś, że wszystko
wraca do starego. Po wypadkach radomskich zorganizowano zebrania popierające
politykę Gierka. Ludzie dostali wolne od pracy i byli dowożeni na wiece
fabrycznymi samochodami.
Ten sk.., co został po Grudniu roku 70-siątego
usunięty ze stanowiska pierwszego sekretarza zakładowej organizacji partyjnej,
został wybrany trzecim sekretarzem!
To on najprawdopodobniej stał za donosem o
zatrudnianiu Żyda.
Ty byłeś Głównym Technologiem, odpowiedzialnym
za poziom techniczny zakładu, ale w rozmowach z kontrahentami zachodnimi
oficjalnie nie mogłeś brać udziału!
I co dalej? Na co chciałeś
czekać? Na następną porcję ekskrementów? Jak długo jeszcze chciałeś mówić, że
pada deszcz, kiedy ktoś sika na ciebie z góry? Czy taką przyszłość chciałeś dać
twoim dzieciom? Po długich dyskusjach z Tiną podjęliście decyzję.
Brat Tiny był już od 7 lat w Danii więc
wykorzystałeś jeden z wyjazdów służbowych do Warszawy i odwiedziłeś ambasadę
duńską. Pozytywną odpowiedź dostaliście w następnym miesiącu. Niby się nie
denerwowałeś, ale wyjechałeś po trzech miesiącach lżejszy o 6 kilo. Decyzja
została podjęta i trzeba było przebić się przez kupę formalności. Resztka
wątpliwości rozwiała się w momencie, kiedy zażądano od ciebie podpisania
dokumentu zrzeczenia się polskiego obywatelstwa.
Byłeś już bezpaństwowy. Nawet paszport ci się
nie należał.
Tylko Dokument Podróży. W jedną stronę. Co za
ulga!
Jechałeś do obcego kraju, ale tam będziesz obcy
z wyboru!
Jeśli tam ci to przypomną to będzie prawda!
Witaj (po raz nie wiadomo który) w diasporze!
Alex Adelist
Februar 2015
Published in „Plotkies” and „Midrasz” 2017 nr 196