(3) SASZKA
(3) SASZKA
Przyszedł nowy numer REUNION68.
Znowu kilka zgonów. I to nie tylko z pokolenia
twoich rodziców.
Twoja półka też się zaczyna wykruszać. Michał,
Jurek, Sonia, Franka i Saszka.
Tyle już przeniosło się na łono Abrahama z tej
szesnastki amhowców, która przewinęła się przez twoją klasę.
Saszka opuścił ten świat w zeszłym roku.
W REUNION68 nic nie było, bo wyjechał bardzo
wcześnie.
Gdyby nie Lenka nawet byś o tym nie wiedział.
Widziałeś go ostatni raz w trakcie twojej wizyty
w Melbourne.
To też Lenki zasługa, bo gdyby nie ona nigdy byś
się tam nie wybrał.
A tak to mieliście swój prywatny reunion po 50
latach niewidzenia.
Co pamiętasz z tego wieczoru w hoteliku przy
Cromwell Road?
Prawie nic. Ale było tak, jakbyście
się nigdy nie rozstali.
Saszka to wspomnienia twoich pierwszych lat
szkolnych.
Zacząłeś w hebrajskiej szkółce na Krasińskiego.
Szkoła mieściła się w oficynie, do której
przechodziło się przez wypaloną kamienicę frontową. Nie przeszkadzało ci
chodzenie do szkoły w niedzielę, bo sobota była wolna.
Miałeś chody u nauczycielki, bo ona chodziła
wtedy z twoim wujem. Pewnie dlatego zostałeś wybrany do zadania tych czterech
pytań w trakcie szkolnego Sederu. Przez następny miesiąc byłeś bardzo popularny
na Niebuszewie: „To ten, co mówił 4 kashes!”
Potem wszystko się zmieniło. Wuj zerwał z
nauczycielką, a zaraz potem zamknęli szkołę. Na resztę roku szkolnego
przeniesiono ciebie do Pereca. Tam spotkałeś dzieci, z którymi byłeś rok
wcześniej na koloni w Bartoszewie. Wtedy byłeś jednym z chuderlawców i tak cię
oni pamiętali. Ale do Pereca przeszedłeś z balastem roku spędzonego
razem z urwisami na Śląskiej. Codziennie lądowałeś w „oślej” ławce, bo prawie
codziennie tłukłeś któregoś z „bartoszaków".
Drugą klasę zacząłeś już w „normalnej” szkole, bo rodzice nie wyrobili się z codziennymi uwagami w dzienniczku szkolnym.
Nowa szkoła to było coś zupełnie innego.
R(obotnicze) T(owarzystwo) P(rzyjaciół) D(zieci)
Nr 1 na Małopolskiej.
Pierwsze pranie mózgu. Pierwsze upojenie
ideologiczne.
Chęć udziału w pracy i obronie PRL. I chęć
udziału w pochodzie pierwszomajowym!
Tak. To było coś!
Nie wszyscy mogli brać udział w szkolnej
kolumnie defiladowej.
Tylko te klasy, które były najlepsze w nauce i
„pracy społecznej".
Miałeś wtedy osiem lat.
Pierwszego maja poleciałeś z rana do szkoły,
chociaż dobrze wiedziałeś, że drugie klasy nie biorą udziału w pochodzie.
Ale sam widok orkiestry szkolnej i
„wybrańców” w szkolnej kolumnie był tego wart.
Kolumna ruszyła, a ty biegłeś podniecony obok
razem z Ninką z twojej klasy.
Pewnie dlatego jeden z nauczycieli wpadł na
pomysł, żeby postawić na czele kolumny szkolnej dwójkę dzieci trzymające w ręku
chorągiewki (czerwoną i biało-czerwoną).
Szedłeś na czele pochodu dumny i blady z
przejęcia.
W domu jakoś nikt się tym nie podniecił.
Pokazałeś ojcu na wystawie księgarni książkę o
Józefie Stalinie, którą bardzo chciałeś mieć. Ale on chyba nie
zrozumiał, bo nie dostałeś jej na urodziny.
W szkole było lepiej.
Lenka założyła tajną komórkę K4, do którego
należałeś także ty, Jośka i Rafał.
Rafała znałeś jeszcze ze szkoły na
Krasińskiego i połowę trzeciej klasy spędziliście na szkolnych bitkach, żeby
się przekonać kto silniejszy.
Lenka dała wam zadanie rozszyfrowania wroga
ludu.
Miała nią być wasza koleżanka szkolna Mira.
A powodem podejrzeń był fakt, że rodzice Miry
wrócili do Polski z Francji...
Saszka bardzo chciał być w komórce. Pamiętasz,
jak krzyczał: „K5 nie K4!”
Pamiętasz wasze buszowanie po ruinach zamku?
Palenie papierosów w baszcie, która była polem
bitwy między piątą i szóstą klasą.
Ta klasa, która wcześniej kończyła lekcje,
zajmowała basztę, a ci inni próbowali ją odebrać. Kończyło się zwykle na
regularnej bitwie na kamienie.
Czy pamiętasz, jak jeden z „szóstaków” zapomniał
przed basztą trąbkę, którą dostał tego dnia, bo został przyjęty do orkiestry
szkolnej? Po godzinnym bombardowaniu kamieniami z trąbki został tylko
nieforemny kawałek złomu.
Dosyć często odwiedzałeś Saszkę w ich mieszkaniu
na Piastów.
On miał jakieś stare monety, którymi bawiliście
się w Wyścig Pokoju.
Często jedna z monet to był Wilczewski (Polska),
a druga reprezentowała Duńczyka Pedersena. Wyścigi odbywały się na parapecie
okna, a każdy rzut był głośno i namiętnie dyskutowany.
Wasza przyjaźń mogłaby się wydawać dziwna w tym
czasie. On, syn lektora w komitecie wojewódzkim partii, a ty synek prywaciarza.
Wygląda na to, że wspólne pochodzenie było silniejsze. To jego, a nie ciebie
wyzwał ojciec Ewki, waszej koleżanki klasowej, od żydziaków.
Pamiętasz ostatnią „zabawę” wymyśloną przez
Saszkę?
Tak. Rzucanie kamieniami w przejeżdżające
samochody.
Mogło się skończyć tragicznie, a i tak skończyło
się nieciekawie.
Tego dnia szedłeś po szkole do domu z Saszką i
Romkiem.
Dla wprawy rzuciliście kamieniami w
przejeżdżający czarny samochód, który zupełnie nieoczekiwanie zatrzymał się.
Saszka dał natychmiast nogę, a wy pobiegliście w jego ślady. Na następnej ulicy
przystanęliście dla nabrania oddechu, a potem poszliście dalej, jak gdyby nigdy
nic. Zaczęliście znowu rozmawiać i nawet nie zauważyliście tej czarnej
limuzyny, która podjechała i zatrzymała się obok was. Gdy zobaczyliście dwóch
facetów blokujących chodnik, o ucieczce nie było już mowy.
Mieliście „szczęście” trafić kamieniem w
limuzynę Pierwszego Sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR!
Dosyć pechowo dla twojego taty prywaciarza.
Pomyśl! Syn wroga ludu pracującego podnosi rękę
na przedstawiciela partii!
Ojciec Saszki, lektor partyjny, miał jakie takie
szanse udobruchać towarzysza partyjnego za wybryki syna.
Ojciec Romka, redaktor Głosu Szczecińskiego,
który był nieoficjalnym organem partyjnym, też mógł złożyć samokrytykę za
zaniedbania w pracy wychowawczej swojego syna.
Ale twój ojciec?
Jak zwykle miałeś więcej szczęścia niż rozumu.
Kilka dni później pierwszego sekretarza KW
zdjęto/odwołano i sprawa rozeszła się po kościach.
Reszta wspomnień o Saszce rozpływa się we mgle
zapomnienia.
Czy kiblowaliście razem w auli szkolnej,
słuchając 8-godzinnej transmisji z pogrzebu Józefa Stalina? Czy staliście obok
siebie 5 godzin w sali gimnastycznej w trakcie pogrzebu Bolesława Bieruta?
Nie pamiętasz.
Byłeś niedawno w Szczecinie i poszedłeś na
Małopolską.
Nawet posłałeś Lence zdjęcie.
Ona cała w skowronkach: „Czy wszedłeś do
szkoły?”, „Rozmawiałeś z nauczycielami?”
Nie. Nie wszedłeś. Nie. Nie rozmawiałeś. To
tylko ten sam budynek.
Szkołę najpierw przemianowali na TPD Nr 1, potem
na Szkołę Podstawową i Liceum Ogólnokształcące nr 5, a potem przeniesiono
zupełnie gdzie indziej.
Jej duch, jak duch Saszki i on sam, już nie
istnieje.
Tylko tacy jak ty miotają się w kłębku
wspomnień.
Ale dopóki pamiętasz to dobre i to.
Niechaj żywi nie tracą nadziei...
Alex Adelist
Listopad 2014