(11) WUJEK WIESIEK
(11) WUJEK WIESIEK
Twoja lepsza polowa to tak zwany "kundel", czyli
ojciec Żyd a matka Polka.
Czym są wasze córy, które wyszły za Duńczyków,
nie będziesz już dociekał.
Z powyżej podanych powodów twoje koligacje
powiększyły się o polska gałąź rodzinną.
Że twoja Tina była ochrzczona, bo tak wypadało
robić zaraz po wojnie, gdzie twój teść, pułkownik WP, szedł na kazania
kościelne, jakoś ci nigdy nie przeszkadzało.
Kontakty z tą drugą częścią rodziny były bardzo
sporadyczne, chociaż babcia Sewa, dziadek Jan i wujek/dziadek Tadek byli bardzo
słodcy w trakcie waszych wizyt u babci w Warszawie. To samo można powiedzieć o
cioci Wiesi i jej starszym synu Andrzeju, który odbywał służbę wojskową w waszym
mieście. Drugi syn cioci Wiesi jakby miał jakieś obiekcje, ale o tym się nigdy
nie mówiło.
Była jeszcze jakaś inna odnoga waszej
polskiej familii i do niej należał wujek Wiesiek. Wujek Wiesiek i jego żona
byli lekarzami, dobrze jak na ówczesną PRL-owską Polskę usytuowanymi.
Po przyjeździe do Danii, kiedy byliście w
trakcie budowania nowego bytu na obczyźnie (koniec lat siedemdziesiątych),
dostaliście niespodziewanie list od wujka Wieśka. Właśnie sobie zaplanowali
wycieczkę po Europie i postanowili się u was zatrzymać na chwile, żeby zwiedzić
Kopenhagę.
Tina się strasznie ucieszyła, bo to rodzina z
Polski przyjedzie.
Wujka Wieśka nie znaliście za dobrze, bo tylko
raz zawitał w Szczecinie.
I to tylko po to, żeby się u was przespać, bo
resztę czasu miał zajętą.
Ale rodzina jest rodzina, więc czym chata
bogata.... No właśnie.
Akurat
dostałeś swoją pierwszą pracę w Danii.
Pensja początkowa taka, że na garnuszku
socjalnym mieliście trochę więcej.
Ale pies gryzł. Z głodu się nie umiera.
Przyjechali samochodem. Wujek, ciotka i
mały synek. Tina od razu oddala im waszą sypialnię, co ci się osobiście mało
podobało. Ale przecież rodzina.
Jeszcze mniej ci się podobało, jak zacząłeś
pompować ten dmuchany materac, na którym miałeś spać. Materac został
przywieziony przez wujka Wieśka, bo listownie umówiliście się, że on kupi w
Polsce dobry materac, za który mu oczywiście zapłacicie (w dewizach, czyli
duńskich koronach), bo im potrzebne przecież zagramaniczne pieniądze na
wycieczkę. Wujka prywatny przelicznik był 25 złotych za koronę. Za materac,
który według niego był prima sort, zażyczył sobie 100 koron. Wiec trochę cię
dziabło, jak pompując ten cholerny materac, znalazłeś metkę, gdzie
stało "II sort. 700 złotych". Żeby jemu się, chociaż chciało tę metkę
oderwać!
Dobra! Ta sama polka z papierosami i butelką
"Wyborowej", bo wujek nie był pewny, czy nie dostanie lepszej ceny w Hiszpanii,
gdzie mieli zaplanowany pobyt u znajomych.
Dla tych znajomych wujek i ciotka wieźli porcelanowy
komplet z Ćmielowa, który z dumą wam pokazali.
Co przywieźli dla was albo mamy Tiny? Tylko radosny
uśmiech!
No niezupełnie, bo ciotka dała Tinie niepełne pudełko
pralinek, które były trochę zjełczałe ze starości. Pewnie podarunek od
pacjentki.
Dla śmiechu można dodać, że po ich wyjeździe
znaleźliście pod łóżkiem puste pudełko nowych pralinek, których ciotce nie
chciało się pewnie wyrzucić do kosza. Nic dziwnego, że mama Tiny zaraz po
ich przyjeździe się zmyła i zostawiła wam ich obsługę.
A obsługi oczekiwano, bo wuj miał przygotowany
plan zwiedzania, który wymagał przedłużenia ich wizy tranzytowej o jeden dzień.
Musiałeś oczywiście wziąć wolne z pracy, żeby to
załatwić na policji.
Resztę dnia Tina oprowadzała ich po Kopenhadze,
a po południu ty musiałeś się urwać z kursu językowego, bo oni
sobie zażyczyli, żeby Tina zaprowadziła ich do Tivoli, a wasze dziewczynki
nie mogły przecież same zostać w domu.
Po powrocie z Tivoli wuj i ciotka byli tak
zmęczeni, że o jakiejś "rodzinnej" rozmowie nie było mowy. To samo było również
w dzień przyjazdu. Następnego dnia po śniadaniu pojechali.
Tina też była trochę rozżalona ich zachowaniem.
Okazało się, że ciotka sprzedała jej jajka "prosto od baby" za 3 korony sztuka,
a które przy obdukcji okazały się stemplowane! U was w sklepie kosztowały
takie jajka jedną koronę.
Kiedy poszła z nimi do sklepu, żeby zrobić
zakupy, oni też zrobili zakupy, ale jak doszło do płacenia to ich przy kasie
nie było, więc ona za nich musiała zapłacić.
Wycieczkę i wejście do Tivoli zafundowała
oczywiście Tina. Ten mały chłopczyk był zachwycony tymi karuzelami w Tivoli i
bardzo chciał je spróbować, ale rodzice jakby tego nie widzieli. Aż Tina się
nad nim ulitowała i kupiła kilka biletów na te cuda.
Tuż przed odjazdem ciotka strzeliła Tinę na całą
paczkę kawy.
"Bo ich kawa już zapakowana w bagażu".
No tak. Oni swój plan zwiedzania wypełnili, ale
czasu na rozmowy rodzinne nie było. Może uważali, że im się to należy. Bo
przecież każdy na Zachodzie to milioner?!
Po kilku miesiącach dostaliście od wuja
list. Byli w Hiszpanii. Byli we Włoszech.
I ze szczytu Wezuwiusza posłali wam w myślach
pozdrowienia (bo na kartkę i znaczek to pewnie nie było ich stać?). Ale
najlepiej wspominali pobyt u was.
I w związku z tym zaplanowali na przyszły rok, w
lipcu, pobyt u was i u Tiny brata w Szwecji. Oraz zostawienie samochodu u was i
krótką wizytą Londynie.
No i oczywiście liczą, że ty i brat Tiny
zajmiecie się planowaniem ich pobytu i całą logistyką!
Tina się trochę przeraziła, bo akurat w lipcu
planowaliście wasz pierwszy urlop (Costa Brava), a ty się wkurzyłeś.
I odpisałeś, że wasze odczucie ich wizyty było zupełnie
inne.
Że nie mieliście odczucia odwiedzin rodziny,
tylko bycia kantorem korzystnej wymiany walutowej.
Że w lipcu, niestety, sami jedziecie na
zasłużone wakacje. I że kopię listu, razem z reminiscencjami z ich pierwszego
pobytu u was, posyłasz do brata Tiny, który sam zdecyduje, czy ma ochotę brać
udział w ich planach urlopowych.
Może to się wydać dziwne, ale od tego czasu ani
ty, ani brat Tiny od wujka Wieśka nic nie słyszeliście...
Alex Wieseltier.
Februar 2019